&5.

Wiedziałem że Piotr jest niebezpieczny i trzeba na niego uważać. Zdziwiłem się  że jest w związku,on nie kochał nikogo tylko swoje pieniądze i władze którą posiada.

Czekałem za dziewczyną dobre pół godziny kląc pod nosem na jej spóźnienie.

Pracownicy znosili potrzebne materiały do budowy gdy zobaczyłem wreszcie znajomy samochód.

Wysiadła z niego Luiza w ciemnych okularach choć nie było słońca i w bluzie z kapturem na głowie.
Podeszłem do niej chcąc ją opieprzyć że mój czas jest cenny,złapałem za jej twarz by spojrzała na mnie a ona syknęła z bólu.

-Chłopcy możecie zostawić nas samych.

-Dobra szefie,nie ma sprawy-odezwał się jeden z nich.

Gdy się oddalili zdjąłem okulary z jej twarzy i wstrzymałem oddech.

-Kurwa skąd masz tego siniaka na poliku i pod okiem?-zapytałem.

-Spadłam ze schodów-powiedziała unikając mego wzroku.

-Przestań kłamać to wygląda na pobicie,ten chuj ci to zrobił?

-To nie tak, ja mówię prawdę,zostaw mnie w spokoju-próbowała odejść a ja złapałem ją za bluzę by zatrzymać ją w miejscu.

To co zobaczyłem jeszcze bardziej mną wstrząsnęło.
Całe jej ręce aż do ramion były sinofioletowe z licznymi zadrapaniami .Luiza płakała gdy przytuliłem ją do swego ciała.
Ten skurczybyk tak ją pobił że szczęście że nie zabił.
Odpowie za to,już ja się postaram.Nikt nie będzie bił kobiety,damski bokser od siedmiu boleści.
Ja też mam znajomości i wtyki tu i tam.

Gdy nie co się uspokoiłem zabrałem dziewczynę do swojego samochodu a chłopcom dałem wolne.
Luiza nie protestowała,cicho siedziała z głową w szybie .

Po 15 minutach byliśmy w moim lokum,gdy usiadła na kanapie poszedłem po środki opatrunkowe i lód by złagodzić obrzęk.

-Luizo dlaczego z nim jesteś,przecież on cię bije.

-A co to cię obchodzi,ja go kocham a on mnie.

-To nie jest miłość,to przywiązanie.Ja nigdy bym nie uderzył kobiety.

-On też nigdy tego nie robił,to zdarzyło mu się pierwszy raz bo nie chciałam....

-Czego nie chciałaś,proszę powiedz mi ?

-Bo nie chciałam się z nim kochać-ponownie zaczęła płakać chowając twarz w swoich dłoniach.

Podeszłem do niej,wziąłem ją na swoje kolana kołysząc jak małe dziecko.Cały  jej ból spływał na moją koszulę,po jakimś czasie się uspokoiła i wstała kierując się do drzwi.

-Nigdzie nie pójdziesz,zabraniam.

-Nie masz nic do gadania,nie możesz mną rzadzic bo jesteś dla mnie nikim rozumiesz. To że mi pomogłeś nic dla mnie nie znaczy. Sama dała bym sobie radę-krzyczała prosto w twarz.

-Jesteś głupia i naiwna.Ja go znam,już się pocieszył, laski ma na każde zawołanie.Pewnie mu wybaczysz gdy klęknie przed tobą na kolanach skruszony .

-Tak wybacze,żegnam-wyszła głośno trzaskając drzwiami.

Wściekły rzuciłem w nie wazonem rozbijając go na kawałki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top