Czy to już koniec...??
Seon zrobił krok w kierunku przyjaciela.
- Nie podchodź !! - Krzyknął Yeoś.
Po chwili ciszy wstał i jeszcze przez parę sekund stał odwrócony plecami do Seona. Gdy się odwrócił rzucił się z pięściami na przyjaciela...
- To wszystko Twoja wina !! Zobacz, co narobiłeś ! Jesteś zadowolony z siebie?! - Yeosang krzyczał płacząc.
Seona wiedział, że wszystko, co powie nie będzie miało znaczenia. Tak właściwie dla Yeosia nic już nie miało znaczenia.
- Zabierz go stąd i idziemy ! - krzyknął San z oddali.
- Chodźmy - Mingi złapał dłoń młodego i pociągnął w sowim kierunku. Yeoś poszedł posłusznie, nawet zbytnio nie protestował. Gdy przechodzili obok płonącego domu, dach zawalił się doszczętnie. Kilka płonących kawałków drewna poleciało w ich kierunku. Iskry unosiły się na wietrze niczym ogniki. Yeosang zatrzymał się na chwilę. Zatrzymali się i oni. Postali tak przez krótką chwilę i poszli w stronę reszty. Gdy doszli do reszty ekipy dotarli do nich rodzice Seona.
- Czy ? - Zpytała ze zmartwioną miną mama Seona.
Nikt nic nie odpowiedział. Yeosang przytulił się do mamy od Seona.
-No dobra wiem, że to dramatyczna chwila, ale chodźmy do samochodu. Musimy uratować tych, co przeżyli i jakoś ich wspomóc. - Odrzekł Yunho.
Gdy schodzili Yeoś załapał Seona za rękę.
- Zaczekaj !
- ??
- My zaraz dojdziemy chcemy tylko porozmawiać.
- Jasne tylko nie za długo - Odrzekł Jongho.
Reszta poszła przodem. Gdy zniknęli za zakrętem młody dyskretnie się spytał czy to smok. Seon wyjaśnił całe to zajście, wiedział, że cokolwiek by nie powiedział Yeoś będzie go obwiniał. Tak naprawdę już się pogodził ze stratą wieloletniego przyjaciela. Tylko czekał na ten moment, gdy młody wszystko mu to powie.Tak właściwie to miał do tego prawo i nikt nie miałby mu tego za złe. W tym momencie dłoń Yeosia zalazła się na ramieniu Seona... Nie tego się spodziewał.
- Musimy dać razem radę. Dla tych, co jeszcze przeżyli Rozumiesz??
- Tak ! Zdecydowanie tak ! - Objął młodego i w tym momencie zdał sobie sprawę, że mały podlotek, który się wszystkiego boi odszedł w zapomnienie. Ma przed sobą kogoś, kto mimo tragedii chce uratować innych, aby nie doszło do tego więcej.
- A smok? Musimy go złapać to przestraszone zwierzę. On nie myśli racjonalnie a tylko się broni. Ja wiem smok tego nie chce. Musimy i jego uratować.
- Co masz na myśli? - Seon nie krył zdziwienia.
- Ludzie będą go atakować, a on będzie się coraz bardziej bał i siał spustoszenie. To błędne koło.
-Jak przekonasz ludzi, do tego? Dla nich to tylko i wyłącznie potwór siejący spustoszenie. Nie cofną się przed tym aby go zabić. Choćby za cenę kolejnych ofiar. Ludzie to stworzenia mściwe...
- Dlatego koniec czasu na płacze. już dość się napłakałem, a życia nikomu to nie przywróci. Chodź ! No już nie stój tak ! - Yeoś chwycił Seona za rękę i pociągnął go do przodu.
Ten mało się nie wywrócił. Po paru minutach byli już na dole. Wszyscy stali obok samochodu i czekali na nich. Podróż nie należała do najprzyjemniejszych. Trzeba było uważać na płonące drzewa i spadające odłamki skalne. Dotarli do szkoły. Sala gimnastyczna służyła za schron. Było tam wiele osób jednak jeszcze sporo było do uratowania. Udało im się dostać do sali gimnastycznej. Przerażenie było czuć na kilometr. Wszyscy błagalnym i przerażonym wzrokiem patrzyli się na nich.
- Słuchajcie nas uważnie jesteśmy tu aby Wam pomóc ! - Wykrzyknął Mingi.
Już nie obchodziło go to czy ktoś rozpozna w nim zaginionego z przed paru miesięcy. Po prostu mówił dalej swoim donośmy głosem, który roznosił się po całej sali.
- Mamy dwie misje do wykonania. Po pierwsze uratować jeszcze ocalałych i dostarczyć ich tutaj a po drugie schwytać bestię.
Reszta ekipy patrzyła na nim z przerażeniem. Jednak niepostrzeżenie Mingi mrugnął im okiem na znak aby mu zaufali.
- Jak wiecie to bestia o ogromne sile zniszczenia. Jak będziemy go atakować każdy z osobna, to zdenerwowany będzie nas atakował coraz bardziej. Dlatego my się tym zajmiemy. Musimy to zrobić tak sprytnie aby nikt z Was nie ucierpiał już więcej.
- Ale jak to wy młodzi ludzie zrobicie? - Krzyknął ktoś z tłumu.
- Mamy swoje sposoby, ale i tak nie pójdziemy całą ekipą. Im nas mniej tym lepiej. Będziemy mniej widoczni dla bestii. Zaufajcie nam.
- A niby dlaczego ? Kim do licha jesteście, aby nam rozkazywać ?! - Wykrzyczał znów ktoś, a zanim kilka osób z głębi sali.
- Ekhm... - Odchrząknął San.
- Proszę o jeszcze o ciszę na chwilę. - Odrzekł San.
Drobne poruszenie ustało i nastała cisza.
- Dziękuję ! Jesteśmy grupą naukowców. Chcemy Wam pomóc.
- To ich wina teraz się przyznali ! Badali, to coś a teraz chcą nas ochronić !! - Krzyknął znów ktoś a za nim spora cześć tłumu.
- Zrozumcie chcemy Wam pomóc ! - Krzyknęła mama od Seona.
- Właśnie straciłem, to co mi najbliższe i myślicie, ze zadawałbym się z nimi gdybym wiedział, że coś mi grozi. Zastanówcie się przez chwilę. Dajcie nam chwilę. Jeśli nie uzyskamy rezultatu to się poddamy i oddamy sprawę w Wasze ręce. Co wy na to? - Yeoś był tak przekonywujący, że nawet ekipa naukowców była głęboka podziwu.
Tłum po chwili odrzekł, że mogą się zgodzić na coś takiego i dają im trzy dni począwszy od jutra. Każdy z osobna również zaoferował swoją pomoc, aby nie musieli sami sobie z tym wszystkim radzić. Mingi, San i Yunho zostali z ocalałymi. Pomogli im zorganizować jedzenie jak i koce oraz śpiwory aby przetrwać. Natomiast Jongho, Yeosang oraz Seonghwa wybrali się w poszukiwaniu smoka. Zadanie mieli niełatwe tym bardziej, że bestia mogła być dosłownie wszędzie. Wsiedli do samochodu rozmyślając , gdzie mogła by się ona podziewać.
- Może wróciła do swojego domu?
- Myślin Yeosang, że mogła tam wrócić?
Wtedy usłyszeli pukanie do szyby samochodu. To był Hong. Wyglądał jakby goniło go stado niedźwiedzi... Wreszcie Seon się zlitował i wpuścił go do środka.
- A Ty tu czego? I właściwie ktoś Ty? - Spytał się Jongho patrząc spod byka na Honga.
- Wybacz moją nieuprzejmość. HongJoong jestem miło mi. Trudno oczekiwać uprzejmości w takiej sytuacji.
- Tak... Mi też miło... A teraz spadaj spadaj do reszty ocalałych zanim bestia dopadnie Twój zadek.
- "Bestia" Hahaha dobre ! Myślisz, że jestem na tyle głupi i nie wiem, że to smok. Nie musicie przy mnie kłamać. Wymknął się skubany spod kontroli, no głupia sprawa. Także trzeba go udobruchać. Kto z Was zna go na tyle, że mógłby podejść do smoka?
- No ja. - Odrzekł Seon.
- To świetnie. Smok Cię traktuje jak swojego, zna Twój głos, zapach. Twoje zachowanie. Nawet jak zrobić niekontrolowany ruch to się nie przestraszy, bo to będziesz Ty. Nas nie zna. Każdy nasz podejrzany ruch może go spłoszyć.
- No masz rację. Jedziemy do jego legowiska, może tam wrócił. - Odrzekł ściszonym głosem Yeoś.
- Młody dobrze mówi. Słyszałem, co się stało. Trzymasz się niezwykle dzielnie. Jestem z Ciebie dumny, ja nie wiem jakbym się zachował w takiej sytuacji.
Wreszcie dojechali do groty. Wejście jej było zdewastowane a liczne fragmenty skały leżały na ścieżce. Trochę ciężko było się dostać do środka, ale weszli. Co jakiś czas fragmenty skalnych ścian się kruszyły i opadały odbijając się głuchym echem. Mieli rację smok leżał na swoim legowisku. Niewiele z niego zostało jednak było na tyle duże aby smok mógł się położyć i zwinąć ogon wokół siebie.
- Zostańcie tutaj ! - Odrzekł Seon i poszedł w stronę smoka.
- Nie pójdziesz sam - Yeoś złapał go za rękę.
- Ale...
- Ciii i tak nie mam nic do stracenia. A teraz chodźmy. - Uśmiechnął się lekko i poszedł pierwszy.
Smok podniósł czarny łeb i patrzył się zielonymi ślepiami. Zobaczył znajome postaci więc poszedł spać dalej.
- No i co narobiłeś?! Przestraszyłeś się, co? - Odrzekł Seona do smoka głaskając go po czarnych łuskach.
Smok podniósł łeb i popatrzył się smutnym wzrokiem jak zbity pies. Wyglądał jakby wiedział, co zrobił. Jego wzrok wydawał się prosić o wybaczenie. Smok wtulił łeb w ramię Yeosia i zamknął oczy. Wtedy usłyszeli dochodzący coraz bliżej hałas. Niestety ktoś ich musiał śledzić i powiedzieć reszcie gdzie przebywają. Niestety mieszkańcy wioski sami postanowili wymierzyć sprawiedliwość. Ich krzyki było słychać coraz bliżej. Yeoś i Seon przytulali smoka aby się nie denerwował. Smok był zdezorientowany jednak nie chciał robić gwałtownych ruchów aby nie zrobić im krzywdy.
- Tam ta wyrwa w skale. Seon wskakuj na smoka wyjścia nie mamy. Zrobią krzywdę nam i smokowi.
Wskoczyli na grzbiet smoka. Smok jakby wiedział, co planują. Wzbił się w powietrze machając ogromnymi skrzydłami i przedostał się przez szczelinę w skale. Poszybował wysoko ponad płonącą Mroczną Puszczę. Udało im się uciec. Obydwoje odczuwali wewnętrzny spokój i doskonale wiedzieli, że reszta poradzi sobie ze wściekłym tłumem i nieco go okiełzna.
- To dokąd fruniemy? Może pokażesz nam skąd tu przybyłeś jeśli to nie jest jakaś ogromna odległość - Smok spojrzał na Yeosia.
Skręcił gwałtownie w prawą stronę. Poszybowali ponad szczyty gór. Szybowali pomiędzy chmurami. Powietrze było niezwykle świeże i chłodne. Wreszcie nie było czuć spalonego drewna i wszechobecnego dymu. Znad szczytów wstawało słońce. Na głębokim granacie nieba rozlewała się intensywna czerwień. Delikatne żółte promienie przebijały się przez szczyty. Coraz bardziej delikatne, długie promienie oświetlały wszystko dookoła. Mieli wrażenie, że poszybowali do innej krainy. Było tu przepięknie. Szczyty gór pokrywał już śnieg. Był biały i lśniący. Mienił się tysiącem barwa od promieni słonecznych. Wyglądało to jak tysiące kryształów rozsypanych dookoła. Nagle smok gwałtownie poszybował w dół, zrobił nagły zwrot i przelecieli pomiędzy dwiema wąskimi skałami. Ich oczom ukazała się ogromna polana na której znajdowały się inne smoki.
- To niemożliwe ?! Myślałam, że jedyny jesteś - Odrzekł Seon.
Smok wylądował na polanie pomiędzy innymi smokami. Reszta podeszła podejrzliwie i obwąchiwała nowych przybyszy niczym nieufne psy.
- Czyli to twoja kraina, co? Pięknie tu masz. Dlaczego do nas przyleciałeś?
Smoki wskazały łbami zmarznięte jezioro.
- Aaa no tak. Zamarznięte jezioro to brak pożywienia. A u nas w górach są wody termalne więc nawet zwykłe jeziora nie zamarzają. Jakby wam tu pomóc ? Hmmm...
- Wiem ! Jest jedno jezioro i rzeka na pograniczu tej krainy i naszej wioski w górach. Ludzie tam nie chodzą bo jest zbyt niebezpiecznie. Ale z tego co wiem wody tam nie zamarzają. No i po problemie.
- No niby tak... - Odrzekł smutny Seon. Wiedział, że to już był koniec kiedy będzie widział smoka. Tak bardzo się do niego przywiązał. Był jego spełnieniem dziecięcych marzeń, gdy czytał legendy o smokach a nikt nie wierzył w ich istnienie. Wreszcie nastała okazja aby udowodnić, że się mylili. Niestety ta okazja to nie taka jakiej się spodziewał.
Smok podszedł do Seona i łbem trącił jego rękę. Niestety to był czas pożegnania. Nie było by rozważnym aby smok przylatywał do nich w odwiedziny. Chłopcy jeszcze chwilę pobyli ze smokami, aż w końcu postanowili wrócić. Smok specjalnie wybrał dłuższą trasę loty, aby mogli spędzić z sobą czas. Wylądowali u podnóża gór, z daleka od wioski. Ostatecznie pożegnali się ze smokiem. Gdy odwrócili się plecami poczuli podmuch chłodnego wiatru na plecach. Smok wzbił się w powietrze i poszybował do swojej krainy. Obydwoje wrócili do zniszczonej wsi.
Ogień już dogasał. Całość była pokryta szarym popiołem. Gdzieniegdzie unosił się dym z dogasających zgliszczy. Krajobraz wyglądał przygnębiająco i złowrogo. Nawet promienie słońca, które wzeszło nie były w stanie rozjaśnić ponurego krajobrazu. Po dłuższym czasie doszli do szkoły. Byli zmęczeni i zziębnięci. Mimo tego, co przeżyli marzyli tylko o tym aby się umyć i położyć spać. Nagle przed nimi zatrzymał się samochód z piskiem opon. Była to czarna terenówka reszty ekipy.
- Wsiadajcie ! - Krzyknął San.
- Smoka już nie ma i nie będzie - Odrzekł ściszonym głosem Yeoś.
- Coście mu zrobili ??!!
- San spokojnie. Nic. Około godziny stąd wewnątrz gór jest kraina smoków. Przepiękna niczym z bajki. Na szczęście zbyt niebezpieczna aby człowiek tam się dostał. Jest bezpieczny. Potrzebował pożywienia dlatego tu się znalazł. U nas jeziora nie zamarzają a ich tak.
- No tak świeże ryby.
- Na szczęście po drodze wewnątrz gór jest jezioro, które nie zamarza. Człowiek na szczęście nie da rady się tam dostać.
- Co powiemy ludziom?
- Nic, Yeosang. Ludzie spisali was na straty i uznali za szaleńców, którzy rzucili się wprost w paszczę lwa. Wracamy do domu - Odrzekła mama Seona.
- To odwieźcie mnie pod szkołę, gdzieś odpocząć muszę.
- Yeosang, proszę tak nie mówić w mojej obecności. Wracasz razem z nami do domu. Resztę waszych przyjaciół też damy radę przenocować.
- Ale Proszę Pa...
-No dokończ a się zdenerwuję...
- Eh, dobrze ciociu - Odpowiedział zrezygnowany Yeoś.
San tylko się uśmiechnął. Gdy dojechali na miejsce słońce już świeciło wysoko na niebie. Był to niezwykle ciepły dzień i słoneczny dzień. Błękitne niebo rozpościerało się nad nimi. Takie po prostu bezwstydne i pięknie jak gdyby nigdy nic. Jakby żadna tragedia nie wydarzyła się tej nocy. Powietrze już nie było takie drażniące. Można było swobodnie oddychać.
Na szczęście dom rodziców Seona ucierpiał najmniej. Oprócz niewielkich dziur w dachu i wybitej szybie w salonie większych szkód nie było.
- A, co z resztą ludzi?
- Seon ty jak zwykle martwisz się o innych. Dajmy im czas. Ciekawe, czy teraz jak przyjdzie sobie pomagać nawzajem to też będą tacy odważni jak wtedy, gdy byli gotowi rzucić się na was byle tylko wymierzyć sprawiedliwość po swojemu.
- Twoja mama ma rację. Dajmy im czas. Ogłoszą akację aby ich wesprzeć i pomóc im w odbudowie owszem pomożemy, ale jak na razie nasza obecność jest tam zbędna.
Każdy kolejno poszedł się umyć i upodobnić trochę do człowieka. Rodzice Seona mieli jeszcze na tyle sił aby przygotować wszystkim późne śniadanie. Gdy każdy zjadł poszedł do swojego pokoju. Yeoś rzecz jasna spał w pokoju Seona. Jego pokój był na tyle duży, iż pomieścił się jeszcze San. Yeoś nawet nie wiedział kiedy zasnął. Miał wrażenie, że przyłożył głowę do poduszki i minęła dosłownie chwila jak zasnął. Słodka chwila, którą przerwał szorstki, ciepły język...
- Hau ! Hau !
- No Shiber przestań !!
- Yyy, co ? Kto ? - Seona obudził się zdezorientowany.
Rozejrzał się po okolicy. Słońce już zachodziło a oni zasnęli na tarasie u Yeosanga.
- Wiesz, co miałem sen.
- Wiesz, co ja też i Ty też tam byłeś.
- A byłe tam smoki?
- Czekaj... Tak były i mieliśmy plan wejść do Mrocznej Puszczy.
- No to, co kiedy tam idziemy?- Lekko drwiącym głosem spytał się Seon.
- Nie wiem. A teraz chodź, bo zgłodniałem. Moja mama pewnie przyrządziła coś dobrego na kolację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top