Rozdział XI
- Dodając róg jednorożca, a następnie rozgniatając owoc granatu możemy...
Snape przez kilkanaście minut lekcji gadał o elisirze, którego nazwy nie pamiętałem. Eliksiry to przedmiot z którego byłem naprawdę dobry i nie potrzebowałem słuchać jak Snape nawija o ich przez 45 minut. Ułożyłem głowę na rękach i podparłem je na ławce. Znudzony i zmęczony przymknąłem na chwilę oczy. Położyłem się wczoraj dość wcześnie spać, ale mimo to byłem cholernie zmęczony. Przyznaję, że często zdarzało mi się spać na lekcjach, ale przeważnie były one prowadzone przez panią Sprout, a ona i tak nie zwracała na mnie uwagi. Nigdy nie odważyłem się spać na wykładach Snape'a. Jednak dzisiaj miałem nie najlepszy dzień. Nie wiedziałem czemu, ale w końcu każdy ma czasami fatalny dzień, taki jak ja dzisiaj. Nagle obudził mnie podręcznik, który wylądował na mojej głowie. Natychmiast otworzyłem oczy. Nade mną stał Snape ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Mimo, iż siedziałem w ostatniej ławce to on i tak był w stanie zauważyć, że śpię. Cóż, najwidoczniej wzrokowi Snape'a nic nie umknie.
- Widzę, że bardzo cię interesuje lekcja panie Jungkook.
- Przepraszam profesorze. - powiedziałem i pomasowałem miejsce, w które oberwałem podręcznikiem.
- Cóż może w końcu zaangażujesz się w zajęcia, gdy usiądziesz z kimś z kogo będziesz mógł brać przykład, ponieważ pan Yoongi nie nadaje się do tego zadania.
Spojrzałem na bruneta, który leżał na ławce pogrążony w głębokim śnie.
- A więc usiądziesz z panem Parkiem, a pan Taehyung zajmie twoje miejsce.
Odchodząc obudził jeszcze Yoongiego tak jak mnie czyli uderzeniem z grubego podręcznika od eliksirów w głowę. Brunet natychmiast podniosł się z ławki nie wiedząc co się dzieje. Zabrałem swoje rzeczy i wymieniłem się miejscem z kosmitą. Gdy podchodziłem do ławki, w której siedział zajęty przepisywaniem tego co Snape napisał na tablicy blondyn, uśmiechnąłem się do siebie pod nosem i cieszyłem się, że zdecydowałem się zdrzemnąć. Usiadłem obok blondyna, a on spojrzał na mnie zdziwiony na co ja się uśmiechnąłem jeszcze szerzej.
- Co ty robisz? - zapytał tak cicho jak tylko mógł.
Pochyliłem się w jego stronę i odpowiedziałem szeptem.
- Snape kazał mi z tobą usiąść, abym zaangażował się w lekcje.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że tak. Cóż czasami opłaca się spać na zajęciach.
- Snape'owi się to nie spodobało.
- Nie, ale przynajmniej teraz masz do towarzystwa mnie, cieszysz się?
- Ależ oczywiście - zaśmiał się cicho.
- No bo kto by się nie cieszył?
- Wszyscy gryfoni oprócz mnie.
- W sumie racja...
Gdy się tego najmniej spodziewałem czyli właśnie w tamtym momencie książka od eliksirów znów wylądowała na mojej głowie. Wyprostowałem się i spojrzałem za siebie.
- Jungkook przesadziłem cię, żebyś skupił się na lekcji, a nie żebyś rozmawiał z panem Parkiem.
- Ja tylko...
- Park naucz pana ''najlepszego ścigającego jakiego miała kiedykolwiek ta szkoła'' jak powinien zachowywać się na zajęciach.
- Oczywiście panie profesorze. - odparł Jimin za wszelką cenę starając się nie roześmiać.
- Doskonale.
Snape spojrzał na mnie jeszcze raz i podszedł do tablicy.
Z Jiminem przez chwilę utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy, jednak tak jak kazał profesor zająłem się lekcją. Przynajmniej próbowałem, ponieważ ciężko jest się skupić na czymkolwiek, gdy obok ciebie siedzi ktoś taki jak Jimin. Na szczęście blondyn cały czas był skupiony na lekcji i nie widział jak się na niego patrzę. Podczas tej lekcji zdążyłem dokładnie przestudiować każdy centymetr jego doskonałego lewego profilu.
Wyszedłem z sali po skończonej lekcji razem z Jiminem. Yoongi powiedział tylko, że musi coś załatwić i oddalił sie idąc w stronę dziedzińca. Spojrzałem na blondyna, który przyglądał mi się uważnie.
- Co? Mam coś na twarzy?
- Nie po prostu nie wyglądasz najlepiej.
- Wiesz co dzięki nie ma to jak przyjaciel.
- Mówię poważnie. Powinieneś iść się położyć.
- Spałem sporo wczorajszej nocy, a i tak czuję się jakbym w ogóle nie zmrurzył oka.
- Hmm... Dziwne... Często tak masz?
- Nie, nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło.
- Cóż, moim zdaniem powinieneś iść spać. Na pewno Ci nie zaszkodzi.
- Zgoda pójdę. Przynajmniej nie będę musiał siedzieć i nudzić się na lekcji z zielarstwa.
- No widzisz! Zawsze znajdziesz sposób, żeby uniknąć spotkania z panią Sprout!
- To nie prawda! Ale przyznam, że już wolę wrócić do skrzydła szpitalnego niż siedzieć na jej lekcjach.
- No wiesz ty co!
- No co?! Mówię tylko to co myślę!
- Oczywiście zawsze szczery Kookie! - zaśmialiśmy się.
No tak jeśli chodzi o bycie szczerym to nie mam sobie różnych. Zawsze mówię tylko i wyłącznie to co myślę. No cóż... Zdarzają się wyjątki.
- A tak w ogóle to... - urwał w połowie zdania, gdy usłyszał, że ktoś woła go po imieniu.
Odwróciliśmy się w kierunku, z którego dochodził głos. Taehyung stał kilka metrów od nas i przywoływał do siebie ruchem ręki Jimina. Blondyn zaśmiał się.
- To co widzimy się jak już się wyśpisz?
- Jasne!
- To miłych snów życzę. - odparł i ruszył w stronę kosmity.
Gdy odchodzili przez chwilę wierciłem wzrokiem dziurę w plecach Taehyunga. Gdy zniknęli mi z oczu ruszyłem w stronę lochów.
Leżałem w łóżku w swoim dormitorium i próbowałem zasnąć. Jednak przewracałem się tylko z boku na bok. Otworzyłem oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej. Czułem się strasznie słabo i nie było nawet mowy o powrocie na lekcje. Nie byłem w stanie ruszyć się z łóżka. Gdy próbowałem wstać nie miałem wystarczająco siły, żeby ustać na nogach. Ponownie opadłem na łóżko. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Dłużej tego nie zniosę! Pójdę do skrzydła szpitalnego. Pani Pomfrey na pewno coś na to poradzi. Ponownie podniosłem się z łóżka i zrobiłem kilka kroków przed siebie. Nagle zakręciło mi się w głowie. Świat wirował wokół mnie i już po chwili otoczyła mnie ciemność.
***
Otworzyłem ponownie oczy, jednak nie mogłem niczego dostrzec. Otaczała mnie niezmierzona ciemność. Scenariusz znów zaczął się powtarzać. Nie! To nie może być prawda! Nie chce znów przechodzić przed ten koszmar! Próbowałem się w jakiś sposób obudzić jednak nic z tego nie wyszło. Czekałem na dalszy rozwój wydarzeń nie mając innego wyboru. Po chwili oślepiło mnie jasne światło i gdy znów otworzyłem oczy znalazłem się niedaleko wielkiej wiśni, która rośnie blisko Hogwartu. Pod drzewem siedziała jakaś postać jednak z takiej odległości nie byłem w stanie stwierdzić kim ona jest. Podszedłem bliżej i gdy znalazłem się obok wiśni rozpoznałem mojego przyjaciela zapisujacego coś w swoim zeszycie. Niestety Yoongi nie mógł mnie zobaczyć. Tak samo było poprzednim razem. Przyglądałem mu się przez chwilę, obserwując jak brunet zapisuje nuty na pięciolinii. Robił to z taką dokładnością i precyzją, że byłem pod wielkim wrażeniem.
- Yoongi!
Odwróciłem wzrok w kierunku, z którego dochodził głos. Zobaczyłem Markusa idącego w stronę Yoongiego. Czego on od niego chce?! Zacisnąłem pięści i uważnie obserwowałem każdy jego krok.
Brunet zamknął zeszyt i wstał, czekając aż ślizgon znajdzie się obok niego.
- I jak przemyślałeś moją propozycję?
- Nad niczym nie musiałem myśleć, moja odpowiedź wciąż brzmi nie! Jesteś naprawdę głupi, jeśli myślałeś, że się na to, zgodzę!
- Słuchaj masz szczęście, że mam dzisiaj dobry humor, więc zastanów się nad tym jeszcze raz! Przecież Kook sobie na to zasłużył! Poza tym twoja rodzina potrzebuje pieniędzy, nie mylę się?
- Zgadza się potrzebujemy, ale w życiu nie sprzedam najlepszego przyjaciela. Już wolę wylądować na ulicy!
Zaraz, zaraz! Rozumiem, że Markus mnie nienawidzi, ale żeby mieszać w to wszystko Yoongiego! No to już przesada! Co takiego zaproponował mu ten śmieć?!
- Powiedziałem, że nie przyłożę do tego ręki! Jungkook to mój przyjaciel!
- Błagam, nazywasz tego idiote przyjacielem! Jesteś dla niego nikim!
- To nie prawda!
- Jesteś pewien? Nie bardzo widać, żeby okazywał jak bardzo mu na tobie zależy!
- Problem w tym, że to ja mu tego nie okazuje. Za każdym razem kiedy Kookie stara się pokonać tę barierę, którą w jakim sensie stworzyłem między nami, ja za każdym razem go odtrącam. Bardzo chciałbym mu pokazać jak bardzo mi na nim zależy, ale nie wiem jak. Mimo to on jest moim najlepszym przyjacielem i zawsze stanę po jego stronie.
Uśmiechnąłem się słysząc słowa Yoongiego. Faktycznie był osobą bardzo zamkniętą w sobie. Jednak wiedziałem, że bardzo się stara bardziej otwierać. Nie musiał mi tego okazywać w jakiś szczególny sposób, bo po tych pięciu latach odkąd go poznałem, potrafię doskonale oczytać to co jest ukryte w jego sercu i wiem, że jestem dla niego tak ważny jak on dla mnie.
- Cóż twoja strata, sam się tym zajmę!
- Jeśli myślisz, że pozwolę ci mu coś zrobić to jesteś w wielkim błędzie!
- Szkoda, że nie zdążysz go ostrzec! - stwierdził Markus uśmiechając się chytrze i wymierzył Yoongiemu cios prosto w szczękę.
Brunet zachwiał się i oparł o pień drzewa upuszczając swój zeszyt na ziemie. Ślizgon pokonał dzielący ich dystans i chwycił go za koszule. O nie teraz to masz przejebane Flinch! Nie miałem zamiaru stać bezczynnie i się temu przyglądać. Ruszyłem na pomoc przyjacielowi rzucając się na Markusa. Jednak jedynie przeleciałem przez niego na wylot i upadłem na trawe. Nie! To nie może być prawda! Nie teraz! Dlaczego teraz!?
Jednak Yoongi nie pozostał mu dłużny. Zrzucił z siebie ręce ślizgona i sprzedał mu tak silne uderzenie w szczękę, że jego głowa obróciła się w bok. Tak trzymaj! Doskonała robota!
- Pożałujesz tego! - Markus otarł krew z kącika ust i spojrzał z wściekłością na bruneta.
Tym razem Yoongi przyjął potężne uderzenie w brzuch, a następnie kolejne w twarz. Upadł na ziemie i splunął krwią. Markus stanął nad nim i uśmiechnął się triumfalnie. Znów spróbowałem zatrzymać ślizgona przed skrzywdzeniem mojego przyjaciela. Jednak skończyło się to tak samo jak poprzednim razem. Moje ręce dosłownie przenikały przez niego i nie mogłem go powstrzymać. Osunąłem się na ziemie i jedyne co mogłem zrobić to patrzeć jak mój najlepszy przyjaciel cierpi. A najgorsze było to, że to moja wina. To wszystko przeze mnie. Gdybym wtedy w pociągu go nie uderzył tylko odszedł tak jak radził mi Yoongi to ta sytuacja nie miałaby miejsca. Wszystko byłoby w porządku. Jedna samotna łza spłynęła po moim policzku. Patrzyłem jak brunet przyjmuje silne uderzenie w żebra i czułem jakby co we mnie pękło.
- Przepraszam Yoongi...
Brunet spojrzał w moją stronę, jakby mnie usłyszał, jednak ja wiedziałem, że to niemożliwe. Patrzyłem przez chwilę w jego oczy, ale wiedziałem, że on nie dostrzega moich. I to sprawiało mi ogromny ból.
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał Markus szczerząc się.
- Żal mi cię, bo nigdy nie poznasz co to prawdziwa przyjaźń, a ja znam to uczucie.
Ślizgon przewrócił oczami z irytacją i uniósł nogę, aby wymierzyć Yoongiemu kolejny cios w brzuch.
Nie chciałem na to patrzeć, ale nie mogłem odwrócić wzroku. Dlaczego mi się to przytrafia?! Dlaczego wciąż muszę patrzeć jak bliskie mi osoby cierpią! Nie chce tego! Dłużej tego nie zniose!
I w momencie, gdy noga Flincha miała się zetknąć z klatką piersiową bruneta, wszystko nagle zniknęło i znów otaczała mnie tylko i wyłącznie ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top