9 i 23.07.2024
9.07.
wracam sobie do domu jak gdyby nigdy nic. na miejscu witam się i rozmawiam z mamą o dniu. bylam nieświadoma tego, co stało sie w okolicy, aż nagle mama sie wygadała... ktoś zabił kobietę z osiedla obok. spanikowałam, kazałam jej dzwobic na policje, a policja juz dawno zawiadomiona. zaczęłam sie trząść i płakać, chcialam sie wyprowadzić. w końcu i tak przyszli do nas śledczy, bo byliśmy tak blisko zdarzenia, że musieli nas przesłuchać. następnego dnia spacerowałam z mamą, jakoś bez powodu przypomnialam sobie o wczorajszej wiadomości, a nawet nie rozmawialiśmy o tym. wyciągnęłam jakas mniejszą kartke i napisalam, że wiem, że mordercą jest zik. problem w tym, że świat był jak nasz, nie chodzily postacie z bajek czy anime, chodziło mi o to, że mężczyzna był podobny do zika. wyrzuciłam tą kartkę tak jak niektórzy chamsko wyrzucają jakies papierki po gumie np, w sensie tak ukradkiem. tego samego dnia, już w domu wieczorem zadzwoniłam na policje i powiedziałam, że wiem kim jest sprawca. policjant zaczął się dopytywać, czy jestem pewna, czy mi się n wydaje, żebym n oskarżyła kogoś niewinnego, kto później mógłby mn posądzić o zniesławienie. z policjantem przyjechał też śledczy albo detektyw, nwm kim byl, wiem ze on głównie zajmował sie tą sprawą. byl bardzo niemiły, surowy i chamski czasami, ale dilf totalny (wygladal jak detektw z lucius'a bo akurat ogladalam u tivolta). powiedziałam, że jestem pewna na 90% i zabrali nas na przesłuchanie na posterunek (mnie i mame). mieliśmy właśnie jechac z tym śledczym, bo przyjechali dwoma różnymi autami. w czasie podróży był o wiele milszy niż u mnie w domu, ale na posterunku znów wrócił do poprzedniego zachowania. po przesluchaniu puscili nas do domu, nastepnego dnia przyszedl ten detektyw po mnie i razem z jakims typkiem przypominającym mojego kolege (nazwijmy go maciek) teleportowal nas do mojej parafii. po drodze do tego kosciola idzie sie przez taka ścieżkę (beton zwykły, całkiem przyzwoicie) otoczoną po bokach kilkoma drzewami, nie ma szalu, ale we snie zrobil sie z tego las. detektyw, ja i maciek przedzieralismy sie przez góry i doliny oraz gałęzie tego lasu, żeby nic n znaleźć. utknęliśmy tam na chwilę, ale tp nic specjalnego bo wyszlismy i rozeszlismy sie. przez chwile mialam pov detektywa i na jego biurku byla notka od tamtego śledczego o tym, że znalazł moja kartke i na tym skonczyl sie ten wątek. potem mialam juz swoj pov, bylam pod tym kosciolem z kolezanka i jakims typem(oboje z podstawowki) no i skoro podstawówka to moj wychowawca, ktory ro i dziwne rzeczy. dziwnie sie na mn gapil i coraz bardziej sie zbliżał, powoli naruszając moją prywatną przestrzeń. poszlismy na taka jakby kolejke, która prowadzila na punkt widokowy na latarni (ten kosciol jest jakby na takiej górce i ma nizej parking, to ten punkt byl na wysokosci dolu kosciola, a my wyjeżdżaliśmy z wysokości parkingu(narysuje to))
(wyjasnienie kolorow pod snem)
no i na ten kolejce wychowawca chcąc-niechcac stal bardzo blisko mn, bo byla malutka. wgl ta kolezanka n jechala z nami, ona pozniej dojechala. na punkcie byla barierka i usiadlam sb na niej i wtedy ten wychowawca zaczal sie do mn przytulac jak jakis creep, jakby BRUH??!! pozniej nwm co sie stalo, wiem ze kolezanka dojechala i jak zjezdzalismy to dalej sie domn kleil i chyba zgubilam go w tym lesie
KOLORY:
°niebieski - parking
°rozowy - ta "górka" i "dół kosciola" (irl ma ona schody w 2miejscach a reszta to ziemia bo górka)
°brazowy - schody do kosciola i kościół (dol brat ma 2 schody, jedne od parkingu i drugie juz te brązowe)(na bogato fr)(widac ze kosciol katolicki)
°zolty - po prostu zaznaczenie ze to lampy latarni
23.07
postacie nie przypadkowe bo dzien wczesniej irl mialam imoreze urodzinową (dosl obliczalam kiedy bedzie najbardzieh optymalny dzien, bo urodziny w niedziele 28, a czwartek/piatek bd miec okres i nwm czy leki zadziałają i wypadlo na pon max wtorek ale we wtorek taka nazwijmy ja ania n mogla isc)(ta "ania" wystepuje we snie)
ja, moja zona, kuzynka i ania trafiliśmy na jakiś obóz nad jeziorem/rzeką. mieliśmy domek dosl z 10-15m od wody. bylo nas sporo osób i mieliśmy questa zabic wszystkie lasku (oboz dziewczecy to byl) i kazda w inny sposób orqz uwazac na inne, kto orzezyje wygrywa. mielismy tez uważać na straszaki, ktore moglt nas zabic, minecraftowy christmas dweller i jakis hatsune miku dweller. udalo nam sie zabic wiekszosc lasek. jak kuzynka uciekala przed xmas dwellerem do pokoju, gdzie siedzialysmy z Anią, moja żona cos dotknęła ogarniając szafki. kuzynka wbiegla do pokoju i zatrzasnela drzwi rowno z pojawieniem sie miku dwellera, ale chyba sie zbugowal bo tylko lewitowala twarza w sufit robiac T-pose po czym wpadla "pod mape". dopóki n zniknela to balismy sie, ze sie laduje i tak, z jedniej strony miku, z drugiej xmas i co teraz zrobić, ania juz hyla gotowa skoczyc z okna (na wysokim parterze). miku zniknela, xmas poszeld a my wzielismy plecak z pocwiartowanym cialem ostatniej ofiary, chcąc wyrzucic go do wody. idąc brzegiem, kiedy szukalismy idealnego miejsca na wrzucenie okecaka, zauwazylam jak jakis przezroczysto-czerwiny maly villager gra w pilke z żabą i to bylo takie cute. niestety pilka im wpadla do wody, wiec chciałam pomóc i ja wyciagnac, bo akuray wpadla obok mnie, a byla tam taka jakby kamienna półka (zarośnięta glonami ofc). widocznie była śliska ale stwierzialm, ze jestem sigma i n wpadne, ale wpadlam. zaczelam sie troche topic i akurat przyjechały jakies staruchy, nwm kim byli, nikt n wiedzial z naszej 4. pomogli mi wyjść z wody i podalam piłkę żabce i sie obudzilam(mama zaczela się krzątać po domu)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top