Rozdział 7
Argon
Nie wiedziałem co robić, straciła tak dużo krwi. Zadzwoniłem do Luisa.
-Halo - powiedziałem ,gdy tylko usłyszałem ,że ktoś odebrał
-Co znowu? ,złapałeś ją? - powiedział z lekką irytacją
-Ona... ona.. - nie mogłem złożyć zdania
-Co się stało?! - zaczął się przejmować
- Nie oddycha, krwawi, ma zamknięte oczy... Luis - ciężko oddychałem
- Ale z Ciebie idiota - zaśmiał się
- Co cię kurwa znowu tak bawi?!
- Przecież to hybryda, nie da się jej zabić zwykłym potrąceniem. musi ktoś zabrać jej moc.
- Śmieciu, dlaczego mi nie powiedziałeś?!!
- O jejku, ktoś tu się martwi o nasze małe bobo - zaczął się nabijać
- O nic się nie martwię.
- Kruszynka jest ważna dla naszego demonka, jak słodko - mówił, coraz bardziej irytującym tonem.
- Tak, bo może chcę ci i sobie uratować skórę debilu - powiedziałem i rozłączyłem się.
Usłyszałem cichutki oddech Lei, podszedłem bliżej otworzyła oczy i spojrzała na mnie na początku spokojnie, ale potem zaczęła zadawać podstawowe pytania.
-Co ja tu robię, gdzie jestem, co ty tu robisz, co się stało?
- Miałaś wypadek, jesteś u mnie w domu. - odpowiedziałem łągodnie
-Aha, dlaczego u ciebie w domu?
-Bo tu masz barierę przeciwko złudzeniom.
-Chwila, już pamiętam, wbiegłam pod auto, ono mnie przejechało, jakim cudem ja żyję?!
-Jesteś nadprzyrodzona. - powiedziałem bez większego ,,wow"
- Ty idioto, ja cudem przeżyłam, nie wiem jak, a ty teraz mi powiesz że jestem kurwa wróżką a ty pieprzonym elfem co?!
- Nie do końca...
- To czym jesteś ty? czym ja?
- Posłuchaj mnie, nie kłamię, ja jestem demonem ty hybrydą.
- Kurwa Argon, nie wciskaj mi kitu i powiedz po prostu, że uskoczyłam ,albo mi się to przyśniło, a nie ,że ożyłam bo to nie ma sensu.
- Jakbym powiedział ci to co chcesz usłyszeć dopiero wtedy wcisnąłbym ci kit.
- Chcę do domu, zostaw mnie i te swoje bajki.
- Lea nie możesz... - gdy powiedziałem te słowa ona nie mogła przekroczyć progu mojego domu.
- Co to jest do jasnej cholery - powiedziała zirytowana.
- Ja to nazywam bańką bezpieczeństwa, dla niewierzących w nadnaturalne istoty.
- A ja zaraz nazwę twoje klejnoty zbitymi jajkami ,jak mnie nie wypuścisz w tej chwili!.
- U... nie tak ostro, bariera zniknie jutro rano.
- Mam cię zatłuc?! nie będę tu spać.
- Podziękuję, mogę spać na kanapie, ty idź do mnie do sypialni
- Dobra już zgoda, nie mam wyjścia. Ale jak te twoje dziwne ,,czary mary" znikną zmywam się stąd.
Lea
Co on sobie kurwa wyobraża, zaciągnął mnie siłą do siebie do domu i zamiast dać mi wyjść , muszę spędzić noc w domu kogoś , kogo teraz najchętniej bym udusiła. Widziałam jak bierze koc i poduszkę i wędruje na parter w czasie ,gdy ja jestem w jego sypialni na górze. Zadzwoniłam do Giriam i powiedziałam ,że nocuję u koleżanki, aby się nie martwiła.
Wystrój jego pokoju jest okropny, cały czarny, wszędzie jakieś dziwne obrazy bardzo nijakie, nie wiem co przedstawiają są po prostu plamami na płótnie, jednak cały pokój jest ogromny, duża łazienka, wielka wanna, spore łóżko. i dwa okna, zasłonięte firanami.
***
Położyłam się ubrana w bieliznę na jego wielkim łóżku, muszę przyznać ,że było wygodne, ułożyłam się i próbowałam zasnąć, ale nie mogłam te ciągłe koszmary. Cały czas kogoś zabijałam, przypomniał mi się ojciec, krzyknęłam. W mgnieniu oka przy mnie siedział Argon.
-Co się stało? - zapytał
- Miałam zły sen.
- Zostać?
- Zostań, jak już wdrapałeś się na górę - zaśmiałam się
- Mogę spać koło Ciebie?
- A mam wybór, jeśli chcę byś nie odchodził.
Nie przemyślałam tego zdania
- Uroczo, a teraz się przesuń bo jesteś na środku.
Prychnęłam i przesunęłam się do prawej strony. Początkowo leżeliśmy daleko od siebie, lecz z każdym kolejnym koszmarem pragnęłam bliskości, ostatecznie wylądowałam w jego objęciach, gdzie czułam ,że nikt i nic mnie nie skrzywdzi i gdy wszystko ucichło przypomniałam sobie słowa Argona.
,,Ja jestem demonem ty hybrydą"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top