Część VI

Kyouhei dojeżdżał do celu. Gdy wysiadł z samochodu, spojrzał w górę i zobaczył otwarte drzwi balkonowe. Nic w tym by szczególnego nie było, gdyby nie to, że był środek zimy i szyba nie byłaby stłuczona.
-Keira... - wyszeptał i ruszył przed siebie.
Nie czekając na windę ruszył schodami na właściwe piętro, docierając do mieszkania Mariki. Drzwi były otworzone i ledwo trzymały się na zawiasach. Wchodząc do środka zauważył wszędzie walające się papiery. Porozrzucane były dosłownie wszędzie książki i szkło. Można było zauważyć, że doszło tutaj do walki. Kilka kropel krwi zostało zaschniętych na parkiecie.
-Keira!Keira!
Zaglądał do każdego pomieszczenia jednak dziewczyny nie było. Czyżby się spóźnił.
-Panie Touma... Co tu się stało?
Dopiero co do mieszkania dotarł także Matsushita.
-Spóźniłem się... On już ją ma. - usiadł załamany na krzesło.
Swoją dłonią zaczesał włosy do tyłu, zamykając oczy z zawodu. Marika miała rację. Teraz już wiedział. Nie sądził, że kiedykolwiek przyzna jej rację w czymś tak błahym.
-Panie Touma... Co pan teraz zrobi?
-Nie wiem Matshushita. - spojrzał na pracownika. - Co masz w ręce?
-Znalazłem to na podłodze. Chyba należało do panienki Keiry. - podał mu szczątki medalionu.
Czarnowłosy wziął go do ręki. Otwierając go zobaczył twarz znajomej mu kobiety.
-Kaya... -
Z zdjęcia spoglądała na niego ukochana kobieta, która była jednym człowiekiem, który znał jego prawdziwą naturę. Nie wampira, nie szefa... ale mężczyzny. Skąd Keira mogła to mieć? Jednak teraz to było nieważne. Trzeba ją odnaleźć zanim będzie za późno. Przez tyle lat był w błędzie... Nie może popełnić kolejnego. Skazał swoją córkę na coś czego sam chciał uniknąć. Już więcej nie popełni żadnego błędu. Z rozmysłu wyrwał go dźwięk jego komórki.
-Tak? Kyouhei Touma przy telefonie.
-Panie Touma... Zdarzyło się coś... strasznego.
-Gdzie jesteś chłopcze?
-Aktualnie śledzę pewien samochód. Myślą, że mnie zgubili więc mam nad nimi przewagę. I jeszcze jedno... jest w nim Keira.
Telefon wypadł mu z ręki uderzając ją o ziemię.
-Panie Touma... Panie Touma! - wyrywały się pojedyńcze hałasy z słuchawki.
Zerwał się na równe nogi i podniósł komórkę.
-Jesteś tego pewien?
-Tak. Śledzę ich od domu. Jestem tego tak pewien jak to, że jest pan wampirem.
-Później porozmawiam z tobą co tu dokładnie robiłeś. Prześlij mi adres, gdzie dokładnie się znajdujesz. To sprawa pomiędzy mną a szefem klanu.
-Dobrze. Za chwilę będzie go pan miał.
Rozłączył się czekając na wskazówki młodziaka.
-Matsushita... Szykuj się. Dzisiejszej nocy czeka nas walka życia. - popatrzył w oczy mężczyźnie ściskając w pięści naszyjnik nastolatki.
-Pan wie, że pójdę za nim wszędzie. W końcu... to moja praca.
Kyouhei uśmiechnął się na jego słowa wiedząc, że ten zawsze będzie mu oddany.
-I jeszcze jedno. Nikt nie może się o tym z mojej rodziny dowiedzieć. Tej nocy zginie tylko jedna osoba i będzie nią on.

***

Dziewczyna otworzyła swe oczy przebywając na tylnym siedzeniu w jakiś samochodzie. Była jeszcze otumaniona, temu nie docierało do niej całkowicie, co się stało. Kazuma i Hideo nie chcieli przekonać się na własnej skórze, jak może im ta dziewczyna zaszkodzić, skoro musieli na niej użyć aż tak silnego narkotyku. Gdy w końcu dotarli na miejsce, szybko wysiedli. Hideo podszedł do tylnych drzwi, wyjął dziewczynę i przerzucając ją sobie przez ramię i poniósł w kierunku wejściu. Całkiem uroczy domek, zaledwie kilka kilometrów za Tokio. Nikt tutaj nie będzie jej szukać. Gdy wszedł na środka rzucił nią o ziemię jak worek kartofli.
-To za te książki. - wyrzekł.
Ukucnął przy niej uderzając ją pięścią w twarz tak, że pękła jej dolna warga.
-A to za całą resztę. - wyszedł  zamykając drzwi na klucz.
Znajdowała się w ciemnym pomieszczeniu. Nie było widać ani jednej jasnej iskierki która mogła by jej dać chodź cień wątpliwości gdzie była. Kim byli tamci i czego od niej chcieli?! W tej chwili bała się. Bała się i to bardzo! Znów czuła się jak małe dziecko zamknięte przez innych rówieśników by tylko postraszyć córkę zdrajcy przez pełnoprawnych wampirów. Ale ona nie była temu winna... Nie była.
-Nie jestem niczemu winna! Nic złego nie zrobiłam! Wypuście mnie! Tu jest tak ciemno... - rozpłakała się jakby znów była małą dziewczynką.
Była zaledwie teraz nastolatką. Tak bardzo chciała być teraz normalną dziewczyną. Mieć normalny dom, rodzinę, przyjaciół... znaleźć miłość. Miłość... Alexander. Ten dziwny chłopak... Czemu właśnie on przyszedł jej teraz na myśl. Całe ciało ją bolało jednak nie myślała teraz o bólu. Była zbyt bardzo skrzywdzona psychicznie by odczuwać ból fizyczny takim jakim on był. Nagle usłyszała skrzyp i do środka wpadło światło z korytarza. Zobaczyła go.
-Witaj Keiro... Bardzo długo się nie widzieliśmy.
-Szefie? To pan. - wyszeptała patrząc mu prosto w oczy, siedząc na ziemi. - Co pan tu robi?
Próbowała wstać, ale zbyt mocno bolały ją mięśnie. W końcu w pomieszczeniu zapaliło się światło. Znajdowała się w jakimś gabinecie. Biurko stało pod ścianą zapełnione papierami.
-Widzisz Keiro... To zrealizowania mojego planu byłaś mi bardzo potrzebna. Gdy się tylko urodziłaś, planowałem przekonać cię byś przeszła na stroną klanu. Ale wiedziałam, że przez rodzinę Touma to się nie stanie. Szczęście mi sprzyjało, bo wpadłaś prosto w moje ręce. Chciałaś miłości... więc ci ją dałem. Chciałaś zemsty...ją także mogłaś zadać. Byłaś tylko marionetką w moich rękach. Przez tyle lat cię obserwowałem, czekając aż twoje moce z przepowiedni się przebudzą, ale nic się nie działo. Czyżby proroctwo się myliło? Nie wiem. Lecz jedno jest pewne. Osiągnęłaś swój cel. Praktycznie wyniszczyłaś Toumę. Wystarczy, że tylko użyję kilku haczyków wśród udziałowców i jeszcze z końcem tego miesiąca wszystko się skończy. Jednak ty... Już tego nie doczekasz...
Słuchała go z ogromną uwagą. Nie mogła uwierzyć w to co się działo. Jak to? Została... oszukana. O czym szef mówił? Miała wielki mętlik w głowie.
-Ale mistrzu... ja nic nie rozumiem...
-Naiwne dziecko... Byłaś narzędziem w moich rękach. Gdyby przyszło ci być wampirem w przepowiedni mogłabyś nawet mnie zniszczyć więc musiałem mieć cię w ryzach. Ale teraz... Wszystko jest jasne. Może i masz moc, której nie mają inne wampiry, ale niektóre są na nią odporne. Więc nie różnisz się od innych. Nie jesteś mi już potrzebna. A doskonale wiesz co robimy z osobami które nie są nam potrzebne.
-Szefie!
-Czego Kazuma! - obrócił się w kierunku swego pracownika.
-Ten tutaj kręcił się w pobliżu!
Jeden z bandytów trzymał...
-Aleksander!
-Widzę Keiro, że dzisiaj będziesz miała towarzysza... Świetnie. Zginięcie oboje. Wraz z tobą moja droga zakończy się historia rodu Toumy. Szykuj się więc. Nie próbujcie nawet żadnych sztuczek. To pomieszczenie jest na nie ochronne. Cieszcie się sobą póki możecie. Już niedługo wszystko się skończy. Wyszedł zamykając za sobą drzwi na klucz. Chłopak nie czekając podniósł się na równe nogi i dorwał się do klamki która odrzuciła go daleko w głąb pomieszczenia.
-Aleksandrze... Co ty tu robisz? - w końcu udało się jej podnieść, jednak szła dość słaba chwiejąc się na nogach.
-A jak myślisz?! Chciałem cię uratować, a sam wpadłem w pułapkę jak ten głupi!
-Uratować mnie? Dlaczego? Skąd w ogóle wiedziałeś, że mnie porwano?!
-Nie wiedziałem! Działałem instynktownie! Nawet nie pytaj czemu... Ja sam tego nie rozumiem. Przedyskutujemy to jak się stąd wydostaniemy.
-To nie ma sensu. - powiedziała osuwając się na ziemię widząc, że nie ma już na stanie siły.
-Poddajesz się tak łatwo? Ty?! Nie wierzę!
-Pułapki szefa są niezwyciężone. Dopóki on sam lub ktoś z zewnątrz może nas uratować. Tak możemy tylko czekać. Zresztą... Śmierć mi była pisana... Nie zmarłam przy porodzie chodź był trudny. Nie zmarłam później z matką, która opuściła ten świat w wyniku powikłań. Gdy uciekłam uratowała mnie przed potrąceniem ciotka Marika. Jak widać mój koniec jest pisany przez człowieka, któremu zaufałam niepotrzebnie. Całe moje życie to jeden wielki koszmar. Chciałabym się z niego obudzić. Cofnąć te wszystkie lata do tyłu. Gdybym wtedy nie uciekła... klan by mnie nie znalazł. Nadal pewnie żyłabym z dziadkami a ojciec nadal by mnie nienawidził. Ale... Nie można mieć wszystkiego. Nawet nie mogę ostatni raz spojrzeć na zdjęcie mojej matki. Mój medalion leży zapewne gdzieś w moim mieszkaniu. To będzie jedyne wspomnienie po mnie. Ale... Mimo, że cię prawie nie znam, cieszę się, że jesteś tutaj. Nawet nie wiem czemu, ale jakoś się czuje inaczej. Dziękuje ci, że mogłam cię poznać.
Chłopak siedział spokojnie patrząc w oczy dziewczyny. Gdy mówiła wszystkie obrazy w jej życia wyświetlały się w jego głowie. Nie sądził nawet, że jedna osoba może tyle przeżyć. Ale jak widać nie wszystko w życiu jesteśmy przywidzieć. Uśmiechnął się lekko gdy wspomniała o nim. Nie rozumiejąc swojego ciała podsunął się do niej i wziął ją w swoje ramiona.
-Płacz głupia, płacz. Nikt teraz tego nie widzi. Możesz to zrobić bez przeszkód.
Nie trzeba było jej więcej tego powtarzać. Wielki płacz, który nagromadził się w niej przez jej szesnaście lat życia w końcu pękł. Potok łez wypływał w niej mocząc jego kurtkę. Jednak on nadal tulił ją do swej piersi. Czuł, że musi być podporą dla tej słabej psychicznie dziewczyny. Co z tego, że była wampirzycą. To w tej chwili nie miało żadnego znaczenia. Liczył się tylko ona. Keira. Szesnastoletnia japonka.
-Zabawne jest to, że za trzy dni miałam obchodzić swoje siedemnaste urodziny. Do tej pory nie lubiłam myśleć o tym dniu. Ten dzień kojarzył się mi ze śmiercią mamy, chociaż ona wcale wtedy nie zmarła. Gdybym się nigdy nie narodziła, wtedy by tego wszystkiego nie było. Moi rodzice byli by ze sobą szczęśliwi a światowi nie groziła by zagłada ze strony szefa.
-Nie martw się. Nie możesz się o nic obwiniać. Niczemu nie jesteś winna. Nie możesz zmienić czasu ani przeszłości. Musisz wszystko zaakceptować takie jakie jest. I spróbować to na prawić.
-Na prawić? Za niedługo nas wyeliminują. Nie masz już nawet szans by cokolwiek naprawiać. Zresztą? Wyrzekłam się wszystkich bo oni wyrzekli się mnie. Na prawdę nie wiem w co ja mam wierzyć.
-Nie wiem jak mam ci na to odpowiedzieć. - rzekł odsuwając ją od siebie i wycierając mokre policzki.
Nagle klamka w drzwiach zaczęła się ruszać. Czyżby to już? Nie! Dość szybko się podniosła. Nogi się jej trzęsły. Tylko dzięki temu że ręce chłopaka podtrzymywała jej trzęsące się ciało jeszcze nie upadła. Stało się! Otworzyły się z hukiem uderzając mocno o ścianę. Tylko cudem nie wyrwano ich z zawiasu. Wolno podnieśli wzrok by zobaczyć twarz swego oprawcy. Jakże się zdziwili gdy ujrzeli...
-Pan Touma! - krzyknął zaskoczony Alexander.
W życiu nie spodziewał się, że ten mężczyzna tu przybędzie. I to w dodatku tak szybko.
-To znaczy, że dotarły do pana moje namiary.
-Tak. - potwierdził i jego wzrok przeniósł się z chłopaka na dziewczynę. 
Jego wzrok wyrażał wiele emocji na raz. Ręce zwinął w pięści i lekko się trzęsły. Nastolatka bez namysłu oderwała się od chłopaka i miała zamiar podejść do mężczyzny, jednak on ją wyprzedził i już stał przy niej.
-Ta...ta...tato. - wyrzekła i już była w jego ramionach.
On przytulił ją mocno do siebie zamykając oczy.
-Już spokonie, Keiro... Jesteś bezpieczna. Nikt cię nigdy już nie skrzywdzi. Obiecuję.
Nie mogła ona uwierzyć, że coś takiego się dzieje. Musiała na to czekać szesnaście długich lat. Szesnaście lat by móc tonąc w ramionach swojego ojca z poczuciem... miłości.
-Proszę... Wybacz mi. Już więcej nie będziesz zmuszona polegać na klanie. Dziś oficjalnie zerwiesz z nim więzi. Jeżeli tego chcesz.
Wówczas ona się od niego oderwała i spojrzała na niego niepewnie. Ta chwila była zbyt piękna by mogła sobie kiedykolwiek ją wyobrażać.
-Powiedz mi.Czy coś ci zrobili? - spytał spoglądając na nią niepewnie.
-Nic poważnego. Jestem tylko wykończona walką z porywaczami. - rzekła. - Skąd się w ogóle tutaj wziąłeś?
-Alexander wysłał mi namiary na to miejsce. Zdążył to zrobić jeszcze przed złapaniem go. Zresztą... to chyba należy do ciebie. - wyjął z kieszeni resztę naszyjnika które podał nastolatce.
-Mój wisiorek... Skąd go masz?
-Znalazłem w twoim mieszkaniu. Skąd go masz?
-Dostałam go od babci jeszcze przed przygarnięciem przez klan. To mój najcenniejszy skarb. - ścisnęła pięść mając w niej ocalałą zawartość.
Schowała je do kieszeni spodni, by znów go nie zgubić.
-Gdy się stąd wydostaniemy... musimy poważnie porozmawiać. - patrzył na nastolatkę ojcowskim wzrokiem.
-Tak... musimy... - potwierdziła.
Chwyciła się jego ręki i już wieli wyjść gdy pojawił się on.
-Widzę Kyouhei, że nie zajęło ci dużo czasu by tu dotrzeć.
-Witaj... Szefie.

***

Na progu drzwi stanął wampir, którego Kyouhei w tej chwili nienawidził najbardziej na świecie.
-A więc... Wszyscy aktorzy stawili się już na scenie. Bardzo pięknie... Nawet nie musiałem się za bardzo wysilać. Jakie to wspaniałe. Chyba nie myśleliście, że uda wam się przemknąć pod moim nosem.
-Myślisz, że jestem takim głupcem?
-Że co?
-Przyszedłem raz na zawsze wszystko zakończyć, albo ty, albo ja.
Szef uśmiechnął się chytrze i spojrzał na niego zuchwale.
-Widzę Kyouhei, że przyszedłeś do konkretów. Lecz powiedz... czy jest sens marnować swoje życie, dla tej dziewczyny? Co cię ona obchodzi?
-Nie mów czegoś czego sam nie wiesz. Dobrze wiesz, że potrafię zmienić zdanie i swoje nastawienie. - uśmiechnął się znacząco w w stronę swojego dawnego szefa.
-Dobrze, w takim razie... Zakończmy to tu i teraz.
Wszyscy przenieśli się na górę. A dokładnie na zewnątrz. Dwaj przeciwnicy stanęli na na przeciwko siebie. Alexander stał z boku przytrzymując wyczerpaną Keirę. Ruszyli do boju. Atakowali i nawzajem się unikali. Szef zadawał coraz mocniejsze ataki i z większą zręcznością częściej unikając siły ze strony Kyouheia. Jeszcze trochę i może to się nie najlepiej skończyć. Keira patrzyła na to z niedowierzaniem. To nie mogło się tak skończyć. Nie tu i nie teraz. Nagle... ciało mężczyzny uderzyło na ziemię. Gdyby nie to, ze powstrzymywał ją chłopak pobiegła by do przodu. Szarpała się, próbując się wyrwać.
-Nie, nie... - zaczęła płakać nie mając już sił powstrzymywać łez smutku.
-To koniec. Kyouhei... przegrał.
-Nie! Nie!
Jej krzyk wręcz przeszyłby każdą duszę. Jeszcze nigdy nie czuła takie bólu. To nie było normalne.
-Nie!!!!
Tym razem jej krzyk przeszył wszystko dookoła. Coś dziwnego zaczęło się dziać. Wiatr zaczął wiać szybciej doprowadzając wręcz do zawrotnej prędkości.
-Co się dzieje?! - krzyknął zaskoczony Alexander puszczając w końcu dziewczynę.
Ona wykorzystując sytuację podbiegła do mężczyzny klękając przy jego ciele.
-Panie Touma... Panie Kyouhei... Tato... - próbowała go obudzić, jednak ten wcale nie reagował. - Nie możesz mnie teraz tak zostawić... Nie teraz...
Łzy spływały przez jej policzki i kapały na jego ciało.
-Coś ty zrobiła?! - krzyknął Szef zdenerwowany.
Wówczas poczuła jak wiatr wiał już z ogromną siłą. Pioruny waliły we wszystkich kierunkach a ona sama przeczuwała jak dziwne ciepło przechodzi przez jej ciało.
-Co to? - wyczuła ogromną energię która gromadziła się w niej.
-To twoja moc... Doprowadziłaś do jej obudzenia. - rzekł Kyouhei otwierając oczy i próbując wstać
-Moja...moc.
Zacisnęła oczy z całej siły nie wiedząc co mam teraz zrobić, jednak jedna myśl wystarczyła:
-Jakże bym chciała cofnąć czas. Chociażby o te dziesięć lat.
Wówczas wszystko niespodziewanie zaczęło wirować. Czas jakby leciał szybciej tylko do tyłu. To działa! Na prawdę działa! Niesamowite. Czas na prawdę się cofał. Ta moc była niezwykła. Znalazła się w ogromnym wirze nie widząc wszystkiego. Niespodziewanie zaczęła spadać w nicość.
-Nieeee!!!
Upadła na ziemię tracąc przytomność.


***

Gdy Kyouhei otworzył swe oczy znów znajdował się w swoim biurze. Jak to w ogóle możliwe...? Przecież... No tak. Keira użyła swojej mocy. Keira! Gdzie ona się podziała? Czyżby słyszał płacz dziecka? Obrócił się i zobaczył zapłakaną małą dziewczynkę. Ta nie czekając pobiegła przed siebie. Nie możliwe! Czyżby to była... mała Keira? Koło niego stała zaskoczona... Misaki Kitsaki?!

To niemożliwe! Co się tu działo? Przecież... To wszystko się już działo. Czyżby... moc Keiry cofnęła ich wszystkich w czasie? 

-Kyouhei... Co się tu stało?

Nie mógł popełnić po raz drugi tego samego błędu. Pobiegł przed siebie chcąc ją dogonić, lecz jak na takiego szkraba była dość szybka.

-Keira! Keira! - przedzierał się przez tłum.

Musiał ją znaleźć i to jak najszybciej. Pamiętał jak Marika wspominała coś o placu. Więc w tamtym kierunku zobaczył dziewczynkę. Siedziała przy fontannie wycierając swoje zapłakane oczy małymi piąstkami.

-Keira...

Dziewczynka podniosła wzrok. Przestraszyła się mojej obecności. Miała do tego prawo. Uciekłaby, gdybym nie ukucnął na przeciwko niej.

-Keira... proszę, wybacz mi.

Dziewczynka spojrzała na niego nieufnie. 

-Wiem... że powiedziałam wiele przykrych słów i możesz mnie nienawidzić. Na prawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Wiem, że nie wszystko da się tak łatwo naprawić. Wiem, że cię skrzywdziłem. Jednak... co byś powiedziała, gdybym wszystko naprawił... Gdybyś zaczęli wszystko od początku... córeczko?
Dla malutkiego dziecka nie było trzeba dużo namysłu. Robiła to co podpowiadało jej serce. Jedyne czego teraz chciała to miłość. Chciała mieć ojca, którego nie miała. Pociągnęła małym noskiem i po chwili już się w niego wtulała. Kyouhei uśmiechnął się i wziął małą na ręce. Ona zarzuciła mu rączki na szyję przyciskając się do niego. Nie pozostało mu nic innego jak tylko wrócić z małą. Wiedział, że od dziś czeka go ciężka praca by naprawić to czego dopuścił się w teraz w przyszłości. Najważniejsze było to, że wszystko było można zmienić.
-Tato... dokąd idziemy?

-Do domu Keiro... do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top