Rozdział czwarty

****

Odetchnęłam z ulgą słysząc ostatni dzwonek w tym dniu. Czułam się tutaj jak w więzieniu, chciałam stąd wyjść jak najszybciej się da. Mimo wszystko ten dzień był dla mnie dziwny, Rosalie, Jasper. Całe rodzeństwo Cullenów, była dla mnie istną zagadką.

Jasper on był w tym momencie dla mnie największą zagadką. Niby był w moim wieku, ale zachowywał się do mnie w iście staroświeckim stylu. I co bardziej niepokojące przy nim czułam się dziwnie bezpiecznie, choć po tym wszystkim co się wydarzyło już nie powinnam się tak czuć przy żadnym facecie.  Gdy tylko na mnie spojrzał czułam się dziwnie spokojna, a co najważniejsza bezpieczna. Jakby wystarczyło jego jedno spojrzenie, abym się uspokoiła. I nie chciałam się tak czuć ale wiedziałam, że nic na to nie poradzę.

Narzuciłam z ulgą na siebie kaptur, aby deszcz nie zmoczył moich włosów. Jak najszybciej skierowałam się do mojego auta, gdzie w jednym z niewielu miejsc czułam się całkowicie komfortowo i bezpiecznie. Otwierając drzwi szybko weszłam do środka, wrzucając plecak na tylne siedzenia.

Postanowiłam poczekać na Bellę, aby za bardzo nie zmokła. Rozglądając się po parkingu zauważyłam jak Rosalie przygląda mi się razem z Alice i resztą rodzeństwa. I w tym momencie ruszyła w kierunku mojego auta. Westchnęłam widząc, że kilka minut później zajmuje miejsce obok mnie.

- Przepraszam, że na Ciebie tak naskoczyłam - wydusiłam z siebie po jakimś czasie. Czułam jak blondynka z uwagą mi się przygląda i słucha z uwagą każdego mojego słowa - Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać, ale to nie jest dla mnie najlepszy okres w moim życiu. Ale nie powinnam przez to odtrącać ludzi, którzy chcą być dla mnie mili. Raczej nie skacze z radości, że tutaj jestem, i to jeszcze w centrum waszego zainteresowania.

- Nic się nie stało - powiedziała - Rozumiem Cię doskonale, pamiętam jak sama zaczęłam chodzić do tej szkoły. Też każdy chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Ale nie ze względu na mnie. Myśleli, że przyjaźń ze mną będzie najlepszym co się dla nich przydarzyła. Może gdybym nie była aż tak zamożna, to by tak nie było. Nie wiem, ale wiem jedno, że od razu z miejsca wiedziałam, że ja i Ty się zaprzyjaźnimy. Nie naciskam aby od razu się sobie zwierzały, ale z czasem może...

- Rosalie, jak byś mogła dać mi czas abym to przemyśliła - przerwałam jej, popatrzyłam w tej miodowe oczy szukając jakichkolwiek emocji, ale jednak na próżno - Muszę się tu najpierw zaaklimatyzować, a później kto wie. Też liczę na prawdziwą przyjaźń, ale zaufanie to nie jest coś co można rozdawać na prawo i lewo. Ale na razie nie chcę dawać Ci złudnych nadziei. Być może, nie zagrzeje tu długo i wyjadę gdzieś gdzie wspomnienia dadzą mi namiastkę, choć normalnego życia.

- Wiem, że jeszcze mi nie ufasz...

- Wybacz mi, ale nie chcę o tym mówić. To jest zbyt bolesne dla mnie.

Ze łzami w oczach przypomniałam sobie ten dzień. Gwałtownie potrząsnęłam głową aby wyzbyć się całkowicie tych urywek wspomnień. Drgnęłam, gdy poczułam chłodną dłoń na moim ramieniu. Poczułam strach którego nie byłam w stanie opanować, czułam dreszcze na całym ciele wywołanym przez ten nic nieznaczący gest, i to nie przez jej zimną dłoń.

- Rosalie weź tą rękę - wydusiłam z siebie z trudem - I jakbym mogła Cię prosić abyś więcej mnie nie dotykała.

- W takim razie ja uciekam - odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia - I jeszcze raz przepraszam, nie powinnam Cię dotykać gdy sobie tego nie życzysz.

- Mam nadzieję, że w przyszłości nie popełnisz tego błędu - z wielkim trudem zdobyłam się na niewielki uśmiech.

Rosalie wychodząc z mojego auta, posłała mi ostatni uśmiech. Obserwowałam ją jak wsiada z rodzeństwem do auta, po chwili opuszczając parking.

Z letargu wyrwało mnie kolejne trzaśnięcie drzwiami. Z lekkim przerażeniem obejrzałam się w prawo i zboczyłam moją siostrę całą uśmiechniętą.

- Przestraszyłaś mnie - fuknęłam na nią udając obrażoną - Chcesz abym przez Ciebie dostała zawału serca?

- Od kiedy stałaś się taka strachliwa Niki? - zapytała ze śmiechem przepinając się pasami bezpieczeństwa - Myślałam, że Ciebie jest trudno przestraszyć.

Może kiedyś tak było, ale nie w tym momencie. Nikt oprócz mnie nie wiedział, dlaczego przeniosłam się do Forks. Niby mogłam to powiedzieć mojej najbliższej rodzinie, ale wiem, że oni nic by na to nie poradzili. Z tym wszystkim powinnam dać sobie sama radę. Nie potrzebowałam niczyjej litości, bo tak by było jakby się o tym dowiedzieli. Ja sama się siebie brzydziłam, a co dopiero oni.

- Niki? - zmartwiony głos mojej młodszej siostry wyrwał mnie z rozmyśleń - Wszystko dobrze?

Nic nie jest dobrze, jest wprost koszmarnie - to chciałam z całego serca powiedzieć jednak wiedziałam, że nie mogłam.

- Tak, wszystko dobrze - wypowiedziałam kolejne kłamstwo w jej stronę - O nic się nie martw, Bella.

- Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?

- Wiem, wiem. Ale nic takiego mi na sercu nie ciąży, aby ktoś musiał o tym wiedzieć - powiedziałam z trudem - Lepiej nie drąż tematu, Bell. Lepiej powiedzieć co takiego się stało, że byłaś taka uśmiechnięta - w tym momencie silnik wydał z siebie charakterystyczny dźwięk przez co mogłam wreszcie opuścić tą szkołę na kilka dni.

- Jutro jedziemy na na plażę - wypaliła z bananem na twarzy - Czy to nie wspaniałe?

- Na plażę? W połowie października? - zapytałam ze sceptycyzmem - A gdzie niby? Lepiej sobie nie żartuj.

- Jessica...

- Ja to chyba mam alergie na samo jej imię jak i osobę - mruknęłam z grymasem.

- Weź przestań, chociaż raz marudzić, Niki. Nie możesz z entuzjazmem podejść do mojego pomysłu?

- Spróbuję kochana siostrzyczko - powiedziałam ze słodkim usmieszkiem, skręcając w kolejny zakręt prowadzący do domu - Więc z kim na tą plaże jedziemy?

- Jessica, Angela, Taylor, Mike i Eric - młodsza z sióstr już nie zwracała uwagi na miny starszej siostry - No i my. Mam nadzieję, że chociaż raz będziesz dla nich miła.

- Spróbuję ich nie zabić moją uprzejmością - rzuciłam z fałszywym uśmiechem.

Po tych słowach rozległ się dźwięczny śmiech natolatki w całym aucie.

****

Po obiedzie poszłam do garażu, gdzie stało moje maleństwo. Tylko tam mogłam, pozbierać myśli które kłębiły się we mnie od dłuższego czasu. Żałowałam, że nie mogę oddzielić tych myśli których nie chcę, i pozbyć się ich całkowicie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Tak bardzo chciałam pozbyć się tych myśli i już o nich nigdy nie pomyśleć.

Ale im bardziej nie chciałam o nich myśleć, tym trudniej było to uczynić. Czułam jakby mnie oplątały ze wszystkich stron i coraz bardziej zaciskała na mnie swe macki. Spróbowałam się skupić na równomiernym czyszczeniu samochodu, co coraz lepiej mi wychodziło gdy myślałam tylko o tym.

Nucąc moją ulubioną piosenkę, pod nosem czyściłam dalej moje autko. Nim się obejrzałam lśniło jakbym wyprowadziła prosto z salonu.

Gdy spojrzałam na zegarek uświadomiłam sobie, że to już ta pora na rozmowę z moją przyjaciółką. Wbiegłam szybko do domu, pokonując schody niezauważona. W chwili gdy włączyłam laptopa, rozbrzmiał dźwięk przychodzącego połączenia.

- Hejka stara - na ekranie zobaczyłam moją ukochaną przyjaciółkę Melisse. Z wyglądu była podobna do mnie, już bardziej ja i ona byłyśmy brane za siostry. - Titi mówił, że go nieźle ochrzaniłaś przez telefon...

- Hej maluchu - zaśmiałam się lekko widząc jej skrzywioną minę. Ten zwrot wziął się od jej niskiego wzrostu - Tak już próbował mnie przekonać, abym dała Blake'owi drugą szansę.

- Martwimy się o Ciebie, Niki. Tak nagle wyjechałaś, nic nie mówiąc. Rzuciłaś Blake'a tak z dnia na dzień. A wiem, że byłaś w nim zakochana po uszy - mówiła nie zważając na nic - Taka miłość nie przechodzi z dnia na dzień. Wiesz, że możesz mi zaufać...

- Melissa...

- Niki - rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie abym nawet nie ważyła się jej skłamać - Dlaczego nie możesz powiedzieć mi prawdy?

- Ja już go nie kocham - wydusiłam z siebie z trudem - Po prostu mój wyjazd zbiegł się w czasie. Już od dłuższego czasu, czułam, że ja i Blake...

- Takie kity to możesz wciskać swojej matce - fuknęła z grymasem na twarzy blondynka - Jeśli nie chcesz mi mówić, to nie mów. Ale nie okłamuj mnie bo wiem, że bez powodu byś się z nim nie rozstała. Chociaż o tyle Cię proszę, ze względu na naszą przyjaźń.

- Mel jest powód, ale nie chcę na razie o tym rozmawiać - powiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu - Teraz nie jestem w stanie o tym mówić...

- Niki - nagle usłyszałam męski głos przez co, zaczęłam ocierać łzy z mojej twarzy aby się nie zorientował. Lekkie kiwnięcie ze strony Melissy sprawiło, że odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że ona nie piśnie ani słowa - Ta dzisiejsza rozmowa, nie powinna przebiec tak jak się potoczyła. Wybacz swojemu idiocie - czarnowłosy młodzieniec wyszczerzył swoje bieluśkie zęby jak śnieg, a jego brązowe oczy śmiały się razem z nim.

- Znaj moja litości, żebraku - puściłam mu oczko.

****

Dzisiaj był ten dzień uwielbiany przez większość uczniów, nie wyłączając przy okazji Cullenów. Był w końcu piątek, dla każdego upragniony koniec tygodnia. W ciągu tych dwóch dniach każdy mógł odpocząć nie wyłączając w to Jaspera który zawsze oddychał z ulgą w ten dzień. Zawsze na te dwa dni mogłem być sobą, ale niestety tylko w domu albo lesie.

Rozglądając się po parkingu, zauważyłem jak obiekt moich rozmyśleń idzie strapiona w kierunku swojego samochodu. Zdziwiłem się, że nie widziałem na jej twarzy typowego dla niej uśmiechu. A jeszcze bardziej zagadkowe dla mnie były jej uczucia. Po pamiętnej rozmowie z jakimś chłopakiem stała się o wiele bardziej smutna niż poprzednio.

Na dosłownie kilka sekund złapałem spojrzenie jej jasnych tęczówek, mimowolnie posłałem jej uśmiech licząc na odwzajemnienie, jednak się tego nie doczekałem.

- Za chwilę przyjdę - oderwałem się od wpatrywania się w pannę Swan słysząc słowa mojej siostry - Poczekajcie chwilę.

Nim żadne z nas zdążyło się odezwać, Rosalie już zdążyła wsiąść do samochodu Veronicy. Słysząc dokładnie ich rozmowę w mojej głowie powstało coraz więcej pytań. Nie mogłem rozwikłać postępowania tej dziewczyny. Raz nie dopuszczała do siebie nikogo, a teraz ku zdumieniu całego mojego rodzeństwa przepraszała Rosalie.

- I przegrałeś Chris - odezwał się Emmett - Mówiłem, że tym razem nie spuści po brzytwie mojej Rosie.

- Głupi to ma zawsze szczęście - mruknął ciemnowłosy wampir podając kilka banknotów uśmiechniętemu brunetowi - Może tym razem ma lepszy humor?

- Wątpię - powiedziała pewnym siebie tonem Alice - Nie widzisz jaka jest zdołowana? Być może, chce się komuś wygadać?

- Na pewno nie wygada się pierwszej lepszej osobie, Ali - stwierdził suchym tonem Edward - O osobistych tematach raczej nie powiesz osobie której nie ufasz za grosz. Na to potrzeba czasu.

- Edward ma rację, Alice - powiedziałem po dłuższej chwili milczenia - Jej emocje są dosyć skomplikowane. Ona je tłumi, ale tym gorzej dla niej.

Moją uwagę przykuła nowa emocja w Veronice. Nigdy dotąd nie poczułem u niej strachu, ale gdy tylko Rose dotknęła jej ramienia strach ją sparaliżował. Ona była przerażona. W jednej chwili zapragnąłem do niej podbiec i ją przytulić. Chciałem ją obronić przed całym złem tego świata. Jednak w drugiej chwili uzmysłowiłem sobie, że ja nie jestem od tego. Ona ma chłopaka, którego zapewne kocha i za którym tęskni.

- I jak Rose idzie Ci zaprzyjaźnianie się z Veronicą? - zapytała Alice z lekkim uśmiechem.

- Powoli do przodu - mówiła z lekkim uśmiechem - Być może jednak coś z tego będzie.

- Nie wiedziałem siostrzyczko, że chcesz porzucić dla niej Emmetta - rzucił z dwuznacznym uśmieszkiem Chris.

- Jeśli nie chcesz dostać po tym swoim głupim łbie Chris i tu zostać, to lepiej się przymknij - fuknęła na niego - Chyba, że ja mam Ci pomóc, ale to nie będzie dla Ciebie łagodne.

Cicho się zaśmiałem słysząc słowa blondynki, która z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi od auta. Edward poszedł do swojego Volvo, a ja razem z resztą wsiadłem do auta Rosalie.

- Nie złość się już tak Rose - powiedział Chris, widząc jak blondynka się nie odzywa przez całą drogę.

- Nie odzywaj się do mnie - warknęła przyspieszając coraz bardziej.

- Przegrabiłeś sobie Chris - zaśmiałem się cicho.

- Weź nic nie gadaj - powiedział Emmett - Ja przez głupi tekst miałem zakaz wstępu do naszego pokoju, bo w żaden sposób nie dało się jej przeprosić.

- To musicie panować nad waszymi głupimi tekstami panowie - zachichotała cicho pod nosem Alice przytulając się do Chrisa.

- Proszę bardzo jesteśmy na miejscu - warknęła Rosalie wysiadając z auta i szybko wbiegając do środka ich domu.

Cała nasza czwórka zaśmiała się na jej fochy. Po chwili zrobiliśmy to samo, co Rosalie. Alice i Chris udali się do swojego pokoju, Emmett tak samo pobiegł za Rosalie. W salonie pozostałem sam z naszej czwórki.
Naszego przybranego ojca jak zwykle nie było w domu, więc pewnie był w szpitalu.

Natomiast nasza mama, Esme siedziała w salonie szkicując coś zaciekle. Że nawet nie zwróciła uwagę na nas uwagi, że wróciliśmy do domu.

- Cześć mamo - powiedziałem przysiadając przy jej boku na kanapie - Co znowu szkicujesz?

- Witaj skarbie - rzuciła z uśmiechem - Planuję odnowić gabinet Carlisle.

- I jak ci idzie? - chciałem zajrzeć zajrzeć przez ramię kobiety na projekt, jednak ona szybko zamknęła szkicownik - Nawet nie dasz zobaczyć?

- To jest niespodzianka Jasper - powiedziała - I jak tam u Ciebie, kochanie? - matczynym gestem zaczęła mnie głaskać po czuprynie.

- Nic mamo, wszystko w porządku.

- I jak idzie Ci z tą dziewczyną? - zapytała ze zmartwionym wyrazem twarzy - Nadal nie chcesz mieć z nią nic wspólnego?

- Mamo, daj mi spokój - jęknąłem - Chociaż ty.

- Jak będziesz chciał z kimś porozmawiać, to pamiętaj o mnie - uśmiechnęła się ostatni raz i wyszła z pokoju.

Przymykając oczy zastanowiłem się nad swoim życiem. Jednak nie pomyślałem o tym za długo, bo mój spokój został zakłócony przez moje rodzeństwo.

- Gdzie jest Edzio? - zapytał Emmett siadając na kanapie.

- Nie wiem - mruknąłem nie otwierając oczu.

- Pewnie na łące jest - powiedziała Rose - Wiecie jaki samotnik z niego.

W tym momencie usłyszałem jak do salonu wbiega moja druga siostra. Już przeczuwałem, że ma jakiś interes do nas. Więc popatrzyłem na nią z zaciekawieniem.

- A ma ktoś ochotę na zakupy? - zapytała Alice i patrząc na wszystkich proszącym wzrokiem.

- Ja niestety, idę na polowanie - odparowałem wstając szybko - Chłopaki idziecie?

- Jasne - odparowali równocześnie.

- Może kiedy indziej z Tobą pójdę skarbie - Chris podszedł do swojej ukochanej i pocałował ją w policzek.

Mina Alice wtedy posmutniała i popatrzyła z błagalną miną na Rosalie.

- A ty? - zapytała - Pójdziesz ze mną?

- Alice...

- Proszę... - dodatkowo złożyła ręce jak do modlitwy i patrzyła wyczekująco na blondynkę - Nikt ze mną nie chcę chodzić na zakupy, nawet mój mąż - popatrzyła na niego wilkiem, na co on zrobił minę niewiniątka.

- Niech Ci będzie - westchnęła - I tak dawno na nich nie byłam.

- To ja skoczę po portfel i się przebiorę i możemy jechać Rosie - powiedziała uśmiechnięta wybiegając z salonu.

- Coraz bardziej sobie grabisz, Chris - pokręciłem głową zdegustowany - Najpierw u Rose, teraz Alice a jutro kto?

- Nie wiem - wzruszył ramionami.

- Mógłbyś czasami iść z nią na te zakupy z własnej woli, a nie cały czas liczysz na mnie - powiedziała z wyrzutem Rose.

- Skarbie, ale wiesz, że jak Alice rzuci się na sklepy to nie ma zmiłuj - do swojej ukochanej podszedł Emmett obejmując ją i całując w czubek głowy - My wolimy od tego uciekać. Dlatego ja ci z całego serca dziękuję, że nie muszę chodzić na zakupy.

- Dlatego doceniaj mnie częściej, kochanie - blondynka cmoknęła go w usta - Więc uciekajcie na polowanie, a ja jadę z Alice.

Cała nasza trójka wybiegła z domu w dobrych humorach. Objąłem prowadzenie po chwili wyprzedzając moich braci. Po chwili usłyszałem ich głowy oburzenia, na co ja się głośniej zaśmiałem i jeszcze bardziej przyspieszyłem. Przystanąłem po kilku sekundach po środku lasy. Zewsząd otaczała mnie cisza. Przymknąłem oczy wsłuchując się we wszystkie dźwięki, które do mnie napływały ze wszystkich stron.

Słyszałem sarny oraz pumy niecałe dwa kilometry za mną, ptasi trel który zawsze działał na mnie uspokajająco. Słyszałem także zbliżających się w moją stronę moich braci. Na przodzie biegł Emmetta. Chris został daleko w tyle. Instynktownie otworzyłem oczy i zobaczyłem jak z naprzeciwka biegnie w moją stronę Emmett. Momentalnie przyjąłem pozę obronną, co okazało się właściwe bo po chwili mnie zaatakował.

Wykorzystując moje wieloletnie doświadczenie dosłownie w kilku ruchach, przygwoździłem go do ziemi.

- I jak poddajesz się?

Obezwładniony wampir próbował się wyrwać, jednak ja jeszcze bardziej go przycisnąłem przez co warknął sfrustrowany.

- Poddaję się, już możesz mnie puścić.

- I po co za każdym razem mnie atakujesz, jak i tak wiesz, że przewgrasz? - zaśmiałem się pod nosem widząc jak zażenowany wyciera się z ziemi i igliwia.

- Kiedyś mi się uda, zobaczysz.

- I ty się jeszcze łudzisz? - zapytał Chris który chwilę temu ich dogonił - Tyle razy dostałeś od niego łomot, że się nie pogodziłeś z tym?

- Jeszcze go zaskoczę, obiecuję.

- Trzymam Cię za słowo - rzuciłem z uśmiechem - Dobra ja idę zapolować. Jak tylko się najemy to widzimy się tutaj.

- Jasne.

- Miłego polowania.

Nim się obejrzałem moich braci już nie było. Postanowiłem pobiec na południe gdzie zawsze mogłem spotkać drapieżne koty, mimo wszystko one bardziej mi smakowały niż te roślinożerne zwierzęta. Niestety tu rzadko kiedy można było natknąć się na pumę czy niedźwiedzia. Dlatego tak bardzo nie mogłem doczekać się aż wyjedziemy na dłuższe polowanie, gdy nadejdzie ładna pogoda.

Postanowiłem porzucić swoje myśli, biegnąc starałem się wsłuchać gdzie było najbliżej mnie jakieś zwierzę. Zmieniłem kierunek biegu, odnajdując samotną pumę która leżała niecały kilometr odemnie. Zacząłem się do niej skradać aby jak najszybciej się posilić, jednak ona musiała wyczuć czyhające na nią niebezpieczeństwo, bo podniosła głowę rozglądając się dookoła. Po chwili zerwała się do biegu, a ja za nią. Rzucając się na nią po chwili, chwyciłem ją w stalowy uścisk nie pozwalając jej uciec. Gdybym był człowiekiem pewnie już byłbym ranny, ale na szczęście tylko moja koszula lekko ucierpiała. Wysuwając kły wbiłem się w jej tętnice, wysysając ostatnią kroplę krwi z jej organizmu.

Gdy tylko się najadłem rzuciłem w krzaki martwe ciało zwierzęcia, i zacząłem biec w stronę zbiórki. Jednak nie było tam ani Emmetta ani Chrisa, więc przysiadłem na zwalonym pniu, opierając łokcie na swoich kolanach.

Teraz mogłem w spokoju pomyśleć, moje życie nigdy nie było tak skomplikowane jak teraz. Odkąd się pojawiła ta śliczna blondynka, nie byłem w stanie na niczym się skupić. Cały czas miałem jej uśmiech w głowie, jakby ktoś specjalnie mi go wyrył abym go nie zapomniał. Nie potrafiłem o niej nie myśleć, to było silniejsze odemnie. Od kilku dni w myślach zastanawiałem się nad wyprowadzką, ale wiedziałem, że to nic nie da i to jest bez sensu.

- I co ja mam robić?

- Jak to co? - nagle na pniu po mojej lewej stronie pojawił się Chris, a po prawej Emmett - Pozwolić miłości wejść w twoje życie, pysiaczku.

- Już za długo byłeś w celibacie, majorze - wytknął mi Chris - Prosta piłka, albo Ci się podoba i coś z tym robisz albo zostawiasz ją w spokoju. Ale wtedy nie ingerujesz w jej życie w ogóle.

- Wam wydaje się to takie proste? - warknąłem podnosząc się i stając przed nimi z założonymi rękami - Spójrz kim ona jest, kim ja. Myślisz, że chciałaby być kimś takim? Dla was to wszystko jest proste, bo spotkaliście Alice i Rosalie jak już byliście zmienieni w wampiry, o ona pozostaje w kruchym ciele człowieka. W każdej chwili mogę zrobić jej coś złego, wystarczy chwila nieuwagi.

- Ale Alice mówiła Ci przecież, że widziała ją jak jest wampirem - odezwał się Chris - Czyli nie musi się to tak skończyć, jak zakładasz. Są dwa wyjścia.

- Chris ma trochę racji, stary.

- Nie ma dwóch wyjść - powiedziałem - Jest tylko jedno słuszne rozwiązanie.

****

Hej wam w końcu udało mi się skończyć ten rozdział ❤️ Tak długo go pisałam, że myślałam, że go nie skończę. Ale jednak moja zawziętość nie zna granic 😂

Mam nadzieję, że trochę rozbudziłam waszą ciekawość postaciami Veronicy i Jaspera 😁 I będzie ciekawi losów tej dwójki ❤️

Mam nadzieję, że wam się spodoba 🥰

Czytajcie, komentujcie i zostawiajcie gwiazdki 🥰🤪

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top