Rozdział XIII
Wyleciałem na boisko na miotle, którą dostałem na święta od Jimina. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę nieźle zaskoczoną i szpetną morde Markusa. Tak bardzo chciałem mu przyłożyć jeszcze raz za to wszystko co mnie przez niego spotkało, jednak to nie był najlepszy pomysł, zważyszy na mój ostatni sen. Musiałem się więc powstrzymać i jego reakcja musiała mi narazie wystarczyć. Yoongi obiecał, że przyjdzie obejrzeć trening i oczywiście zobaczyłem go siedzącego na trybunach. Trening już się zaczął, ale chłopaki widząc mnie lecącego w ich stronę na miotle w stroju do quidditcha, natychmiast zatrzymali gre.
- Patrzcie to Jungkook! - zawołał jeden z nich i wszyscy natychmiast zebrali się wokół mnie.
- Jak dobrze, że wróciłeś!
- Tak! Bez ciebie nie jesteśmy w stanie nic wygrać!
- Jesteśmy do bani bez ciebie!
- Poza tym Potter chce ci zabrać tytuł najlepszego szukającego! Słyszałeś o tym?! On sobie chyba jaja robi!
- Nikt nie jest lepszym szukającym od ciebie!
- Właśnie!
Zostałem zasypany wszelkiego rodzaju komplementami przez członków mojej drużyny. Czułem się doskonale! Oni naprawdę docenili to jak bardzo się staram. Przecież faktycznie dużo robię dla naszej drużyny.
- Nie przesadzajcie radziliśmy sobie bez niego całkiem nieźle! - przede mną pojawił Markus, a ja zacisnąłem pięści.
- Chyba żartujesz?! Przegraliśmy trzy mecze z rzędu! - wtrącił Goyle.
- A jak Jungkook grał z nami nie przegraliśmy ani jednego! - dopowiedział Crabbe.
- No dobra może, ale...
- Nie ma żadnego, ale!
- Właśnie! Nie potrafisz poprowadzić nas do zwycięstwa, gdy Kooka nie ma z nami!
- Mamy cię dość!
- Tak! Rządamy zmiany kapitana!
- Nie możecie!
- Owszem możemy! To się nazywa demokracja głąbie!
- Na jakiej podstawie rządacie zmiany?
- Nie masz pojęcia co to praca zespołowa!
- Nie potrafisz obmyśleć żadnej strategii gry bez zrzucenia z miotły kogoś z przeciwnej drużyny!
- A poza tym widzieliśmy jak wtedy podczas meczu z Gryffindorem zepchnąłeś Jungkooka z miotły! Nie mamy zamiaru czekać, aż postanowisz wyeliminować kolejnego z nas!
Nagle rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót. Nie sądziłem, że będą w stanie się postawić Markusowi. Bali się go, a teraz wyrzucają mu prosto w twarz wszystkie jego błędy i nieczyste zagrania. No proszę kto by się spodziewał!
Uśmiechnąłem się rozglądając wokół. Spojrzałem na Markusa, któremu najwyraźniej zabrakło języka w gębie.
- Cóż... W takim razie musisz niestety oddać opaskę kapitana. - uśmiechnąłem się triumfalnie i wyciągnąłem rękę po opaskę.
- Nie ma mowy nie oddam jej, a zwłaszcza tobie Kook!
- A więc porozmawiamy sobie ze Snape'em i zobaczymy co on będzie miał do powiedzenia na ten temat.
- Albo załatwimy to inaczej... - odparł Goyle i jedym szybkim ruchem zerwał opaskę z ramienia Markusa.
- Od teraz mamy nowego kapitana! - powiedział jeden z pałkarzy, a Goyle podał mi opaskę kapitana.
Spojrzałem na ich zdziwiony. Że niby ja?! Cóż to oczywiście będzie wielki zaszczyt prowadzić swoją drużynę do zwycięstwa, ale... Nie ma żadnego ale! To idealna okazja, żeby po pierwsze i najważniejsze utrzeć Markusowi nosa. No a po drugie to zawsze chciałem zostać kapitanem. Tylko nigdy nie było okazji zrobić żadnego kroku w tym kierunku. Teraz dostałem od moich kolegów kredyt zaufania i miałem zamiar go dobrze wykorzystać.
- To będzie dla mnie zaszczyt! - odparłem i patrząc mojemu wrogowi prosto w oczy założyłem opaskę kapitana na ramię.
- Pożałujesz tego Kook! - zrobił się cały czerwony i zleciał z boiska.
Wszyscy zaczeli wiwatować i skandować moje imię, a ja czułem się niesamowicie. Byłem prawie tak samo szczęśliwy jak podczas meczów, gdy udawało mi się złapać złoty znicz. Nagle przypomniałem sobie o Yoongim, który nadal siedział na trybunach i widział całe zajście. Podleciałem do trybun i usiadłem obok niego.
- No, no moje gratulacje panie kapitanie!
- Dzięki! Nawet nie wiesz jak cudownie się teraz czuję!
- Domyślam się! Widzisz i nie trzeba go było bić, żeby się rozpłakał i uciekł z podkulonym ogonem.
- Popłakał się?!
- Nie, ale było blisko.
Zaśmiałem się i czułem, że lepiej być nie może. Chociaż... Jest jeszcze jedna rzecz, która sprawi, że będę w pełni szczęścia. A może jednak osoba.
- Widzimy się później Yoongi muszę coś jeszcze załatwić - odparłem i ruszyłem do wyjścia z boiska.
- Czyżbyś biegł się pochwalić chłopakowi?!
- Nie mam pojęcia o czym mówisz!
- Ta jasne! Wrócę dzisiaj trochę późno do dormitorium!
- Nie ma sprawy!
Stanąłem przed ścianą i otworzyłem przejście do kryjówki. Wiedziałem, że Jimin tam będzie i nie myliłem się. Zdziwił się, gdy mnie zobaczył, ale oczywiście się uśmiechnął.
- Nie powinieneś być na treningu?
- Powinienem. - rzuciłem tylko i usiadłem obok niego na kanapie.
- Więc dlaczego cię tam nie ma?
- Bo skończył się wcześniej i musiałem ci się czymś pochwalić. - powiedziałem dumnie pokazując mu moje prawe ramię, na którym znajdowała się opaska kapitana.
- Zostałeś kapitanem!?
- Tak! Od teraz jestem najlepszym szukającym jakiego miała kiedykolwiek ta szkoła i kapitanem drużyny Slytherinu!
- No proszę kapitan Jeon Jungkook!
- Prawda, że cudownie to brzmi!?
- Ależ oczywiście! Ale jak ci się to udało?
- Cóż... Moja drużyna miała w końcu dość rządów Markusa jako kapitana, więc zrobili bunt i przekazali opaskę mnie.
- Musiał się nieźle wkurzyć!
- Nawet nie wiesz jak! Zrobił się cały czerwony i powiedział tylko, że tego pożałuje, a potem odleciał.
- To nie brzmi najlepiej...
- Spokojnie, ten idota już jest skończony! Nie boje się go!
- Ale on na pewno będzie pragnął zemsty.
- Wiem, ale i tak mu nic z tego nie wyjdzie! Ten półgłówek nie potrafi wymyślić dobrego planu! Chwali się tylko na prawo i lewo swoimi mięśniami! Kupa sadła, ale zero rozumu!
Jimin zamyślił się na chwilę. Jakby to co powiedziałem zapaliło jakąś lampkę w jego głowie. Po chwili zbladł i spojrzał na mnie przerażony.
- Co się stało?
- Kookie, gdzie jest Yoongi?!
- Powiedział, że musi coś załatwić, dlaczego o to... - urwałem w połowie zdania i zamarłem.
Wszystko zaczęło się układać w całość. Markus był na mnie wściekły i na pewno zrobi wszystko, żeby mnie wyeliminować, a Yoongi powiedział, że wróci późno, bo musi coś załatwić.
Natychmiast zerwałem się z kanapy i wybiegłem z kryjówki nie zważając na to czy ktoś mnie widział czy nie. Słyszałem za sobą kroki Jimina, ale byłem skupiony tylko i wyłącznie na jednym. Żeby nie było za późno i mój sen nie stał się rzeczywistością.
Biegałem ile sił w nogach i na ile pozwalała mi moja kondycja. Na szczęście nie miałem problemów z bieganiem na długi dystans i po chwili byłem już na dziedzińcu, a z tamtąd już prosta droga do wielkiej wiśni. Przystanąłem na chwilę, a Jimin pojawił się obok mnie. Spojrzałem w kierunku drzewa i zobaczyłem pod nim sporych rozmiarów postać. To na pewno nie był Yoongi.
- O nie... - wyszeptał Jimin.
- Yoongi! - krzyknąłem i ruszyłem w stronę drzewa.
Gdy już byłem dostatecznie blisko zobaczyłem Markusa, który stoi nad leżącym na ziemii brunetem. Jego twarz była posiniaczona, a dolna warga czerwona od krwi. Zupełnie nie reagował już na ślizgona, który cały czas zadawał mu mocne kopniaki w żebra.
Wściekłość gotowała się we mnie i wiedziałem, że ten śmieć pożałuje tego co zrobił.
Wyciągnąłem różdżke i skierowałem ją w stronę Markusa.
- Depulso!
Zaklęcia z potężną mocą uderzyło w niczego nie świadomego ślizgona, który przeleciał kawałek i wylądował na ziemi. Podszedłem do niego i spojrzałem na niego z góry. Ślizgon spojrzał na mnie zdziwiony. Jednak, gdy uświadomił sobie w jakiej sytuacji się znajduje uśmiech, który jeszcze przed chwilą królował na jego twarzy zniknął.
Znów skierowałem w jego stronę moją różdżke i przez gniew, który w jakiś sposób przejął nade mną kontrolę, miałem ochotę przetestować na nim wszystkie zaklęcia zakazane.
- Nie rób tego Kook!
- Dlaczego?
- Ponieważ... Jesteśmy przyjaciółmi, kolegami z jednej drużyny.
- Chyba cie pojebało! Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi! Moim przyjacielem jest osoba, którą przed chwilą skrzywdziłeś, a teraz dostaniesz to na co zasłużyłeś!
- Jungkook proszę!
Był taki żałosny! Teraz mnie prosił! Teraz doznał nagłej skruchy, gdy pobił mojego przyjaciela! Przez niego Yoongi cierpi! Zasługuje na to! Zasługuje!
Tak sobie to tłumaczyłem i w głowie juz miałem przygotowane zaklęcie. Wystarczyło je tylko wypowiedzieć, a Markus dostanie to co mu się należy.
Zrobię tym wszystkim przysługe. Pozbędę się tego śmiecia raz na zawsze.
- Kookie!
Usłyszałem za sobą tak dobrze znany mi głos. Odwróciłem głowę w jego kierunku i zobaczyłem Jimina klęczącego obok Yoongiego.
- Kookie nie rób tego!
- On na to zasługuje!
- Może, ale nie tobie o tym decydować! Nie zmieniaj się w niego! Ty nie krzywdzisz innych! Jesteś dobry!
- Skąd to wiesz?! Nie znasz mnie zbyt długo!
- Ale te kilka miesięcy wystarczyło, żebym mógł stwierdzić jaki jesteś naprawdę! I nie jesteś tym aroganckim i zrozumiałym ślizgonem, o którym mówią inni! Jesteś lojalny, uroczy, zabawny i troszczysz się o swoich przyjaciół! Więc nie zniżaj się do jego poziomu!
Dokładnie przeanalizowałem słowa Jimina. Gniew zaczął powoli ze mnie uchodzić i w końcu mogłem myśleć racjonalnie. Zdałem sobie sprawę co chciałem zrobić. Opuściłem różdżke i jeszcze raz spojrzałem na Markusa. Wciąż przyglądał mi się i z przerażeniem czekał na moją decyzję. Zrobiłem to co należało zrobić.
- Spadaj Markus. - powiedziałem spokojnie.
- Że co? - zapytał zszokowany.
- Bo za chwilę zmienię zdanie! Powiedziałem, że masz się stąd wynosić! Nie chcę Ci widzieć!
Ślizgon natychmiast zerwał się na równe nogi i uciekł w stronę Hogwartu. Westchnąłem widząc jak znika za murami szkoły.
Od razu przypomniałem sobie o Yoongim i szybkim krokiem podszedłem do miejsca, w którym leżał. Przyklęknąłem obok Jimina i spojrzałem na przyjaciela. Nie ruszał się. Nachyliłem się nad jego twarzą i sprawdziłem oddech. Gdy nie udało mi się go wyczuć spojrzałem z przerażeniem na blondyna.
- On nie oddycha! Jimin on nie oddycha!
- Spokojnie. Przed chwilą sprawdzałem i nadal wyczuwam puls, więc Yoongi nadal żyje! Musimy go jak najszybciej zabrać do pani Pomfrey!
Przez chwilę nie byłem w stanie się ruszyć. Byłem oszołomiony tym co się przed chwilą stało. Jednak Yoongi mnie potrzebował i musiałem wziąć się w garść.
Wziąłem przyjaciela na ręce i tak szybko jak tylko mogłem ruszyłem w stronę Hogwartu. Jimin podążał tuż za mną. Liczyła się każda sekunda, więc biegłem na tyle szybko na ile pozwalała mi moja kondycja, a zarazem starałem się nie zrobić Yoongiemu większej krzywdy.
Dosłownie wpadliśmy do skrzydła szpitalnego rozglądając się w poszukiwaniu pani Pomfrey.
- Pomocy! Pani Pomfrey! Szybko!
Kobieta weszła do sali natychmiast i podeszła do nas.
- Co się stało?!
- Niech pani ratuje Yoongiego! Błagam! On nie oddycha!
- Połóż go tutaj! - poleciła.
Zrobiłem co kazała. Z przerażeniem spojrzała na bruneta, ale natychmiast wzięła się do pracy.
- Thomas! Natychmiast biegnij po profesora Snape'a!
- Tak jest! - zawołał chłopak i wybiegł z sali.
- A wy wyjdzie stąd, ale już!
- Ja chcę tu zostać!
- Nie ma takiej opcji! Jimin zabierz go stąd!
Jimin chwycił mnie za dłoń i wyprowadził z sali. Spojrzałem po raz ostatni na nieprzytomnego przyjaciela. Drzwi zamknęły sie za nami, a ja nadal czułem jak serce mi bije jak oszalałe. Po chwili patrzyłem jak przez korytarz biegnie profesor Snape wraz z chłopakiem, którego posłała pani Pomfrey. Nie byłem w stanie odwrócić wzroku od drzwi skrzydła szpitalnego.
- Boję się Jimin... - szepnąłem.
- Wszystko będzie dobrze. - starał się mnie pocieszyć blondyn.
- A co jeśli on...
- Nawet o tym nie myśl! Pani Pomfrey i profesor Snape na pewno go uratują!
- Jesteś pewien?
Jednak Jimin nie odpowiedział na to pytanie. Oczywiście, że tego nie zrobił. Nie mógł być w stu procentach pewien, że wszystko skończy się dobrze, a ja miałem przed oczami same czarne scenariusze. Widziałem panią Pomfrey wychodzącą z sali przekazującą nam wiadomość, że niestety, ale... Yoongi...
- Kookie nie płacz proszę. - usłyszałem głos Jimina i dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że moje policzki są już mokre od łez, które cały czas po nich spływały.
- To wszystko moja wina...
- Nie mów tak.
- Ale to prawda! Gdybym powiedział mu o moim śnie! O tym co widziałem! Gdybym był z nim szczery to nie doszłoby do tego! A teraz przeze mnie Yoongi może umrzeć! - krzyknąłem, opierając się o ścianę osunąłem się na podłogę i rozpłakałem przed nim po raz kolejny.
Mimo, iż nie chciałem znów pokazywać słabości to ta sytuacja mnie przerosła i jedyne co mogłem teraz robić to płakać.
Jimin usiadł obok mnie i po chwili przyciągnął mnie do siebie przytulając mocno. Ukryłem twarz w jego ramieniu w poszukiwaniu schronienia przed tym wszystkim. Chociaż przez chwilę mogłem poczuć się bezpieczny w jego objęciach. Po raz kolejny płakałem przed nim jak dziecko, ale nie obchodziło mnie to. Potrzebowałem go i to bardzo.
Czułem jak Jimin głaszcze mnie dłonią po włosach, a ten gest pozwolił mi się trochę uspokoić. Jednak nie na długo, ponieważ nagle przypomniałem sobie co chciałem zrobić wtedy pod wiśnią.
- Chciałem go zabić...
- Co takiego?
- Chciałem zabić Markusa... Wtedy pod wiśnią...
- Byłeś wściekły, a ludzie pod wpływem emocji myślą o różnych rzeczach.
- Ale ja bym to zrobił, gdybyś mnie nie powstrzymał.
- Nie zrobiłbyś. - powiedział stanowczo.
- Skąd to wiesz?
- Bo mimo, iż często zgrywasz twardziela to tak naprawdę jesteś bardzo wrażliwy.
- I to wywnioskowałeś po tych kilku miesiącach.
- Tak i widzę to coraz wyraźniej.
Przysunąłem się do niego tak blisko jak się tylko dało. Cały czas miałem przed oczami twarz Yoongiego i przerażenie w oczach Markusa, gdy celowałem w niego różdżką. Nie wiedziałem czy Jimin ma rację czy też nie, ale postanowiłem mu zaufać i obiecałem sobie, że nigdy więcej nie pozwolę, aby gniew przejął nade mną kontrolę.
- Wszystko będzie dobrze... - szepnął mi do ucha, a ja przez chwilę naprawdę uwierzyłem w jego słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top