Rozdział*6

Adaya przeciągnęła się przy stole, na którym leżał brudny talerz po śniadaniu przygotowanym przez maga. Zaklinaczka musiała przyznać, że uwielbiała, kiedy Elazer gotował, a robił to rzadko przez wyjazdy. Zwykle umęczeni podróżą woleli zjeść w przydrożnym zajeździe. Jednak nic nie umywało się od kaszki przygotowanej przez Elazera. Idealna konsystencja i słodycz wciąż pozostawały po wspomnieniu śniadania. Zjadłaby jeszcze dokładkę, chociaż czuła się pełna, ale dla przysmaku wytrzymałaby nawet bolący brzuch.

Ona sama w żaden sposób nie przejawiała talentu kulinarnego, pomimo usilnych prób nauczenia jej przez maga. Za każdym razem albo coś zostało przypalone, niedopieczone lub rozgotowane. Nigdy nie wyszło jej idealnie. Elazer zdając sobie z tego sprawę, nawet nie usiłował przy tworzeniu eliksirów – które w znacznym stopniu przypominało gotowanie – dawać jej zadań, które mogłaby zepsuć.

Dziewczyna wzięła miskę ze stołu i ruszyła umyć ją do pobliskiego strumienia. Kiedy otwarła drzwi i chciała wyjść. Niemal nadepnęła na saszetkę, leżącą pod drzwiami. Od razu rozpoznała charakterystyczny atrybut Muriela. Wyczuwała od przedmiotu także energię Becalera. Podniosła przedmiot.

– Elazerze, Becaler chyba znalazł saszetkę Muriela – powiedziała, odwracając się do maga. Odłożyła miskę na stole. – Sam zobacz. – Uniosła przedmiot przed magiem. Torebeczka delikatnie się zakołysała.

– Faktycznie, to Muriela. – Wziął saszetkę i otworzył ją, wyczuwając pod palcami coś więcej niż sól. Wyjął ze środka strzałkę, niemal się przy tym raniąc. – Dziwne.

– Co takiego? – zaciekawiła się Adaya.

– Jest zaklęta. Została zrobiona przy użyciu magii i to zaawansowanej. Te wplecenia zaklęć w metalu, to dzieło mistrza. Niezwykłe. – Przyglądał się z fascynacją przedmiotowi. – Właściwie powinna sam korygować tor lotu. – Rzucił strzałkę, która wbiła się idealnie w środek sęku na ścianie. – Tak, zdecydowanie koryguje.

– Wiesz, kto mógł stworzyć ten przedmiot?

– Nie znam tej energii. Ale Magów Metalu nie jest tak wielu, to rzadka umiejętność. Sądząc po jakości, to najpewniej jakiś wyższy mag.

– Pseudonim magini był Metalika, prawda? Może to ta sama osoba? – zasugerowała Adaya.

– Magini i to jeszcze metalu. Raczej rzadkie. Wiem, że jedna jest Najłaskawszą.

Przy ostatnim słowie się skrzywił, co nie uszło uwadze Adayi. Nie za wiele wiedziała o magach. Elazer rzadko opowiadał o nich i raczej unikał innych, jeśli było to możliwe. Nie miała pojęcia dlaczego, ale domyślała się, że coś musiało się stać w przeszłości.

– Kim są Najłaskawsi? To bardzo źle, jeśli Metalika nią jest?

Elazer westchnął. Ze smutkiem spojrzał na dziewczynę.

– To bardzo źle. Najłaskawsi to członkowie Rady Magów, najwyżsi z najwyższych. Nie za bardzo za nimi przepadam, często bywają dosyć konserwatywni w swoich poglądach.

Adaya sądziła, że ta wypowiedź ma swoje uzasadnienie w przeszłości maga, o której rzadko jej mówił. Jednak nawet ze słów przyjaciela domyślała się, że jeśli osoba stojąca za nielegalnym polowaniem jest tak wysoko w hierarchii, to może być praktycznie bezkarna, a to nie wróżyło niczego dobrego.

– Może jednak jest jeszcze jakaś magini metalu? – zasugerowała z nadzieją. – Lub wcale Metalika nie jest maginią metalu?

– Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że mylimy się w naszych domysłach. Co nie zmienia faktu, że powinniśmy sprawdzić ten trop.

Adaya przyznała rację przyjacielowi. Zamyśliła się.

– Wiesz, gdzie może być?

– Nie mam pojęcia. Musimy popytać. Raczej wieść o magini metalu nie mogła przejść bez echa. Chyba że ukrywa, kim jest.

– Oby nie ukrywała. Chcę już znaleźć Muriela. Umyję miskę i możemy ruszać, nie ma co tracić czasu.

Elazer kiwnął głową, a na jego twarzy malował się smutek. Popatrzył, jak dziewczyna wychodzi z chaty. Swój wzrok skierował ponownie na strzałkę. Nie sądził, że przy poszukiwaniach Muriela będą musieli iść do jakiegoś maga. Miał nadzieję, że myli się i poszukiwana osoba nie okaże się Najłaskawszą.

Nie chciał przypominać im o swoim istnieniu.

Dawny konflikt z radą odbijał się echem w jego umyśle. Pokręcił głową.

– Elazerze, idziesz? – usłyszał znajomy głos Adayi, wyrywający go z rozmyślań.

– A myślałem, że nauczyłaś się cierpliwości – zażartował z uśmiechem, biorąc torbę z podłogi.

–Pff... Jej chyba nigdy się nie nauczę. – Perlisty śmiech rozniósł się po chacie. – Z tego, co pamiętam, to miasto nie jest daleko. Na szczęście, ale i tak trochę nam zajmie, zanim tam dotrzemy. Przeklęte lazarty, teraz nie mamy koni – burknęła niechętnie.

– Spacer dobrze nam zrobi. Może zbiorę zioła po drodze. Przydałoby się dorobić kilka eliksirów.

– Ty to we wszystkim znajdziesz pozytywy, co?

Elazer nie potwierdził, nie było takiej potrzeby. Zamknął drzwi chaty za sobą. W sercu dawno nie czuł takiego lęku przed celem podróży, ale tego nie przyznał przed dziewczyną, która zdążyła ujść kawałek.

– Zaczekaj na starca! – krzyknął za nią, podobnie jak wielokrotnie po drodze, bo nie nie żartował, kiedy zapowiedział, że będzie zbierał zioła, ale robił to tylko w godzinach około popołudniowych. Adaya pamiętała, że kiedyś tłumaczył jej, że pora dnia ma znaczenie przy zbieraniu ziół. Zawsze podziwiała Elazera za wiedzę, którą posiadał. Bez problemów rozpoznawał zioła, które Adaya wzięłaby za chwasty i nawet nie pomyślała, że mogą mieć jakieś lecznicze właściwości.

Mężczyzna wybierał miejsca nasłonecznione, a przy każdym znalezisku uśmiechał się z satysfakcją. Ten widok sprawiał niewypowiedzianą radość dziewczynie. Cieszyła się, że mag robił to, co kochał. Zawsze, gdy przygotowywał eliksiry, w jego oczach błyszczały iskierki. Trochę mu tego zazdrościła. Chciałaby podchodzić do czegoś z taką pasją.

– Na dzisiaj koniec. Będę musiał je ususzyć przy najbliżej okazji, inaczej nie będą się do niczego nadawać.

Adaya nie była pewna czy powiedział, to do niej czy do siebie. Przyznała mu w duchu rację, słońce coraz bardziej zniżało się nad horyzontem. Cieszyła się tymi delikatnym promieniami na piegowatej skórze. Miała nadzieję, że uda im się dotrzeć do jakiegoś zajazdu przed zachodem słońca.

Ziewnęła przeciągle.

– Zmęczona? – spytał z troską w głosie.

– Trochę. Marzę o cieplutkiej pierzynie, a wcześniej posiłek i... – Zamilkła na moment. – Chyba moje marzenie się spełni.

Wskazała na budynek, który wyłonił się za zakrętem. Jak podejrzewała, mógł to być zajazd. Dym wychodzący z komina zwiastował ciepły posiłek. Na samą myśl o nim, ślina napłynęła jej do ust. Przyspieszyła lekko.

– Tylko nie zostawiaj mnie w tyle.

– Dogoniłbyś mnie – mruknęła, ale zwolniła, dostosowując się do tempa maga. – Jeśli będziemy mieć szczęście, może się czegoś dowiemy. Podróżni często słyszą wiele plotek.

– Plotek. Mało w nich jest prawdy – podszedł do tego sceptycznie.

– Wiesz, że nic więcej nie dostaniemy. Tylko plotki. Możemy jedynie liczyć, że część informacji okaże się prawdą. – Wzruszyła ramionami.

Mag wydawał się zatopiony w swoim świecie. Wyraźnie ponownie posmutniał, a Adaya nie wiedziała, czym zostało to spowodowane. Mężczyzna pogładził brodę, ale jego ruchy nie były tak spokojne jak zazwyczaj.

– Wszystko w porządku?

– Tak, chyba ta podróż kosztowała mnie więcej, niż sądziłem. – Obdarzył Adayę uspokajającym spojrzeniem.

– Wiesz, że możesz mi powiedzieć. Lepiej tego w sobie nie dusić. Zawsze tak mówiłeś.

– Teraz będziesz obracać moje słowa przeciw mnie? Nie martw się. To tylko przeszłość.

Adayi nie uspokoiły te słowa, ale nie ciągnęła tematu, gdyż właśnie znaleźli się przed zajazdem. Według szyldu Zajazdu pod Gruszami. W istocie nazwa odzwierciedlała okolicę, gdyż dostrzegła pięć grusz, które owocowały. Adaya chętnie zerwałaby kilka owoców. Dawno nie jadła gruszki, a te wyglądały wyjątkowo smacznie.

– Chodź, od ich widoku się nie najesz – pospieszył ją Elazer. – A w środku na pewno czeka coś dobrego.

Adayi nie trzeba było długo przekonywać. Kiedy mag otworzył drzwi, weszła do środka. Skrzywiła się, czując zaduch i mieszaninę zapachów, przez które zmarszczyła nos. Podłoga zaskrzypiała pod jej krokami i niemal się przewróciła na wystającej desce. Złapała się stołu, który lepił się od brudu.

– Może jednak nocleg pod gołym niebem nie jest takim złym pomysłem – szepnęła pod nosem.

Rozejrzała się dyskretnie po pomieszczeniu. Całe to miejsce prezentowało się nader obskurnie, a przy stołach nie było wielu gości. Kto nie musiał się tu zatrzymywać, tego nie robił. Zerknęła na Elazera, który skierował się do gospodarza stojącego za ladą. Mężczyzna nie bardzo różnił się od samego miejsca. Jego przetłuszczone włosy opadały na czoło, a fartuch miał więcej plam niż białych przestrzeni. Popatrzył na Adaye, najwyraźniej, czując jej spojrzenie na sobie. Oblizał usta, taksując wzrokiem zaklinaczkę. Odwróciła wzrok. Chciałaby, jak najszybciej znaleźć się z dala od tego mężczyzny.

Usiadła przy stole. Pomimo że jej się tu nie podobało, spędzenie nocy poza zajazdem nie należało do najlepszych pomysłów, zwłaszcza w pobliżu Przeklętej Ziemi. To, że demony zaatakowały ich tylko raz, było niemalże cudem. Zerknęła na Elazera, który rozmawiał z mężczyzną.

Mag dyskretnie zerknął na Adayę. Zauważył, że dziewczyna się denerwuje. Nerwowo bawiła się bransoletką na swoim nadgarstku, jak to miała w zwyczaju, kiedy usiłowała się uspokoić. Odwrócił od niej wzrok, gdy usłyszał szorstki głos gospodarza.

– Co podać?

Elazer przeleciał wzrokiem po zapisanych potrawach. Wybór nie był duży – gulasz z kaszą, zupa dnia, dorsz z dodatkami. Ostatecznie zdecydował się na dorsza, który z tego, co się zorientował, podawany był z duszoną kapustą i kaszą. Dla Adayi wziął zupę, bo uznał, że to właśnie by wybrała. Dziewczyna najwyraźniej nie zamierzała zbliżać się do gospodarza. Nie dziwił się. Zauważył, że mężczyzna często lustruje ją spojrzeniem, za którym kryły się nieczyste intencje.

– To wszystko? – upewnił się gospodarz.

– Jeszcze informacje. Kojarzysz może jakiegoś maga metalu w okolicy, panie? Dokładniej kobietę?

Gospodarz pokręcił głową.

– Nie przypominam sobie nikogo takiego.

– Trudno. Jeszcze poproszę pokój na noc, dwuosobowy.

– Zostały same pojedyncze. – Uniósł prawy kącik ust, a jego oku pojawił się niebezpieczny błysk. – Mogą być dwa obok siebie lub naprzeciw?

– Wystarczy jeden pokój – odparł Elazer twardo.

– Przykro mi, nie jestem w stanie zakwaterować dwóch osób w jednym pokoju, który jest jednoosobowy. Takie zasady.

Elazer westchnął ciężko. Najwyraźniej musiał zapłacić za dwa pokoje, ale wciąż nie zamierzał zostawiać Adayi samej. Czuł, że gospodarz jest śliskim typem, a to go niepokoiło.

– W takim razie dwa obok siebie. Dziękuję.

Gospodarz kiwnął głową. Uśmiechnął się, na dźwięk brzęczących monet, które schował do kieszeni. W zamian podał klucze Elazerowi do pokojów.

– Po schodach i na prawo. To dwa na końcu korytarza.

Mag podziękował i wrócił do Adayi, której twarz rozjaśniła się, kiedy usiadł naprzeciw niej. Uwadze Elazera nie umknęły nerwowe spojrzenia Adayi w stronę gospodarza i dłoń na bransoletce.

– Też mi się nie podoba ten typ – zaczął. – Nie zostawię cię nawet na moment.

Adaya uśmiechnęła się z wdzięcznością do Elazera. Jej uśmiech zbledł, kiedy gospodarz podszedł do ich stolika. Na szczęście położył przed nimi jedzenie i odszedł bez słowa. Odetchnęła.

Zamieszała drewnianą łyżką w zupie, szukając w niej resztki czegoś, co mogłaby nazwać mięsem lub warzywami. Niechętnie odstawiła od siebie talerz, po tym jak spróbowała łyżki tej potrawy. Skrzywiła się.

Oparła się łokciami o blat, czekając, aż mag skończy jeść. Szybko zjadł całą rybę. Krytycznie spojrzał na Adayę, która ledwie skubnęła swój posiłek.

– Będziesz głodna.

– Już wolę zjeść suchara od tej zupy.

Elazer podał jej chleb z torby, który był dużo lepszy od zaserwowanej potrawy. Kiedy skończyła, dostrzegła stłumione przez maga ziewnięcie.

– Nie sądziłem, że ta podróż tak mnie wykończy.

– Też jestem zmęczona – przyznała. – Najchętniej już poszłabym spać.

Wspólnie wstali od stołu i skierowali się prosto na górę, by odpocząć w pokoju. Elazer wybrał drzwi pierwsze z brzegu i przepuścił Adayę. Ta krytycznym wzrokiem obiegła pokój, który w żaden sposób nie spełniał jej niskich oczekiwań. Skrzywiła się, czując stęchłe powietrze. Dodatkowo łóżko było wyjątkowo wąskie, właściwie jedna osoba ledwo dałaby radę się na nim zmieścić.

– Położę się na podłodze – zaproponowała od razu, wiedząc, że Elazer nie powinien obciążać pleców. Już otwierał usta do protestu, lecz dziewczyna pokręciła głową. – Nawet nie próbuj. Jak tak bardzo będziesz chciał, to potem się zamienimy.

Doskonale wiedziała, że kiedy już zaśnie Elazer nie będzie miał serca jej budzić i spędzi całą noc w łóżku, jak planowała.

– Dobrze, ale potem się zamienimy.

– A mogę dostać koc? Proszę? Wiesz, że nie jestem w stanie sama go wyjąć z twojej torby.

Elazer przyznał rację dziewczynie, akurat koc znajdował się w dodatkowej przestrzeni, do której jedynie właściciel torby miał dostęp. Do jej otworzenia potrzebował trochę mocy i chwili skupienia. To właśnie tam trzymał cięższe przedmioty. Kiedyś usiłował wytłumaczyć działanie Adayi, ale skończyło się na tym, że uznała, że w torbie znajduje się magiczny portal. W rzeczywistości było to dużo bardziej skomplikowane. Sam nie dałby rady odtworzyć tego zaklęcia. Właśnie przez nie torba była tak droga.

Przedmiot posiadał dwie możliwości otwarcia. Pierwsze zwyczajne, które umożliwiało dostania się do zwykłej zawartości torby, ale także drugie, które wymagało zaklęcia ze strony maga. Otwierało ono niejako niemal nieskończoną przestrzeń, która nic nie ważyła. Wydawała się ona zaginać przestrzeń, pozwalając, zmieścić wszystkie potrzebne mu przedmioty. To właśnie w niej trzymał wszelkiego rodzaju przyrządy potrzebne do przyrządzania eliksirów czy inne rzeczy za ciężkie lub za wielkie, by schować je do normalnej przestrzeni.

– Aperta – wyszeptał, przejeżdżając dłonią po runach, które zaświeciły lekko.

Otworzył torbę. Włożył rękę, cały czas myśląc o kocu. Poczuł jego fakturę pod palcami. Wykonany z wełny, gryzący materiał nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Wyciągnął go na zewnątrz i podał uradowanej dziewczynie.

– Dziękuję.

– Claudere – wymówił zaklęcie, przesuwając dłonią w przeciwną stronę niż poprzednio.

Gwałtowny spadek energii pozbawił na moment oddechu maga. Otwieranie i zamykanie tej przestrzeni zwykle go wyczerpywało, dlatego starał się jak najrzadziej z tego korzystać. Kiedy był wyczerpany otwarcie torby, mogłoby się wiązać nawet z utratą przytomności. Gdyby po walce z lazartami chciał wykonać te zaklęcia, wręcz na pewno przypłaciłby to zdrowiem. Poza tym włożenie czegokolwiek do środka wiązało się z dodatkową energią, a im coś większe było, tym więcej jej zużywało. To właśnie stanowiło ograniczenie dla Elazera. Przy jego mocy nie dałby rady włożyć rzeczy cięższej, niż uniósłby. Wiedział, że potężniejsi magowie są w stanie w swoich torbach nosić nawet domy. To dla niego było niemożliwe.

Wstał z klęczek i położył torbę tuż przy zagłówku łóżka, zanim sam się na nim położył.

– Na pewno nie chcesz spać na łóżku?

– Śpij! Mnie tu dobrze – odparła Adaya, która już leżała na drewnianej podłodze.

Elazer ledwie zamknął oczy, a znalazł się w krainie snów. W tej chwili pomyślał, że coś jest nie tak. Czuł, jakby spadał coraz niżej i niżej. Znał jedno zioło wzmocnione zaklęciem, które mogło dać podobny efekt. Lawenda. Wyczuł, co prawda jej smak w herbacie, ale nie zauważył modyfikacji. Dał się podejść jak nowicjusz, a teraz nie miał, jak się obudzić. Utknął w śnie. 

Hejka, Słodziaki! 

Tadam! Obiecany rozdział, ale oprócz niego mam też wieści... 1 draft tej historii został zakończony już 8.09.2024 r., jak kogoś ciekawi długość to w Wordzie ma 230 stron, 66k słów i 441k zzs. Nie jest to bardzo długa historia jak widać. Czy to dobrze, czy źle, pozostawiam Wam do decyzji. Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top