Rozdział X

Po następnych kilku dniach spędzonych w rodzinnym domu miałem już serdecznie dość. W dzień powrotu do Hogwartu wstałem bardzo wcześnie rano, żeby jak najszybciej znaleźć się na peronie. Spakowałem wszystkie potrzebne mi rzeczy i listy, które otrzymałem od moich przyjaciół. Rodzice nie mogą się dowiedzieć o tym o czym pisaliśmy. Zwłaszcza jeśli chodzi o Jimina. Jeszcze tego brakuje, żeby dowiedzieli się o mojej przyjaźni z gryfonem. Naszykowany razem z walizką zszedłem na dół gdzie czekali już na mnie matka i ojciec.

- Cieszysz się z powrotu do szkoły? - zapytała mama z uśmiechem.

Spojrzałem gniewnie na ojca.

- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Kookie...
- Mówię po prostu prawdę! Sama mnie o to zapytałaś!
- Kiedyś pożałujesz swoich słów. - stwierdził ze spokojem ojciec.
- Nie wydaje mi się - syknąłem.

Utrzymaliśmy przez dłuższą chwilę kontakt wzrokowy prowadząc zaciętą bitwę. Żaden z nas nie miał zamiaru przegrać. Jednak ojciec w końcu odpuścił, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie.

- Chodźmy już! Yoongi pewnie już na mnie czeka.

Wyszedłem jako pierwszy z domu i ruszyłem w stronę samochodu ojca.

Na peronie były jak zawsze tłumy uczniów i ich rodziców. Przeciskałem się pomiędzy nimi szukając znajomych mi twarzy. Wiedziałem, że gdzieś tu czeka już na mnie Yoongi. Zawsze tak robił. Mój kufer znajdował się już w pociągu, więc nie musiałem się o niego martwić i swobodnie poruszałem się po peronie. Uczniowie zaczęli już wsiadać do środka pojazdu, więc zrobiło się trochę luźniej. Nagle spostrzegłem Yoongiego opierającego się o jeden z filarów. Zacząłem biec w jego stronę nie zwracając uwagi na moich rodziców, którzy nadal byli za mną. Gdy zauważył, że podążam w jego stronę uśmiechnął się pod nosem. Gdy już byłem przy nim od razu rzuciłem się na niego i mocno do siebie przytuliłem. Yoongi odwzajemnił uścisk i staliśmy tak przed dłuższą chwilę.

- Dobra, dość tych czułości! Ludzie się gapią! - odepchnął mnie od siebie i wygładził koszulkę.

Zaśmiałem się, bo wiedziałem, że też za mną tęsknił. Nie miałem zamiaru pożegnać się z rodzicami, więc od razu ruszyliśmy w stronę pociągu.
Udało nam się znaleźć wolny przedział. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy, którą postanowił przerwać Yoongi.

- Jak się mają twoje relacje z ojcem?
- Nadal nie chce z nim rozmawiać.
- Ale to w końcu twój ojciec...
- Wiem Yoongi, ale nie pozwolę mu obrażać moich przyjaciół.
- On obraził tylko mnie.
- Jesteś moim przyjacielem Yoongi. Moim pierwszym najlepszym przyjacielem.
- Może on ma rację, może powinieneś znaleźć sobie kogoś lepszego... W końcu ja...
- Nawet nie kończ! Nie zamierzam cię zostawić, tylko dlatego, że mój ojciec tak chce.
- Jesteś gotów kłócić się przeze mnie z ojcem?
- Nie kłóce się tylko i wyłącznie przez ciebie i dobrze o tym wiesz.
- No tak...
- Poza tym nie mam zamiaru wiecznie robić tego co on chce i czego ode mnie oczekuje. Mam tego dość.

Złapałem z nim kontakt wzrokowy i uśmiechnąłem się do niego, na co on odpowiedział mi tym samym.

- A właśnie! Jak udało Ci się przeżyć bankiet?!
- Nie uwierzysz jak ci powiem.
- No dalej mów!
- Zgadnij kto pojawił się na bankiecie i uratował mnie od irytującej Pansy?
- No nie wiem James Bond! Nie bawimy się w zgadywanki, tylko dalej mów kto!
- Jimin.

Mina Yoongiego w tym momencie była po prostu bezcenna. Patrzył na mnie zaskoczony i przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.

- Jak to Jimin?!
- No tak to. Przyszedł razem ze swoim ojcem, który teraz pracuje z moim ojcem. Poszliśmy do mojego pokoju i rozmawialiśmy.

Yoongi przez chwilę przetwarzał informacje, które mu przekazałem.

- Czyli byliście w twoim pokoju sami, tak? - mówiąc to poruszył znacząco brwiami.

Przewróciłem oczami.

- Na Merlina Yoongi! Ja i Jimin jesteśmy, tylko przyjaciółmi!
- Każdy tak na począteku mówi.
- Ale to jest prawda!
- Jesteś tego pewien?
- Tak jestem!
- OK, ale jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Ta na pewno.

Odwróciłem głowę w stronę okna i starałem się zapomnieć choć na chwilę o tym wszystkim. Problemy z ojcem, presja jaką na mnie wywierał, Markus, który stał się moim wrogiem i będzie próbował się mnie pozbyć za wszelką cenę, a do tego Yoongi twierdzi, że między mną, a Jiminem coś jest. Owszem jest. Tym czymś jest przyjaźń. Oczywiście jak dobre znam Yoongiego nie odpuści sobie tak łatwo. Cóż, będę musiał to jakoś przeboleć.

- Nareszcie! - zawołałem, gdy wraz z Yoongim przekroczyliśmy próg szkoły. Jeszcze w życiu nie byłam tak szczęśliwy z powrotu tutaj.
- Nie wydzieraj się tak Kook, przecież ludzie się gapią! - przewrócił oczami.
- I co z tego?! Jestem szczęśliwy i chce, żeby wszyscy wokół to wiedzieli!
- Cudownie...

Przemierzaliśmy korytarze Hogwartu, ale ja patrzyłem na te szkołe zupełnie inaczej niż na początku tego roku. Moje spojrzenie na wszystko zmieniło się diametralnie. Już nie patrzyłem z pogardą na przechodzące obok mnie mugolaki. Po prostu je ignorowałem. Nie mogę ich przecież nienawidzić z powodu ich pochodzenia. W końcu to nie ich wina. Czy ja naprawdę o tym pomyślałem?! Yoongi ma rację, Jimin ma na mnie dobry wpływ. Właśnie Jimin! Gdy przypomniałem sobie, że zobaczę się z nim za chwilę od razu przyspieszyłem kroku.

- A ty gdzie się tak spieszysz?! - zawolał Yoongi praktycznie biegnąc za mną.
- A jak myślisz?
- Aaa no tak, przecież musisz się jak najszybciej spotkać z chłopakiem!
- On jest moim przyjacielem Yoongi!
- Nazywaj go sobie jak chcesz, ale ja wiem swoje!

Postanowiłem go zignorować i przyspieszyłem kroku. Dosłownie wpadłem do Wielkiej Sali i od razu zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu gryfona. Zauważyłem go, jednak siedział już przy stole czytając książkę. Gdy przechodziłem obok podniósł wzrok znad lektury i nasze spojrzenia się spotkały. Chciałem mu przekazać, żebyśmy się spotkali w naszej kryjówce, więc kiwnąłem lekko głową, a on robił to to samo uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech i usiadłem na swoim miejscu. Po chwili dołączył do mnie Yoongi, któremu nie chciało się za mną biec. Do Jimina podszedł Taehyung, dziwak, którego wszyscy nazywają kosmitą i przysiadł obok niego uśmiechnąc się w jego kierunku. Blondyn oczywiście odwzajemnił gest. Tae zaczął mu coś zawzięcie opowiadać, a Jimin słuchał go uważnie, wpatrując się w niego tymi swoimi pięknymi oczami i śmiejąc się za każdym razem, gdy powiedział coś co go rozśmieszyło. Przyglądałem im się uważnie i w momencie, gdy Taehyung dotknął jego ramienia zacisnąłem pięści, a moje spojrzenie skierowałem na gryfona siedzącego obok Jimina. Gdyby mój wzrok mógł zabijać Taehyung leżał by już na podłodze martwy. Co on sobie w ogóle wyobraża?!

- Co się stało?

Dopiero głos Yoongiego sprowadził mnie do rzeczywistości. Zdałem sobie sprawę z tego co robię i natychmiast się rozluźniłem.

- Nic...
- Ta jasne...

Yoongi spojrzał w stronę stołu gryfonów, a potem znów na mnie.

- Jesteś zazdrosny. - stwierdził uśmiechając się złośliwie.
- Wcale, że nie!
- A właśnie, że tak! Przecież to widać Kook mnie nie oszukasz!

Westchnąłem tylko z irytacją. Też coś! Ja zazdrosny?! W życiu! Jimin jest moim przyjacielem i to wszystko! Tak zależy mi na nim, ale nie w taki sposób w jaki uważa Yoongi. Rzuciłem jeszcze raz okiem na stół gryfonów, a następnie skupiłem się na dyrektorze, który podszedł do mównicy.

- Witam was wszystkich po myślę zasłużonej przerwie od zajęć szkolnych. Jednak teraz znów musicie się zabrać do ciężkiej pracy i mam nadzieję, że na koniec roku osiągnięcie wyznaczone przez siebie cele. Ale pamiętajcie, że nic nie przyjdzie do was samo, nawet w Hogwarcie, szkole magii. Więc zacznijmy ucztę, a następnie do pracy moi drodzy!

Przemowa Dumbledore'a jak zawsze została nagrodzona gromkimi brawami. Na stole pojawiły się przeróżne potrawy, lecz ja nie byłem w stanie nic przełknąć. Cały czas spoglądałem w kierunku Jimina i nie mogłem doczekać się spotkania z nim w sali muzycznej. Nagle zauważyłem Pansy idącą w moją stronę.

- Spotkamy się na zajęciach - oświadczyłem Yoongiemu i dosłownie wybiegłem z Wielkiej Sali, a za sobą słyszałem śmiech bruneta.

Czekałem na Jimina od 10 minut i zacząłem się zastanawiać czy on na pewno przyjdzie. Może nie zrozumiał o co mi chodziło? Usiadłem na białej kanapie i wyciągnąłem z kieszeni tekst piosenki od blondyna. Nie wiem czemu, ale nosiłem ją zawsze przy sobie. Było to dla mnie coś ważnego, cennego... Po raz kolejny czytałem go doszukując się w nim głębszego dna. Co miał na myśli Jimin pisząc go? To pytanie nie dawało mi spokoju, ale jakoś nie odważyłem się go o to spytać. Nagle pojawiły się drzwi i do sali wbiegł gryfon.

- Przepraszam, że musiałeś tyle czekać. - zatrzymał się przy wejściu i wziął głęboki wdech.
- Nie przejmuj się, nie czekałem długo. Co cię zatrzymało, jeśli mogę wiedzieć?
- To długa historia, którą idealnie opisuje jedno słowo. McGonagal.
- No to już wszystko jasne.

Pani profesor nie mogła się wręcz oprzeć Jiminowi. Był jej ulubieńcem i wcale tego nie ukrywała. Na każdej lekcji musiała o nim wspomnieć. O tym jakim to wzorowym jest uczniem. Z czym się oczywiście zgadzam, ale to taki szczegół.
Wstałem z kanapy. Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, jednak nie mogłem dłużej wytrzymać i pobiegłem w stronę blondyna rzucając mu się na szyję. Jimin zachwiał się, ale utrzymał mój ciężar.

- Też się za tobą stęskniłam Kookie! - zaśmiał się.

Zapomniałem o dzisiejszej sytuacji z Teahyungiem, o problemach z moimi rodzicami, o Markusie, Pansy... O wszystkim. Liczyła się teraz tylko i wyłącznie tak chwila, kiedy on był blisko.

- Kookie nie mogę oddychać!

Zdałem sobie sprawę z tego, że trochę za mocno go ściskam i odsunąłem się dając mu trochę przestrzeni. Podeszliśmy znów do białej sofy i usiedliśmy naprzeciw siebie. Jak ja się cieszę, że znów widzę te jego brązowe oczy. Zaśmiałem się cicho.

- A ty co taki szczęśliwy?
- Po prostu jestem zadowolony z tego, że znów tu jestem.
- Kookie, który cieszy się z powrotu do szkoły? Uważaj, bo ci uwierzę!
- Daj spokój ChimChim! Mówię na poważnie!
- Dobrze, ale to przez ojca, mam rację?

Umiał mnie doskonale rozgryźć. Przestałem się uśmiechać, gdy przypomniałem sobie słowa ojca. ''Będziesz robić to co ja będę chciał i koniec dyskusji!'' Cały czas w mojej głowie słyszałem tylko i wyłącznie to jedno zdanie. Jimin zauważył, że coś jest nie tak.

- Przepraszam... Ja nie chciałem...
- Nie w porządku. - przerwałem mu. - Masz rację to przez ojca, ale to nie jest żadna nowość.
- Chcesz o tym pogadać?

Bardzo chciałem w końcu komuś o tym powiedzieć, ale nie wiedziałem czy jestem już na to gotowy. Tak ufałem Jiminowi i czułem, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, ale cały czas miałem dziwne wątpliwości. Postanowiłem jednak je zignorować i w końcu się otworzyć.

- Mój ojciec... Od zawsze miał już ułożony cały plan, jeśli chodzi o moją przyszłość. Oczekuje, że będę chodził jak w zegarku i wykonywał wszystkie jego polecania. Problem polega na tym, że ja go w ogóle nie obchodze. Mam być tylko idealnym synem jakiego zawsze chciał mieć. Mam mu nie przynieść wstydu. Nie wie jaki jestem naprawdę. Nie wie co czuje. Ani czego tak naprawdę chcę. Nie liczy się dla niego moje szczęście. Mam być po prostu idealnym synem, ale... Nie potrafię nim być... Wciąż muszę udawać...

Zacząłem mrugać, żeby pozbyć się cisnących mi się na oczy łez. Jedna samotna łza spłonęła po moim policzku. Poczułem na nim ciepłą dłoń Jimina, który otarł ją jednym ruchem.

- Nikogo nie musisz udawać, Kookie.
- Przy tobie nie muszę.
- Więc nie rób tego także przed ojcem.

Położyłem głowę na jego ramieniu, a on pogładził mnie ręką po włosach. Ten delikatny gest pozwolił mi się uspokoić. Jimin miał rację. Muszę w końcu przestać udawać przed ojcem kogoś kim nie jestem. Nie będzie to łatwe, ale tutaj chodzi o moje szczęście. O moje marzenia. O to kim tak naprawdę jestem. Tak bardzo się cieszę, że mam przy sobie takiego przyjaciela jak ten gryfon. Nie wiem czym sobie na to zasłużyłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top