Rozdział drugi

****

Oczami Ronnie

Mimo wczesnej pory wstałam z łóżka. Zaczęłam się ubierać do szkoły, do której pierwszy raz miałam iść. Ubrała się w spodnie, bluzkę która uwydatniała jej kształty i dobrała do tego swoje ulubione szpilki. Pomalowawszy się i gdy ułożyła fryzurę zaczęła schodzić po schodach. Wchodząc do kuchni, zaczęła nucić pod nosem robiąc śniadanie dla Belli i Charliego. Mimo, że nie była jakaś wybitną kucharką zrobiła owsiankę ze świeżymi owocami.

Po chwili zaczęła jeść i popijać kawą z mlekiem. Po jakimś kwadransie do kuchni wszedł jej ojciec.

- Cześć tato - rzuciła z uśmiechem przełykając ostatni kęs śniadania.

- Cześć mała - odpowiedział - Wyspałaś się? Stresujesz się przed pójściem do szkoły?

- Bardzo - powiedziała - Trochę, ale mam przy sobie Bellę i nie powinno być tak źle. Przynajmniej tak myślę.

- Co znowu Bella? - brunetka głośno ziewnęła siadając przy stole - Nie ma wam kto zrobić śniadania?

- Już jest zrobione - prychnęłam z udawanym oburzeniem - Więc będziesz mogła trochę odpocząć,bo z tego co wiem to przed twoim przyjazdem Charlie żył tylko na mrożonkach albo jadł po barach - zakpiła lekko z umiejętności kulinarnych rodziciela.

- Aż tak źle nie było - zawołał odrywając się na chwilę od swojej gazety - Jakoś sobie dawałem radę, póki ze mną nie zamieszkałyście.

- Było tragicznie - odparowała z lekkim uśmiechem Bella - Jak on potrafi nawet przypalić wodę na herbatę. A nie mówiłam Ci tego, że kiedyś chciał zrobić dla mnie obiad.

- I chyba nic w tym złego - przerwałam jej nic z tego kompletnie nie rozumiejąc - Przecież liczy się ten miły gest.

- W tym samym nie ma nic złego - zaśmiała się - Ale makaron był tak rozgotowany, że nie dało się go jeść. A sos w słoiku który wsadził do mikrofali, mało co nie wybuchła.

- Chyba przesadzasz - zaśmiała się - Przecież od zwykłego zagrzania sosu nie...

- W tym problem, że nawet nie odkręcił zakrętki.

- Dosyć tego moje drogie - powiedział komendant przerywając ich rozmowę - Czas do szkoły, bo jeszcze się spóźnicie.

- To ja idę się ubrać - powiedziała Bella zrywając się z krzesła, mało co się nie wywracając.

- Tylko się nie zabij na schodach siostrzyczko.

W międzyczasie umyłam naczynia po śniadaniu, po czym poszłam do pokoju po torebkę i kluczyki. Zbiegając ze schodów, chwyciłam drugą ręką moją skórzaną kurtkę. Wychodząc na dwór poczułam dopiero jak było zimno.

- Wreszcie jesteś - powiedziałam - Już myślałam, że pierwszego dnia się spóźnię. A co jak co, ale wiesz, że tego nie cierpię.

- Myślałby kto, że jesteś taką pilną uczennicą - odgryzła się szatynka otwierając drzwi do samochodu - I tak wiem jak jeździsz, więc w ciągu kilku minut będziemy w szkole. Więc już tak nie panikuj Nica, że się spóźnimy.

Tak jak mówiła Bella, uwielbiałam szybką jazdę i grzebać w silnikach. Odpalając silnik za każdym razem to było jak balsam dla jej uszu. Przyciskając gaz do dechy i ruszyła z piskiem opon. Nie zważając na dezaprobatę w oczach siostry, nie zwalniała tylko jechała. Mruknęła rozloszczona, że ktoś ją wyprzedził.

- Nica - mruknęła z dezaprobatą szatynka.

- Daj spokój - zaśmiałam się delikatnie - Wiesz przecież, że nigdy nie spowodowałam wypadku i teraz też tak będzie. Nie masz czego się obawiać.

Jakże ona tego nie cierpiała, widząc pustą drogę płynnym ruchem wyprzedziła srebrne volvo. Przycisnęła gaz do dechy, znikając po chwili za zakrętem zostawiając auto w tyle.

- I zaraz będzie skręt do szkoły - mruknęła Bella - W prawo.

Delikatnie przyhamowała i płynnym ruchem wjechała na zapełniony parking. Kilka minut krążyła szukając wolnego miejsca. Ostatecznie znalazła miejsce przy czerwonym BMW,ktore zrobiło na niej wrażenie.

Wychodząc z auta zauważyła, jak skupiła na sobie uwagę. Ona jednak nic sobie z tego nie zrobiła tylko zamknęła drzwi.

- Idziesz ze mną Nica do znajomych? - zapytała nieśmiało Bella.

- Później - zbyła ją - Narazie muszę iść do sekretariatu, załatwić wszystko. Poznam ich na lunchu.

Kiwając głową odeszła jakby rozczarowana jej odmową. Stanęła przy aucie, szukając w torebce telefonu. Po chwili zobaczyła jak srebrne volvo parkuje obok niej. Widząc kilka nieodebranych połączeń od Melissy, więc postanowiłam oddzwonić jak najszybciej. Jednak tym razem to ona postanowiła nie odbierać odemnie.

****

Wreszcie nadeszła pora lunchu, razem z Bellą kierowała się w stronę stołówki. Nie widząc ogromnego wyboru do jedzenia wybrała sok pomarańczowy i sałatkę warzywną oraz gruszkę. Szukała wzrokiem wolnego stolika, jednak młodsza Swan pociągnęła ją nie zważając na nic.

- Nica poznaj Jessicę, Mike, Angelę, Erica i Taylora - po kolei wskazywała na swoich przyjaciół -  A to jest moja ukochana siostra, Veronica.

- Cześć wam - posłała im wszystkim lekko wymuszony uśmiech - Miło mi was wszystkich poznać.

- Jaka ty jesteś ładna - powiedziała Jessica z nieukrywaną zazdrością - Aż nie wierzę, że możesz być siostrą naszej Belli.

- Z pewnością jesteśmy siostrami - powiedziałam dobitnie - Chyba, że nam nie wierzysz i chcesz zobaczyć nasze akty urodzenia.

- Ja nie miałam nic złego na myśli - zaczęła się tłumaczyć - Po prostu przypominasz trochę Cullenów...

- Kogo? - zdziwiłam się otwierając sok i upijając kilka łyków z butelki.

- Rodzeństwo Cullenów - wyjaśniła mi Angela, wskazując na wchodzącą szóstkę do stołówki.

- Ta blondwłosa piękność to Rosalie - zaczęła mówić Jess z zazdrością - Jest razem z Emmettem, tym brunetem co przypomina niedźwiedzia.

Veronica obserwując ich zobaczyła na ich twarzy lekkie uśmiechy. Jakby doskonale słyszeli ich rozmowę i ten temat ich bawił.

- Ta nizutka czarnowłosa to jest Alice i chodzi z tym blondynem, Chrisem - wyszeptała Jessica nachylając się w moją stronę.

- A czy jemu coś jest? - zmartwiłam się, widząc jego twarz wykrzywioną w bólu - Wygląda jakby był tu za karę.

- Widzę, że Ty też masz takie odczucie - mruknęła Angela - My myślimy tak samo.

- A ci dwaj? - lekkim ruchem głowy wskazała na siadającego blondyna i rudowłosego - Są sami?

- Ten blondyn to Jasper Hale, brat bliźniak Rosalie. Najwidoczniej tutejsze dziewczyny nie są dla niego wystarczające, tak jak i dla jego brata Edwarda - powiedziała z lekkim zawodem w głosie Stanley - Chociaż twoja siostra próbowała zainteresować sobą Edwarda.

- Próbowałam być tylko miła - burknęła - Ile razy mam to powtarzać? Rozumiem, że dla Ciebie to pojęcie musi być obce.

- Nie wierzę moja siostra dostała kosza - zaśmiała się cicho pod nosem - Ale zapewne nie ty jedna - sugestywnym ruchem brwi wskazała na wpatrzoną w niego Stanley.

Postanowiła sama zobaczyć tych sławnych Cullenów. Rzeczywiście mimo, że nie byli ze sobą spokrewnieni było widać ich podobieństwo. Wpartując się w blondyna poczuła jak jej serce zaczyna mocniej bić. Patrzyli kilka sekund sobie w oczy,jednak dla niej to było za dużo. Zabrała ze sobą tacę i skierowała się w stronę wyjścia gdzie stały kosze i wyrzuciła sałatkę. Do torebki wrzuciła sok, a gruszkę zaczęła jeść.

****

Dzisiaj wyjątkowo wracałam sama do domu. Bo moja droga siostra wybierała się do Angeli i Jessicy zrobić jakiś projekt na jutro. Otwierając drzwi wrzuciła torebkę na przednie siedzenie i zamierzała to samo zrobić jednak usłyszała jak ktoś wola jej imię. Zobaczyła jak naprzeciwko jej stoją Cullenowie obserwując ją uważnie.

- Veronica! - krzyknął Mike biegnąc wyraźnie w moją stronę.

- Tak? - zapytała wzdychając, przywdziała na twarz lekki uśmiech.

- Mam takie pytanie - powiedział wyraźnie zestresowany - Chciałbym Cię zaprosić na bal. Myślę, że fajnie by było iść razem. Narazie nie znasz tu nikogo więcej, a chyba lepiej wcześniej mieć partnera na bal.

- Mike to bardzo miłe z twojej strony - zaczęłam mówić powoli dobierając słowa aby nic mu nie obiecać - Ale narazie nie mam do tego głowy. Nie wiem czy w ogóle pójdę na ten bal. Nie przepadam za tego typu imprezami.

- Ale może jednak zmienisz zdanie? - zapytał z nadzieją.

- Mike nie obraź się, ale nie jesteś w moim typie - odpowiedziałam - Nie szukam narazie chłopaka i wątpię aby w najbliższym czasie miało to się zmienić.

Usłyszała tłumiony śmiech, zauważyła za plecami Newtona jak chłopaki śmieją się z jego nieudanej próby podrywy. Jednak w oczach Jaspera zauważyła coś jeszcze. Jakby zazdrość. Potrząsnęłam głową, wmawiając sobie, że na pewno jej to się zdawało. Szczerze watpiła w to, że mogła mu się spodobać.

- W porządku rozumiem - widocznie rozczarowany jej odpowiedzą odszedł szybkim krokiem.

Wchodząc do auta, próbowała odpalić auto jednak się nie udawało. W końcu zirytowana wcisnęła przycisk otwierając maskę. Zdejmując kurtkę rzuciła ją na miejsce pasażera, po chwili wyszła z auta.

Zdenerwowana podeszła podnosząc maskę do góry. Nie zauważyła jednak nic niepokojącego. Spróbowała jeszcze raz odpalić, ale przyniosło to taki sam skutek.

- Może Ci pomóc? - usłyszała melodyjny głos. Podnosząc głowę zauważyła jak podchodzi do niej Rosalie z uśmiechem.

- Nie dziękuję, sama dam sobie radę - mruknęła podchodząc do bagażnika wyjmując ścierkę i sprawdzając stan oleju w silniku. Jednak i z nim było w porządku - Nie potrzebuję pomocy, a poza tym wątpię abyś wiedziała co się stało.

- Na pewno? Dla mnie to nie problem - zapewniała z lekkim uśmiechem - Co nieco wiem o autach.

- Skoro chcesz - burknęła - Nie wiem dlaczego nie chce to maleństwo odpalić. Na pewno to nie akumulator, ani paliwo czy olej.

- A może jakiś bezpiecznik się przepalił? - zapytała - Może ja spróbuję odpalić, a ty zobaczysz co nie gra.

I tym razem jednak silnik odpalił. Zamykając klapę widziała jak Rosalie przekręca kluczyk. Wycierając ręce w czystą ścierkę, wrzuciłam ją po chwili do bagażnika.

- Dzięki za pomoc - mówiąc to podała jej rękę która zaskakująco była dosyć zimna - Ale masz chłodne dłonie.

- Taki urok mieszkania w Forks - rzuciła lekko zdenerwowana - A tak pozatym jestem Rosalie, ta blond włosa piękność.

- Wybacz za Jessicę - mruknela zażenowana tą sytuacją, przeczesując swoje włosy prawą ręką w gescie zdenerwowania - Nie myślałam, że to usłyszysz.

- Już się przyzwyczaiłam - machnęła na to ręka - A ty jesteś Veronica?

- Zgadza się.

- A można wiedzieć co takiego się stało, że ze słonecznego Phoenix przeniosłaś się do najbardziej deszczowego miasteczka w Stanie?

- Akurat to jest dla mnie drażliwy temat i wolałabym o tym nie rozmawiać - powiedziałam zdecydowanym głosem - Miło się rozmawiało, jednak już muszę jechać - otworzyła drzwi od samochodu jednak blada dłoń jej to uniemożliwiła.

- Przepraszam nie chciałam wyjść na wścibską...

- Ale Ci nie wyszło - mruknęłam, po chwili odjeżdżając z piskiem opon.

Nie rozumiałam o co jej chodziło z tym pytaniem. Nie znosiłam gdy ktoś wtrącał się w moje życie. A niestety takich osób było coraz więcej.

****

Oczami Jaspera

Z samego rana jadąc z Edwardem do szkoły, w powie drogi wyprzedził nas czerwony Mercedes. Zdziwiony spojrzałem na mojego brata który miał podobną minę do mojej. W pierwszej chwili wyglądał tak jakby nie wiedział co się teraz stało. Dzięki mojemu doskonałemu słuchowi, usłyszałem jak pewien kobiecy głos mruknął ze złością.

- Czyżby mojego braciszka wyprzedziła kobieta? - zacząłem się naigrywać z rudowłosego wampira - Jak do tego doszło?

Wzruszył ramionami nie spiesząc się do odpowiedzi.

- Czyżby dalej w twojej głowie tkwiła panna Swan? - zapytałem ze śmiechem - Czyżbyś wreszcie się zakochał?

- Możesz chociaż ty dać mi spokój? - warknął ze złością - Alice już w ogóle nie może przestać o tym mówić. Tak piękna i dobra dziewczyna nie zasługuje, na to aby żyć z takim potworem jak ja. Bo z tego co wiem masz podobne zdanie do mojego.

- U mnie to jeszcze nic nie wiadomo - mruknąłem - Ja się w niej nie zakochałem. A ty w Belli już tak. I tak łatwo ci to nie przejdzie.

- Jeszcze się nie zakochałeś - sarknął z pobłażaniem w głosie Edward - Wiesz, że wizję Alice z reguły się spełniają.

- Z reguły - mruknąłem - Ale może teraz się nie spełnić. I mam taką nadzieję.

Odwracając wzrok, usłyszał westchnięcie swojego brata, które świadczyło o tym, że nie miał już sił się z nim kłócić. Edward zaparkował po chwili obok tego samego auta które nas wyprzedziło.  Po krótkiej chwili z tego auta wyszły siostry Swan. Mimo wszystko nie mogłem oderwać wzroku od tej niesamowitej blondynki. Mimo, że mówiłem, że na nią nie zasługuje i nic dla mnie nie znaczy w pewien sposób się oszukiwałem. Każdy z naszego gatunku wiedział, że wampir jeśli się zakocha to na zawsze. I bałem się tej myśli, że u mnie już nastąpiła i nigdy nie nastąpi szczęśliwe zakończenie z piękną blondynką u boku.

****

C

ały dzień minął mi jak z bicza strzelił. Nim się obejrzałem szedłem przez parking z moimi braćmi przy boku w stronę Alice i Rose. Patrzyłem jak parking się wyludnia i zostaje coraz mniej samochodów. Nie odjeżdżaliśmy jakby Edward i Rosalie na coś czekali, ale nie chcieli się podzielić tym z żadnym z nas.

Zobaczyłem jak w naszą stronę zmierza Veronica, a kilka sekund później pojawia się Newton. Nie wiedząc czemu nagle poczułem w sobie gniew, widząc jak ten blondyn rozmawia z moją ukochaną. Po chwili jednak skarciłem się w myślach.

Nie, Jazz ona nigdy nie będzie twoja.

Jednak słysząc odmowę Veronicy nie mogłem, się nie uśmiechnąć. Odetchnąłem z ulgą. Obserwując ją cały czas widziałem jak po chwili Rose do niej podchodzi i pomaga jej w naprawie auta.

- Rosalie co ty robisz? - zapytał gniewnym tonem Edward, gdy czerwony Mercedes zniknął nam z zasięgu wzroku - Czy ty w ogóle myślisz?

- To mój drogi braciszku nazywała się pomóc - jej głos ociekał wręcz ironią - Jeśli nie wiesz co to było.

- Z tego co wiem mieliśmy nie szukać żadnych znajomych - powiedział Chris - Chyba, że coś mi umknęło.

- Nic się nie zmieniło - odparłem - Nie możemy rzucać się w oczy.

- A jak Edward gadał z tą jej siostrą to żadne z was nie miało co do tego obiekcji - powiedziała gniewnym tonem - Ale jak ja chciałam porozmawiać z Veronicą, to wielka afera. Wiecie co? Dajcie mi święty spokój.

Blondynka wsiadła do auta i zatrzasnęła drzwi po chwili wyjeżdżając z parkingu. Żadne z nas nie było w stanie wykrztusić ani słowa bo jej monologu.

- Rosalie ma rację - wtrąciła się Alice - I tak wiemy jak to się skończy dzięki wizji, więc dajcie jej spokój.

- Alice - zaczął mówić Chris jednak nie dane mi było dokończyć.

- To nie musi się tak skończyć, i tak nie będzie - mruknąłem.

- Jazz daj spokój przyszłości i tak nie zmienisz chociaż bardzo byś chciał - odezwał się Emmett - A poza tym jeśli wizja Alice się sprawdzi to będzie kolejna osoba do siłowania się.

- Zrobię wszystko aby to się tak nie skończyło - warknąłem, wsiadając do auta i odjeżdżając razem z Edwardem, zostawiając trójkę wampirów samych.

****

Hej, hej, hej ❤️ Nareszcie wleciał nowy rozdział. Zapraszam serdecznie do czytania 😎😁 Mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie komentarz albo gwiazdkę ❤️

A jak oceniacie Jaspera i Veronice?😎❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top