Rozdział XLI
Od tamtego strasznego wydarzenia minęły trzy dni. Cały czas nie byłem w stanie pogodzić się z myślą, że Jimin-ssi mógł zginąć. Zadręczały mnie myśli, że mogłem temu zapobiec. Mogłem coś zrobić.
Yoongi tłumaczył mi, że nie ma sensu zastanawiać się nad tym co by było gdyby. Przecież nie da się cofnąć czasu i naprawić niektórych spraw. Zrobić niektóre rzeczy inaczej...
Musiałem się z tym pogodzić i pomóc Jiminowi wrócić do zdrowia. To było w tamtym momencie najważniejsze.
Siedziałem w pokoju, w którym znajdował się Jimin.
Szczerze mówiąc to od trzech dni nie odstępywałem go na krok. Cały czas leżałem obok niego na łóżku i opiekowałem się nim.
Przynosiłem mu picie, jedzenie. Chciałem go nawet raz nakarmić, ale on tylko się zaśmiał i powiedział, że poradzi sobie z tym sam. Ale mimo wszystko starałem się mu pomagać na tyle ile byłem w stanie.
Stałem obok łóżka i czekałem aż Jin skończy zmieniać Jiminowi opatrunek. Wiedziałem, że szatyn stara się być tak delikatny jak to tylko możliwe, ale gdy widziałem jak Jimin-ssi zaciska swoje malutkie dłonie na prześcieradle, a na jego twarzy pojawia się grymas bólu miałem ochotę go od niego odepchnąć. Jednak starałem się za wszelką cenę opanować emocje. Byłem wdzięczny Jinowi za to, że się nim zajął. Bez jego pomocy Jimin-ssi nie byłby teraz bezpieczny.
Spojrzałem na plecy blondyna, które pokrywały powoli gojące się rany. Niektóre z nich wciąż były otwarte i delikatnie sączyła się z nich krew. Natychmiast odwróciłem wzrok. Czułem jak do oczu napływają mi łzy, a serce rozpada się na kawałeczki. Moja mała kuleczka nie powinna cierpieć. Nie powinienem był pozwolić komukolwiek skrzywdzić go w ten sposób.
Nie byłem w stanie spojrzeć na niego dopóki Jin nie skończył zakładać czysty opatrunek. Po prostu nie mogłem.
- Musze powiedzieć, że naprawdę jest coraz lepiej. Jestem naprawdę w szoku jak szybko twoje ciało radzi sobie z obrażeniami. W takim tempie za kilka dni wszystko się dobrze zagoi. - odparł szatyn uśmiechając się do Jimina.
Jednak nie wiem dlaczego, ale ja nie widziałem tego w ten sposób.
- Dziękuję Jin.
- Nie masz mi za co dziękować. Naprawdę. - odparł z szerokim uśmiechem i poczochrał blond włosy Jimina.
- Jak to wszystko się wreszcie skończy to odwdzięczę ci się za to co dla mnie zrobiłeś.
- Naprawdę nie musisz.
- Ale chcę!
- W porządku, więc po prostu pójdziemy coś zjeść, zgoda? - zapytał z uśmiechem i wyciągnął do niego dłoń.
- Zgoda. - odparł blondyn i uścisnął jego rękę.
- A teraz dam wam chwilę czasu dla siebie, a jak skończycie to zejdźcie na dół. Namjoon chce z nami wszystkimi porozmawiać. - powiedział szatyn po czym odwrócił się w stronę wyjścia z pokoju rzucając mi pojedyncze spojrzenie.
Gdy drzwi się za nim zamknęły podszedłem powoli do łóżka i usiadłem obok Jimina. Przez chwilę po prostu patrzyłem przed siebie w jakiś niewidoczny punkt w oddali. Otrząsnąłem się dopiero, gdy usłyszałem głos blondyna.
- Wszystko w porządku Kookie?
Powoli odwróciłem głowę w jego stronę i napotkałem spojrzenie jego brązowych tęczówek. Teraz widziałem w nich lekkie zmartwienie, ale wyglądały tak jak zawsze. Była w nich ta mała iskierka radości, którą tak uwielbiałem. Jednak ja wciąż w pamięci miałem jego oczy sprzed kilku dni. Pełne bólu, smutku i tej cholernej nadziei. Zawsze miał w sobie te nadzieję. Nadzieję, że mimo wszystko nadejdzie to szczęśliwe zakończenie.
Wyciągnąłem ku niemu dłoń i delikatnie dotknąłem jego policzek.
Nie mogłem opisać radości jaką czułem, ponieważ moja mała kuleczka była teraz ze mną i była bezpieczna.
Jednak gdzieś w głębi cały czas dręczyły mnie wyrzuty sumienia, których nie potrafiłem zignorować.
- Tak w porządku. - odparłem i wysiliłem się na uśmiech.
Jednak Jimin-ssi nie wyglądał na przekonanego. Znał mnie doskonale i wiedział kiedy kłamie i gdy coś mnie dręczy.
Odwrócił się i usiadł do mnie przodem ujmując moją twarz w swoje malutkie dłonie.
- Co się dzieje króliczku? Przecież dobrze wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
- Oczywiście, że wiem, ale...
- Ale co?
Wziąłem głęboki oddech.
Nie wiedziałem jak mam mu to powiedzieć i czy w ogólne go tym martwić. Jimin-ssi miał już dosyć swoich problemów, więc po co miałem jeszcze mu dorzucać swoich.
Jednak z drugiej strony wiedziałem, że nie odpuści póki nie dowie się o co chodzi, więc postanowiłem po prostu to z siebie wyrzucić.
- Tak mi przykro Jimin-ssi... - zacząłem, ale blondyn mi przerwał przewracając oczami.
- Przestań Kookie. Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest twoja wina?!
- A właśnie, że moja! Wiedziałem, że to się wydarzy! Mogłem cię uprzedzić! Mogłem coś zrobić! - zawołałem i odsunąłem się od niego.
Nie chciałem podnosić głosu, ale po prostu emocje wzięły górę. Nie planowałem nad sobą, a powinienem.
- Doskonale wiedzieliśmy, że to w końcu nastąpi! Dobrze wiesz, że czasami nie ma się wpływu na to co się wydarzy! Poza tym mieszanie w czasie i ingerowanie w to co ma się wydarzyć nie jest dobrym pomysłem! Mogłoby się to skończyć dużo gorzej!
W głosie Jimina również słyszałem lekkie zdenerwowanie. Nie dziwiłem mu się.
Miał rację, ale ja nie mogłem przyjąć tego do wiadomości. Cały czas czułem, że mogłem coś zrobić. Że mogłem temu zapobiec.
- Wciąż się obwiniasz, ale wiesz, że to i tak nic ci nie da! Poza tym nie jestem z porcelany, więc mnie w ten sposób nie traktuj Kookie! Nic mi się nie stało, więc nie wracajmy więcej do tego tematu!
Westchnąłem i przeczesałem dłońmi włosy. Przez chwilę znów wpatrywałem się w jakiś punkt w oddali próbując w jakiś sposób sobie to wszystko poukładać.
Znów odwróciłem się w stronę Jimina. Cały czas na mnie patrzył i jego oczy mówiły wszystko. Był zdenerwowany i to była moja wina. Miał rację. Oczywiście, że miał.
Powinienem przestać traktować go w ten sposób, ale nie wiem czy potrafiłem. Chciałem go chronić i to było silniejsze ode mnie. Chciałem po prostu, żeby był bezpieczny.
Nagle wzrok Jimina złagodniał i w jego spojrzeniu pojawił się żal, a także łzy.
- Przepraszam... Nie chciałem... Nie powinienem podnosić głosu... Przepraszam... - odparł skruszony ocierając łzy.
- To ja powinienem cię przeprosić... Masz rację. Nie mogę reagować w ten sposób, ale wiedz, że zachowuję się tak dlatego, że cię kocham i chcę cię chronić. Jednak muszę przyjąć do wiadomości to, że nie zawsze będę w stanie, ale zawsze będę próbował.
Położyłem obie dłonie na jego policzkach i otarłem jednym ruchem spływające po nich łzy. Dotknąłem delikatnie jego dolnej wargi, a następnie złączyłem nasze usta. Chciałem mu tym pocałunkiem przekazać te wszystkie emocje, których nie byłem w stanie ubrać w słowa i nie wiedziałem czy kiedykolwiek będę potrafił powiedzieć mu jak bardzo mi na nim zależy.
Chciałem pogłębić pocałunek i przyciągnąć do siebie blondyna, ale przypomniałem sobie niemalże natychmiast o ranach na jego plecach. Jednak na szczęście Jimin-ssi postanowił zrobić to za mnie i pochylił się w moją stronę zarzucając mi ręce na szyję, więc położyłem po prostu dłonie na jego wąskiej, idealnej talii.
Jednak po chwili blondyn odsunął się ode mnie delikatnie z grymasem bólu na twarzy.
- Wszystko w porządku? - zapytałem przerażony myślą, iż mogłem mu zrobić krzywdę.
- Tak, tylko zapomniałem, że nie mogę się aż tak pochylać. Nie martw się jest dobrze.
Odetchnąłem nieco. Popatrzyłem na tą malutką kuleczke, która siedziała przede mną i spoglądała na mnie tymi pięknymi, brązowymi oczami, w których tańczyły te maleńkie iskierki. Wiedziałem już od dawna, że chce te iskierki widzieć codziennie do końca życia.
- Kocham cię Jimin-ssi. Kocham cie najbardziej na świecie i nic tego nigdy nie zmieni.
- Ja ciebie też kocham króliczku. - zaśmiał się uroczo i złożył na moich ustach motyli pocałunek.
- Im częściej to powtarzasz tym większą mam nadzieję, iż naprawdę wszystko skończy się dobrze.
- Bo tak będzie. Musisz tylko w to uwierzyć.
- Mówiłem Ci już, że uwielbiam to twoje optymistyczne podejście do świata?
- Mówiłeś, ale możesz powtarzać częściej. - zaśmiał się i podniósł się powoli z łóżka. - A teraz chodź. Pewnie już na nasz czekają.
Również wstałem i złapałem go za dłoń po czym ruszyłem w stronę wyjścia.
Na dole w salonie faktycznie wszyscy na nas czekali.
Namjoon siedział w fotelu czytając "Proroka Codziennego". Obok stał Jin spoglądając na czytaną przez niego prasę.
Na dużej kanapie siedział uśmiechnięty Hoseok opowiadając coś zawzięcie Yoongiemu, który słuchał go uważnie patrząc na niego z rozmarzeniem.
Tae siedział na dywanie i śmiał się podczas zabawy z Yeontanem.
Był tam także profesor Lupin, który siedział w fotelu naprzeciwko Namjoona i uśmiechał się patrząc jak jego siostrzeniec bawi się ze szczeniakiem.
Gdy weszliśmy do pomieszczenia wzrok wszystkich natychmiast skierował się w naszym kierunku.
- No nareszcie jesteście! Coś długo wam to zajęło! - zawołał Yoongi.
- Musieliśmy przedyskutować coś bardzo ważnego. - odparłem obejmując Jimina ramieniem.
- Nie szkodzi. Dobrze, że już jesteście. Usiądźcie. - uśmiechnął się w naszym kierunku Namjoon i odkładając gazetę na stół wskazał miejsce na kanapie obok Yoongiego i Hobiego.
Zajęliśmy wyznaczone miejsce i gdy tylko Jimin-ssi usiadł Yeontan natychmiast podbiegł do kanapy i wskoczył blondynowi na kolana. Chłopak zaśmiał się i zaczął głaskać zwierzątko, które radośnie podskakiwało i merdało ogonkiem liżąc Jimina po dłoniach i twarzy.
- Widzę, że ktoś tu się za tobą stęsknił! - zawołał Tae uśmiechając się szeroko.
- I z wzajemnością. - odparł blondyn przytulając do siebie Yeontana.
Szczeniak jeszcze chwilę podskakiwał, a następnie położył się na kolanach Jimina.
Teraz mogliśmy przejść do tematu, na który chcieli z nami rozmawiać.
Odwróciłem się w stronę profesora Lupina, który uśmiechnął się i wyciągnął ku mnie rękę. Odwzajemniłem uśmiech i uścisnąłem jego dłoń.
- Cieszę się, że w końcu was widzę. Gdy Dumbledore opowiedział mi o was, waszym przeznaczeniu i przepowiedni naprawdę się o was martwiłem. - odparł Lupin.
- Czyli Pan wie o wszystkim?
- Tak wiem i jestem z was dumny. Wasza odwaga jest godna podziwu, ale także niezwykła inteligencja.
- Bez Pana lekcji obrony przed czarną magią nie udałoby nam się to. Dziękujemy.
- Nie masz mi za co dziękować Jungkook. To moja praca. Myślę, iż podziękowania należą się także tobie Taehyung. - nachylił się i poklepał szatyna po ramieniu.
Tae wyglądał na zaskoczonego, ponieważ przez chwilę rozglądał się dookoła zastanawiając się o co chodzi.
- Mnie?
- Oczywiście! Gdyby nie peleryna niewidka, którą nam dałeś Kamień Snów wpadł by w ręce śmierciożerców. - odparłem i uśmiechnąłem się do szatyna z wdzięcznością.
- E tam! Bez przesady! Czego się nie robi dla najlepszych przyjaciół. -zaśmiał się i położył dłoń na kolanie Jimina.
- Gdzie właściwie jest teraz Kamień Snów? - zapytał blondyn.
I to było naprawdę dobre pytanie. Pamiętałem tylko jak szybko zapakowałem go do plecaka Yoongiego, a potem gdy owinąłem go w peleryne niewidke wrzuciłem w krzaki. Zastanawiało mnie to co się z nim stało. Miałem nadzieję, że jest w bezpiecznych rękach.
- Tutaj.
Odwróciłem się, gdy usłyszałem głos Yoongiego. W dłoni trzymał Kamień Snów. Odetchnąłem z ulgą i wziąłem od niego magiczny przedmiot. Od razu schowałem go do kieszeni. To była moim zdaniem najbezpieczniejsza kryjówka. Poza tym nie wiedziałem kiedy może mi się przydać, więc wolałem mieć go zawsze przy sobie.
- Musze ci pogratulować Jungkook. Dzięki temu, że zareagowałeś tak szybko Kamień nie dostał się w niepowołane ręce. - odparł z podziwem Lupin.
- Dziękuję profesorze, więc co teraz? - zapytałem spoglądając w stronę Namjoona.
- Poczekamy jeszcze kilka dni, żeby rany Jimina mogły się dobrze zagoić i, gdy Jin wyrazi zgodę, wtedy ruszymy do Hogwartu. Dyrektor Dumbledore już was oczekuje.
- Czyli nikomu nic się nie stało, gdy śmierciożercy zaatakowali Hogwart? - zapytał lekko zdenerwowany Jimin-ssi.
- Spokojnie wszyscy nauczyciele są cali i zdrowi. Bardziej oberwało się napastnikom.
Odetchnąłem z ulgą. Cudownie było usłyszeć, że to Bellatrix dostała w tyłek od Dumbledore'a, a nie na odwrót. Zasłużyła sobie na to.
- Opowiedzieliśmy dyrekorowi o wszystkim i jest z was naprawdę dumny. - odparł z uśmiechem Jin.
- Ale skąd właściwie znacie profesora Dumbledore'a?
- Cóż... Tak naprawdę to każdy z nas był uczniem Hogwartu. - zaśmiał się Namjoon.
- Naprawdę?
- Tak. Jin najlepiej radził sobie na lekcjach zielarstwa z panią Sprouch i często pomagał pani Pomfrey w skrzydle szpitalnym, więc teraz jest jednym z najlepszych lekarzy na świecie.
- Jak można lubić zajęcia z panią Sprouch?! - zawołałem patrząc ze zdziwieniem na Jina.
- Trzeba mieć do tego dar. - zaśmiał się szatyn.
- Ja natomiast jestem aurorem w Ministerstwie Magii. - odparł Namjoon z dumą.
- A Hoseok? - zapytałem spoglądając na niego z zaciekawieniem.
- Kojarzysz może szukającego reprezentacji Korei w Quidditchu o pseudonimie J-Hope?
- Pfff... Czy kojarzę?! Czy kojarzę najlepszego szukającego na świecie?! Oczywiście, że kojarzę! - zawołałem i spojrzałem na Namjoona unosząc jedną brew.
- Więc właśnie siedzi na tej samej kanapie co ty. - zaśmiał się blondyn.
Natychmiast skierowałem swoje spojrzenie z powrotem na Hoseoka. Ten tylko uśmiechnął się do mnie uroczo. Moja mina musiała w tamtym momencie wyglądać po prostu bezcennie. Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nie byłem w stanie uwierzyć, że mój idol siedzi właśnie w tym samym pomieszczeniu co ja. Że mój idol to chłopak mojego najlepszego przyjaciela! To musiał być sen.
Słyszałem jak Jimin-ssi wybucha śmiechem widząc moją reakcje, a po chwili dołączyli do niego Yoongi, Tae i sam Hoseok.
Potrzebowałem chwili, żeby to do mnie dotarło. Gdy już tak się stało zdziwienie zamieniło się w radość.
- Nauczaj mnie! - zawołałem wyciągając do niego dłonie.
- Sądzisz, że jesteś na to gotowy? - zapytał łapiąc je.
- Tak jestem.
- W takim razie treningi zaczniemy jak już skończymy zadanie. No i jak nie będę miał przeciwników do rozwalenia na boisku i zniszczeniu ich marzeń o wygranej. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
- Treningi? A co się stało z panem Jeon "najlepszy szukający jakiego miała kiedykolwiek ta szkoła" Jungkookiem? - zapytał ze zdziwienie Jimin-ssi.
- Może i jestem najlepszy w Hogwarcie, ale do światowej klasy takiej jak Hobi jeszcze mi dużo brakuje.
- Oj! Bez przesady! - odparł Hoseok robiąc się czerwony.
- Spokojnie będziecie mieć dużo czasu na myślenie o przyszłości, ale najpierw musimy załatwić pewne sprawy. - zauważył z uśmiechem profesor Lupin, który cały czas uważnie przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- To prawda, więc następny kierunek naszej podróży... Hogwart. - odparłem obejmując Jimina ramieniem.
Miałem wielką nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i dzięki Hobiemu uda mi się osiągnąć tak wysoki poziom na jakim jest on sam. Dokładnie jeszcze nie wiedziałem co tak naprawdę chcę robić w przyszłości, ale jednego byłem pewien... Nie wyobrażałem sobie jej bez najważniejszej osoby w moim życiu. Bez Jimina.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top