💚 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐𝟑 💚

💚

Upewnij się, że przeczytał*ś dwudziesty trzeci rozdział książki "Tylko z Tobą"

Po powrocie do Californii Mason poczuł ogromną ulgę. W końcu z całą rodziną mogli odetchnąć. Co prawda jemu samemu został ostatni tydzień szkoły, ale większość ocen była już wystawiona, a on nie miał żadnego zagrożenia. Udało mu się wyciągnąć matematykę aż na tróję, dlatego miał ogromne powody do świętowania. Co prawda po wakacjach miał iść do ostatniej klasy, czekał go egzamin SAT, ale aktualnie się tym nie przejmował. Wiedział, że prawdopodobnie zacznie przejmować się noc poprzedzającą dzień egzaminu.

Niestety Mason musiał udać się do szkoły, ponieważ mocno trzymała go frekwencja. Chociaż w sumie nie było to takie trudne; mógł odłożyć w czasie poważną rozmowę z Nickym i Madeline. Na tym najbardziej mu zależało, bo wiedział, że po sprawie z Henrym miał przesrane.

Szybko zebrał się do szkoły, a do budynku wszedł pięć minut przed dzwonkiem. Książki już oddali (kluczyki od szafek zostawiali sobie), dlatego jego plecak był bardzo lekki. Wchodząc na drugie piętro, gdzie odbywały się teraz lekcje jego klasy, przed wejściem do sali zobaczył jego paczkę znajomych: Jamesa, Henry'ego i Patricka.

— Siema.— powiedział w ich stronę, gdy tylko zbliżył się na tyle, żeby go usłyszeli.

— Siema.— odpowiedzieli niemal jednocześnie, zbijając razem piątkę.

— Jak się trzymasz, Henry?— spytał od razu Mason, zerkając na kumpla stojącego obok.

— Całkiem dobrze, już praktycznie nic nie czuję. Twój ojciec załatwił mi naprawdę dobrego lekarza.— mruknął pod nosem Henry, a blondyn poklepał go delikatnie po plecach.

— Mam nadzieję, że nie masz mi tego wszystkiego za złe...— wymamrotał Mason, pocierając kark.

— Nie, tobie nie.— odpowiedział wymownie Henry, obdarzając spojrzeniem Patricka.— To nie ty stchórzyłeś i uciekłeś.

— Już cię za to przepraszałem, byłem pijany...— westchnął Patrick, również obdarzając spojrzeniem drugiego chłopaka.— I powiedziałeś, że wszystko w porządku.

— Dobra, nieważne.— odrzekł tylko Henry, odwracając wzrok.— Pamiętasz może, Mason, o naszych treningach piłki nożnej? Może w końcu zjawiłbyś się na treningu? Dobrze wiesz, że w czwartek gramy ostatni mecz w tym sezonie...

— Zjawię się dziś. Obiecuję.— odpowiedział niemal natychmiast Mason, a już chwilę później rozległ się dzwonek oznajmujący początek lekcji.

Po powrocie do domu Mason już zaczynał stresować się rozmową z rodzicami. Gdy wszedł już do domu, ściągając trampki, ruszając w stronę salonu, nie zobaczył jednak rodziców. Udał się więc w spokoju na górę, zauważając, że drzwi od jego pokoju są uchylone. Zostawiał je przecież zamknięte.

Wszedłszy do środka, zobaczył rodziców. Można powiedzieć, że przyłapał ich na gorącym uczynku, ponieważ ci właśnie przeszukiwali jego pokój.

— Co wy wyprawiacie?— spytał z pretensją w głosie, rzucając plecak pod ścianę i podchodząc do Nicky'ego grzebiącego w szafce na bieliznę.— Nie macie prawa dotykać moich rzeczy!

— Mason, to dla twojego dobra...— zaczęła Madeline, ale nie dał jej dokończyć.

— Gówno, a nie dobra.— warknął Mason, mierząc blondynkę spojrzeniem.— Naruszacie moją prywatność. Właśnie tacy z was rodzice. Okropni.

— Mason, nie chcemy się z tobą znów wykłócać.— powiedział spokojnie Nicky, opierając się o komodę.— Nie mów tak do mamy, proszę. Dobrze wiesz, że chcemy dobrze. Przeszukiwaliśmy twoje szafki tylko dlatego, że nie chcemy, żeby nagle okazało się, że miałeś gdzieś ukryty pistolet lub jakąś inną, nielegalną broń, którą mógłbyś zrobić komuś krzywdę. Nie obchodzi mnie alkohol, papierosy, czy jakieś inne gówno. Rób, co chcesz, ale nie chcemy, żebyś miał problemy z prawem. To wszystko.

Wyjaśnił Nicky, a Masonowi automatycznie zrobiło się strasznie głupio. Jego rodzice tak bardzo się o niego martwili, a on wyprawiał takie głupoty i tak się buntował...

— Przepraszam.— westchnął Mason, wkładając twarz w dłonie. Chwilę poczuł ramiona matki, które owinęły się wokół jego barków. Oddał uścisk, wciskając twarz w jej ramię.— Życie jest ciężkie... Bardzo.

— Nie chcemy cię straszyć, ale to dopiero początek.— odpowiedziała Madeline, całując go w czoło.— Usiądź, musimy porozmawiać.

I wtedy całą trójką usiedli na łóżku Masona, chwilę siedząc w ciszy, jednak nagle odezwał się Nicky.

— To, co stało się na tej imprezie... To nigdy więcej nie może się powtórzyć. Gdyby dostał kulką trochę wyżej... mógłby umrzeć, a wtedy całą trójką poszlibyście siedzieć, przekreślając tym samym całą waszą przyszłość. My po prostu chcemy zadbać o ciebie i nie dopuścić do tego, żebyś jakkolwiek zniszczył swoje życie. Jest za krótkie, żeby nic nie robić, ale też szybko można je stracić.

— Rozumiem.— wyszeptał Mason, spuszczając głowę i bawiąc się swoimi palcami.— Zróbcie, co chcecie. Dostosuję się.

— Nie zabierzemy ci telefonu ani nic z tych rzeczy, bo to nie zadziała i doskonale o tym wiemy.— oznajmiła Madeline, a Nicky skinął głową.— Połączymy twój telefon z naszymi i dopóki nie osiągniesz pełnoletności, będziemy wiedzieli, gdzie jesteś.

— Okej.— odpowiedział Mason, wzdychając ciężko, ale Madeline tylko poklepała go po ramieniu.

— Musisz zrozumieć, że to będzie najlepsze rozwiązanie.— wtrącił Nicky, a młodszy chłopak tylko przytaknął. Po chwili jego rodzice zbierali się już do wyjścia, jednak usłyszeli jego pytanie:

— Mogę iść na trening piłki nożnej do szkoły z chłopakami?

— Jasne.— odpowiedziała od razu Madeline.— Nie jesteś żadnym więźniem, skarbie.

Po czym oboje wyszli z jego pokoju.

Godzinę później Mason zaczął zbierać się na trening. Do torby sportowej włożył strój treningowy, a także swoje korki, po czym następnie zszedł na dół.

— Miałem zadać jeszcze jedno pytanie.— oznajmił Mason, wchodząc do salonu, gdzie siedzieli jego rodzice.— Chciałbym wyrobić w końcu prawko. Jestem już gotowy. Któryś z was podjechałby ze mną, żeby wypełnić wszystkie formalności? Sprawdziliby mi wzrok i takie tam, zdam sobie egzamin pisemny, później praktyczny i legalnie mógłbym jeździć...

— W porządku. Jeśli chcesz, możemy podjechać tam nawet jutro.— odpowiedział Nicky, który do tej pory wypełniał jakieś papiery.

— Byłoby świetnie. Dzięki.— odpowiedział Mason, uśmiechnął się, po czym opuścił dom.

Po przyjściu do szkoły od razu udał się do szatni, gdzie czekali chłopacy z drużyny. Wszyscy byli już przebrani w stroje, dlatego Mason tylko się z nimi przywitał, zaczynając się przebierać.

— Ej, stulcie gęby.— Mason usłyszał nagle głos Jamesa, przez co zmarszczył brwi, patrząc w stronę chłopaków, którzy rozmawiali ze sobą przyciszonymi głosami, świdrując Masona wzrokiem.

— Nie, dlaczego? Naprawdę chcecie mieć takiego pedała w swojej drużynie?— spytał ze śmiechem jeden z chłopaków, mierząc blondyna gardzącym spojrzeniem.

— Nie nazywaj go tak.— warknął Henry, całkiem nieświadomie zaciskając ręce w pięści, a Mason stanął po prostu przy swojej szafce w samych spodenkach od stroju, nie wiedząc nawet, co powiedzieć.

— Bo co mi zrobisz?— spytał wyższy od Henry'ego chłopak, podchodząc do chłopaka i chwytając za koniec koszulki.

— Uspokój się.— powiedział Mason, magicznie pojawiając się między dwoma chłopakami, rozdzielając ich.— Nie warto z nimi gadać, Henry.

Dodał, poklepał swojego przyjaciela po plecach, a następnie oddalił się wraz z nim od grupki chłopaków, idąc na trening.

Po dobrym, wyczerpującym treningu Mason po przebraniu się wychodził właśnie ze szkoły. Nikogo wokół już nie było, stwierdził, że przejdzie się na nogach do domu. Gdy przechodził obok kiosku, poczuł, jak jakieś silne ramiona wciągają go za mały budynek.

— Tak cię zlejemy, że twoja własna matka cię nie pozna.— Mason usłyszał głos chłopaka, który półtorej godziny wcześniej posprzeczał się z Henrym.

Zdążył usłyszeć tylko to, ponieważ ten chłopak i reszta jego bandy zaczęła go bić i kopać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top