Rozdział 6~Żywa natura

Żółwie i Shinigami szli przez demoniczny las. Znikąd życia, znikąd pomocy. Byli w Mithopii, ale w jakiejś zniszczonej części. Wszędzie tylko uschnięte konary z gałęziami rozpostartymi na wszystkie strony.

-Czy tylko mnie ciarki przechodzą po skorupie? - spytał Mikey.

-Shinigami, jesteś pewna, że to Mithopia? - dociekał Donnie.

-Powtarzam pięćdziesiąty drugi raz, że tak - odparła ostro poirytowana.

-Stójcie! - wyrwał Leo.

Przyjaciele schowali się za drzewa zauważając gigantyczną grotę na wzgórzu, a dookoła niej latające gryfy. Ogólnie widok nie był zbyt przyjemny gdy potęgował strach.

-Myślicie, że to kryjówka Kriss? - spytał Raph.

-To więcej niż pewne - odrzekła Shini. - Lepiej stąd odejść.

-Ale jeśli dziewczyny porwała Kriss to przecież one mogą tam być - zasugerował Donnie. - Mogą być więzione, torturowane albo i gorzej.

-Hej, nie panikuj - uspokoił go Leo. - Dziewczyny pokonały Kosto. Są szybkie.

-One nie są więzione bo wcale ich tam nie ma - wtrąciła wiedźma. - Jeśli Kriss je porwała to z pewnością tylko sprowadziła do Mithopii. Są Selected, więc mogły przerwać jej zamiar. Nawet nieświadomie. Wyrwały się z jej telepato - telekinezy. A teraz stąd zmiatajmy.

Donatello westchnął ciężko idąc za resztą w przeciwieństwną stronę. Im dalej byli od kryjówki Kriss tym większa szansa, że nie zostaną zauważeni przez jej "pupilki". Po raz kolejny musieli się przedrzeć przez ponure konary, które wyglądały jakby chciały się na nich rzucić. Mikey przełknął ślinę nieco dygocąc ze strachu. Poczuł, że coś złapało go za ramię. Podskoczył do góry głośno krzycząc i wskakując na skorupe Leo. Brat jęknął, a za nim dało się słyszeć śmiech Rapha.

-Uspokójcie się, cykory - powiedział dalej chichocząc. - Nie mamy skorup na zmianę.

-Cicho - rzekła Shinigami zatrzymując się.

Żółwie stanęły w bezruchu, a dziewczyna zaczęła obserwować drzewa. Nastała głucha cisza.

-Biegiem! - zawołała rzucając się do ucieczki.

Mutanty ruszyły pędem za nią. Nie za bardzo wiedziała przed czym albo kim uciekali, ale odpowiedź sama się pojawiła. Konary naprawdę się ruszały. Wymachiwały gałęziami próbując złapać przyjaciół.

-No co to jest?! - krzyknął Michelangelo. - Tutaj nawet drzewa żyją!

Przeskoczył nad jednym z korzeni, a potem schylił pod gałęziami. Shini cały czas prowadziła torując drogę reszcie. Nagle klops!  Na drodze leżała Kłoda i to naprawdę wielka. Wiedźma rozejrzała się i już po chwili w głowie zaświtał jej pomysł. Wyciągnęła swoją kusarigamę zawieszając ją na jednej z gałęzi. Gdy ta się na nią zamachnęła, Shinigami wskoczyła na nią i jak po lianie przeskoczyła na drugą stronę.

-Łapcie się łańcucha! - zawołała.

Żółwie jeden po drugim zrobiły dokładnie ten sam manewr co ona. Gdy Leo jako ostatni dostał się do reszty zdjął kusarigamę u pobiegł za przyjaciółmi.

-Hej, to już końca! - zawołała Shinigami.

Niewiele ponad dwadzieścia metrów las się kończył. Musieli uważać i dostać się do spokojniejszej części Mithopii. Wtem jedno z drzewa złapało Donniego za skorupę i pociągnęło do góry 

-Pomocy! - zawołał.

-Donnie! - krzyknął Raph.

Mikey okręcił brata łańcuchem a Raphael i Shini razem z nim zaczęli ciągnąć. Leo skoczył na drzewo próbując odrąbać gałąź, która trzymała żółwia. Po kilku cięciach badyl opadł, a Donatello razem z nim. Przyjaciele pomogli mu się wydostać z drzewo-ręki, a potem ruszyli do następnego lasu. W końcu im się udało. Ten las bym zupełnie inny niż poprzedni. Drzewa były porośnięte do samej ziemi liśćmi i wyglądały trochę jak wierzby, mimo że to nie były wierzby. Trawa miękka i bujna jak żadna inna, a promienie światła księżyca przedzierające się przez korony drzew sprawiły, że wszystko wydawało się niebieskie.

-Ten las jest o wiele lepszy niż tamten - stwierdził Raph.

-Nazywają go Gajem Aniołów - wyjaśnił Shini.

-A czemu Aniołów?-spytał Mikey.

-Tego nie wiem, ale na pewno wkrótce się przekonamy - odparła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top