Syn Batmana cz. 8

Uczył się najlepiej jak potrafił a i tak wszystko wydawało się szlak trafił. Nie wypuszczał książek z swoich rąk nawet gdy oczy kleiły się snu, a co drugie słowo było widocznie rozmazane. Posiłki jadł tylko wtedy, gdy pojawił się w kuchni. Wszyscy zakładali, że spożywał to co było przygotowane dla niego, jednak rzadko cokolwiek był w stanie przełknąć. Zwłaszcza, gdy każdy przekładał dopatrywanie go na kogoś innego. Presja z dnia na dzień zdawała się coraz bardziej przygniatać chłopca, nie dając zapomnieć o tym, jakie brzemię niósł na swoich barkach. Nieznana siła przygniatała go coraz bardziej do podłoża, jakby miał przywiązane cegły do wszystkich części swojego ciała. Uczucie te mógł po prawdzie zrzucić na akt przemęczenia czy choroby lecz Damian Wilson nigdy nie mógł przyznać się, że którykolwiek z tych czynników jest realny i możliwy. Musi tylko znów wszystko odpowiednio uporządkować, by jego tok życia wrócił na właściwe tory. Ostatnio w domu zrobiło się wyjątkowo głośno, co było zaprzeczeniem dawnego cichego pogłosu echa. Na szczęście skrzydło w którym mieszkał było wystarczająco daleko by prawie w ogóle nie słyszał o co mogli się kłócić jego rodzice. Co nie oznaczało, że przeważnie po nastaniu ciszy, Filip zaglądał do jego sypialni jak do celi sprawdzając co aktualnie w danej chwili robił i każda możliwość poza uczeniem nie była dopuszczalna. Zupełnie jak ptak zamknięty w klatce poddany tresurze. Skoro już o ptakach mowa, przypomniał mu się pseudonim, którym przypadkowo nazwał go Richard.

- Małe skrzydło...

Dziwnie brzmiało to zdrobnienie. Nie był przyzwyczajony, że ktokolwiek mówił do niego aż tak zdrobniale a zwłaszcza gdy nie pasowało to do niego ani trochę. Ani jego imię, ani nazwisko a już tym bardziej zainteresowanie nie wpływały na to, by mógł go ktoś tak nazywać, zwłaszcza, że zdrobnień do tej pory w jego otoczeniu używała jedynie Tessa, ale tylko wtedy gdy byli sami i nie było wokół nich nikogo innego. Tak samo jak w przypadku jedzenia czy rozrywki, którą ma obecnie w domu Tima. Nie, koniec! Musi się skupić, by w końcu przerobić ten podręcznik od biologii zanim skończy się ten dzień. Jeszcze przed nim cały dział poświęcony genetyce a potem nauka do kolejnego przedmiotu. A skoto już mowa o kwestii DNA i tych spraw... nie leżało to wśród jego głównych zainteresowań, gdyż przypominało mu to tylko o tym, iż nie był w stanie zmienić tego co miał zapisane w genach i w kwestii tej nie mógł oszukać budowy swojego materiału genetycznego.

***

Kolejna nieprzespana noc nie była czymś niezwykłym w życiu Tima, jednak wiedział, że osobnik w wieku Damiana, potrzebował o wiele więcej snu, niż on
z swoim nowym stylem życia. Dzieciak dosłownie wygląd jak siedem nieszczęść. Jak na osobę, którego karnacja wskazywała bardziej na korzenie biologicznej matki, był dziwnie... blady?! Czy było to w ogóle możliwe? Podkrążone oczy, nieprzytomne myśli, skupienie w jednym punkcie, walczenie z samym sobą by nie zamknąć chodź na chwilę powiek, gdyż grozi to natychmiastowym snem, oraz napój w jego termosie, które zapach przypominał ... kawę?! On ma zaledwie pięć lat, do licha jasnego! Czy nikt tego nie widzi poza nim?! Wszystkie objawy, które zauważył, mógł otwarcie przypisywać ich rodzinie oraz samemu sobie. Co jednak musiało to dziecko tak pilnie robić po nocach, iż spędzało mu to sen z powiek? Przecież te testy to nie koniec świata i nawet przez chwilę nie miał żadnych wątpliwości że pójdzie dla dzieciaka na nich świetnie, jak zwykle.
W końcu jego ojcem jest Batman oraz ku mniejszej uciesze ich wszystkich, matką Talia al Ghul. Chłopak urodził się już z uprzywilejowaną pulą genetyczną, która mogła sprawić, że w przyszłości będzie stworzony do dużych rzeczy jeśli będzie tylko tego chciał. Oczywiście beż żadnych nacisków. Gdy tylko będzie z nimi, już on i chłopacy sprawią, że Damian będzie nie do poznania w tej szkole w przyszłości. Zmieni się tak wiele... Wiedział, że Bruce już w tej sprawie działa, ale z żadnym z nich nie dzielił się na razie niczym. Zupełnie jakby to była jego kolejna samotna sprawa, której musiał sam podołać bez zbędnej pomocy z zewnątrz. Chodź nie był to tym razem sprawa Batamana, ale Bruce'a Wayne'a. Będzie musiał w końcu z nim o tym poważnie porozmawiać i omówić czy wie coś o czym on nie wie. Zwłaszcza, co może wpływać na tak zły wygląd dzieciaka.

***

Aż dziwne było, że pomimo faktu, że mieszkali pod jednym dachem razem, to Tim praktycznie do czasu testów nie miał okazji by porozmawiać o swoich przypuszczeniach z Bruce'em. Mężczyzna pojawiał się i znikał natychmiast, gdy chciał rozpocząć z nim rozmowę. Zupełnie jakby próbował go unikać. Tylko czemu niby miałby to robić? Nawet Alfred wydaje się martwić stanem pana domu jednak jak to on, nawet nie zająknął się przy nastolatku ani słowem. Zupełnie jakby ta dwójka miała przed nim jeszcze jakieś tajemnice o których nie powinien wiedzieć. Zapomnieli tylko o jednym. Wszyscy w tym domu to detektywi i utrzymywanie na długo sekretów nic nie da, bo w końcu wyjdą na wierzch. Chłopak nie wiedział nawet kiedy zleciał czas i nadszedł termin testów. Damiana poza planowanymi zajęciami nie widział w swoich czasie wolnym w ogóle. Oby tylko nic mu się nie stało przez ten niebezpieczny maraton.

***

Damian siedział w swojej ławce próbując skupić myśli na czymkolwiek innym niż fakt, iż jego organizm domagał się porządnej dawki snu. To było jednak coś, czego nie mógł mu zapewnić w danym momencie i musiał zaczekać na tą przyjemność przynajmniej jeszcze dwa dni. Tak. Za trzy dni skończy się ten maraton testowy i będzie mógł w nagrodę udać się na spoczynek. A jeśli zapewni rodziców, że poszło mu najlepiej ze wszystkich to będzie mógł nawet poświęcić na to tyle dnia ile będzie chciał, oczywiście później odpowiednio to nadrabiając w swojej edukacji. Dzieciak był tak w tym wszystkim pochłonięty, że nawet nie zwrócił uwagi, że jest bacznie obserwowany przez adoptowanego syna jego biologicznego ojca. Nawet nie wiedział ile w jego życiu wkrótce się zmieni i to na zawsze. Gdy zabrzmiał dzwonek do klasy weszła nauczycielka z zaplombowaną kopertą w której znajdowały się ich testy. Miało to stanowić zabezieczenie, że nikt nie naruszy wiedzy o ich zawartości do czasu nastania egzaminu. Zostały przedstawione podstawowe procedury i po rozdaniu arkuszy można było zacząć pisać. Pytanie dla Tima nie stanowiły problemu, były jak podstawowa wiedza, którą posiadał o wiele poziomów wyżej niż jego rówieśnicy. Sam równie dobrze mógł przeskoczyć kilka klas, ale Bruce wolał by rozwijał się z swoimi równieśnikami nie czując presji z żadnej ze stron i cieszył się z swojego dzieciństwa na tyle ile mógł mimo bycia Robinem.

- Pst.... Pst...

Nawet nie zwrócił uwagi czy to było skierowane w jego stronę czy nie. Próby ściągania były normą i albo się udawały, albo nie. I chodź był gotowy pomóc przyjaciołom, gdyby była to sprawa życia i śmierci to jednak nie zamierzał oszukiwać a tym bardziej utrudniać im by potem mogli go z tego powodu nękać. Już kilku osobom pomógł w nauce i zrobi to ponownie jeśli tylko go oto poproszą, ale nie może ryzykować możliwości złapania przez idiotyzm niektórych i narazić się na gniew Bruce'a. Jedyne co mógł zrobić, to przesunąć zapisaną kartkę by sami mogli zaryzykować by spróbować oszukać samych siebie. Więcej nie mógł zrobić.

- Panie Kullig, proszę błądzić wzrokiem po swojej kartce.

Szybkie sprostowanie naprowadziło go na trop tego, który próbował zaryzykować. Głupi Val.
W końcu mieli zupełnie różne grupy więc wszelkie próby były skazane z góry na porażkę. Dopiero gdy zaznaczył ostatnią odpowiedź i odłożył arkusze wiedząc, że już nic nie poprawi, spojrzał w stronę Damian, który siedział dziwnie przekrzywiony w prawą stronę. Czy on tak miał?

- Panie Willson? Czy wszystko w porządku?

Pytanie nauczycielki sprawiło, że po plecach przedł mu zimny dreszcz. Co się działo z Damianem?

- Panie Wilson?!

To był zaledwie ułamek sekundy, kiedy dzieciak spadł z krzesła uderzając głową o ziemię. Natychmiast poderwał się z miejsca, klękając przy dzieciaku i sprawdzając jego funkcje życiowe. Nie słuchał co kobieta mówiła nad jego głową, słowa rozmazywały się w jego uszach skupione na tym by pomóc bratu. Obwiniał siebie, że wcześniej nie zaregował i musiało dojść do najgroszego by zrozumieć, że dzieciak był skrajnie przemęczony i jak widać odwoniony. Nie miał czasu by rozsądnie myśleć gdy pomimo prób budzenia nadal był nieprzytomny. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale wszystko było lepsze niż zimna podłoga i spojrzenie setek oczu, które zapewne wykorzystały sytuację by poprawić swoje odpowiedni z pomocą wcześniej ukrytych ściąg. Z apropatą nauczycielki wziął dziecko na ręce i szybkim krokiem, uważając na potencjalny wstrząs mózgu poszedł w kierunku gabinetu higienistki. Z delikatnością odłożył go na łóżko patrząc jak pieleniarka zajmowała się nim. Nie mógł teraz odejść. Musiał wiedzieć wszystko. Zwłaszcza jak Bruce się o wszystkim dowie... wściekłość to będzie najlżejsze słowo by opisać jego stan. Siostra pozwoliła mu wrócić do sali obiecując, że zajmie się jego małym kolegą jednak zapewnił ją, że wszystko zdążył już napisać i że może tu poczekać bo nigdzie mu się nie śpieszy. Nawet nie wiedział kiedy sam zmrużył oczy siedząc na krześle.

***

Damian od dłuższego czasu nie czuł się tak dobrze. Błoga świadomość, która przepełniła go w danej chwili była jak sen, który był lekarstwem dla jego ciała. Sen... Gwatłownie się wybudził i gdyby nie wyciągnięta dłoń, która go powstrzymawała, zapewne najszybciej wyskoczył by z łóżka od razu. Zaniepokojony rozejrzał się po pomieszczeniu, które było zaginetem lekarskim. Co on tu robił? Przecież... testy! Nawet nie skończył go pisać, musi wrócić i zdać go na 200 %.

- Spokojnie kochany. Wszystko będzie dobrze. Zemdlałeś w klasie podczas pisania testu. Musiałeś być na prawdę wyczerpany.

- Długo tu jestem?

- Właśnie mija trzecia godzina. Podczas upadku uderzyłeś się w głowę i bałam się by nic poważniejszego ci się nie stało. Zadzwonię do twojej mamy by cię odebrała.Nie powinieneś być teraz w szkole.

- Nie... Nie trzeba. Na prawdę. Wrócę tylko napisać test i sam wrócę o normalnej porze do domu.

- Przepraszam kochanieńki, ale testy się właśnie kończą. Spokojna twoja głowa. Na pewno pozwolą ci pisać w drugim termin z powodu twojego złego stanu zdrowia.

Nie! W tej chwili setki niepokojących myśli krązyło w jego głowie pobudzając strach. To nie może się tak skończyć! Musi zdać te test teraz! Miał być najlepszy w szkole. Obiecał to rodzicom, oni tego wymagają. Jest im to winny. Nawet nie wiedział kiedy jego oddech przyspieszył a ciało zaczeło się gwałtownie trząść.

- Damian! Spójrz na mnie! Spójrz mi w oczy kochanieńki. Powtarzaj za mną, wdech, wydech, wdech.

Szybko reakcja kobiety sprawiła, że atak paniki chłopaka udało się uspokoić o wiele szybciej niż zdążyła nastąpić jego ekspolzja. Chodź nie oznaczało to, że poczuł się lepiej. Udało się uspokoić jego ciało, ale nie duszę.

- Jak... Jak tu trafiłem?

- Tim Drake cię tu przyniósł. Zabawny chłopiec. Nie chciał opuścić cię ani na krok i sam prawie się spóźnił na kolejne testy. Traktował cię jakbyś był jego młodszym braciszkie. To niezmiernie urocze.

Tim napisze wszystkie testy... Tim Drake jest lepszy i będzie lepszy od niego... Nie mógł mu życzyć w końću źle, ale liczył, że noga mu się pośliźgnie i uda się jakimś tajemniczym sposobem zająć pierwsze miejsca. W przeciwnym razie wie, że bez kary się nie obejdzie i nie będzie nikogo, kto mógłby go obronić przed gniewem ojca i matki.... Matka!

- Mówiła pani coś wcześniej o mojej mamie...

- Tak. Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam o tym co zaszło. Niedługo przyjedzie po ciebie, jest akurat w mieście.

Miał więc mniej czasu na przygotowanie się do ewentualnego ataku jego rodzicielki niż się spodziewał. Nawet nie wiedział jak bardzo trafił z tym, kiedy zaledwie dziesięć minut później wpadła do gabinetu grając rolę przestraszonej matrony. Aktorką potrafiła być, gdy była taka potrzeba - dobrą. Nawet przed własną rodziną.

- Porozmawiamy w samodzie.

Szepnęła pełna złości do jego ucha, tak by tylko do niego dotarły te słowa. Nawet nie przysłuchiwał się rozmowie Vanessy z pielęgniarką. Kalkulował w głowie wszelkie możliwe scenariusze tego co mogło się wydarzyć za jego nieposłuszeństwo i coraz bardziej chciała zapaść się pod ziemię i zniknąć. Czemu nie mógł zemdleć te kilka godzin później?!!!

- Chodź Damianie. Idziemy do domu. 

Gdy jego dłoń spotkała się z jej ręką, poczuł jak wiele emocje przekująza jej najmocniej zacisniętę palce jak tylko mogła. Nawet gdyby próbował się wyrwać, nic by mu w tym nie pomogło. Z oporem wziął do wolnej ręki plecak podany mu przez pannę Trish i próbował swoimi krótkimi nogami nadrabiać dośc duże kroki matki. Wystarczyła tylko sekunda po zakmnięciu drzwi samochodu; tak by odgrodzić ich od świata zewnętrznego; by poczuł uderzenie ciepła na swoim policzku. 

- Przepraszam...

- Masz za co. Wiesz, ile wstydu się przez ciebie najadłam gdy odebrałam telefon ze szkoły ze zasłabłeś?! Jak myślisz, kogo obarczą winą za to?! Przez twój brak opanowania wychodzę na okropną matkę. Powiedz mi Damianie... Czy jestem dla ciebie złą matką?!

- Nie...

Wyszeptał próbując powstrzymywać łzy. To był błąd, który kosztował go drugim uderzeniem tym razem w lewy policzek. Jednak ból był zupełnie inny. Gdy spojrzał na jej dłoń zrozumiał, że to zapewne sprawka piersionka, który właśnie nosiła na palcu. Odruchowo dotknął palącego miejsca by poczuć rozdarcie z ledwie widoczną krwią. 

- To cię nauczy, że zawsze masz odpowiadać z uniesioną głową. Nigdy nie bełkocz, ani nie dukaj pod nosem. Nie okazuj żadnych łez. Wilsonowie nigdy nie płaczą.

- Tak matko. 

Odpowiedział zbierając w sobie całą odwagę jaką miał w danej chwili by znowu nie zostać uderzonym za swój potencjalny błąd.

- O wiele lepiej. Wracamy teraz do domu. Będziesz miał dużo do pracy by naprawić swój błąd, chłopcze. 

*** 

Relacja Tima z dzisiejszego dnia wywołała dokładnie taką reakcję, jakiej spodziewał się po swoim adopcyjnym ojcu. Był wściekły, gotowy roznieść każdego w drobny pył, kto mu tylko podpadnie. Złoczyńców w Gotham czeka dziś jedna z najcięższych nocy w ich życiu. 

- Nie daruje im tego...

- Bruce. Jestem tak samo zły jak ty. Ale nie możemy zrobić niczego co zaszkodzi w dochodzeniu twoich praw.  Przecież wystarczy, że udowdnisz prawdziwą twarz Wilsonów, prawda?

- Miejmy taką nadzieję Tim. Jednak wiesz, że oni tak łatwo nie odpuszczą. Muszę doprowadzić do tego by nie mieli już do niczego wracać. Zadarli z moim dzieckiem i zapłacą za to.

- Wiesz o wiele więcej niż mi mówisz. Prawda?

- Wszystko w swoim czasie Tim. Proszę, podczas patrolu sprawdź co z nim. Ja nie będę umiał się powtrzymać. 

Widział jak bardzo emocje Bruce'a są wypisane na jego twarzy, która dotychczasz wyrażała ich doprawdy niewiele. Ta sytuacja kosztowała go o wiele więcej niż sam chciał to przyznać przed sobą.

*** 

Wyniki na tablicy było jak wydanie wyroku. Pomimo próby rozmowy z dyrektorem, wytłumaczono mu, że podczas testów semsetralnych nie ma możliwości stworzenie drugiego terminu tylko dla jednego przypadku, skoro jego wyniki i tak pozwalały mu bez problemu zdać. To nie zadowoliło chłopca a tylko dodatkowo go zestresowało. Gdy dowiedział się, że wyniki zostały wywieszone, szedł w ich kierunku jak na ścięcie. Oficjalnie mieli przypisane numery, które zostały dopasowane do pozycji na której znalazł się ich wynik. Tylko najlepsza dziesiątka tej placówki została wymieniona z imienia i nazwiska by w ten sposób wynagrodzić tych najbardziej zdolnych. By dać sobie czas, zaczał czytać nazwiska od dołu listy i mógł przysiąść, że gdy jego oczy zatrzymały się na pozycji piatej, jego serce stanęło. To niemożliwe... Był piąty?! Teraz na pewno rodzice go zabiją! Nawet nie odważył się zobaczyć kto był wyżej. Doskonale wiedział kto był zwycięscą w tym wyścigu, gdy zobaczył grono kolegów wokół jego postaci gratulujących mu kolejnej wygranej. W tej chwili nienawidził go całym sercem i na prawdę wolałby zostać znów złapanym przez tych oprychów na mieście niż wrócić do domu... 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top