27.06.2023

postacie: mc(czyli ja), dio, praktycznie wszystkie joestary, pare osób z mojej klasy (szczególnie moja najblizsza kolezanka stamtąd i taki nazwijny go Krzyś) oraz glowny wróg *werble* baba od matmy
czas akcji: jakies wspolczesne srednio wiecze

ok teraz mg opowiadac, wiec...

bylem jakąś wiedźmą, a to były czasy średniowiecza połączone z naszymi, w taki sposób ze poglądy były mocno średniowieczne i większość mody a ta mniejszość mody i elektronika no wspolczesna. jako wiedźma w sredniowieczu musialem sie ukrywać bo inaczej mn spalą na stosie albo zrobią próbę wody i sie utopie. w końcu znajduje jakis stary, zadeskowany butik, w którym się ukryłem. na początku nie zauważyłem nic podejrzanego, ale w poszukiwaniu skrytki, na wypadek wejścia straznikow, okazalo sie ze jeszcze w butiku ukrywala sie matka cyganka z dzieckiem i jakis mężczyzna z plebsu ścigany pomoc tej kobiecie i niby-kontakty z czarami (po prostu plony n wyszly i mysleli ze to czary). chwile pogadalismy, ale nie za długo, bo usłyszeliśmy odgłosy dobijania się i próby zniszczenia desek, którymi było zabite wejście. musielismy sie szybko ukryć. ja wskoczyłem w kąt między szafą a jakimś wazonem/dzbankiem, było mn widać jak chuh, ale taki spojler n znaleźli mn... poza jedną osobą. pozostale 3 osoby nie zdazyly sie schować i kiedy weszła straż od razu ich pojmano. w tym miejscu chce powiedzieć, ze kapitanem straży odpowiedzialnej za ściganie wiedźm była największa wiedźma jaką znam, czyli moja baba od matmy (irl tez mn chyba nienawidzi so), jej pachołkami bylo pare osób z mojej klasy i wszyscy joestarowie, jeszcze był dio, ale xo do niego to użyłbym słowa "zdrajca" i zaraz dowiecie sie dlaczego. wracając, siedzę schowany w tym kącie (posralem sie ze szczescua bo n bylo tam oajakow) i widze moją babe od matmy i jak wyszarpują tamtą trójkę. nagle pani kapitan rozkazała wejść całej straży do środka i że robią sobie przerwę. widzę, że któryś z nich, jakis wysoki blondyn zmierza w strone mnie i mojej kryjówki, więc chowam sie jeszcze bardziej. rozpoznalem w nim moją miłość z dzieciństwa, ale n wiedzialem czy to on. w końcu podszedł i zajrzał do tego kąta, zobaczył mnie. juz zaczalem plakac, ze zaraz umre i wgl, ale blondas mówi, ze nic mi n będzie, bo on zamierza mi pomóc i w ogóle to nazywa sie dio. wtedy otrzymałem potwierdzenie moich domysłów, to była moja dziecięca miłość, co prawda już nie czulem do niego tego co dawniej, ale wciąż chciałem sie z nik przyjaźnić. on po chwili wpatrywania sie we mnie chyba coś zaczął sobie przypominać, ale albo nie chcial dac po sobie znac (np ze względu na reszte straży) albo po prostu n mogl sobie przypomnieć. takie szybkie backstory: w przeszłości ja i dio, kiedy ten jeszcze mieszkał u ojca, znalismy się z miejsc do biesiady (n powiem ze barów bo wtedy jeszcze takie cos n istnialo, przynajmniej wg mojej baby id polaka), bylem od niego młodszy 5 lat i uczyl mnie wszystkich sztuczek hazardu i lekkich kradzieży, które z czasem stawały sie coraz poważniejsze. spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, nawet zaczęło kiełkować pewne uczucie, do czasu... oboje pochodzilismy z biednych rodzin, ale kiedy umarł ojciec dio, ten pojechał do jakichs joestarow, nie wiedzualem kim byli, a ja zostałem sam, pozniej już sie nir widzieliśmy aż do tego momentu. dio krzyknął reszcie, że nikogo nie ma i zaraz dołączy. coś mi zaczął mówić, ze w razue czego to mam szybko uciekać, a on się poświęci i zatrzyma straż. kątem oka widziałem, że oni się ustawiają jakos na ziemi, okazalo sie ze będą grac w karty w parach, ale dio nie miał pary i chcial mnie namówić, żebym zagral z nim. w końcu mu sie udało, reszcie powiedział, że siedziałem tam w kącie opuszczony od lat przez rodziców i ledwo żyłem, reszta uwierzyla poza panią kapitan... zaczęliśmy grać, siedziałem na lewym końcu na przeciwko dio, po jego lewej (mojej prawej) siedzial jakiś postawny mężczyzna jednak o twarzy miłego, dobrego chłopca, mówili na niego jonathan, a on na dio - brat. po mojej prawej siedziala pani kapitan. jeszcze nigdy nie bylem tak osrany. cały czas patrzylem sie albo w lewo przez okno, na karty albo na dio, nie patrzyłem ani trochę w prawo na nią. kiedy patrzylem przez okno widzialem panią, która wygladala jak michael jackson i dio tez ją zauważył i zaczelismy sie smiac. ogólnie to ustaliliśmy z dio, że on usiądzie pod ścianą a ja mam być bliżej wyjścia, zebym mogl szybciej uciec. kiedy osoba rozdająca karty dotarla do nas, pani kapitan powiedziała jej, ze ona dokończy i dala najpierw dio 3 karty i teraz miala byc moja kolej, ale ona zdjęła kaptur z mojej głowy i dowiedziała sie, ze jestem tą wiedźmą, której szukają. stwierdzila, że zaczarowalem dio i dlatego ich okłamał, patrze sie na niego, a on oczami pokazuje mi żebym spieprzal bo jeszcze nigdy n widzual jej tak wkurzonej (nwm jak ti wyczytalem z zwykłego poruszania głową i oczami w strone drzwi ale ok). mialem na sobie bluze i trocge mi przeszkadzała, ale zacząłem uciekać razem z nią. zaraz za mną biegła pani kapitan i cbyba 6 strażników, reszta chyba zajela sie dio. domyslilem sie, ze bluza mnie spowalnia i odpiąłem ją, a ona poleciala na tych z tyłu, teraz z 6 strażników było tylko 4. przebiegłem przez rondo, prawie mnie potraciło kilka aut, ale dobiegłem do galerii, która wygladala jak koloseum, ale wiedzualem że nie moge sie zatrzymywać dlatego wbiegłem do niej. tak biegałem po galerii, tamci próbowali mn złapać, 2 strażników sie zagubilo w akcji i goniła mnie tylko pani kapitan z 2 strażnikami. pamietam, ze na pewno uciekalem miedzy ubraniami w bershce i byla taka dziwna bieżnia, ze widzualo sie ją przez szybę i miala jakies wejscie i wyjście i taka ściana, geberalnie to bylo  w okrągłym pomieszczeniu. w pomieszczeniu z bieżnią zrobiłem 2 okrążenia (prawie mn zlapali) i udalo mi się im uciec. na moje szczwsxie w galerii bywalem często, wiec duzo osob mn okjarzylo i lubiło, a pani kapitan praktycznie nikt i wystarczyło, że krzyknąłem do 2-3 osób i juz miałem swoich ochroniarzy. niedaleko był port i uciekłem na jakis wiekszy statek, a kiedy juz znalazlem kącik dla siebie zadzwonił no mnie krzys i sie mnie pyta co z kolezanką a ja sie osralem i przypomniało mi sie, ze ją tez podejrzewają o bycie czarownicą, jedyne co to moglem miec tylko nadzieję, że uda jej sie uciec bo zaczelismy wypływać. nagle podszedl do mn chyba kapitan statku i powiedział oraz pomógł mi zmienić tryb telefonu z jasnego na ciemny. odpisalem paru osobom po czym wyrzuciłem telefon do wody i zostalem piratem. nwm co sie stało z dio, kolezanką ani babą od matmy bo sie obudizlem ale mam nadzieje ze kiedys sie dowiem (tak samo chce sie dowiedzieć czt w tym jednym snie z oncelerem w końcu sie ruchalisnh czt nid)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top