10. Prawie wolna od problemów
(Maraton cz.3)
Obudziłam się pełna energi.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem wolna od "problemów" więc muszę wreście pogadać z Cedrik'iem.
Przysięgam, że znajdę go nawet jeśli musiałabym wyciągnąć go z Azkabanu albo zabrać prosto z przed paszczy dementora, czy cokolwiek oni tam mają.
Jestem zdeterminowana i nie dam się spławić. Co to to nie!
Na śniadaniu wypatrywałam go jak w amoku. Hermiona mówiła coś do mnie, a wnioskując po intensywnej ekspresji chodziło jej o naukę. Przytakiwałam z miną nr. 12 czyli mina, która mówi: słucham cię kiedy w ogóle nie słucham.
- Cześć dziewczyny! - namierzanie Diggory'ego przerwało mi krzyk Ron'a i Harry'ego. O czyżby wyleczył już gardło, że tak się drze?!
- Harry z tego co mi wiadomo nikt z osób, które miały cię usłyszeć, nie są głuche. Nie krzycz więc!- jestem spokojna jakby co...
- Uuu Bella wstała dzisiaj lewą nogą- ach Ron i te jego mądrości.
- Dobra Ron odpuść, nie widzisz, że Bella kogoś szuka?- Harry ty jasnowidzu, jak się domyśliłeś?! Sarkazm mym nałogiem.
Gdy tak sobie w myślach obrażałam chłopaków do Wielkiej Sali weszli, jak zwykle, uśmiechnięci bliźniacy.
Zaraz za nimi pojawił się długo poszukiwany Cedrik.
No nareszcie.
By jak najszybciej załatwić tą sprawę, od razu wstałam i popędziłam w jego stronę. Moi towarzysze spojrzeli na mnie pytająco ja jednak nie miałam ochoty się spowiadać.
Wiem, że Hermi nie daruje mi wyjaśnień tym bardziej jeśli zobaczy z kim będę rozmawiać.
Mijając Fred'a i George'a niegrzecznie ich zignorowałam. Nie miałam czasu na pogaduszki.
Wiem, że chodzi na razie tylko o rozmowę ale założeniem tego całego planu jest uratowanie życia Cedrika.
Z chłopakami pogadam później, na pewno się nie obrażą.
Oczywiście nie przemyślałam jak to rozegram ale cóż. Polecę na żywioł jak zawsze.
- Cześć Cedrik, możemy pogadać?- dogoniłam go blisko stołu puchonów.
- Cześć...- przywitał mnie szerokim uśmiechem, jest dobrze, chyba mnie lubi-... pewnie. Coś się stało?
- Nie, nie ale chciałam porozmawiać na osobności.
- Nie ma sprawy- odpowiedział bez wachania.
Wyszliśmy z Wielkiej Sali odprowadzeni przez dziwne spojrzenia bliźniaków, w oczach George'a zobaczyłam nawet jakby zazdrość. Może mi się wydawało.
- Może usiądziemy na schodach?- zaproponowałam.
Szybko ułożyłam sobie w głowie jak podejść moją duszyczke do ocalenia.
- Więc.... słyszałam, że chcesz wziąć udział w Turnieju Trójmagicznym?- tylko takie rozpoczęcie rozmowy udało mi się na szybko wymyśleć
- Tak, bardzo chce. Ty też planujesz spróbować?
- Masz rację, spróbować- zaśmialiśmy.
Pogadaliśmy jeszcze trochę o naszych planach związanych z turniejem a potem rozeszliśmy się. Ja przygotować się do lekcje a Cedrik na śniadanie.
Uważam, że by mój plan się powiódł muszę najpierw się do niego zbliżyć by mi zaufał. Będę z nim dużo rozmawiać na temat turnieju i próbować go od tego odwieść.
By nie pomyślał, że chce go wygryść będę musiała po prostu udawać, że mam wiele wątpliwości. Przedstawiać mu same złe aspekty
W pewien sposób nastraszyć ale tak by się nie zoriętował.
Ten plan wydaje się być trudny ale zaczyna do mnie docierać, że moje pojawienie się tu może być ważną misją. Uratuje niewinnych ludzi o ile sama nie zgine.
Na lekcjach bardzo starałam się uważać. Przez natłok myśli nie mogłam się jednak skupić.
Myślałam o Cedrik'u, Turnieju, Malfoy'u i o tym, że muszę pogadać
z bliźniakami.
Na ostatniej lekcji by zająć myśli czymś ciekawszym niż historia magi. Niestety nauczyciel to zauważył i dostałam karę. A mianowicie muszę posprzątać wieczorem, całą salę lekcyjną.
Pięknie.
O 18 byłam już na miejscu i oddawałam różdżkę. Czekałam jeszcze chwilę z pracą, ponieważ miały zjawić się jeszcze dwie ukarane osoby.
Jak się idealnie złożyło bo byli to najwięksi żartownisie szkoły.
- Witaj koleżanko która perfidnie nas olała...- zaczął Fred ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej.
-...i nie odzywała się do nas cały dzień- skończył to miłe powitanie George w tej samej pozie co jego brat.
- Witam was moi drodzy. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą zniewagę i mi pomożecie- powiedziałam z miną niewiniątka.
Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Fred, nie uważasz, że ta dama...- spojrzał na mnie ukratkiem-... przeprasza nas jedynie po to byśmy jej pomogli?- spytał z uniesionymi brwiami.
- Masz rację George i co my teraz zrobimy? - podrapał się po brodzie z miną filozofa i rozbawieniem w oczach.
- Myślę, że jej wybaczymy- odpowiedział George kompletnie olewajac fakt, że tu stoję, powstrzymuje się od śmiechu ale udaje skruchę.
- Tak, to będzie słuszna decyzja bracie.
- Chcemy jednak coś w ramach przeprosin- powiedział George z chytrym uśmieszkiem.
Coś mi się wydaje, że jak on coś wymyśli to nie będę zadowolona.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Maratonu ciąg dalszy 😊
Jak myślicie co wymyślił przebiegły George? 😆
Piszcie jak się podobał rozdział 😌
Pozdrawiam 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top