Rozdział 15
Lea
Otworzyłam oczy i jak dotąd była to najgorsza pobudka w moim życiu, głowa mnie bolała niewyobrażanie. Syknęłam gdy dotknęłam do bandaża zawiniętego wokół mojej głowy. Rozejrzałam się, byłam w szpitalu, zapach ta charakterystyczny, cały ,,wystój" również, byłam sama.
Zauważyłam moich rodziców rozmawiających z lekarzem, w tamtym momencie ojciec spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Powiedział coś do Giriam, wparowali do mojego pokoju szybciej niż ja zdążyłam mrugnąć.
-Kochanie, obudziłaś się - powiedziała uradowana matka
-Niemożliwe - odparł lekarz
-Co? - powiedział Brad
-Tak szybko odzyskać przytomność, w tak ciężkim stanie w jakim tu trafiła najwcześniej powinna obudzić się za dwa tygodnie, masz szczęście.Teraz powiedz mi tylko jak z twoją pamięcią:
-Jaki mamy dzień tygodnia?
-Um, chyba późny poniedziałek - odparłam, na zewnątrz było już ciemno
-Tak, zgadza się. Jak się nazywasz?
-Lea Rose.
-Dobrze, Miesiąc?
-Październik.
-Ktoś tam u góry musi nad tobą czuwać - uśmiechnął się po czym wyszedł z sali.
Odprowadziłam go wzrokiem, mama w tym czasie do kogoś dzwoniła, a tata siedział przy moim łóżku i trzymał moją dłoń ze łzami w oczach.
-Tato - odparłam łagodnie
-Myślałem ,że... - zalał się łzami, że umarłaś,że wyzionęłaś ducha, że nie ma Cię na tym świecie, leżałaś tam jak martwa, tylko twój chłopak był przy Tobie.
-Zaraz, Co? to nie jest mój chłopak, kolega ze szkoły- powiedziałam oburzona
-Tak, twój ,,kolega" zbiegł z góry za tobą i lamentował jak potrącił cię motor, wołał o pomoc na chwilę zamilkł my pośpieszyliśmy za wami, ale drzwi się zablokowały, gdy już dało się je otworzyć pobiegliśmy w twoją stronę, Argon trzymał Cię w ramionach.
Przecież ja czułam, ja pamiętam, ja...ja to widziałam, jak zmienił się wyrwał swoje serce, aby... ocalić mnie. On mnie uratował.
Przytuliłam tatę , bo cały czas płakał, rozumiem ,że bał się mnie stracić.
-Lea, wrócimy do Ciebie za chwilę, pójdziemy tylko napić się kawy - odparł
Bardzo mnie to zdziwiło, po co? przecież może iść tylko tata, po co w dwójkę i wtedy zrozumiałam. Argon stał pod drzwiami. Rodzice otworzyli drzwi od sali wychodząc, a Argon podszedł do mojego łóżka.
-Lepiej się czujesz? - zapytał i wyczuwałam w jego głosie nutkę troski
-Tak, już dobrze.
-Miałaś szczęście to był groźny wypadek - odparł przyglądając się bandażowi na mojej głowie.
-Nie szczęście - odparłam i lekko się uśmiechnęłam
-A co? - spytał zaskoczony
-Ciebie
-Nie rozumiem.
-Ty mnie uratowałeś, wyrwałeś sobie serce
-Co? Jakim cudem to pamiętasz? To niemożliwe!
-Czułam twój ból, gdy rozrywałeś go na pół, widziałam twoje serce, widziałam siebie...
-Z mojej perspektywy - dokończył
-Tak, właśnie twoimi oczyma, ale to znaczy... ,że ja.... - zaczęłam powoli rozumieć powagę sytuacji.
-Tak, Jakkolwiek to zabrzmi byłaś w moim umyśle, w moim ciele, a teraz cząstka mnie jest w tobie.
-Serce
Pokiwał głową twierdząco
-Odpoczywaj Lea, dorwiemy drania na motorze i ... - uciął
-I co?
-Odpoczywaj - odrzekł pocałował mnie bardzo delikatnie w czoło, aby nie zrobić mi krzywdy.
Teraz już nic nie rozumiem
Argon
Mało brakowało, nie może wiedzieć ,że nie ma serca, znaczy ma ,ale nie swoje. Jej czas jest policzony, dlaczego ona jest hybrydą?! jakby była demonem serce by odrosło, i moje i jej połowa zamieniłaby się w całość, a teraz każdy mój oddech skraca jej życie.
-Luis! znalazłeś coś? - wykrzyczałem jak przekroczyłem próg domu
-Wiem ,gdzie go znaleźć
-To na co czekasz, jedziemy! - powiedziałem
-Chwila chwila- chwycił mnie za ramię, w momencie ,gdy odwracałem się w kierunku drzwi wyjściowych.
-Jaki znowu problem? - zapytałem zirytowany, zawsze coś jest nie tak jak powinno
-Jest aniołem - powiedział jakby udowodnił coś niezwykłego
-Nie widzę przeszkody - odparłem
-Jak to nie widzisz, my demony mamy na anioły sztylety, miecze, broń
-No i?
-Półgłówku! anioły z pewnością mają coś na nas
-Ale oni nie mogą zabijać a my tak - wystawiłem język i ponownie skierowałem się w stronę wyjścia z domu.
-Zobacz
Przysunął mi laptop , a na nim zauważyłem ogromny budynek z mnóstwem przejść i ... pułapek.
-Jedynym sposobem by mnie zabić jest wyrwanie całego mojego serca, gdy przemieniam się w demona, i zakopanie serca w kościele pod fundamentami na siedem dni.
-Patrz dalej - mówił oschle
Ujrzałem napis :
Dawny kościół stał się najbardziej luksusowym i najdroższym klubem w kraju.
-To nasz aniołek wymyślił pod przykrywką ,,klubu" zwabia demony, zabija i zakopuje ich serca, założę się ,że wiele już wykończył.
-Musimy dobrze przemyśleć i zobaczyć, gdzie mieszka Mattew, aby odzyskać klucz
-Ale ona nie ma czasu! umiera. Naprawdę tak bardzo zależy ci na kluczu?
-Mnie tak, jest jedyną rzeczą która sprawi ,że odzyskam człowieczeństwo, ty najwyraźniej przez tą całą twoją ,,miłość" zapomniałeś kim jesteś.
Odwróciłem się w stronę hałasu, jaki wywoływał skuter na ulicy, nagle poczułem, że moja resztka serca opuściła swoje miejsce.
-Idioto! Luis! debilu, oddaj mi je to jedyna rzecz ,która trzyma mnie jako człowieka.
-Nie będzie ci już potrzebna - uśmiechnął się złowieszczo i rzucił je za siebie
-Luis!- podbiegłem do serca, ale ten posrany egoista ruchem ręki sprawił ,że było jeszcze dalej.
-To się stanie za 3...2...1.
Luis!- zdążyłem wykrzyczeć a on zniknął, poczułem reset emocji.
W tamtym momencie już wiedziałem, że nie dość ,że straciłem serce, straciłem także człowieczeństwo, uczucia jakie miałem zniknęły, emocje jakie w tamtym momencie odczuwałem przerodziły się w nicość.
Stałem się bezdusznym demonem, takim jak Luis.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top