Rozdział 8
Lea POV
Nie wierzę, że może istnieć coś takiego jak demon a tym bardziej hybryda, demony jako tako istnieją w religiach i opowieściach, ale nie mogą istnieć na prawdę. Argon wykorzystuje to, że źle się czuje i mam jakieś halucynacje. Nie wiem po co na siłę próbuję mnie przekonać, iż nie żyjemy w świecie ,gdzie istnieją tylko ludzie. Jak byłam mała ,chciałam wiedzieć ,że jednorożce istnieją, że wróżki są wśród nas, ale nigdy nie spodziewałam się ,że ktokolwiek kiedykolwiek będzie się starał udowodnić istnienie demonów.
Otworzyłam leniwie oczy i pierwsze co ujrzałam to twarz tego idioty, który mnie zamknął. Muszę przyznać, że jak spał wyglądał uroczo, ale w tamtym momencie chciałam po prostu iść do domu. Lekko uchyliłam drzwi i w tamtym momencie ktoś złapał mnie w tali i odciągnął od mojej drogi ucieczki.
-Puść mnie! - próbowałam się wyrwać z jego uścisku, ale był silniejszy, bezsilnie uderzałam go w klatkę piersiową.
-Zaraz - odpowiedział i wpił się w moje usta, z początku stałam osłupiała, ale po chwili oddałam pocałunek. Był bardzo subtelny, miałam wrażenie ,że boi się o to ,że mnie zrani. Gdy oderwaliśmy się od siebie, spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Nie chciałem, przepraszam, po prostu wariuję.
Uśmiechnęłam się i tym razem ja go pocałowałam, mocniej, dotykając jego szczęki , widząc jego mocne kości policzkowe, natychmiast oddał pocałunek.
-Argon! ,jestem.
Wtedy chłopak się ode mnie oderwał
-Mieszkasz z Luisem?- powiedziałam zaskoczona.
-Jest moim współlokatorem, wczoraj był u znajomych, dlatego go nie widziałaś.
W tym momencie do pokoju wpadł Luis. Osłupiał jak zobaczył mnie w objęciach Argona.
-Lea ,musisz iść, proszę, potem ci wszystko wyjaśnię-powiedział.
Nie rozumiałam co się stało, ale wyszłam z jego domu i wróciłam do siebie.
Argon POV
Usłyszałem trzask drzwi, wyszła.
-Ty debilu! -zaczął krzyczeć Luis
-Ale...
-Słuchaj mnie!, ja byłem w piekle ,mówiłem ,że wszystko pod kontrolą, że Lucyfer odzyska córkę, a ty się nią bawisz!
-Nie bawię się!
-A co do cholery jasnej robisz?!
-Po prostu...
-Co!, co po prostu!
-Chyba się zakochałem
-ha, zakochałeś, uroczo ,ale może przypomnę ci, że DEMONY nie mają uczuć, co chwilę musisz się żywić duszami, świetnie to ukrywasz przed nią, jesteś POTWOREM, i nie takim jak wampirki z opowieści, ale takim co odbiera życia, ludzie wariują prosząc o śmierć, a ty się zakochałeś. Jesteś po prostu idiotą, masz ją tylko doprowadzić do piekła, za jej duszę dostaniemy wolność!.
-Ale to ty sprawiłeś ,że jesteśmy tacy - powiedziałem mrucząc pod nosem, na moje nieszczęście usłyszał.
- Ty ją sprowadziłeś
- Ale to ty ją zabiłeś, z zimną krwią, tylko dlatego,że cię zdradziła, zrobiłeś to patrząc jej w oczy!!!
- Ty złamałeś jej serce, przez ciebie była wykończona psychicznie
- A ty ją zatłukłeś fizycznie.
-Podsumowując wina jest na pół.
-O nie!, z psychiką można było sobie jakąś poradzić, a ty skróciłeś jej życie!
-Może i tak, trudno stało się.
- Czy ty siebie słyszysz?!
- Skończmy tą dyskusję. Zapomnij o uczuciach do niej, sprowadź ją jak będzie miała 18 lat.
-Nie mogę!
- Co ci się stało?!
- Chcę ją chronić
- Bardzo dobrze, a po 18 urodzinach oddasz piekłu i będzie cudownie.
- Czego ty nie rozumiesz?!
-Bla,bla,bla - idź , te uczucia przejdą, a jeśli ci z nimi trudno to pomogę ci je usunąć, ja nie mam problemu.
-Pieprz się Luis!
Co za pierdolony egoista, nie obchodzi go życie tej biednej dziewczyny, podobnie jak Eby, która zginęła z rąk tego fiuta, dla niego nie ma znaczenia żadne życie. Mogłem się tego spodziewać. Muszę ochłonąć ruszyłem w stronę jeziora, uwielbiam tam myśleć.
Usiadłem na gałęzi mojego ulubionego drzewa. Wsłuchiwałem się w szum liści i doskonale słyszałem każde stworzenie w pobliżu, słuch demony mają znakomity. Patrzyłem jak słońce powoli zachodzi i usłyszałem znajomy chichot. Lea? - pomyślałem. Spojrzałem na brzeg jeziora i zobaczyłem ją ,gdy jakiś nieznajomy chłopak przytulał ją. Poczułem ukłucie w sercu, znam to uczucie to
Zazdrość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top