↓8↓

Powiem szczerze, że mnie to nie obchodziło, co myśli Nakajima o mnie myśli i sądzi: Czy jestem zimnym skurczybykiem, z którym ma się przyjemność zadawać - czy jednak z bliską osobą, która może go zajebać w każdej chwili.

Albo może jedno i drugie...?

Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem pisać do typiarza aka Dzieciaka z autyzmem - w sumie pasuje mu ta ksywka.

"Żyjesz tam?"

Pięć minut - nic.

"Odpisz."

"Ooooooodpigd."

"Odpisz* znaczy się."

"ODPISZ PROSZĘ KOT MNIE ZAATAKOWAŁ O NIE CHCE PUŚCIĆ!!!"

"Odpisz :-("

Westchnąłem i napisałem coś, czego nie chciałem.

"Odpisz, martwię się o Ciebie."

Patrzyłem się na wyświetlacz przez minutę, aż nagle odpisał.

Odpisał tylko trzy jebane kropki.

Czy on właśnie testuje moją cierpliwość?

"Co te trzy kropki mają znaczyć?"

"Nic, dziwię się że się o mnie martwisz."

"A dlaczego miałbym nie?"

"Zapomnij."

Poczułem, że coś jest nie tak. Przekładałem z nogi na nogę i zrobiłem się momentalnie wkurzony, że wystarczy do mnie podejść, a ja go rozszarpię na strzępy.

"Coś się stało, tak?"

"Stałem się bardziej chory i czuję, że umieram."

Nagle zbladłem bardziej. A co jeśli natknąłem się na masochistę z fetyszem samobójstw? Poczułem po chwili sekundową wibrację - odpisał.

"To smutne, że prawdopodobnie nigdy się nie poznamy."

Zrobiłem się smutny, bo to prawda. Możemy nigdy się nie poznać i zostaniemy anonimowi. Poznałbym go, chociażby tylko na chwilę, bym zobaczył, czy jest godny mojej uwagi, a jeśli nie, to go zabije.

"Racja, lecz zobacz to z innego punktu widzenia - jak się pożremy przez wiadomości, to przynajmniej się nie pozabijamy!"

Chciałem dopisać na końcu "a raczej to ja Ciebie zabije", ale mi się odechciało.

"Chciałbym zobaczyć Ciebie na żywo (TT)"

Uśmiechnąłem się pod nosem.

"Pfffff! Zapomnij młody!"

Uśmiechnąłem się - czekaj, od kiedy się śmieje? Dlaczego przez jego wiadomości jest mi ciepło na sercu?

"Może masz rację..."

Schowałem telefon do kieszeni i podążałem tam, gdzie mnie nogi poniosą, a raczej poniosą mnie do mieszkania.

Wszedłem po cichu do mieszkania, ale to nie miało znaczenia, ponieważ Gin stała - a raczej się rzuciła - na mnie gdy ledwo co wszedłem.

– Gdzieś ty był?! - powiedziała, a gdy spojrzałem jej w oczy były szklane.

– Gin... - wstałem i ostrzepałem się z niewidzialnego kurzu. – Przepraszam, ale...

– A jeśli znowu coś Ci się stanie?! A jeśli zginiesz?! A jeśli... Zostanę sama?! A jeśli... - przerwałem jej podnosząc rękę do góry.

– Spokojnie, Gin. - powiedziałem, wchodząc i zamykając drzwi. - Jestem, żyję i jeszcze oddycham na tym świecie. - podszedłem do niej i ją przytuliłem.

Ona tylko westchnęła i tak pozostała bez ruchu.

– Boję się o Ciebie. - powiedziała, lekko się uwijając z uścisku. - Na stole masz ciepłą herbatę i zupę, ja jestem zmęczona, więc wybacz mi, że z tobą nie porozmawiam dłużej. - podeszła do drzwi mieszkania i je zamknęła na klucz. - Dobranoc. - kiedy powiedziała te słowo, udała się do swojego pokoju.

Przez pół godziny uwijałem się z jedzeniem. Nie byłem głodny, ale bym nie narobił przykrości Gin, to zjem, bo by mnie zabiła swoją histerią. Po zjedzeniu posiłku popijając do końca herbatę, wstałem i szybko obmyłem talerze. Poczułem, że coraz się robię zmęczony fizycznie, więc nie uwijając się, przebrałem się i od razu się położyłem spać.

**

Następnego dnia poczułem się dosyć zjebany. Spałem krótko.i ledwo co "żyłem" (O ile możnaby było nazwać to życiem), chodziłem spokojnie i mimo tego, że Higuchi mówiła jak katarynka lub cyganka na bazarze, to było w porządku dziennym. Chcąc nie chcąc - człapałem do siedziby Mafii do Moriego - osobiście bo nazywam stary menel, ale tego nie powiem na głos, bo zniknę z powierzchni ziemi w ciągu sekundy. Kiedy drzwi do windy się otworzyły, to mnie badała ruchoma kamera, która mierzyła wzrokiem moją sylwetkę. Wychodząc z windy powitało mnie osiem strażników, którzy od razu zrobili mi drogę przejścia. Wszedłem do pokoju szefa i spotkałem codzienny widok - sukienki Elise porozrzucane po podłodze, dramatyzującego Moriego i Elise, która malowała po podłodze. Kiedy  kaszlnąłem, a raczej prawie wykaszlałem płuca, to wszystko zrobiło się ciemne, a z wesołego menela zrobił się menel z klasą.

– Dzień dobry. - powiedziałem. - Wzywał mnie pan do siebie.

– Nic nie widziałeś i tak, wzywałem Cię do siebie. - odpowiedział. - Mam dla Ciebie zadanie.

Wyprostowałem się i poczułem dreszcz na plecach.

– Jestem gotowy. - powiedziałem pewny siebie.

– To to wiem, że jesteś pewny siebie, inaczej bym Cię tu nie wysłał. - Mori przetarł powieki. - Musisz zabić jedną osobę z umiejętnością...

– Łatwizna.

– ... Z umiejętnością władania ruchów. - dokończył.

Wytrzeszczyłem oczy.

– Że jak?

Menel mruknął pod nosem.

– Były nauczyciel tańców w szkołach. Uczył baletu, tanga i poloneza czy innego Forda... - powiedział, machając dłonią aktorsko.

– Aha... - odparłem cicho. – A dlaczego to ja muszę iść?

– Bo Chuuya się uchlał i na tej misji też się uchla. I przy okazji to dużo osób z ochroniarzy od nas tam jest.

– A... To teraz jest wszystko jasne. - powiedziałem odwracając się lekko w bok.

– Nie, nie jest wszystko jasne... jeszcze. - Menel wziął do ręki długopis i zaczął coś pisać na kartce, a potem mi ją podał. – Kojarzysz tą wielką salę, gdzie wszystkie VIPy się zbierają? To tam będzie on, i uwierz mi, że to będzie krwawy taniec~ - przeciągnął ostatnie słowo i zmusił się do uśmiechu. - Możesz odejść.

Już miałem wychodzić, gdy jeszcze Menel coś za mną powiedział.

– Nie wiedziałem, że to powiem, ale uważaj na siebie, bo nie chcę, byś wrócił z podkuloną... nogą. - wskazał na moją lewą nogę.

**

Ściemniało się.
Idąc za "mapą" Menela, czyli karteczką z napisem tego miejsca, którego się miała odbyć uroczystość dla VIPów. Już z oddali usłyszałem muzykę i śmiechy ludzi. Niestety - albo stety dla Kouyou - wcisnęła mnie w biały garnitur, przez co wyglądałem lepiej niż zwykle, ale co z tego — skoro czuję dyskomfort?

– ... Będziesz w nim dobrze wyglądać.... Bla, bla, bla... - mówiłem pod nosem słowa Kouyou, a po chwili do mnie jakaś babka z kwiatem do mnie podeszła.

– Dobry wieczór, może by Pan...

– Nie. - przerwałem jej.

– Rozumiem. Miłego wieczoru. - odpowiedziała odchodząc z koszykiem róż, a gdy odeszła to poczułem w kieszeni biało-niebieską różę.

Wchodząc na salę, nic nie wydawało się podejrzane, a nawet... Miłe? Nie umiem tego określić.

Nagle muzyka ucichła i na środek sali wstąpił wysoki, starzec z zadbaną brodą.

– Witam wszystkich zebranych! Mam nadzieję, że muzyka i atmosfera umilą wam czas! - powiedział, a potem wszyscy z wyjątkiem mnie zaczęli klaskać. Po chwili chrząknął i powiedział już niskim tonem głosu.

– Do widzenia. - uśmiechnął się szeroko.

Nagle po sali się rozproszyła czarna mgła. Natychmiast odskoczyłem i przyczepiłem się do sufitu, a kiedy spojarzałem na dół, to dostałem zimnego dreszczu.

Ludzie się dosłownie zabijali w tańcu. W rytmie Walca brali noże, tańczyli i zabijali siebie nawzajem. Krzyki były mieszane z śmiechem, a krew była wszędzie.

– Cóż za seria niefortunnych zdarzeń...! - krzyknął z podekscytowania starzec.

Zeskoczyłem z sufitu, robiąc hałas tak, że mnie starzec zauważył.

– Witam. Ładny widok, nieprawdaż? - powiedział rozkładając ręce. - Chcesz się dołączyć?

Nagle muzyka znowu zaczęła grać, a ludzie którzy się poukrywali znowu zaczęli tańczyć i się mordować.

Po chwili usłyszeliśmy kilka strzałów z broni i zauważyłem białoszarą czuprynę

– Tygrysołak? Skąd ty tu...

Nie dokończyłem zdania, bo obok mnie przeleciały dwa naboje. Odruchowo odskoczyłem i odbiłem się od ściany tak jak piłka. Natychmiast schowałem się za filar, a po chwili się pojawił zdyszany Atsushi obok mnie.

– Co. Ty. Tutaj. Kurwa. Robisz? - powiedziałem podkreślając każde zdanie ostro.

– No... Siema! Jak... Życie? - powiedział próbując cicho złapać oddech.

– A ty nie umierałeś jakieś kilka godzin temu? - odpowiedziałem mu cicho.

– Poczułem się lepiej...! - prawie krzyknął, aż nagle usłyszeliśmy śmiech starca zza filaru.

– No dalej! Pokażcie się gołąbeczki! Nie wstydźcie się! - słyszeliśmy jego ciężkie kroki, aż przez chwilę złapaliśmy oddech tylko po to, byśmy go słyszeli.

– Co teraz? - szepnął do mnie Atsushi.

Przez chwilę się zastanawiałem, co moglibyśmy zrobić, by go pokonać.

Taniec
Muzyka
Ruchy...

Bingo. Uśmiechnąłem się pod nosem i wziąłem za rękę Atsushiego, a on w delikatnym szoku poszedł za mną.

– Atsushi, umiesz tańczyć tango? - powiedziałem w trakcie ciągnięcia go na środek sali.

– Nie, a co to?

– To cię zaraz nauczę. - odpowiedziałem.

Stanęliśmy na środku sali, a potem się starzec do nas odwrócił.

– Oho, jednak jesteście? myślałem że już sobie poszliście... Ale dobrze że jesteście! To co zaczynamy nasz taniec? - powiedział wesoło, klaszcząc w dłonie.

Prawdopodobnie bym żałował tej decyzji, ale jednak nie. Muzyka natychmiast zabrzmiało wokół sali, a mgła się zaczęła pojawiać. Złapałem Atsushiego wokół talii, i położyłem jego rękę na moim ramieniu, a nasze ręce się splątały.

– Co robisz? - zapytał cicho, stojąc odwrócony w stronę starca.

– Improwizuj... - powiedziałem.

Starzec się uśmiechnął szeroko i zaczął na nas sie patrzeć. Wykonałem pierwszy ruch do przodu, a Atsushi powtórzył to za mną. Nasze nogi zaczęły brnąć do tańca, lecz jeszcze nie wariowaliśmy. On - skupiony na tańcu i wykonywaniu ruchów. Ja - skupiony na tym, by podejść do stołu i wziąć nóż, bym mógł od tyłu trafić starca. Też tak zrobiłem - wziąłem nóż ze stołu, schowałem do kieszeni i próbowałem od tyłu do niego podejść. Nagle gdy byłem już wystarczająco blisko, by wyciągnąć nóż i go trafić w plecy, gdy był pochłonięty muzyką. Odwrócił się w naszą stronę i się na mnie rzucił. Odepchnąłem od siebie Atsushiego, który się przewrócił. W jednej ręce trzymałem nóż, a w drugiej się siłowałem ze starcem.

– Cóż, żegnaj czarnowłosy. - powiedział, a potem moje ręce chciały za wszelką cenę trafić w mój brzuch. Siłowałem się z jego mocą, aż nagle Atsushi się niego rzucił, powalając go i jednocześnie jego ręce się zamieniły w łapy tygrysa. Chciałem pomóc mu jakoś, ale nie miałem broni, a nóż, który miałem przy sobie, gdzieś się zawieruszył. Po chwili przypomniałem sobie o róży w kieszennej marynarce. Wyciągnąłem ją i się jej przyjrzałem.

Kolce, ostre jak brzytwa Kołczewo, a końcówka łodygi najostrzejsza.

Po tym, jak mi się przypomniało o tej róży, to starzec odepchnął Atsushiego i przeciął mu nożem kawałek policzka. Natychmiast podbiegłem do starca i trafiając go w plecy padł. Popatrzyłem na Atsushiego, który klęknął z osłabienia i zmęczenia. Jego ręce były w normalnym stanie, a z policzka nadal  sączyła się krew. Podszedłem do jednego z trupów kobiet i oderwałem kawałek jej sukienki, a po chwili nalewając na ten kawałek wódkę podszedłem do Atsushiego i dotknąć jego policzka, a po chwili syknął z bólu.

– Spokojnie, to pikuś z tym, co było z moją nogą, i już odpowiadam na twoje pytanie — moja noga trzyma się normalnie. - powiedziałem, przyciskając rękę do policzka Atsushiego.

Po ogarnięciu się - czyli po jakiś dwóch minutach - wyszliśmy jak najszybciej, bo policja przyjechała na miejsce i byliby tacy szczęśliwi, gdyby mnie tam zastali.

– Wiesz co, Akutagawa? - zaczął. - Powinieneś wiedzieć, że Ci ładniej w bieli.

Po jego słowach rozstaliśmy się i poszliśmy w swoje strony.
Chyba tego wieczoru bym do śmierci nie zapomniał

~~~~~

OOOO ROZDZIALIK, JAK MIŁO

A, jak zauważyliście powiadomionko o nowym rozdziale to był missclick niedokończonego rozdziału xDD

To chyba tyle - dopisała bum coś więcej ale nie wiem co.

Funfact spoilerowy: przez ostatnie dwa rozdziały (które jeszcze nie wyszły) postaram się, by było więcej dramatu ~_o

See ya guys. ☄️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top