Część II
TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
Keira była ostatnio w wręcz szampańskim nastroju. Wszystko się układało wręcz perfekcyjnie. Wraz z każdym miesiącem obie firmy tracili swoich klientów i nie tylko. Jeszcze tylko niecały rok i po nich. Plan się uda. Zemsta się dokona. A ona będzie mogła żyć dalej w spokoju i przejąć to co zyska. W końcu obiecano jej, że gdy korporacja Toumy ogłosi swoją upadłość, wtedy pojawi się ona i wszystko uratuje, przejmując całą korporację pod swoją władzę. Jednak to dopiero druga i ostateczna część planu. Wampiry nie próżnują. Jeżeli chodź raz będziesz miał z nimi styczność, tak pozostanie już na zawsze. Może gdyby nie urodziła się wampirem to to wszystko wyglądało by całkiem inaczej? Nie! Nie mogła o tym myśleć! Takie myślenie nic nie da. Nie da się nic zmienić. Była wampirem. Nigdy nie pozna żadnych uczuć. Jest skazana na to co jej pisane. Za dwa tygodnie zbliżały się się święta. Nigdy ich nie obchodziła. W żaden sposób. Były dla niej stratą czasu. W dodatku miała o wiele więcej zajęć niż inni. Musi ciężko pracować by osiągnąć to co sobie postawiła za cel. Jednak nie mogła jakoś usiedzieć spokojnie. Narzuciła na siebie czarny płaszcz i wyszła z biura. Potrzebowała przerwy. Nic nie ucierpi jak się wyrwie na kilka godzin z biura. Szła ulicą wdychając mroźne powietrze. Kilka dni temu spadł pierwszy śnieg który utrzymywał się nadal dzięki niskiej temperaturze. Wchodząc w tłum ludzi mogła otoczyć się otoczeniem i pozostać niezauważona. Myślała o wszystkim. Idąc dalej weszła do małego lokalu gdzie był teraz nieduży ruch. Odpowiadało jej to jak najbardziej. Usiadła przy stoliku jak najgłębiej w środku lokalu i spojrzała na menu leżące na stoliku.
-Dzień dobry. Czy coś pani podać? - przy jej boku zabrzmiał męski głos.
Podniosła swój wzrok a wtedy jej spojrzenie spotkało się z dość przystojnym kelnerem.
-Tak. Poproszę różaną herbatę.
-Dobrze. Niedługo podam. - odrzekł zapisując zamówienie w notesie i odchodząc do barku.
Nie wiedziała czemu, ale ten młody chłopak ją zainteresował. Było w nim coś co mówiło, że nie chce tu być, lecz musi. Jego oziębłość i zdystansowanie nie były takie jakie do tej pory widziała i odczuwała wkoło. Wiele razy widziała swych rówieśników lecz on w żadnym wypadku ich nie przypominał. O czym ona myśli? O jakimś człowieku?! Szybko potrząsnęła głową chcąc pozbyć się myśli o tym kelnerze. Nie był wart jej myśli. Po dziesięciu minutach otrzymała to o co prosiła. W końcu mogła się ogrzać. Lubiła zimę, jednak nie lubiła mrozów. Nikt ich nie lubi. Mimo, że była wampirem lubiła ludzkie jedzenie. Mogła funkcjonować normalnie jak człowiek. Mogła jeść ludzkie jedzenie oraz pić krew. Nie była zwyczajnym wampirem. Lecz o tym wiedzieli nieliczni. Między innymi ciotka Marika oraz mistrz. Nikt inny. Wręcz z monotonią mieszała w filiżance łyżeczką stukając o jej brzegi dając krystaliczny odgłos. W głowie przekładała sobie wszystko co zaplanowała na dziś. Na szczęście przełożyła spotkanie z prezesem Motokim na następny tydzień. Niech głupiec nadal się zamartwia jaką decyzję podjęła w jego sprawie. Dziś nie miała już nic ważnego do roboty, oprócz spotkania w firmie Toumy z prezesem Masakim, które kolejny raz opuści. Jej filiżanka była już prawie pusta, gdy koło niej znów przeszedł ten kelner. Tym razem jej wzrok zahaczył o jego plakietkę na którym widniało ewidentnie europejskie imię: Aleksander. Nawet jego rysy zdradzały zagraniczne pochodzenie. Kim był? Anglikiem? Włochem? A może Francuzem? Nie! Musi stąd wyjść i to jak najszybciej. Wypiła ostatnie krople płynu, rzuciła odpowiedni banknot koło filiżanki i wyszła. Dopiero poza lokalem narzuciła na siebie płaszcz oraz szalik. Nie wiedziała tylko jednego, że od wyjścia z firmy była ściśle śledzona i jej osobowość w końcu została uchylona.
-A to ciekawe... - wyszeptał do siebie Matsushita, siedząc za kierownicą samochodu trzymając w rękach aparat. - Nie wiedziałam, że klan jest do tego zdolny. - odjechał szybko z miejsca zanim ktoś go zauważy.
***
Keira wróciła do swojego mieszkania w którym mieszkała sama od kilku miesięcy, odkąd ciotka Marika wyjechała w podróż. Nie wiedziała kiedy wróci, ani po co w ogóle wyjechała. Była ciekawa, lecz wolała się w jej sprawy nie wtrącać. Nie miała na nic siły. Chciała tylko położyć się do łóżka i zasnąć. Zapaść w sen, by jutro znów móc wstać o szóstej rano, by znów wcielać w życie plan, dla którego była tak ważna. Nie patrząc na to gdzie rzuca swoje rzeczy dotarła do łóżka, na którym zostawiła koszulę nocną. Jej łóżko przywitało ją zapachem róż. Jej ulubionych kwiatów. Zasnęła wręcz natychmiast, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki. W tym samym czasie Matsushita wysiadał z auta w ręku trzymając brązową kopertę, która może zmienić wszystko w życiu jego pracodawcy. Kyouhei siedział dziś do późna w biurze przeglądając jakieś papierzyska, czekając na wiadomość od swojego człowieka.
-Panie Touma. - wyrwał go z letargu pracy jego kierowca stając w drzwiach gabinetu.
Zauważył w jego rękach tajemniczą kopertę, domyślając się co w niej może być.
-I jak Matsushita? Wiesz już kim ona jest?
-Tak. Ale myślę, że to się może panu nie spodobać. - rzekł podając zapieczętowane opakowanie.
-Co to jest?
-Udało mi się zrobić jej kilka zdjęć z ukrycia i one chyba wszystko wyjaśnią w sprawie jej osobowości.
Kyouhei nie rozumiał tego o czym on mówi. Jak kilka zdjęć może rozwiązać problem tajemnicy, która jest praktycznie na ustach wszystkich w świecie biznesu. Bez zastanowienia rozszarpał kopertę, chcąc poznać twarz dziewczyny, która chciała zniszczyć i jego i to wszystko co do tej pory zrobić i na co zapracował. Jednak jedno spojrzenie wystarczył, by rzucił zdjęcie na biurko i zakrył sobie twarz rękoma.
-To nie możliwe! Niby jakim cudem?! - krzyknął patrząc w oczy swojemu pracownikowi.
-Niestety. Takie są fakty. Klan wykorzystuje ją, manipuluje nią by zemścić się na panu i na całej grupie Touma.
-Ale czemu?
-To bardzo proste.
Niespodziewanie za plecami Matsushity pojawiła się... Marika.
-Marika... Co ty tu robisz?
-Przyszłam wyjaśnić wszystko co do tej pory się działo i ukrywało.
-Więc czemu nie przyszłaś wcześniej?
-Klan mnie uważnie obserwował. Musiałam grać tak jak oni tego chcieli. Myślą, że wyjechałam za granicę w interesach, ale ja cały czas tu byłam.
-Więc dlaczego teraz?
-Sprawy się bardziej komplikują. Jeszcze tylko kilka miesięcy i klan zrealizuje plan. Wtedy firma Touma i wszystko z nią związane upadnie.
-Po co im to?
-Niczego nie rozumiesz Kyouhei... Gdyby nie ja, Keirze już by całkowicie zdołali wyprać mózg i stała by się ich idealnym sługusem. Oni prawie zniszczyli twoją córkę! Zrobili z niej narzędzie które ma zniszczyć ciebie i twoich bliskich!
Kyouhei siedział w milczeniu wpatrując się w ścianę.
-Ona wszystko pamięta.
Niespodziewanie odwrócił wzrok w stronę swojej przyjaciółki.
-Ale co?
-Dosłownie wszystko. Pamiętasz ten dzień w firmie jedenaście lat temu, gdy mała przyszła do ciebie a ty przy wszystkich się jej wyparłeś i zarzuciłeś jej, że to przez nią twoja żona nie żyje. Tym stwierdzeniem całkowicie ją dobiłeś. Błądziła ulicami miasta mając ciągle w głowie i uszach twoje zarzuty. Dla pięcioletniego dziecka to o wiele za dużo. W takim stanie znalazł ją klan i wykorzystał tą chwilę by zwrócić ją przeciwko tobie!
Czarnowłosy siedział i wsłuchiwał się w jej słowa przypominając sobie wszystko tego dnia.
Jedynaście lat temu...
Właśnie wysiadł z windy i szedł na spotkanie zarządu, gdy drogę zastąpiła mu mała dziewczynka.
-Keira... - wyszeptał cicho jej imię.
Od urodzenia nie mógł spokojnie patrzeć na małą. Jej oczy... Były dokładnie takie jak jej matki. Nie mógł patrzeć w oczy dziecku, przez które stracił kobietę którą kocha. Zaledwie miesiąc po urodzeniu córki, Kaya zmarła w wyniku jakiś powikłań. Był wówczas zrozpaczony i wściekły. Nie chciał w ogóle patrzeć na dziecko. Nie chciał go. Osoby, która by przypominała mu o śmierci ważnej dla niego kobiety, która zmieniła wiele w jego życiu. Małą wówczas wzięła do siebie jego matka i obiecała się nią zająć. Stworzyć jej kochający dom. On miał w tym w ogóle nie uczestniczyć. Jednak mała wiedziała o nim i kilka razy się z nim widziała. Jednak to nie były długie spotkania. Jednak wystarczyły by przy każdej okazji jakiej go widzi, nazywała go swoim ojcem i lgnęła do niego. Miał za to złe swojej matce, że na to pozwoliła. Złamała swoją obietnicę. A teraz są tego efekty. Jak ona stojąca tutaj...
-Co ty tu robisz dziecko? - spytał chcąc wiedzieć kto ją tu przyprowadził.
-Chciałam się z tobą zobaczyć... tato.
-Kto cię tu przyprowadził?
-Nikt. Przyszłam tu sama.
-Rozumiem. Więc wracaj już do domu. To nie jest miejsce dla dzieci.
-Ale tato...
-Kyouhei... A więc tu jesteś.
Za plecami dziewczynki stała jego dawna znajoma a teraz partnerka w interesach Misaki Kitsaki.
-A co to za dziewczynka? Jaka słodka. Cześć mała.
-Dzień dobry pani.
-To twoja córka Kyouhei? Jaka słodka... - rzekła uśmiechając się do dziewczynki.
Dziewczynka odwzajemniła uśmiech i zapewne już miała to potwierdzić gdy on powiedział:
-Nie!
Obie spojrzały na niego bardzo zdziwione.
-Ona nie jest moją córką... Ja nie mam dzieci. Moja córka umarła wraz z moją żoną. I to przez nią.
W oczach dziecka pojawiły się łzy.
- Nie wiem kim jest ta dziewczynka. - powiedział i odwrócił się do nich plecami odchodząc.
Nie wiedział co się dalej stało. Myślał, że wróciła tam skąd przyszła. Jednak telefon od jego brata zmienił jego myślenie...
-Kyouhei... Kyouhei! Musisz się opamiętać. Zanim będzie za późno.
-Marika... Lepiej będzie jak sobie pójdziesz.
-Ale... Dobra. Rób co chcesz! Żeby potem nie było, że ostrzegałam. Ona cię zniszczy. - zniknęła za drzwiami jego gabinetu odjeżdżając taksówką.
-Matsushita... Wezwij proszę mojego brata i ojca. Powinni o tym wiedzieć.
-Rozumiem. Już to robię.
***
Północ...
-Kyouhei... Co jest tak ważne, że wzywasz nas tak późno? - spytał Masaki otrzepując się z śniegu, który pada od kilku godzin nie chcąc przestać.
-Ojciec jest z tobą?
-Nie. Jestem sam.
-Usiądź.
-Bracie... Mów o co ci chodzi. Mówiąc szczerze, goni mnie czas i ...
-Lepiej żebyś usiadł.
-Przestań się bawić i mów o co chodzi, bo...
Mężczyzna nic nie powiedział, tylko podsunął pod nos brata rzekome zdjęcia.
-Co to?
-Sam się przekonaj. - sam usiadł za biurkiem
Masaki przeglądał zdjęcia i wraz z kolejnym był coraz bardziej zaskoczony.
-Co to ma znaczyć?
-To co widzisz.
-Nie mów mi, że to...
-Tak. Nowy tajemniczy dyrektor firmy Mariki.
-Chyba żartujesz?!
-Czy ja na kogoś takiego wyglądam?
-Nie. - rzekł upuszczając zdjęcia na biurko i zajmując miejsce na krześle naprzeciwko fotela prezesa. - A więc to prawda. Co zamierzasz z tym zrobić?
-Ja?
-A kto inny? Nie wyprzesz się tego nigdy. Keira Touma jest twoją córką i zawsze nią będzie. Jeśli tak nadal będzie to trwało to ona nas wszystkich zniszczy. I to przez ciebie. - wstał i wyszedł bez zbędnych słów.
Żal mu było dziewczynki. Gdy była mała, starał się jak mógł by wynagrodzić to, że jej ojciec ją ignorował. On i jego rodzice starali się jej dać to, co powinno dostać dziecko. Zwłaszcza, że straciła matkę zaledwie miesiąc po urodzeniu. A jej ojciec mógł również dobrze nie istnieć. Widział jak boli to jego matkę, gdy mała pytała o ojca. W tych chwilach czuł pewną nienawiść do swego brata. Nie rozumiał go. W końcu doszedł do biura, gdzie zastał tam swoich rodziców.
-Mamo? Tato? Co wy tu robicie?
-Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, że poszedłeś do Kyouheia? - spytał pan Touma stając na przeciwko Masakiego.
-Nie chciałem was niczym martwić. Zwłaszcza, że kazał nas tak wezwać późno w nocy i nie podał żadnego powodu.
-Więc o co chodzi?- spytała pani Touma siadając na krześle, jednocześnie patrząc na swe najstarsze dziecko.
-Kyouhei odkrył tożsamość tajemniczego dyrektora firmy pani Mariki.
-Na prawdę? Jak to mu się udało? - spytał pan Touma.
-Nie wiem. Nie pytałem się go oto. Jednak ważniejsze jest to, że Keira się odnalazła.
Pani Touma wstała bardzo szybko tak, że krzesło na którym siedziało leżało przewrócone na ziemi.
-Na prawdę? Gdzie ona... Gdzie ona jest? Gdzie była? Co się z nią działo? - chciała wiedzieć wszystko.
-Niestety... jest w rękach klanu.
Jego matka straciła równowagę i gdyby nie jego ojciec, leżała by na ziemi a tak była w jego ramionach.
-Obawiałem się, że tak może być. - rzekł pan Touma, patrząc na zszokowaną żonę.
W końcu wszyscy przeżyli zszokowanie i ból, gdy mała Keira zaginęła bez śladu jedenaście lat temu.
-Więc... Co teraz będzie? Kyouhei chce coś z tym zrobić? - spytała pani Touma wstając powoli z pomocą swojego męża.
-Chyba nic. Był zaskoczony, gdy go o to spytałem. Jednak nikt z nas nie może teraz nic zrobić. Prawda Mariko?
-Chodź raz się w czymś zgadzamy Masaki. - w drzwiach stała sama Marika nawet nie wiedząc co tu robi.
-Co ona tu robi? - spytał ojciec syna.
-Obecnie stoję i z wami rozmawiam.... wujku. Myśleliście, że klan wam odpuścił? Błąd. Właśnie poprzez Keire, klan postanowił zadać wam wszystkim najgorszy możliwy ból i sposób waszego końca. To ona ma być tą, która was zniszczy.
-Nie wierzę ci. Ona jest córką Satzouki. Nie byłaby do tego zdolna. Nie Keira!
-W jakim błędzie jesteś ciociu. Od małego klan dobierał się do jej wspomnień. Klan wmówił jej, że ojciec się jej wyrzekł a wy ją porzuciliście. O dziecka piorą jej mózg i zrobili z niej swojego pionka czemu się bezwzględnie przyglądałam. Na początku też tak myślałam, ale niedawno odkryłam prawdę i wiem jaką krzywdę pomogłam im dokonać niej. Klan ją po prostu wykorzystuje. I niestety jak widzę wszystko się rozwija.
-Czemu przyszłaś do nas teraz? - spytał pan Touma.
-Ukrywam się przed klanem od kilku miesięcy. Nikt nie mógł mnie nawet zauważyć w pobliżu was czy Kyouheia. Od razu by się domyślili co chce zrobić. I próbowali powstrzymać. Dobrze wam radze. Jeśli nie zadziałacie jak najszybciej to później może już być za późno.
-Czemu mamy ci ufać? - spytał pan Touma.
-To wasz wybór. Ja przyszłam was tylko ostrzec. Zrobicie jak będziecie chcieli. A teraz muszę już iść. Zanim ktoś odkryje, że tu byłam. - rzekła i wyszła zostawiając zdezorientowaną rodzinę Touma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top