Reinkarnacja cz.1

Wpadłam na to już dawno temu jednak nie miałam pomysłu w jaki konkretny świat i erę się bawić, gdy w poprzednim tygodniu mnie olśniło. 

Damian Wayne z DC Animated Movie Universe (DCAMU) odrodzony w świecie Young Justice XD
A dokładniej mówiąc akcja dzieje się po filmie Justice League Dark: Apokolips War.
Doskonale wiecie jak ta animacja się skończyła więc to idealne pole do popisu. 

***

Gdy wpatrywał się nadciągającą biel wiedział, że może się spodziewać wszystkiego. Jednak nie mógłby skłamać, że nie bał się. Czuł strach przed tym co ich czeka. Jednak czy może być coś gorszego niż ich spotkało? W obecnej chwili, gdy ocaleli nieliczni i życie planety było zagrożone, wszystko wydawało się być lepszym tworem. Już niedługo przekona się jak bardzo zmieni się jego życie. Nie pamięta z tego za bardzo niczego. Zupełnie jakby dryfował w letargu nie mając świadomości z tego co się wokół niego działo. Siła woli nie pozwalała mu osiąść i obudzić się. Ciemność całkowicie go pogrążyła. Gdy znów wokół niego krążyły niewyraźne głosy, chciał jak najszybciej się obudzić i zobaczyć kto wokół niego się znajduje. Jednak jego nowe ciało miało zupełnie inne co do tego plany. Nie wiedział, ile minut czy godzin minęło zanim udało mu się w końcu uchylić swoje oczy. Jednak jedyne z czym się spotkał to rozmazany obraz jakieś Sali. Odruchowo uniósł dłoń by przetrzeć oczy jednak zdziwiło go jak krótkie były jego palce i jak mała wydawała się jego dłoń. To zapewne jego świadomość do końca jeszcze się nie obudziła i jego mózg przetwarza błędnie informacje. Jednak wyraźnie czuł na swoich ramionach duże męskie dłonie próbujące powstrzymać go przed wstaniem. Czemu tak mu na tym zależało? Już wystarczająco długo pozostawał w stanie bytowym i w końcu chciałby się obudzić w nowym lepszym świecie i odnaleźć ją... Gdy w końcu znalazł kogoś komu oddał swoje serce, świat się skończył. Jednak czy ona będzie go pamiętać? Dziwny jest fakt, że sam Damian to pamięta więc chyba powinien założyć, że tak samo jest z pozostałymi. Musi się o tym przekonać. Nie miał jednak ku temu okazji, gdy jego ciało poddało się snu. Zupełnie jakby mu tego brakowało... Gdy ponownie się obudził był gorzej niż zły. Czemu nie mógł wytrzymać dłużej bycie świadomym niż ten krótki okres. Nie rozumiał tego. A także czemu jeszcze nie kontaktuje z światem go otaczającym tak jak tego chciał. Czy z nim coś było nie tak? A może nie odrodził się i wciąż jest tylko duchem wśród materii fizyki? Nie wiedział co w danej chwili było gorsze. Docierały coraz to nowsze głosy do niego, jednak nie potrafił ich rozpoznać. O ile barwa niektórych wydawała się mu znajoma o tyle nie potrafił ich przypisać do twarzy. Zupełnie jakby to nie była jego rzeczywistość. Gdy w końcu wydawało mu się, że jego wzrok się poprawia, poczuł nieopisaną ulgę. Wielka czarna plama zdawała się zanikać powodując, że widział coraz wyraźniejsze kształty. Musiało minąć jednak nie wiadomo jak długo czasu, by zrozumiał, że znajduje się w dość białym pomieszczeniu i że leżał właśnie na plecach. Chciał się podnieść by rozejrzeć dookoła, jednak nie pozwolono mu na to.

- To niebezpieczne mały. Masz leżeć grzecznie.

Mały? Kim ta osoba była, że ośmielała się tak do niego mówić?! Miał siedemnaście lat! Niewiele brakowałoby osiągnął pełnoletność więc jakim prawem.... Mężczyzna w zasięgu jego wzroku był ubrany w biały kitel więc mógł domyślić się, że leżał w szpitalu. Pozostawało tylko pytanie, co on tu robił?

- Niedługo poczujesz się lepiej. Obiecuje ci to. Twój tata bardzo się o ciebie martwi.

Ojciec... To znaczy, że był może niedaleko. Żył. On też się odrodził na nowo i jest tutaj. Będą mieli nową szansę? Ale czy to znaczyło, że matka też żyje? Zbyt dużo pytań jak na jego obecną niedyspozycyjność umysłową.

- Musisz odpoczywać. Srogo oberwałeś młody. Już niedługo będziesz znów śmigać.

Nie wiedział co lekarz wstrzyknął do jego kroplówki jednak mógł się domyślić, gdy poczuł zbliżającą się senność. W tej chwili nie przepadał za tym człowiekiem, który zwracał się do niego jak do dziecka! Bez przesady. Nie wyglądał przecież na jakiegoś młodzika rodem z podstawówki! Ile razy będzie jeszcze go usypiać zanim pozwoli mu obudzić się do końca. Zdecydowanie... nowo odrodzenie dzięki wynikom ruchu Flasha jest do bani! Już mu za to kiedyś podziękuje. Gdy ponownie się wybudził podjął decyzję, że nie pozwoli by znowu wprowadzono go w ten stan. Miał już dosyć snu i leżenia. Chciał w końcu zrozumieć co go otacza i co się dzieje. Leniwie otworzył oczy, szybko mrugając by rozbudzić swój wzrok całkowicie. Nawet nie zauważył siedzącego obok jego łóżka mężczyzny, który na ten gest się lekko zaśmiał.

- Wnioskuje, że już się wyspałeś za wsze czasy.

Nie sądził, że tak szybko go zobaczy. Gdy jego wzrok przyzwyczaił się do światła w otoczeniu, pozwolił niekontrolowanym łzom wypłynąć na zewnątrz. Widok żywego i siedzącego przy nim Bruce'a Wayne'a spowodował wybuch niekontrolowanych emocji, których się po sobie nie spodziewał.

- Damian...

Jego wyraz twarzy od razu się zmienił na widok jego łez. Jednak ku zaskoczeniu chłopaka, uniósł swoją dłoń by wytrzeć mokre ślady na jego policzkach.

- Wszystko w porządku synu? Mam zawołać lekarza?

Zaprzeczył głową nie chcąc widzieć na oczy tego szarlatana. On był tu w tej chwili najmniej potrzebny.

- W porządku.

Uśmiechnął się! Bruce Wayne versus Batman uśmiechał się?! Jaki inny świat Allen stworzył?!

- Nawet nie wiesz, jak nas wystraszyłeś.

- Czemu? Co się stało?

- Nie pamiętasz? Spadłeś ze schodów podczas zabawy z braćmi. Niefortunnie upadłeś na głowę i straciłeś przytomność. Natychmiast zabrałem cię do szpitala. Leżysz tu od kilku dni. Lekarze nie potrafili cię obudzić. Nagle od trzech dni wykazywałeś oznaki wybudzenia z tymczasowej śpiączki jednak nie chcieli przeciążać twojego ciała i umysłu. Temu dopiero teraz rozmawiamy. Na szczęście niż poważnego ci się nie stało.

Mówił to wszystko głaszcząc jego policzek w miłym geście pocieszenia. Zupełnie jak nie ojciec, którego zapamiętał. Dużo musiało go ominąć. Jednak co innego w tym momencie przykuło uwagę Damiana.

- Braci?

Wyraźnie słyszał, że ojciec użył liczby mnogiej. Jednak on miał tylko jednego brata, więc co u licha...

- Nie pamiętasz? Będą tu niedługo. Chcieli przyjechać jak tylko się dowiedzieli, że się obudziłeś.

Zaprzeczył głową przekonany, że mężczyzna z niego żartuje. Czemu chciał z niego tak kpić w tym momencie? Siedzieli praktycznie w ciszy wpatrując się w siebie, gdy nagle drzwi od sali otworzyły się wpuszczając do środka trzech chłopaków. Tylko w jednym z nich rozpoznał Richarda Graysona, chodź i on wydawał się być zmieniony. Nadal nie wiedział, czemu ma znać pozostałą dwójkę. Gdy zobaczyli, że jest przytomny odetchnęli z ulgą. To był tylko jakieś dziwny wypadek. Nadal nie mógł przetworzyć jakim cudem tak łatwo spadł z tych schodów z jego umiejętnościami. Czemu miałby się w tym wieku z nimi bawić? I czemu nic z tego nie pamiętał? Miał w głowie każdą misję, którą wykonał w dzieciństwie, każdy trening powiązany z Ligą, poznanie ojca, ich wspólne przygody, poznanie Tytanów, śmierć jego pierwotnego świata z rąk wydarzeń działań Darksaida. Więc czemu nie pamięta niczego z tego co mówił jego ojciec? Czemu nie pamięta żadnego z tych ludzi?

- Nawet nie wiesz młody jak się o ciebie martwiliśmy.

- Napędziłeś nam niezłego stracha. Więcej tego nierób, bo staruszek osiwieje zanim dożyjesz szesnastki.

O czym mówił ten chłopak z blizną na policzku? Jakiej szesnastki? Już dawno świętował w Lidze swoją siedemnastą wiosnę mając na głowie bliską zagładę świata.

- Jason...

- No co? Mówię czystą prawdę.

- Jak się czujesz Dami?

Najstarszy z całej gromadki stojący przy drzwiach podszedł bliżej siadając koło jego ojca ze smutkiem w oczach. Widać było, że się martwi. Damian nie mógł powtrzymać by przed oczami nie przemknęło mu jego śmierć z rąk parademona oraz nieudana próba ożywienia w Jamie Łazarza. Nie mógł dopuścić by do tego doszło kiedykolwiek ponownie.

- Dobrze. Nie rozumiem tego niepotrzebnego zamieszania.

- Nie musisz udawać. Nie jestem na ciebie ani na nikogo zły synu. Możesz pytać i powiedzieć nam wszystko.

- Wszystko? Kim oni są?

Spojrzał znacząco na pozostałą dwójkę, która stała nieco z tyłu i nie dowierzała jego słowom.

- Żartujesz sobie, prawda? 

Wyższy z nich o mało nie wykrzyczał tego. Zaprzeczył ruchem głowy, że nie. Widząc powagę z jego strony, teraz także i Bruce się zaniepokoił.

- To Jason i Tim. Nie pamiętasz ich?

- Nie.

- Ale pamiętasz Dicka?

- Tak.

- Muszę porozmawiać z lekarzem.

Mężczyzna dość szybko wyszedł z pokoju jakby właśnie wydarzyło się coś dziwnego.

- Nieźle nas zaskoczyłeś skrzacie. Naprawdę solidnie uderzyłeś się w makówkę, skoro nas zapomniałeś.

- Odczep się, dobra.

- Zadziorny jak zawsze. Nawet jak na takiego małolata.

- Jason! Przestań go drażnić. Damian, ten co właśnie próbuje cię wyprowadzić z równowagi to Jason Todd, lubi czasami się za bardzo drażnić. Bruce adoptował go kilka lat temu. Przez niefortunny wypadek przez pewien czas był daleko od domu i wtedy go poznałeś w domu ... swojego dziadka.  Wówczas...

Czuł, że ostatnie słowa wypowiedział z trudem. Jakby zupełnie nie chciał ich wypowiedzieć.
Nie był idiotą. Rozumiał co Dick czuł do Ra'sa al Ghula i że nie cieszył się jego sympatią. Jednak nigdy nie pamiętał by miał ku niemu tyle nienawiści. Zapewne wkrótce się dowie więcej. Wszyscy wokół myśleli, że doznał amnezji i temu nic nie pamięta, ale... może to była skuteczna wymówka by usprawiedliwić parę rzeczy. Dopiero co odrodził się na tym nowym świecie
w swoim nowym ciele. To jasne, że nie pamiętał i nie może pamiętać kogoś, kogo nigdy nie znał, bo te osoby nie istniały w jego świecie.

- ... Timothy Drake. Mieszka z nami od kiedy jego rodzice zginęli w wypadku. Był częstym gościem w domu odkąd sam odkrył kim na prawdę był nasz staruszek. I od tamtej pory pracuje z nami jako najnowszy Robin od czasu....

- Gdy Joker mnie zabił. Nie ma sensu szukać tu miłych wyrażań.

Wyraźnie najwyższy z nich nie owijał w bawełnę i nie hamował się przy nim co uważał za wielki plus na korzyść nowego brata.

- To jeszcze dziecko, chcesz...

- Chyba zapominasz, gdzie się urodził Dick. Jego placem zabaw było Nanda Parbat.

- Możecie przestać!

Miał już dość tego jak się nawzajem przekomarzali i jak chcieli go traktować delikatnie. Zbyt wiele nowych informacji powodowało lekki ból głowy zapewne powiązany z tamtym wypadkiem. Czemu jednak traktowali go jak dziecko, skoro był niewiele młodszy od nich. Patrzyli na niego niepewnie, czekając na to co zaraz powie.

- Dick... Ile mam lat?

To pozwoli mu podbić argument jego nazewnictwa przez tych chłopa...

- Pięć. Miesiąc temu skończyłeś pięć lat Dami.

Zaskoczenie odebrało mu mowę. Odruchowo po raz pierwszy od czasu przebudzenia zwrócił uwagę na swoje ciało. Jak to mógł wcześniej przegapić?! No tak... Skupił się na ojcu oraz tych chłopakach za bardzo by zauważyć, że z jego budową ciała było coś nie tak. Nie dość, że zmieniła się wokół niego rzeczywistość, odrodził się w nowym świecie, pojawili się ludzie, których nigdy wcześniej nie znał, to dodatkowo odrodził się w ciele dziecka... Nie no, teraz jak spotka Flasha to go zabije! Mając to drobne ciało nie jest w stanie w ogóle nic obecnie zdziałać. Jeśli miał pięć lat, powinien obecnie trenować z matką w innej części świata, więc co on robi w pobliżu ojca w tym wieku? Ten świat jest o wiele bardziej złożony i inny niż się tego spodziewał. Flash stworzył zupełnie nowy świat, w którym musi się nauczyć wszystkiego od nowa i na pewno stare wspomnienia mu w tym nie pomogą.

***

- To wygląda na klasyczny przypadek amnezji panie Wayne. Jednak nie podnosiłbym jakoś specjalnie wielkiego alarmu.

- Jak to nie ma? Dziecko nie pamięta połowy rzeczy a ja mam się tym nie martwić?

Obaj mężczyźni stali w kącie sali nieświadomi, że pozostała czwórka im się przysłuchiwała, sama uciszając się.

- Dokładnie. To normalne, że w takich przypadkach może dojść do podobnych okoliczności.

- Doktorze Meyer... Liczę na wyjaśnienia, jeśli nie chce pan bym się zaraz uniósł.

- Spokojnie panie Wayne. Ryzyko amnezji po urazach czaszki są możliwe, jednak nie są regułą stałą. Nie ma też jednej stałej mówiącą o regule pojawiającej się zanikowi pamięci. Jedna osoba może zapomnieć całe życie a druga tylko sytuację, która doprowadziła ją do tego wypadku czy jakąś inną nieszczęśliwą sytuację w życiu. Jak widać w przypadku pańskiego syna zapomniał o części swojej rodziny. Nie wiem jak i co do tego skłoniło jego umysł. Być może to jest chwilowe i niedługo sobie wszystko przypomni a być może nigdy już te wspomnienia nie wrócą. Nie jesteśmy cudotwórcami panie Wayne i jedyne co możemy zaoferować to zrobimy. Plusem w tej sytuacji jest jego młody organizm, który wciąż się rozwija. Jest więc nadzieja na pozytywne rozpatrzenie sytuacji.

Damian uważnie przysłuchiwał się bezsensowi lekarza sam nadal przepuścić przez swój mózg wszystkie nowe informacji. Nadal nie mógł przetrawić, że znów miał pięć lat! Ten niski wzrost i krótkie ręce... Jak on ma walczyć?! I do tego nawet nie ma szans teraz na bycie Robinem, bo jest nim ten drugi nieznajomy chłopak. Już go nie lubił a nawet nie miał okazji zamienić z nim ani słowa. W ogóle, odkąd wszedł do sali, nie odezwał się ani jednym słowem. Nie chciał łamać fantazji ani ojca, ani lekarza, że kiedykolwiek w 100 % odzyska swoje wspomnienia, skoro nigdy żadnych w tym zakresie nie miał! Jednak amnezja wydawała się być skuteczną formą wymówki na jego odmienne zapewne od normy, do której przywykli zachowanie.

- Zrobimy badania. Jeśli doktor Green nie będzie miała żadnych przeciwskazań to możliwe jest wypuszczenia małego pacjenta jeszcze w tym tygodniu do domu.

Dom... Skoro był tu przy ojcu, to znaczy, że mieszkał w Wayne Manor. W jego pokoju na pewno są jakieś wskazówki, które pomogą mu odkryć wszystko co się wokół niego dzieje. Nie byłby sobą, gdyby było inaczej.

- Dick, zabierz braci do domu i przekaż dobre nowiny Alfredowi. Zadzwonię do niego wieczorem. Zajmij się wszystkim synu.

- Oczywiście Bruce.

Uśmiechnął się doskonale wiedząc do czego potajemnie pił mężczyzna przy cywilu. Nietrudno było to odgadnąć. Wkrótce zostali sami we dwójkę w dość niekomfortowej ciszy.

- Damian... pamiętasz Alfreda?

Nie spodziewał się tego pytania, ale zapewne chciał przygotować mu grunt pod rozmowę z kamerdynerem oraz szybki i bezpieczny powrót do domu. Szybko pokiwał głową nawet nie spodziewając się, że jest skory do takich gestów.

- Cieszy mnie to. Gdy tylko wrócimy do posiadłości zadbam oto by już nigdy nie stała ci się żadna krzywda.

Chciał mu odpowiedzieć by niczego nie obiecywał, gdyż nie jest w stanie tego spełnić. Damian znał prawdziwe życie, ból umierania, łamanych kończyn oraz złamanego serca. Mimo, że miał powłokę dziecka to w duszy siedział doświadczony losem siedemnastolatek. Tego nie można było przeskoczyć w żaden sposób.

- Oj...

Szybko się ugryzł w język. Miał do cholery pięć lat. Nie mógł nazywać Bruca ojcem. Zapewne nie nazywał go tak mały on w którego ciele się znajduje. Wątpliwe by tak było. Musiał także uważać, by nie wydało się nagle podejrzane jego zachowanie. Wolał nie zwracać na siebie nie potrzebnej uwagi.

- Tak synu? Chciałeś coś powiedzieć?

- Gdzie jest mama?

Na dźwięk tego słowa można było śmiało powiedzieć, że człowiek siedzący przed nim zamarł. Zupełnie jakby to był dość... grząski temat i czy możliwe, że Talia dopuściła się czegoś, że nawet Bruce obawiał się na sam dźwięk jej imienia? Dość szybko się jednak otrząsnął jakby ułożył w głowie gotową odpowiedź na to pytanie.

- Twoja matka... Przykro mi Damianie, ale nie ma jej z nami.

- Jak to? Wyjechała?

W poprzednim życiu przyzwyczaił się do jej zdrady i śmierci, co tym razem zamierzali mu zaserwować?

- Ona nie żyje. Zginęła w wypadku.

- Och...

Miał chodź przez chwilę nadzieję, że może gdzieś tam w świecie się ukrywa przed nimi i że może tym razem żyje.

- Jak dawno temu?

- Minął rok synu. Cudem wtedy przeżyłeś, ale udało nam się cię uratować. A teraz znowu wylądowałeś w szpitalu.

Widać było, że mężczyzna niechętnie wracał do tych wspomnień i bolało go to bardziej niż chciał przyznać. Gdyby Damian myślał, że to możliwe to pomyślałby, że Bruce mówił o czymś o wiele głębszym niż inni myśleli.

- Byłeś za mały, wciąż jesteś, by zrozumieć do końca co się wokół ciebie działo. Dość długo dochodziłeś do siebie. A teraz jeszcze ta amnezja. Wszystko będzie dobrze synku. Przejdziemy przez to razem. Już nigdy nie dopuszczę byś cierpiał.

Usiadł na brzegu łóżka biorąc chłopca w swoje o wiele za duże dla jego drobnego ciała ramiona. Uścisk ojca był zupełnie inny niż zapamiętał z wydarzeń z innego Gotham. Jak teraz zapewne będzie nazywał ten świat, który znał. Obecnie uścisk wydawał się być o wiele cieplejszy i bardziej chroniący niż był do tego przyzwyczajony. Zupełnie taki sam jak wtedy, gdy dzięki Raven wrócił do życia i jego ojciec mógł go uściskać po tym za zaledwie parę minut wcześniej umarł w jego ramionach.

- Tato, dusisz mnie!

Odruchowo krzyknął to słowo, którego praktycznie nigdy wcześniej nie wykrzyknął. Był przyzwyczajony do nazywania tego człowieka Batmanem, ojcem. Jednak chyba nigdy jeszcze nie użył tego określenia, które padło przed chwilą z jego ust. Było chyba odpowiednie dla jego pozycji i wieku, jednak to nie znaczy, że było mu z tego powodu jakoś szczególnie komfortowo. Gdy tylko podrośnie wróci do swoich nawyków i znów będzie Robinem!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top