Rozdział 3


Lea

Podziękowałam mu i zauważyłam, że stoją przede mną trzy dziewczyny. Jedna z nich wyglądała bardzo dziwnie, ale jednocześnie ślicznie, miała sukienkę, cała ubrana na biało, tylko jedno błękitne oko patrzyło na mnie, drugie było zasłonięte grzywką, która ścięta była na ukos. włosy związane w warkocz sięgający jej do bioder, nienaturalnie białe, jak śnieg. Dwie pozostałe były bliźniaczkami z długimi blond włosami związanymi w kucyk, obydwie miały zielone oczy.

-Chciałam cię tylko ostrzec - powiedziała dziewczyna ubrana na biało

-Przed czym?

-Przed chłopakiem z którym rozmawiałaś.

-Przed Argonem?, on jest bardzo miły

-On tylko udaję. 

-Tylko on ze mną rozmawia.

-Nie jest to  osoba z którą powinnaś przebywać. Parę naiwnych dziewczyn z nim było, wszystkie zaginęły, wszystkie były zaślepione , każda z nich myślała ,że go zmieni, on je oszukał.

-Dlaczego miałabym ci wierzyć?

- Nie masz podstaw by mi wierzyć, rozumiem, ale może nie wierz mi, uwierz swojemu naszyjnikowi , on ma moc, która cię ochroni. 

Lea- zawołał Fidż- to imię to jakaś porażka, chyba miał całe życie pod górę.

Odwróciłam się w jego stronę

-Idę!

Gdy ponownie spojrzałam w stronę tych trzech dziewczyn ich już nie było, nie chodziły z nami do klasy, nie wiem to było jakby... wyparowały.

Podeszłam do wychowawcy spytać się o co chodzi, on wręczył mi małą kartkę , mówiąc, że zapomniał mi jej dać w szkolę. Spojrzałam na nią. To był plan.

Na dziś były zaplanowane gry integracyjne, zajebiście już się cieszę, bo nie możemy po prostu się poopalać, póki jeszcze słońce tylko kurwa latać z chorągiewką, i dzielić się na drużny. Wspaniale.


Argon

-Ty stary - powiedziałem do Luisa

-Co?

-Widziałeś ten plan?

-Jaki?

-No tej naszej wycieczki

-A no tak, nie możemy wrócić do piekła, tęsknie za jękami ludzi- zaczął narzekać Luis

-Nie pamiętasz po co tu jesteśmy.

-No tak, tak wiem, ale no, już rok na ziemi, nudno tutaj.

-Wiem, wiem ale ja muszę. Lea musi być w naszych rękach.

Odszedłem od Luisa i poszedłem do Lei.

-O co chodzi- zaczęła

-Nie rozumiem

-Kto to był, dlaczego mnie ostrzegały, po co  ze mną rozmawiasz, co do cholery jest z moim naszyjnikiem.

-Nie wszystko na raz, spokojnie - starałem się mówić bardzo wolno i zrozumiale.

-Powiedz mi co oznacza mój naszyjnik, dlaczego wszyscy mają coś do niego, przecież to tylko zwykły wisiorek, dla mnie ma wartość, dla was to ozdoba.

-Masz rację, po prostu jest bardzo ładny- kłamałem

-Coś kręcisz, dlaczego one mówią ,że mnie obroni, dlaczego wyparowały? 

-Kto?

-Takie 3 dziewczyny, jedna miała długi warkocz, była ubrana na biało.

-Miała białe włosy?

-Tak... znasz ją?

Nie wierzę, nagle aniołki se przypomniały o jej istnieniu, nie wierzę, gdy wszystko idzie zgodnie z planem niebo się wpierdala, rozumiem ,że to po części dziecko anioła, po co im ona?

-Tak znam, kilka razy z nią rozmawiałem-odparłem

Lea

Zbiórka wrzeszczał Fidż, on nigdy nie ma wyczucia czasu.

-Dzielimy się na dwie drużyny, pierwszą wybiera Argon, drugą Deby 

I zaczęli wybierać, Argon wybrał mnie jako pierwszą ,chociaż dawałam mu wyraźnie znak, że nie chcę się bawić w te pierdoły. Skończyli, składy liczyły po 15 osób, zadanie było takie, aby zdobyć ich flagę, zanim oni wezmą naszą.

Z początku tylko stałam w miejscu, bo to jest bez sensu, ale otrzymałam flagę 15 osób biegło w moją stronę, bałam się ,że mnie stratują, zaczęłam uciekać od nich, przekazałam ją komuś innemu, zaczęłam się wkręcać  w tą idiotyczną zabawę i tak minęły dwie godziny.

 Potem były inne gry, nie wiem po co wywieźli nas do lasu, przecież to zupełnie zbędne, na co 17-latkom integracja w drugiej klasie liceum.W pierwszej  klasie jeszcze rozumiem ale po co w drugiej?. O dwudziestej drugiej było ognisko wszyscy świetnie się bawili, żartowali, oczywiście nie rozumiałam tych sytuacji ,które były w pierwszej klasie, bo wtedy mnie tu jeszcze nie było.

Argon był w centrum zainteresowania, znał wszystkich i wszyscy znali jego ,dziwiło mnie to, gdyż ma tylko jednego przyjaciela, a mógłby mieć ich o wiele, wiele więcej. Gdy było już tak ciemno, że z trudem udało nam się znaleźć namioty poszłam spać , nie wiem która godzina dokładnie była druga, a może już trzecia nad ranem. 

 Obudziłam się o dziesiątej, dziś był tak zwany dzień wolny, na polu namiotowym, mogliśmy spać do woli, grać do woli, opalać się do woli. Czas bardzo szybko mijał , nastała noc. Poszłam spać stosunkowo wcześnie, gdy już udałam się w objęcia morfeusza. 

Mój sen przerwał dziwny dźwięk, jakby coś przegryzało line, wystraszyłam się, dach namiotu spadł na moją głowę, szmer ucichł, wyszłam z namiotu, noc była dosyć zimna, wzięłam śpiwór i chciałam z powrotem złożyć namiot, ale nie potrafiłam, po prostu ułożyłam się pod gołym niebem.

-Lea- usłyszałam szept

-Leniwie otworzyłam oczy, to był Argon, miał namiot najbliżej mnie, nic dziwnego ,że usłyszał.

-Co- odpowiedziałam

-Dlaczego śpisz na zewnątrz?- spytał

-Nie z wyboru, mój namiot dosłownie runął.

-A... to stąd ten hałas- ja mam dwu osobowy, lubię mieć wygodę, 1-osobówki tego nie zapewniają 

- Za to zapewniają moc wrażeń - dodałam

-No tu pewnie masz racje, chodź do mojego namiotu, zmarzniesz tutaj.

-Do twojego namiotu, chyba oszalałeś

-Spokojnie, nie jestem nimfomanem - zaśmiał się

-Zgoda ,ale z dala od ciebie 

-Jak sobie życzysz 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top