Część IV
Obudziła się przykryta pościelą. Była w jakimś obcym miejscu, w obcym łóżku, w obcej pościeli w jakimś obcym domu. Rozejrzała się szybko wokół, szukając dla siebie drogi ucieczki, aż jej wzrok natrafiła na chłopaka stojącego zaledwie kilka kroków stąd. Poznała by go chyba dosłownie wszędzie. To był Alexander.
-Witaj. Jak się czujesz?
-Nie najlepiej. - rzekła łapiąc się za głowę.
-Nie wiedziałam, że takie młode dziewczyny lubią ostro popić.
-To nie od tego. Jego krew była po prostu skażona.
Było za późno nim zdążyła się ugryźć w język. Powiedziała to. Przyznała się przed człowiekiem kim jest. To było największe ryzyko jakie mógł uczynić wampir. Mogła na nim użyć swojej mocy tak by o wszystkim zapomniał.
-Nawet nie próbuj. Twoje moce na mnie nie zadziałają.
Skąd on mógł o tym wiedzieć. Kim był ten człowiek?
-Kim jesteś? I czego ode mnie chcesz?
-Spokojnie... Nie chcę twojej krzywdy. Tylko ci pomogłem. Nie moja wina, że zdecydowałaś się przegryźć mojego wspólnika.
-I żałuje tego. Chwila... moment.
Wręcz wyrwała by się z łóżka gdyby nie kolejne zawroty. Chyba było jeszcze za wcześnie na takie gwałtowne ruchy.
-Już co mówiłem. Spokojnie... Nie zamierzam cię skrzywdzić.
-Ale ja za to nie ręczę za siebie.
Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się jakby to go bawiło.
-Kim ty w ogóle jesteś? Skąd wiesz kim jestem?
-Nie trudno było odgadnąć kim jesteś. Mam do czynienia z wampirami od dziecka.
-Jak to?
-To już moja prywatna sprawa. Jednak muszę przyznać, że ty jesteś dla mnie zagadką Keiro Touma.
-Skąd znasz moje imię?
Była lekko oburzona. Jakiś obcy wiedział o niej o wiele więcej niż powinien a ona o nic nie wiedziała nic. W dodatku była w tej chwili zdana na jego łaskę co było dla niej wręcz lekko wkurzające.
-Tylko nieliczni w świecie wampirów je znają. Jednak nie mogę ci powiedzieć skąd wiem, bo wtedy byś odkryła kim ja jestem a tego nie chce.
-Więc po co mnie stamtąd zabierałeś? W ogóle cię nie rozumiem człowieku.
-To był odruch. Sam nie wiem czemu tak postąpiłem.
-Świetnie.
Odrzuciła pościel i powoli wstała. Jeszcze lekko kołysała się na nogach ale musiała się stąd jak najszybciej wydostać. Nie zamierzała zostawać ani chwili dłużej w jego mieszkaniu. Ten chłopak od samego początku wydawał jej się dziwny. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Dobrze chociaż, że nadal była w swoim ubraniu. Inaczej ten człowiek gorzko by pożałował.
-Gdzie się wybierasz? - spytał łapiąc ją za łokieć, przytrzymując przed upadkiem na ziemię.
-Wracam do swojego domu. Moja ciotka będzie się martwić.
-Dlaczego kłamiesz? Przecież mieszkasz sama.
-Nie kłamie! Poza tym skąd niby możesz wiedzieć z kim mieszkam?
Niespodziewanie z drugiego pomieszczenia zadzwonił telefon. Pomógł jej usiąść z powrotem na łóżku a sam podszedł do drzwi.
-Wracam za chwilę. Proszę byś się nie ruszała. - rzekł znikając za drzwiami.
To dziewczynie wystarczyło. Włożyła szybko swoje buty, narzuciła na ramiona płaszcz oraz dość szybko i niedbale owinęła szyję szalikiem. Nieczuła się na sto procent na siłach, jednak to była jedyna szansa by uciec stąd zanim on wróci. Uchyliła drzwi obserwując terytorium. Nie było go w zasięgu jej wzroku. Aż się zdziwiła, że nie zamknął jej na klucz. Wykorzystała jego pewność siebie i już by wyszła z mieszkania gdyby nie to, że drzwi były zamknięte na klucz a klucza brak. Jakże się schytrzył. Chyba zbyt szybko oceniła jego działanie. Sięgnęła do swoich włosów wyjmując z nich czarną wsuwkę, która podtrzymywała jej grzywkę. Miała nadzieję, że tym razem jej się to uda. Wiele razy jak była dzieckiem była zamykana w różnych pomieszczeniach, więc musiała nauczyć się z nich wydostawać innym sposobem. Niełatwe jest życie w klanie okrzyknięta córką zdrajcy. Jej praca jest cięższa niż innych osób. Zmuszona jest grać dorosłą jednak nadal jest dzieckiem. Trochę długo zabrało jej grzebanie się w zamku. Miał o dziwo bardzo dobre zabezpieczenia. Jest! W końcu się udało. Już miała wyjść gdy usłyszała z jego ust pewne zdanie któremu nie mogła uwierzyć.
-Dobrze panie Touma... Czekam.
Bez namysłu rzuciła się przed siebie wpadając do windy która jechała na dół. Nie mogła w to uwierzyć. Ten chłopak miał coś wspólnego z jej podłą rodziną. O co tu chodzi? Znów kolejne pytania i żadnych odpowiedzi. Czemu taki musiał być jej los? Dlaczego nie może być inaczej?! Czemu nie może być sobą?! Z wściekłości i bezradności zbyt mocno uderzyła pięścią rozbijając szklaną szybę. Nie obyło się bez zranionej ręki.
-Szlak! - krzyknęła ściskając uszkodzoną rękę w pięść.
Owinęła ją szybko chusteczką i nałożyła na nią rękawiczkę by nikt niczego nie zauważył. Nie chciała już nigdy widzieć ani Alexandra ani już nigdy więcej wstępować do jego lokalu. Stanowił dla niej ryzyko i niebezpieczeństwo. Ulice były już puste. Nic dziwnego skoro była już czwarta rano. Nie chciała już wracać do mieszkania, więc poszła prosto do firmy i weszła tylnym wejściem. W garderobie zawsze miała zapasowe ubranie, więc się w nie przebrała i położyła się kanapie w gabinecie zamykając poprzednio drzwi na klucz. Musiała jeszcze odespać niebezpieczną kolację wczorajszego wieczora i zapomnieć na zawsze o chłopaku z niebieskimi oczami.
***
Zdenerwowany chłopak z niedowierzaniem wpatrywał się w uchylone drzwi wejściowe. Niby jakim cudem mogły być otwarte, skoro zamknął je na klucz a on miał przy sobie jedyny komplet. Szybko wszedł do sypialni gdzie zostawił Keire, jednak jej tam nie była. Uciekła! No nie! Jak mógł pozwolić uciec tej małolacie. Dał się wystrychnąć jak pierwszy głupi. Z złości ścisnął pięść w której trzymał zgubioną przez dziewczynę spinkę, którą zapewne otworzyła jego zamek. Jego złość rosła z minuty na minutę. Pan Touma nie będzie zadowolony, że niepotrzebnie go fatyguje tutaj. Dał się wystrychnąć na dudka wampirzycy. Jednak niech nie myśli, że odpuści. Aleksander Jankowski nigdy się nie poddaje. W tej chwili musi jednak znów wykonać telefon i odwołać alarm. Keira Touma... Spojrzał na jej miniaturowe zdjęcie, które leżało na komodzie, które dostał wraz z zleceniem. Dziewczyna która może zniszczyć ich wszystkich. A nawet nie ma prawka.
***
Gdy się obudziła przez chwilę nie wiedziała gdzie jest. Usiadła dość szybko na sofie. Jednak ból ręki dość szybko ją przywołał do rzeczywistości. Rozwinęła zakrwawioną chustkę widząc nie najlepszą ranę gdy ktoś próbował otworzyć gabinet.
-Panienko Keiro? Jest tam pani?
-Tak Setsuna. Za chwilę ci otworzę.
-Chciałam pomówić o... O matko! Co się panience stało? Niech panienka da sobie pomóc. - rzekła wracając do swojego biura i przynosząc apteczkę.
Szybko i sprawnie opatrzyła ranę nastolatce.
-Dziękuje. Jesteś wielka.
-To drobiazg. - uśmiechnęła się, wiążąc końcówki bandaża za nadgarstkiem. - Mam ukończony przyspieszony kurs pielęgniarski, więc zawsze chętnie pomagam.
-A więc o czym chciałaś pomówić...?
-To może zaczekać. Przyjdę później.
Ta kobieta była o wiele starsza od niej jednak jej wewnętrzny duch był młodszy od niej samej. Z trudem usiadła do swojej pracy. Potrzebowała krwi. Jednak na jakiś czas miała dość wszystkich posiłków. Musiała pracować. Zatracić się w jej wir i zapomnieć o wszystkim. Pracowała bez wytchnienia. Minuty zamieniały się w godziny. Aż w dość późne popołudnie ktoś zapukał do jej drzwi.
-Proszę. - powiedziała bez namysłu sądząc, że to Setsuna.
Jednak jak bardzo się myliła.
-Co wy tu robicie?! - krzyknęła wstając bardzo szybko i przenosząc się przed swoje biurko.
Nie mogła uwierzyć, że widzi przez sobą swoich wyrodnych dziadków oraz wyrodnego wujka. Niby jakim prawem oraz jak śmieli tu przychodzić!
-Keira... To na prawdę ty. - wyszeptała kobieta podchodząc do wnuczki.
Brunetka odruchowo cofnęła się do tyłu wpadając na biurko.
-Nie zbliżaj się do mnie. Niech nikt z was się do mnie nie zbliża. Wynoście się stąd i nigdy.... tu nie wracajcie.
-Keiro...
-Nie wymawiaj mojego imienia!- krzyknęła dosyć głośno sprawiając wszystkich w osłupienie. -Nie wiem po co tu przyszliście, lecz to wszystko na marne. Wszystko się zmieniło. Zdradziliście mnie. Teraz wam się w końcu odpłacę!
-O czym ty mówisz dziewczyno? Nigdy cię nie zdradziliśmy. Szukaliśmy cię odkąd zniknęłaś. My.... - zaczął mówić pan Touma.
-Myślicie, że wam uwierzę? Zwłaszcza po tym jak moja ,,babcia" uciekła od klanu zdradzając to kim jesteśmy. Po tym jak mój ojciec udaje, że nie istnieje! Nie macie tu nic do roboty. Nic nie zdziałacie! Teraz to klan jest moją rodziną! Wynoście się stąd! Wszyscy! I nigdy tu nie wracajcie!!!
Pani Touma rozpłakała się. Łzy spływały po jej policzkach. Nie mogła uwierzyć w to jak klan zniszczył jej wnuczkę. Stała się taką ją chcieli widzieć. I to było straszne. Jej mąż widział to samo co ona. Wziął ją pod ramię i wyszli. Tylko Masaki zwlekał z opuszczeniem gabinetu dziewczyny.
-Co pan tu jeszcze robi? Nie słyszał pan tego co mówiłam?! Proszę stąd wyjść i nigdy nie wracać! Żegnam! Zniszczę was! Zniszczę was i całą Toumę! - krzyknęła wpatrując się z ogromnym gniewem w oczach.
Sam Masaki był zdziwiony. Widział w niej oczy Kyouheia. Była taka jak on. Zachowywała się jak on. Ten sam charakter. Ta sama upartość. Nieodrodna córka swego ojca. Jednak nie widział, żeby w tak młodej dziewczynie było tyle gniewu i nienawiści. Nawet jego brat nie był zdolny do takich emocji.
-Nie wiem w co wierzysz? Ani co ci wmówiono. Jednak musisz w końcu przejrzeć na oczy. Inaczej wszystko się skończy zanim zacznie.
-Żegnam pana.
-Zastanów się nad wszystkim i wtedy poznaj kto jest na prawdę twoim wrogiem.
-Mam wezwać ochronę?
-Już idę. Do widzenia... Keiro.
-Do niedowidzenia panie Touma.
Gdy wyszli w końcu z budynki firmy mogła odetchnąć z ulgą. Jednak było jej jakoś ciężko w środku. Co się z nią działo? Czemu łzy płynęły jej po policzkach? Wycierała je dłonią, jednak pojawiały się nowe.
-Panienko Keiro... Proszę... Niech napije się pani herbaty. - rzekła Setsuna wchodząc z kubkiem parującego napoju.
-Dziękuje ci. Na pewno mi się przyda.
Do jej nozdrzy wdał się znajomy zapach. Różana herbata. Jej ulubiona. Wzięła pierwszego łyka i doznała jakby dziwnego olśnienia. Jakby ją już kiedyś piła.
-Setsuna... Skąd to masz?
-Zrobił ją pan Kasai z sekretariatu. Powiedział, że dokładnie taką lubisz.
-Pan Kasai?
Nie znała nikogo takiego. Jednak mogła się założyć, że to robota Aleksandra. Jak on mógł? Aaaaaaaaaaaaaaam... Ziewała coraz dłużej z każdą minutą. Była coraz bardziej senna. Aż w końcu uderzyła głową o biurko. Znów została uśpiona. Jednak tym razem o ironio losu.... herbatą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top