Porypany basen 30.06.2019

Byłam sobie na basenie, kąpie się, wszystko spoko i w ogóle. W pewnym momencie jakoś tak poczułam, że chyba czegoś brakuje... . Popatrzyłam uważnie na innych i na siebie aby móc zrozumieć o co może chodzić, aż wreszcie zrozumiałam, że każdy ma na sobie strój kąpielowy, a ja do cholery pływam tam naga.

"Dobra, tylko co teraz zrobić i jak ja właściwie zapomniałam się ubrać!"

Uznałam, że będę pływać sobie nadal, bo w sumie czemu nie, nikt nie zwraca uwagi na mój defekt i w ogóle jest fajnie więc lol. Jednakże po niedługim czasie jakiś tam kierownik czy coś ogłosił przerwę, każdy miał wyjść z basenu i udać się na jakiś tam czas do szatni. Szatnie były dwie, dla osobników płci męskiej i dla samic. Wyszłam z tej wody cała zesrana, że ktoś mnie może zobaczyć. Chciałam jak najszybciej wbić do tej szatni aby żaden samiec przypadkiem na mnie nie spojrzał, więc zaczęłam poruszać się w zawrotnym tempie po lśniących czystością, błękitnych kafelkach. Na nieszczęście przede mną zespawnowali się jacyś faceci i musiałam iść powolutku za nimi bo jak bym ich wyprzedziła to by nie było zbyt fajnie. Gdy wkońcu weszłam do szatni, zaczęłam rozgrzebywać plecak w poszukiwaniu stroju kąpielowego, bo kojarzyłam, że mama mi spakowała taki jakiś niebieski, jednoczęściowy. Znalazłam tylko czerwony T-shirt, który bezzwłocznie na siebie nałożyłam, na szczęście był na tyle długi, że zasłaniał też dolny problem. W panice przeszukiwałam całą szatnie, aż w końcu jakaś laska spytała mnie czego szukam. Powiedziałam, że błękitnego stroju i miałam nadzieje, że pomoże mi w moim problemie, lecz ona nie wykazywała w tym kierunku większego zainteresowania. Później przetrząsnęłam jeszcze całą łazienkę, ale mój zbawienniczy kostium nie został odnaleziony :(.

W jakiś sposób, już nie pamiętam w jaki, został ogłoszony koniec przerwy. Ja wychodziłam właśnie z mojej ekspedycji w kiblu i zobaczyłam kontem oka jak wszystkie ludziki z basenu robią zbiórkę i jak jakiś typ ich liczy, więc znów się przestraszyłam, bo nie mogłam tam iść bez stroju, a jak zobaczą, że mnie nie ma to się mogą wkurzyć czy coś. Mimo wszystko doczłapałam do tej szatni znów i zobaczyłam, że jakieś lasencje też się tam kitrają więc kamień spadł mi z serca. Nie pamiętam jak, ale dowiedziałam się, że będą pyszne gofry o 18.30 dla wszystkich.

I tu pojawił mi się jakiś przerwynik, nie pamiętam go dokładnie, ale wiem mniej więcej co się tam działo. Jakiś osobnik rodzaju żeńskiego, pokazywał mi swoją blokadę na telefonie. Było to coś tego typu, że ma się te 9 kropek i się je łączy we wzór, tylko że zamiast kropek były tam kontury takiego puchatego kota w pozycji leżącej i się te kontury maziało paluchem i się telefon odblokowywał. Pokazywała mi też taką grę, która polegała na wykonywaniu odpowiednich sekwencji, np. w moją stronę leci rekin, to ja muszę kliknąć w wieloryba aby go uniknąć, albo ktoś rzuca we mnie doniczką to ja klikam pomidora.

Po skończonej prezentacji telefonu i gry, pojawiłam się w jakimś małym pomieszczeniu na basenie i miałam już normalne ciuchy. Chciałam stamtąd wyjść, ale w przejściu stał jakiś typo, chyba go szturchnęłam czy coś i ten typo wziął i umarł. Od razu przyjechała po mnie bagieta i mnie wzięła na komisariat. Tam musiałam grać w tę grę, którą pokazano mi wcześniej. Udało mi się zaliczyć mało sekwencji, toteż miałam małe szanse na wydostanie się. Ogólnie to cały czas myślałam o tym aby zdążyć na te gofry o 18.30 i zaczęłam prosić tam aby mnie wypuścili bo chce sobie zjeść. Zlitowali się nad moim żałobnym jękiem i jakiś inny bagiet wsadził mnie do radiowozu na miejscu pasażera i przypiął mnie pasami. Na chwilę gdzieś poszedł, a ja korzystając z okazji, mimo że pasów nie dało się rozpiąć, rozciągnęłam je i weszłam na dach bagietowozu. Wtem ta sama osoba, która wcześniej mi grę pokazywała, znikąd powiedziała abym zeszła bo jak mnie zobaczą to na pewno nie wrócę. Przestraszona więc potulnie zeszłam. Gdy policjant wrócił, ruszyliśmy w trasę. Toczył się między nami jakiś dialog, ale nie pamiętam go. Było już po 18. 30 więc spóźniłam się na gofry, ale ciągle miałam nadzieje, że mi trochę zostanie. Pod koniec trasy zobaczyłam jakiś bilbord z promocją w kauflandzie, więc wyskoczyłam z radiowozu i popędziłam przed siebie żeby dobiec do moich gofrów na basenie (wiem, świetna logika). Biegłam szybciej niż radiowóz jechał, więc pan policjant wyskoczył i mnie dogonił. Bałam się, że przez to jednak weźmie mnie do więzienia, ale byliśmy już przed samą pływalnią toteż już tam sobie weszliśmy. U progu przywitał nas ksiądz, który poczęstował bagiete chałką (to taki chlebuś jakby) z roztopionym na niej camembertem i jakimiś innymi dodatkami (a bym zjadła takie coś...). Mnie natomiast zaatakowała myśl typu : "Japipce, przecież zabiłam człowieka!!!!" i zrobiło mi się smutno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top