Syn Batmana cz. 3
Kochani, z okazji świąt życzę wam wszystkiego co najlepsze oraz wytrzymałości i cierpliwości w moją stronę :D
Z tej okazji mam dla was rozdział i jestem w trakcie kończenia kolejnego więc możecie w ramach prezentu gwiazdkowego ode mnie dla was uznać te dwa rozdziały jako, że długo nic tu nie pisałam.
Jeszcze raz Wesołych Świąt ;D
***
Tim nawet nie sądził, że czeka go dziś taka niespodzianka podczas patrolu. Zdarzało się nie raz, że wraz z Batmanem nieśli pomoc wielu dzieciom, jednak jeszcze nigdy nie miał takiego przypadku jak ten tutaj. Zwykle osoby w jego wieku były stale pod opieką jednego z rodzica bądź opiekunów wszelkiego typu, zwłaszcza, że był z tej uprzywilejowanej grupie społecznej. Cała ta sytuacja, miejsce i sytuacja budziła wiele czerwonych flag, które należało by dogłębniej sprawdzić. W końcu to Gotham i nic nie można zostawić tu przypadkowi. Wziął sobie za punkt honoru obecnie, odprowadzić chłopca do domu przy okazji dyskretnie rozglądając się po okolicy. Chłopiec niechętnie przyjął jego pomoc idąc w milczeniu, gdy ten próbował go zagadywać. Dzieciak może i był dziwny, jednak wyjątkowo rozwinięty jak na swój wiek więc nic dziwnego, że przeskoczył tak wiele klas w krótkim czasie. Jednak jego powolne ruchy oraz zmęczona twarz pokazywały, że nie odbija się to na jego zdrowiu i wydawało się być to nieludzkie. Jednak sam doskonale wiedział jak to jest się mierzyć z wygórowanymi oczekiwaniami własnych rodziców i jak ciężko było się im przeciwstawić. Gdy w końcu dotarli w tak znajomą dla niego drogę z przeszłości, zdziwił się mocno, że dotarł wprost na podjazd kierujący się w stronę tego domostwa. Od niedawna stał opuszczony gotowy do zamieszkania, jednak w życiu by się nie spodziewał, że zamieszkała go rodzina tego dzieciaka.
- Dalej już sobie sam poradzę.
- Jesteś pewien? Twoi rodzice są w domu, prawda?
Na dźwięk słowa rodzica, chłopak lekko się spiął i odwrócił głowę, jakby nie chciał, żeby starszy zobaczył emocje na jego twarzy.
- Matka powinna być w domu.
- W takim razie nie mam obawy. I na przyszłość nie chodź sam po Gotham. To nie jest miejsce dla nikogo w twoim wieku.
- Nie jestem dzieckiem!
Odkrzyknął, odruchowo przybierając grymas na swojej twarzy co wywołało dziwny wyraz de ja vu u Robina. Zupełnie jakby nie raz już widział bardzo podobną reakcję i mimikę. Ale szybko się otrząsnął uśmiechając się lekko do dziecka.
- Oczywiście młody. Mam nadzieję, że się za szybko nie spotkamy.
Na pożegnanie zasalutował mu i zniknął w pobliskich zaroślach posiadłości. Nie mógł się jednak spodziewać, że zaczeka aż dzieciak wejdzie do domu i będzie miał sposobność by swobodnie powęszyć wokół. Wszystko wydawało mu się naciągane i osobiście czuł sentyment by się w tą sprawę zagłębić. Zwłaszcza, że chodziło o mieszkańców tego domu.
***
Damian wszedł do środka próbując narobić jak najmniej hałasu. Nie chciał zwracać na siebie uwagi niepotrzebnej kierując się w stronę swojej sypialni. Musiał się ogarnąć dość szybko zanim ktokolwiek zauważy w jakim stanie był. Miał sporo szansy na powodzenie swojej misji, zwłaszcza, że niewiele osób zwracało na niego uwagę oprócz sytuacji gdy był potrzebny. Zakradł się do łazienki by doprowadzić swój mundurek do porządku licząc, że plama do rana zniknie. Na szczęście miał jeszcze trzy inne komplety więc nie musiał się martwić szybkim suszeniem go. Upewniwszy się, że niczego nie zdradza po sobie poszedł w stronę kuchni. Na wyspie kuchennej stał przykryty talerz z kanapkami oraz kubek zimnej jak lód herbaty. Dopiero teraz odczuł, że żołądek domagał się jedzenia ze swojej strony. Głód był ostatnią rzeczą o jakiej myślał do tej pory. Nie było ani śladu po Cressidzie, więc zapewne była w drugiej części posiadłości zajmując się ostatnimi poleceniami od jego matki. Wiedział, że jego ojciec miał dziś bądź jutro dołączyć do nich w Gotham. Jednak nie było to jakieś szczególnie wyczekiwane przez niego spotkanie. To nie tak, że go nienawidził lub nie kochał. Co to to nie. Chłopiec bardzo go szanował i na swój sposób kochał go jak tylko dziecko może, tak samo mamę. Jednak... radosne przywitanie go i zachowywanie się jak dziecko, nie było szczególnie mile widziane ani wskazane. Mógł zatem zrzucił winę na potrzebę nauki i zaszyć się w swoim nowym pokoju. I tak zapewne w tym nowym miejscu mógł swobodnie ukrywać swoje położenie i dopiero zostanie wezwany przed swoich rodziców, gdy tylko będzie wskazana i potrzebna jego obecność. A do tej pory... Skubiąc resztki posiłku myślami wrócił do tego co go spotkało w Gotham. Ten napad i ratunek ze strony dziecka w kostiumie, który mógł posłużyć jako świetne przebranie z okazji Halloween. Był w Gotham dopiero od niedawna, jednak nie dane mu było coś więcej na ten temat usłyszeć. Będzie musiał to sprawdzić, gdy tylko będzie miał wolniejszą chwilę. Musiał się jeszcze pouczyć przed jutrzejszymi zajęciami. Nie mógł być w końcu w tyle, musiał wyprzedzać materiał o tyle ile tylko można. W końcu był młodym geniuszem i musiał nim pozostać dopóki chcą tego mama i tata.
***
Następny dzień...
Pomimo ustawionego budzika, jego pobudka nastąpiła o wiele wcześniej niż zabrzmiał sygnał alarmowy z czasomierza ustawionego na komodzie przy jego łóżku. Wyłączył sygnał by nie rozniósł się donośnych echem po kątach jego dużego i w miarę pustego pokoju. Punkt godzina 6:20 schludnie ubrany oraz z spakowanym plecakiem udał się w stronę jadalni, gdzie krzątała się Cressida oraz Finch. Minęło trochę czasu, gdy widział tą dwójkę razem pracujących w takim dokładnym pośpiechu. Dopiero gdy zniknęli z jego pola widzenia ujrzał powód tego wszystkiego. Przy stole siedział jego ojciec czytający poranną gazetę. Jednak nigdzie nie było widać pani domu.
- Dzień dobry ojcze.
Przywitał się z mężczyzną, który nawet na chwilę nie oderwał oczu od czytanego artykułu prasowego.
- Dzień dobry Damianie. Usiądź proszę. Jesteś o wiele wcześniej niż się tego spodziewałem. Jednak to dobrze.
Mężczyzna nienawidził, gdy ktoś spóźniał się chodźmy o nawet minutę. Uważał, że jest to brak powagi dla jego czasu i nie warto, by taka osoba pracowała dla niego i jego firmy bądź robił z nią interesy. Dla Filipa Wilsona czas to pieniądz i musiał go wykorzystać najlepiej jak potrafił.
- Mam nadzieję, że nowa szkoła nie odbiega poziomem od twojej starej placówki edukacyjnej?
- Nie. Poziom jest nawet wyższy niż dotychczas.
Damian nauczył się już czego chciał słuchać jego rodzic i wolała niektóre fakty ukryć na swoim koncie. Nie było dobrym pomysłem opowiadaniu mężczyźnie jak niektórzy nadal nieufnie reagują na jego młody wiek w tak wysokiej klasie, albo jak wychwalają jego umiejętności na poziomie chwalenia małego dziecka, które wiele dokonało. Raz popełnił ten błąd w przeszłości i został za niego odpowiednio zgaszony. Chciał, by mężczyzna był z niego dumny i docenił jego umiejętności i starania jak tylko mógł.
- Rozumiem. Reputacja rodziny Wilson jest w twoich rękach synu. Zwłaszcza, że jesteśmy tu nową rodziną i nikt nas prawie nie zna.
- Oczywiście, rozumiem to doskonale.
Pan domu na chwilę ucichł, kiedy Finch dokończył rozstawiania posiłku na ich wczesne śniadanie.
- Zjesz posiłek ze mną teraz synu i odwiozę cię do szkoły. Muszę być dziś wcześniej w budynku firmy. Wrócę dziś późno. Przekaż to matce, gdy wrócisz i ją spotkasz.
- Dobrze tato.
Chwilę później zajęli się swoim posiłkiem ograniczając wymianę zdań między sobą do opisywania przez chłopca nauki oraz wymagań w nowej placówce oraz jakie wydarzenia go czekały w przeciągu najbliższego tygodnia. To było coś normalnego wśród nich, że przynamniej raz w tygodniu Filip praktycznie zbierał raport z postępów edukacyjnych swojego pierworodnego syna wiedząc, że inaczej mógłby przegapić wiele rzeczy. Doskonale wiedział kiedy chłopiec kłamał i że nie będzie przed nim dzięki temu ukrywał niczego. Inaczej skończy się to dla niego karą. Przedtem było to rozłąka z Tessą, którą dziwnym sposobem uwielbiał. A teraz.... miał nadzieję, że to nie będzie już potrzebne, a jeśli nie to będzie musiał wymyślić substytut tego.
***
- Co takiego ukrywacie...
Mimo, że był wczesny poranek i powinien się zbierać do szkoły, Tim sobie nic z tego nie robił. W zasadzie po udanym patrolu powinien spać, jednak nie mógł tak łatwo odpuścić i pójść w spokoju odpocząć do krainy morfeusza.
- Paniczu Tim... spóźni się panicz na zajęcia.
Alfred jak zwykle był niezawodny w pilnowaniu ich. Zapewne gdyby nie on, zostałby stąd przegoniony przez Bruce kilka godzin później. Zainteresowanie Batmana sprawą, którą się zajmował nie była na obecną chwilę skazana. Wolała mieć więcej niż 70 % pewności zanim uderzy chodź z strzępkiem informacji do swojego adopcyjnego ojca. Nawet nie opowiedział mu o wczorajszym wydarzeniu z patrolu skutecznie wymyślając pierwszą lepszą wymówkę na swoje nagłe zniknięcie z radaru. Odkąd tylko wrócili a mężczyzna udał się na spoczynek, on pozostał w jaskini próbując przeskanować rodzinę Wilson dość obszernie, chcąc dokopać się do najgłębiej skrywanych przez nich tajemnic nawet o których być może nawet oni sami nie mieli pojęcia.
- Już idę Alfredzie.
Odszedł od komputera idąc w stronę swojej sypialni by móc się ,,ogarnąć" przed kolejnymi nudnymi zajęciami w Akademii. Chodź musiał przyznać, że możliwość obserwacji tego dziecka jakoś wynagradza mu to, że będzie musiał tak siedzieć. Szybkie spojrzenie w lustro utwierdziło go w przekonaniu, że wyglądał faktycznie jakby nie spał całą noc, jednak nie był to ani pierwszy ani ostatni raz. Ubrany w mundurek szkolny zszedł do kuchni, gdzie czekał na niego przygotowany posiłek przez Alfreda oraz lunch na późniejszą godzinę.
- Dziś nie będę w stanie odebrać panicza, przez obowiązki z mistrzem Brucem. Poprosiłem panicza Dicka, by odebrał cię po zajęciach. Mam nadzieję, że to nie będzie żaden kłopot.
- Oczywiście, że nie Alfredzie. Dawno go nie wiedziałem, więc nawet miło będzie z nim porozmawiać na żywo.
Uśmiechnął się do starszego mężczyzny znad swojej filiżanki kawy. Musiał się jakoś pobudzić do życia a to tylko na obecną chwilę mogło cokolwiek zdziałać. Chodź był na to odrobinę zza młody to jednak Alfred akceptował to bardziej niż picie energetyków, które traktował jako zło ostateczne od składu po zapach. Dość długo zastanawiał się, czy by nie wtajemniczyć w to wszystko i poprosić o pomoc Dicka. Sam nie był w możliwości sprawdzić wszystkiego, więc na pewno byłoby to bardzo pomocna dłoń. Jednak jak on zareaguje na jego teorię. Czy go wyśmieje czy jednak potraktuje poważnie? W końcu z ich trójki to on najdłużej znał Bruce'a i tylko on jedyny mógł wiedzieć, czy ma to jakąś szansę się potwierdzić. Jeśli chciał dociec do prawdy, wiedział, że musi zaangażować do tego projektu więcej osób, jeśli zależało mu na czasie. A nie wiedział ile go aktualnie ma. Jeśli coś się stanie Robinowi, zabierze tą teorię ze sobą nawet i do grobu a tak, zawsze to będzie zabezpieczenie na wszelką ewentualność.
***
Damian siedział jak na szpilkach przy swoim biurku próbując nie machać nogami, które zwisały w powietrzu. Był za niski jak na sale, która były ewidentnie przeznaczona na o wiele starsze dzieci. Już dawno nauczył się ignorować ciekawskie spojrzenia w jego stronę, zwłaszcza, że kończyło się to tylko na patrzeniu i niczym więcej. Żadnych głupich zaczepek ani komentarzy, przynajmniej takich, które docierałyby do jego uszu bezpośrednio. Obecnie trwała lekcja historii i na prawdę chciał skupić całą swoją uwagę na mówionym przez nauczyciela temacie, jednak nie potrafił jakoś szczególnie się dzisiaj skupić. Wszystko przez rozmowę z ojcem. Zawsze czuł się po niej skołowany i nie mógł się skupić na niczym więcej niż powinien. A to było nie do pomyślenia dla niego, jeśli miał być najlepszy w całej szkole. Szybko potrząsnął głową chcąc odgonić natrętne myśli i skupić się na głosie nauczycielki, której entuzjazm był czymś nieoczywistym jeśli chodziło o grono pedagogiczne w tak niezaangażowanej klasie.
- .... w związku z tym postanowiłam podzielić was w pary byście popracowali wspólnie nad projektami, które będą 1/2 waszej oceny końcoworocznej. Współpraca to coś co powinno się wypracowywać od najmłodszych lat i być może nawiążecie przy okazji nowe przyjaźnie.
Nauczycielka tłumaczyła dalej cele i idee jej pomysłu jednak po klasie dał się nieść dźwięk niezadowolenia oraz ciekawości. Dla Damiana było to coś nowego. Zawsze pracował sam a teraz miał pracować z kimś innym? Ale... to w ogólnie nie wypali. Jego para nie będzie chciała i tak go słuchać lub zrzuci na niego całą pracę. Możliwości były ograniczone i wiedział, że nie będzie miał wiele w tej sytuacji do powiedzenia. Czuł jak jego serce przyśpieszyło swój rytm bicia, gdy pedagog szkolny losowała pary z imion zapisanych na karteczkach z jakiegoś pojemnika. Wraz z wyczytaniem kolejnych nazwisk, dziecko czuło zarówno ulgę jak i niepokój. Chciał w końcu wiedzieć na co skazuje go los i mieć to już z głowy.
- Damian Wilson oraz.... Timothy Drake. Moje gratulacje chłopcy. Czekam na pomysł waszego tematu do końca następnego tygodnia.
Zielonooki podniósł głowę odszukując wzrokiem chłopaka, który był z nim połączony w parę. Starszy od niego o sześć lat chłopak, uśmiechał się? Czy na pewno dobrze widział? Nie złościł się, nie był sfrustrowany? Coś tu nie grało. Zapewne robił tylko dobrą minę do złej gry dlatego, że byli w klasie a pewnie potem pokaże swoje prawdziwe oblicze gdy tylko zostaną sami. Damian nie zamierzał ryzykować. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek szybko się spakował i chciał wyjść z pomieszczenia, gdy został zatrzymany. Widocznie nie był wystarczająco szybki.
- Poczekaj. Chcę z tobą porozmawiać Damian.
Chłopiec nerwowo przełknął ślinę, odchylając głowę do tyłu by spojrzeć w oczy swojemu rozmówcy. Będąc złapanym nie było mowy by się dyskretnie usunął jak to początkowo planował. Był zmuszony na wysłuchanie tego czego się obawiał. Poszedł za starszym kolegą w kierunku ich ławek siadając z powrotem. Ciekawskie pary oczu towarzyszyły im aż do ich wyjścia z pomieszczenia. W końcu pozostali tylko oni we dwójkę.
- Więc... Jest coś co chciałbyś opracować?
Szybko zaprzeczył trzymając wzrok na swoich kolanach. Nie chciał udawać przed starszym kolegą, że jest ponad nim i coś sugerować. W końcu pod względem wieku, wzrostu czy umiejętności on i tak go wyprzedzał w tej chwili i mógł go łatwo zdominować. Z tego co zdążył usłyszeć Timothy Jackson Drake był najlepszym uczniem w tej klasie jak nie w całej akademii więc zapewne jego rodzice będą chcieli by z łatwością go prześcignął. A skoro jest jego przeciwnikiem na tej drodze, nie może uczynić z niego swojego wroga, przynajmniej na obecną chwilę.
- Daj spokój. Musisz mieć jakieś swoje zdanie?
- Jestem tu nowy. Nie znam na tyle miasta.
Projekt z historii nie miał być zwykłym projektem. Miał dotyczyć on dowolnego okresu istnienia miasta Gotham, jako, że w tym roku we wrześniu miano obchodzić 300-lecie jego istnienia. Zdaniem ich nauczycielki miało to zachęcić do pogłębiania wiedzy oraz historii ziemi naszych przodków itd. Można było skorzystać z dowolnej daty, dowolnego momentu. Nie ma ograniczeń czasowych ani żadnych innych. Mieli tylko jedno polecenie - zaskoczyć panią Zaidi swoją oryginalnością. Tim miał w swojej głowie kilka pomysłów jednak nie chciał ich narzucać dzieciakowi chcąc najpierw go wysłuchać w tej kwestii.
- Dobra. To może ja coś zasugeruje a ty powiesz co tym myślisz?
Milczenie chłopaka wziął za zgodę więc bez wahania wyjął swój notes i zaczął czytać zapisane wcześniej przez niego pomysły na które w dość uroczy sposób chłopiec kręcił nosem. Spowodowało to niekontrolowany uśmiech na twarzy Tima, gdy w końcu wpadł na pewien pomysł, który może wydać się lekko szalony ale może i genialny. Skoro miał teorię do sprawdzenia, mógł losowi trochę pomóc.
- Co powiesz na projekt poświęcony dwóm największym bohaterom, dzięki którym to miasto się jeszcze nie zapadło?
- Kogo masz na myśli?
Dzieciak był ewidentnym świeżakiem w tym mieście, co udowodnił wczorajszą reakcją na Robina. Więc tym bardziej będzie to świetną zabawą, zwłaszcza jeśli wciągnie w to resztę swojego rodzeństwa.
- Batmana oraz ostatniego przedstawiciela rodu, który praktycznie od zera pomógł w zbudowaniu tego miasta - Bruce'a Wayne'a.
Damian przez chwilę myślał nad propozycją chłopaka. Ze wszystkich przedstawionych mu pomysłów ten wydawał mu się ciekawy, jednak coś mu w nim nie grało. O ile historia bogatego rodu itd. była realna, to kim był ten Batman? Chciał go wprowadzić na minę i go wyśmiać, że jak dziecko uwierzył w legendę miejską?
- Zapewne myślisz, że żartuje, ale Batman na prawdę istnieje.
Dość szybko wpisał w przeglądarkę imię superbohatera ukazując mnóstwo zdjęć, filmików czy artykułów dzieciakowi. Widział ten blask w jego oku, gdy sam sprawdzał to co mu właśnie podrzucił. Może i na początku postać Mrocznego Rycerza wydawała się być nie do uwierzenia dla osoby z zewnątrz, jednak gdy tylko zobaczy dowody, nie może oderwać od niego wzroku, albo z fascynacji albo ze strachu. Na szczęście w przypadku dzieciaka, szło chyba do czynienia z tym pierwszym wariantem.
- A więc postanowione. Przedstawię nasz pomysł pani Zaidi. Musimy ustalić tylko kiedy się spotkamy u mnie.
- Co takiego? U ciebie?
Słowa Tima zaskoczyły Damiana całkowicie. Dziecko nie spodziewało się, że kolega go do siebie zaprosi. On nie mógł... Jeszcze nikt go nigdzie nie zaprosił. Zawsze po szkole miał albo zajęcia dodatkowe lub wracał prosto do domu uczyć się. Ale skoro chodziło o szkolne zadanie... może rodzice nie będą mieli nic przeciwko by poszedł do domu Tima?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top