One shot - Damian and Blue - cz.2
Przyjęcie trwało w najlepsze i dla przeciętnie niezainteresowanego człowieka wydawało się być ono śmiertelne nudne. Nic więc dziwnego, że ,,rodzeństwo" Wayne'ów już dawno się rozeszło i można było ich równie dobrze szukać jak igły w stogu siana. Jednak Bruce wiedział, że skutecznie jest mniej więcej wiedzieć, gdzie można ich się spodziewać by można była trzymać rękę na pulsie i nie obawiać się nagłej katastrofy z ich strony. Pierwszy jak na zawołanie pojawił się Dick, który rozmawiał na osobności w cieniu korytarza z Barbarą Gordon i wydawało się, że było to coś więcej niż przyjacielska pogawędka.
- ,,Ciekawe czy Jim o tym wie."
Mężczyzna poszedł dalej uśmiechając się na późniejszą rozmowę z komisarzem Gordonem. Czuł, że Dick może mieć całkowicie u niego pod górkę, zwłaszcza jeśli chodzi o Barbarę.
Kierując swe kroki ku głębi posiadłości znalazł w kuchni popijającego z swego ulubionego kubka wieczorną dawką kofeiny Tima.
- No co? Nie mam ochoty zasnąć na stojącą.
Bruce tylko westchnął wycofując się na teren ogrodu z którego dobiegł do widok... dymu? Jednak Jason spóźnił się o ułamki sekundy nie zdążając zgasić papierosa.
- Wiesz co sądzę o paleniu na terenie...?
- Technicznie rzecz mówiąc jesteś na zewnątrz staruszku.
- Pogadamy później. Widziałeś Damiana?
- Nie wiem gdzie polazł dzieciak. Dziś nie robię za jego niańkę ani za przyzwoitkę Greysona, jeśli to też chcesz wiedzieć.
Kiwnął głową i zniknął z pola widzenia chłopaka, wiedząc, że zapewne również z nim czeka go rozmowa, która niewiele wskóra, lecz jest zmuszony do niej.
***
Czarnowłosy siedział na dachu domostwa , gdzie ze swoją czarną koszulą i spodniami idealnie wtapiał się w tło nocy. Jedyne miejsce, gdzie mógł obecnie się ukryć i gdzie nie ryzykował skręcenia sobie karku będąc na tej wysokości. Wiedział, że nie będzie w stanie unikać tego w nieskończoność i prędzej czy później zacznie go ojciec szukać. Lepiej jednak opóźnić rozwiązanie tej zagadki dla najlepszego detektywa na świecie. Znał wszystkie jego kryjówki w domostwie na jego nieszczęście i naprawdę było trzeba sporej pomysłowości, by wynaleźć nowe skuteczniejsze od tych starszych. Dzisiejsza noc było wyjątkowo gwieździsta i nawet ciepła. Lekki wietrzyk od czasu do czasu dawał o sobie znać, gdy powodował trzepotanie brzegów jego podwiniętej do łokci marynarki i trochę już przy długich ciemnych włosów. Powinien je niedługo skrócić bo niedługo będzie wyglądać jak Dick, a tego nie było mu trzeba. Po raz ostatni spojrzał na niebo przez które przemknęła spadająca gwiazda, by jego idealna cisza została przerwana.
- Gratuluje pomysłu.
Nawet nie odwrócił głowy, by wiedzieć, że koło niego usiadł jego ojciec.
- Zajęło ci to o wiele więcej czasu niż się spodziewałem.
- Posiadłość jest dość duża.
Uśmiechnął się na tą wymówkę. Zapewne spotkał inne ciekawe wydarzenia po drodze w których główną rolę grali ,,jego bracia".
- Zgaduje, że wpadłeś po drodze na Richarda.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie jestem głupi ojcze. Doskonale zdaje sobie sprawę z wszystkiego czego byś nie podejrzewał.
Wzrok chłopaka nie raz przypominał Brucowi, że jego syn był aż zza nadto poważny i wrażliwy jak na swój wiek. Jednocześnie dorosły i dziecko uwięziony w jednym ciele, które ze sobą walczą. Skazany na bycie poważniejszym niż odpowiadał temu jego wiek i brak możliwości przejścia w odpowiednim dla jego rozwojem psychicznym i fizycznym okresu dziecięcego daje o sobie znać i będzie jeszcze przed długi czas. Mimo, że to ukrywał, nie dawał się dorosły temu zwieźć. Wiedział, że dość ciężki może być okres, gdy przyjdzie czas na jego okres buntu a tym bardziej na miłość. Do tej pory, żadno z jego dzieci nie miało poważnego związku lub jego zalążka. Może nie licząc tylko Dicka. Jednak dopiero od niedawna, dało się zauważyć, że pomiędzy nim a Barbarą dziej e się coś... poważniejszego. Nie raz widział pomiędzy superbohaterami czy złoczyńcami niewinny nieznaczący flirt. Jednak rzadko przeradzało się to w coś poważniejszego.
- I tak miałem zamiar wracać. Nie musisz więc mnie siłą ciągnąć na to głupie przyjęcie.
- Nie taki był mój zamiar. Byłem tylko ciekawy, gdzie się podziała cała wasza gromada.
Uśmiechnął się lekko chłopiec obejmując kolana ramionami wpatrując się tym razem w odległe światła Gotham.
- Dobrze wiesz, że jeśli jest coś...
- To zawsze mogę o tym porozmawiać. Tak. Wiem o tym doskonale, ojcze. Po prostu... nie ma o czym rozmawiać.
- Talia próbowała się...
- Dla mnie jest martwa.
Szybko uciął temat swojej rodzicielki nie pozwalając starszemu od siebie na dokończenie rozpoczęto zadawanego pytania.
- Nie chce o niej rozmawiać. Ani o tym co kiedyś było. Nie chce powrotu do przeszłości.
- Jak sobie życzysz Damianie.
- Lepiej byś przypilnował Richarda, bo powtórzy twoje błędy.
Nie czekając na odpowiedź dorosłego wstał i zniknął szybko w środku domu.
- Jedyny błąd, to to, że nie wiedziałem wcześniej.
Wyszeptał, gdy dotarły do niego znaczenia słów jego potomka. Nigdy nie żałował pojawienie się tego chłopca. Jedyne za co mógł się obwiniać, to, że nie udało mu się zapewnić normalnego dzieciństwa na jakie zasługiwał i na życie w miarę normalne na jakie mógł liczyć przynależąc do tej rodziny. Że nie dowiedział się o jego istnieniu o wiele wcześniej mając pod swoim nosem tyle poszlak. Do dziś może siebie oto zaklinać i bić się w pierś.
- Kochanie...
Gdy zobaczył znajomą twarz wychylającą się z szeroko otwartego okna przy jego boku, podniósł się wchodząc do środka posiadłości.
- Zakładam, że znalazłeś kociaka.
- Tak. Poszło jak zwykle.
- Spokojnie. Musicie spędzić trochę więcej czasu razem.
- Nie jestem pewien czy to wiele zmieni Seli.
Zniechęcony wrócić w kierunku przyjęcia by nie dać gościom do poznania, że uciekł z własnego przyjęcia. Po chwili dołączyła do niego dziewczyna skutecznie udając wzajemnie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie wiedzieli jednak, jednego, że są bacznie obserwowani.
***
Czarnowłosa dziewczyna ubrana w srebrną sukienkę stała w rogu sali domu Wayne trzymając w ręku do pół opróżnioną szklankę. Dzięki odpowiedniemu makijażowi wyglądała na starszą chcąc ukryć swój młodociany wiek. Była tu w zastępstwie za swoją matkę, która oddała jej zaproszenie, by ją reprezentowała, chodź nie miała na to najmniejszej ochoty. Odkąd poznała prawdę o nim... nie dała rady patrzeć na ten dom i na te nazwisko. Jednak teraz miała jeszcze poważniejszy powód, by ciągnąć dalej te farsę. Widząc tą szczęśliwą parę nerwowo ścisnęła kieliszek w dłoni, tak, że szkło pękło dość łatwo raniąc jej dłoń ubraną w białą rękawiczkę. Nie czekając na zainteresowanie ludzi wokół, wycofała się na tyły domu wymykając się do swojego szofera każąc mu wracać do domu. Para chłopaków zobaczyła dziwne zachowanie tej wariatki jednak nie interweniowała, gdyż nie widziała powodu do tego.
- Nie powinniśmy?
- Po co masz się wtrącać Tim? W Gotham nie ma normalnych ludzi.
- Mów za siebie Jason.
Starszy z nich uśmiechnął się szyderczo do brata przenosząc wzrok na parę wieczoru nieświadomej niczego. Po raz pierwszy w życiu chciałby mieć rację, że z tego nie będzie nic niedobrego.
***
Od terminu przyjęcia minęło kilka dni i sytuacja w Wayne Mayor wydawała się wrócić do normalności. To znaczy, do normalności takiej na jaką mogli sobie pozwolić. Dick wyjechał do Bludhaven by dokończyć swoje niedokończone sprawy, które czekały na niego i na pewno pozwalały mu na łatwiejsze randkowanie ze swoją miłością bez możliwości śledzenia bezpośredniego przez resztę jego rodziny. Jason jak zwykle zniknął i wróci tylko, gdy poczuje do tego powód. Jedynie Tim siedział w swoim zaciemnionym pokoju opracowując nowe sekretne plany z którymi nie chciał się jak na razie niczym podzielić. Jedynie Damianowi było ciężko znaleźć dla siebie miejsce. Zbliżały się egzaminy końcowo-roczne i powoli zbliżające się wakacje w które zapewne znowu będą chcieli go siłą wyciągnąć na jakieś głupie wyjazdy. Jednak najpierw... zacznie się masowe pytanie o kserówki, notatki i prośby o korki i nie mylił się. Ledwie usiadł w klasie na pierwszej w tym tygodniu lekcji matematyki w poniedziałek o dziewiątej rano, gdy od razu dopadła go ona.
- Daaaaaamian! Ratuj mnie!
Ciężko westchnął, gdy złapała go za ramiona i potrząsała nerwowo.
- Musisz mi pomóc! Nie rozumiem matmy!
- I co mi do tego?
- Jakiś ty zimny... Nie każ mi wyciągać mojego asa z rękawa.
Uśmiechnęła się szeroko unosząc porozumiewawczo brwi. Naprawdę nie sądził, że przyjdzie dzień w którym taka będzie go szantażować.
- Co będę z tego mieć?
- Moją dozgodną wdzięczność.
- Trochę za mało.
- I twój sekrecik będzie nada bezpieczny.
- To już podchodzi pod szantaż Mystery.
- Zgadza się Wayne. Podobno umiem zdobywać to co chce.
- Rozumiem, że widzimy się po lekcjach w bibliotece?
- Nie. Do końca tygodnia pomagam mamie w pracy. Jestem wolna dopiero w następnym tygodniu. Jestem jedynaczką. Nie mam od tego braci do wyręczenia.
Wiedział do czego dokładnie pije i nie podobał jej się pomysł. Nie miał ochoty na żadne wędrówki do niczyjego domu a zwłaszcza domu dziewczyny. A tym bardziej zapraszać jej do niej. Czułby, że wtedy nie miałby spokoju i na pewno jego rodzina miałaby z tego niezłą pożywkę.
- Przemyślę to i powiem ci kiedy co i jak.
- Umówieni.
Uśmiechnęła się szeroko i poszła do swojej ławki. Czarnowłosy wiedział, że będzie musiał jakoś na jeden dzień pozbyć się z domu wszystkich, którzy mogliby jakoś go złapać na towarzystwie kogokolwiek, albo skutecznie wbić do jej głowy by spotkali się u niej. Jednak coś przeczuwał, że może być to trudne. Bardziej upartej osoby nie spotkał od dawien dawna.
***
Połowa czerwca...
Dwójka nastolatków siedziała w jadalni przy dość długim stole a w około nich były porozrzucane książki, zeszyty i ołówki.
- Jakim cudem w ogóle zdawałaś wcześniej, skoro teraz masz z tym problem?
- Ej! Nie oceniaj mnie! We Francji szło mi o wiele gorzej. To dlatego jestem rok w plecy!
- Kiblujesz rok przez matmę?
To by tłumaczyło czemu mimo bycia o rok starszą była wraz z nim w jednym zespole klasowym. Wcześniej go to nie interesowało, więc nawet nie zagłębiał się w informacje na temat jej przeniesienia. Gdyby to zrobił, nie byłby tak zaskoczony jak obecnie. Jednak dziś był dość w porządku dzień, więc... Nic nie mogło go zepsuć. Alfred i ojciec wyjechali w podróż służbową dwa dni temu i mają wrócić dopiero jutro wieczorem zaś Tim spędza noc na farmie u Kentów w domu swojego przyjaciela Conora. Tak więc w obecnej chwili całe domostwo było dla niego i nic nie wskazywało by mogło być inaczej. Nawet jeśli ich nauka przeciągnie się do wieczora, to wystarczy mu czasu, by zamaskować ślady jej obecności tak by nikt niczego nie wykrył.
- Jeszcze raz.
Grafitem wskazał wzór na karcie podręcznika.
- Musisz to podstawić pod to równanie. Inaczej...
Nagłe kroki w korytarzu postawiły chłopaka w stan gotowości. Czyżby miał się spodziewać złodzieja? Jaki czubek zdecydowałby się obrabować Bruca Wayna i to jak jeszcze słońce widniało na niebie.
- Nie wiedziałam, że spodziewasz się gości?
- Bo się ich nie spodziewam.
Odpowiedział szeptem nakazując jej milczenie i sam ruszył ku nieproszonemu gościowi i gdy stanął z nim twarzą w twarz sam o mało nie doznał w tej chwili zawału serca.
- O...o...ojcze? Co ty tu robisz?!
- Mieszkam tutaj chłopcze. Czemu jesteś tak zdziwiony na mój widok?
- Mówiłeś, że wracacie z Alfredem jutro.
- Plany się zmieniły, jedno ze spotkań nie doszło do skutku i... No dobra co jest grane?
- Nie wiem o co ci chodzi.
Może i przed innymi chłopak dość dobrze grał, jednak Bruce wiedział kiedy jego syn coś kombinował i nie miało to być coś dobrego. Ewidentnie unikał jego spojrzenia i czymś się denerwował.
- Co przede mną ukrywasz? Przecież wiesz, że i tak się dowiem.
- Zabije ją...
Wycedził przez zęby i po chwili usłyszeli oboje kroki w ich stronę zbyt lekkie by mogły być męskie.
- Damian, co ty... Och, przepraszam.
Jej widok mógłby zdziwić każdego w tej posiadłości. Mężczyzna dość szybko otrząsnął się z zaskoczenia przenosząc wzrok z tajemniczej osoby na swojego syna.
- Teraz już rozumiem.
- Nie ma tu nic do rozumienia ojcze.
Wolał od razu nakreślić całą sytuację zanim potem nie dadzą mu przez ten głupi moment życia w spokoju.
- Po prostu ją uczę a do tego potrzebuje spokoju a nie reszty tego domu na karku.
- Więc dlaczego nie poszliście do biblioteki miejskiej?
- Mam ci przypomnieć dzięki komu jest zamknięta?
Spytał sarkastycznie jednocześnie unosząc prawą brew robiąc mu aluzję do ostatniego starcia z Jokerem.
- Nie było pytania. Mam zamiar popracować dziś w swoim gabinecie. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, poproście Alfreda.
- Dziękujemy i przepraszam za najście panie Wayne.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko co spowodowało w Brucie pewne dziwne uczucie deja vu, że już kiedyś widział podobną uśmiech, jednak to było niemożliwe. Po raz pierwszy widział na oczy tą dziewczynę więc nie było takiej możliwości.
- Nie ma żadnego problemu. Miło mi w końcu poznać przyjaciół Damiana.
- Tylko się kolegujemy. Będziesz teraz brał każdą osobę która tu przyjdzie za mojego przyjaciela?
Czarnowłosy chłopak zdawał się przypomnieć o swoim istnieniu pomiędzy nimi chcąc jak najszybciej ukrócić tą dla niego żenującą scenę.
- Widzę, że mamy gościa paniczu Bruce.
-,,I ty Pennyworth przeciwko mnie."
Myśli chłopaka wydawały się wręcz krzyczeć od niego.
- Miło mi cię poznać, panienko...
- Och, nie przedstawiłam się. Blue Mystery.
- Tak, tak. Już pora na ciebie.
Złapał ją za rękę i siłą zaprowadził do miejsca, gdzie się uczyli by skończyć ten koszmar i pozbyć jej się stąd jak najszybiej.
- Ej! Zwolnij trochę Dami.
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj.
- Na prawdę chcesz się oto kłócić teraz?
- Nie. Chce jak najszybciej zakończyć tą naukę na dziś.
- Więc będę już szła. Nara.
Nawet nie zauważył kiedy zdążyła spakować swoją torbę i wyszła wyjściem przez ogród zamiast frontowym wejściem. Cieszył się, że już poszła, jednak wiedział, że nie przejdzie to echem. Nie w tym domu. Nawet nie wiedział jak był blisko tych słow.
W tym samym czasie w jaskini Batmana
- Coś pana niepokoi paniczu?
- Ta dziewczyna na górze Alfredzie. Wydawało mi się, że gdzieś już ją widziałem. Mam takie nieodparte wrażenie.
- Mam sprawdzić panienkę Mystery?
- Zrób to, ale tak by Damian o niczym nie wiedział.
- Rozumiem, że wybiera się panicz do łóżka odpocząć.
- Idę do Arkham. Gordon chce się tam ze mną widzieć.
- I nie może panicz najwyraźniej odmówić.
Uśmiechnął się tylko do starszego od siebie mężczyzny, który przysiadł do komputera próbując odkryć zagadkę nigdy jeszcze niewidzianej dziewczyny w Gotham.
**********************************************************
Jak myślicie, co ukrywa Blue? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top