Rozdział III

Kakashi uwielbiał gorące źródła w Konohagakure, a zwłaszcza uwielbiał chodzić tam samotnie, w środku nocy gdy obiekt był całkowicie pusty. Oczywiście, kochał Gai'a i jego innych kolegów po fachu i nigdy nie odmawiał wyjścia ale to po prostu nie było to samo.

Gdy siedział w wodzie w kompletnej ciszy, gdy patrzył w niebo i oddychał bez konieczności zasłaniania się chustką... Hatake czuł wtedy, że życie, nie ważne jak ciężkie i smutne by nie było, było piękne.

- Sensei? - Głos tak melodyjny i spokojny daleki był od tego, którym Naruto Uzumaki przedstawił się na ich pierwszym spotkaniu. To był głos mężczyzny, głos kogoś wystarczająco dorosłego by założyć rodzinę, wybudować dom i posadzić cholerne drzewo.

Ale Naruto był zbyt podobny do Kakashi'ego by choćby o tym pomyśleć.

- Cześć Naruto. - Przywitał się i zakrył twarz ręcznikiem gdy odwracał się by spojrzeć na blondyna. Stał prawie nagi z szeroko rozszerzonymi oczami i zdziwieniem na twarzy. Może jak Kakashi przyszedł tu by w spokoju upić się swoją samotnością. Może jego samotność była równie kusząco piękna.

- Przeszkadzam? - Zapytał, a coś w jego głosie sprawiło, że całe ciało szarowłosego napięło się niespokojnie. - Mogę odejść, jeśli chcesz.

W jego głosie kryła się rozpacz, ta sama, tak starannie pielęgnowana przez każdego mieszkańca wioski liścia, która pokazywała się gdy Naruto kogoś tracił. Kogoś lub jakaś cząstkę siebie.

- Nie. - Zaprzeczył zdecydowanie za szybko i poruszył się by całkowicie odwrócić do blondyna. - Nie, proszę, przyda mi się towarzystwo.

Niebieskooki przytakną, choć Kakashi niewiedział dlaczego. Może jego mózg przetworzył, że nie jest niemile widziany, ale jeszcze nie ułożył zastępczego planu za ten obejmujący Naruto siedzącego w samotności. A może jego społeczna bateria wyczerpała się tak bardzo, że szacował czy opłaca mu się zostawać.

Najwyraźniej tak, ponieważ zrobił ostrożny krok w kierunku ciepłej wody i wbił spojrzenie w Kakashi'ego.

- Nie musi Sensei zasłaniać twarzy, już ją widziałem. - I Kakashi przypomniał sobie, że rzeczywiście tak było. Naruto był jeszcze wtedy dzieckiem i jeszcze wtedy byli ze sobą niczym bracia. Jeszcze wtedy Naruto nie miał przed nim sekretów i jeszcze wtedy nie był perwersyjnym małym draniem.

Ale Kakashi nie kochał go mniej, obecnie... obecnie po prostu zagubił się w tej miłości i już nie był nawet pewien, czy dalej można nazywać ją braterską.

- Wiem, to tylko przyzwyczajenie. - Kakashi dawno temu przestał czuć się komfortowo chodząc z odsłoniętą twarzą, może nigdy nie czuł. Mimo wszystko gdy odłożył ręcznik nie poczuł skurczu w żołądku ani tego nieprzyjemnego mrowienia w ciele.

Ten brak reakcji jego ciała był dziwnie przyjemny i tak niecodzienny, że Kakashi poprawił swoją pozycje.

Naruto nie patrzył na niego, jakby wyczuwając, że Hatake nie lubi gdy ludzie to robią. Był bardzo wyczulony na emocje i odczucia innych, ponieważ od tego przez całe życie zależał jego posiłek i spokój, szarowłosy nie był by zdziwiony gdyby Naruto czytał perfekcyjnie również jego.

- Są tak piękne jak zawsze. - Powiedział w końcu blondyn przerywając komfortową ciszę. Nie wiedział ile w niej trwali, ile patrzyli w niebo, ale nie miało to znaczenia.

- Tak, są cudowne. - Mruknął po czym zaczął wędrować wzrokiem po konstelacjach. Kiedyś, dawno temu, uważał astronomię za coś w rodzaju hobby. - Interesujesz się niebem? - Zapytał szarowłosy chcąc pociągnąć rozmowę.

- Nie, mam problemy z przyswajaniem wiedzy, kiedyś próbowałem, ale nigdy nie zagłębiłem się wystarczająco. - Wyciągną rękę ku niebu, jakby chcąc dosięgnąć błyszczących ogników i skraść je. Kakashi robił tak wiele razy i choć oboje wiedzieli, że to niemożliwe, gest ten był niemalże mechaniczny. - Naukę o gwiazdach zakończyłem gdzieś na tym, że to "kuliste ciało niebieskie".

Hatake parskną śmiechem, a blondyn pochlapał go w odwecie wodą.

- A więc pierwsze zdanie całkiem skutecznie ochłodziło twój zapał do nauki... Nie mogę powiedzieć, że jestem zdziwiony. - Naruto wydał z siebie niezrozumiałe burknięcie po czym znów oblał Kakashi'ego wodą. Szarowłosy odepchną się od ściany i podszedł do blondyna, stając za nim i delikatnie ujmując jego rękę. Wskazał nią pierwszą konstelacje. - To wielka niedźwiedzica...

Kakashi prowadził ich powoli, kreśląc na niebie kształty i wypowiadając nazwy bardziej i mniej znane blondynowi. Czasami opowiadał historię, czasem zaś gubił się w myślach i milkną na kilka minut, zastygając za plecami blondyna, dalej trzymając jego dłoń.

Było coś magicznego w całej tej sytuacji, coś, co targało młodszym w środku, sprawiając, że jego serce biło jak oszalałe a gwiazdy były piękniejsze niż zazwyczaj. Nigdy się do tego nie przyzna, ale ciepło bijące od dłoni Hatake, od jego klatki piersiowej które prawie stykała się z jego plecami, sprawiało, że było mu zdecydowanie zbyt gorąco jak na tak chłodny wieczór.

A mimo wszystko chciał tak zostać na zawsze.

- Dobrze wiedzieć, że nie wyszedłeś z wprawy, sensei. - Do jego głosu wkradła się ta specyficzna, prowokacyjna i jedocześnie tak wielbiona przez Kakashi'ego nuta, że nagle zdał sobie sprawę z tego, jak blisko siebie są, jak blisko podszedł do Naruto i cała jego twarz zapłonęła.

Puścił nadgarstek blondyna jak poparzony i spróbował się odsunąć, ale bezskutecznie. Młodszy upewnił się, że wyląduje po szyje w wodzie i siadł na nim okrakiem, zarzucając mu ręce na szyje. Wpadł w pułapkę całkowicie z własnej winy i nie wiedział czy chce się z niej wydostać.

- Czy ty się rumienisz, sensei? - Kakashi nie patrzył w jego stronę, w ogóle starał się na nic nie patrzeć, ale blondyn miał co do tego inne plany. Przysuną się bliżej, upewniając się, że Kakashi poczuje każdy centymetr jego ciała, po czym nachylił się do jego szyi i wyszeptał. - Moglibyśmy odegrać tę scenę z łaźnią. Tą, w której towarzysz głównego bohatera przyszpila go do ściany łaźni i...

I Kakashi to zrobił. Obrócił ich, upewniając się, że Naruto nie odsunie od niego swojego ciała, złapał blondyna za nadgarstki i przyszpilił do lekko zimnych kamieni. Blondyn sapną, a Kakashi posłał mu uśmiech, którego nie używał tak dawno, że nie był pewien, czy wygląda z nim dobrze.

Uśmiech jednak wydawał się działać na młodszego, który nagle stał się piekielnie czerwony.

- Musisz przypomnieć mi, co było dalej, bo obawiam się, że nie zapoznałem się z tamtą sceną wystarczająco dobrze. - Widział jak Naruto przełyka ślinę i nagle zdał sobie sprawę, że blondyn wcale nie musi tego chcieć, zebrał więc resztki samokontroli i powoli poluźnił uścisk gdy nagle młodszy odpowiedział.

- M-mężczyzna zaczyna całować i ssać jego szyję, schodząc powoli w dół, aż do-do... - zająkną się, ale to zdanie zdecydowanie wystarczyło. Kakashi posłusznie pochylił się nad blondynem, który wydał z siebie zaskoczony skowyt. - Ach, sensei--!

I nagle usłyszeli szmer dobiegający z przebieralni.

Kakashi odskoczył jak oparzony, a Naruto rzucił w niego jego szmatką do zasłaniania twarzy po czym upewnił się, że oboje mają ręczniki i zanurzył głowę pod wodę.

Hatake spojrzał w niebo, jakby szukając wybawienia od niezręcznej sytuacji i dostrzegł, że pierwsze promienie słońca ozdobiły już sklepienie. Spędzili u prawie całą noc, a on nawet nie zarejestrował upływu czasu.

- Już ranek? - Naruto staną obok niego, z dalej lekko czerwonymi policzkami, które teraz mógłby spokojnie zrzucić na zbyt długie przebywanie w wodzie. Wyglądał na tak samo zszokowanego jak szarowłosy.

- W dobrym towarzystwie czas płynie inaczej. - Kakashi rzucił, chcąc podrażnić się ten ostatni raz. Nie chciał by po tym co się stało zaczęło być niezręcznie, nie chciał by to zrujnowało ich relacje a tym bardziej nie chciał myśleć co by się stało, gdyby im nie przerwano.

- Tak. - Blondyn uśmiechną się, ale jego uśmiech nie sięgał oczu. - To prawda.

I wycofał się. Poprawił ręcznik, a wychodząc z wody minął się z kilkoma osobami, które Kakashi kojarzył z widzenia. Osobami, które przerwały Kakashi'emu w decydującym momencie, który mógł okazać się zarówno wybawieniem jak i jego śmiercią.

~1264-słów~

Dzisiaj słodko i uroczo, ale nie obyło się bez zawału, bo Wattpad wyświetlił mi starą wersje historii, bez połowy słów i musiałam wchodzić w historie modląc się i nawracając by jednak był on na tyle łaskawy by pamiętaj wersje skończoną. Na szczęście pamiętał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top