Sekrety Krwiopijców #10 (Pierwotni)
(Stefan)
Mijała już któraś godzina, a Sandry nadal nie było. Zacząłem się powoli martwić. Zadzwoniłem do niej, a ona nie odebrała. Ponowiłem próbę, dalej nic. Poszedłem więc w kierunku jej domu...
Pod drzwiami zadzwoniłem na dzwonek. Otworzyła mi jakaś dziewczyna.
-Hej? Coś się stało?- zapytała.
-Jest Sandra w domu?
-Nie. Jeszcze nie wróciła ze spaceru. Stało się coś?
-Nie. Do zobaczenia.- pożegnałem się, po czym poszedłem z powrotem do swojego domu...
Wszedłem do salonu cały podenerwowany.
-Stało się coś?- zapytał Damon nalewając sobie Whisky.
-Tak. Nie wiem gdzie jest Sandra.
-Wiesz, może po prostu chciała pobyć sama.
-Nie odbiera telefonu.
-Bo chce być sama.
-Znasz jakąś czarownice w okolicy?- spytałem.
-A co chcesz ją namierzyć?- zaśmiał się lecz kiedy zobaczył mój wzrok spoważniał.
-Słyszałem, że w okolicy jedna mieszka.
-Podwieziesz mnie do niej?
-Niech ci będzie.- westchnął, po czym odstawił kieliszek na stół.
-Czekam w aucie.- powiedział ubierając kurtkę. Ja jeszcze raz zadzwoniłem do blondynki lecz efekt tego był taki sam jak ostatnio. Nie widząc sensu w dzwonieniu do Sandry poszedłem do auta. Nagle samochód ruszył. Pojechaliśmy w nieznanym kierunku...
Zatrzymaliśmy się pod jakimś domem. Budynek znajdował się blisko szkoły do jakiej chodziliśmy. Wyszedłem z auta i poszedłem zapukać do drzwi. Po chwili Damon do mnie dołączył. Nagle ktoś nam otworzył. Stała w nich Bff Sandry- Ola.
-Hej?- przywitała się niepewnie.
-Cześć. Mam pytanie wiesz gdzie jest Sandra?- zapytałem.
-Nie, a stało się coś?- spytała.
-Po prostu nie odbiera tel...
-Ola tak?- przerwał mi Damon na co dziewczyna pokiwała głową, że tak.
-Czy to prawda, że jesteś czarownicą?
-Co?- zdziwiła się.
-Słyszałem, że jesteś czarownicą. Czy to prawda?- dalej drążył temat.
-Nie wiem o czym ty mówisz.- odparła.
-Słuchaj najprawdopodobniej Sandrę ktoś porwał i nikt nie wie gdzie jest. Dlatego potrzebujemy czarownicę.- tłumaczył Damon.
-Żeby ją namierzyła?- zapytała.
-Tak, a jeśli nią nie jesteś to powiedz to prosto z mostu, bo każda sekunda jest na wagę życia. Rozumiesz?- zapytał patrząc na dziewczynę.
-Dlaczego miałabym wam pomóc?
-Bo to jest twoja przyjaciółka.- powiedział.
-A skąd mam pewność, że nikomu nie powiecie o mnie.
-Ponieważ.- podszedł do niej Damon. Nagle jego twarz zmieniła się w twarz wampira.
-Też nie jesteśmy zwykli.
-Chodźcie.- powiedziała, po czym wpuściła nas do domu. Poszliśmy do jej pokoju. Dziewczyna szukała przedmioty potrzebne do zaklęcia...
(Sandra)
Ocknęłam się na jakiejś starej kanapie. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Byłam w starym budynku. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju.
-Jak się czujesz?- zapytał męski głos. Dopiero teraz zobaczyłam jego właściciela. To był ten sam chłopak co w lesie.
-Gdzie ja jestem?- zapytałam. On nic nie odpowiedział tylko do mnie podszedł. Przestraszyłam się i zaczęłam się cofać przez co potknęłam się o kanapę i na nią usiadłam.
-Wyglądasz tak samo jak Katherine.- powiedział poprawiając kosmyk moich włosów. Nagle do pokoju weszła jakaś kobieta.
-Przyszedł.- oznajmiła. Chłopak mnie od razu pociągnął w stronę drzwi. Poszliśmy do "salonu". Nieznajomy o blond włosach zostawił mnie na środku. Nagle do pomieszczenia wszedł wysoki mężczyzna. Spojrzał się na mnie, po czym podbiegł do mnie z wampirzą prędkością. Na jego gest się lekko wystraszyłam, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Mężczyzna bez słowa zaczął się do mnie powoli zbliżać. Myślałam, że chce mnie pocałować, ale on mnie powąchał co było bardzo dziwne...
Po chwili się wyprostował.
-Więc to naprawdę ty.- powiedział.
-Czego chcesz?- zapytałam niezbyt miło.
-Powiedz gdzie jest kamień księżycowy.- mówiąc to jego źrenice się zmniejszyły. Nic nie odpowiedziałam.
-Ta głupia werbena.- widać, że się zdenerwował. Zerwał mi ze szyli naszyjnik od Stefana i rzucił go na drugi koniec pokoju. Następnie chwycił mnie za głowę żebym patrzyła mu prosto w oczy.
-Gdzie jest kamień księżycowy?-zapytał.
-Nie mam pojęcia.
-Wiesz o wampirach?
-Tak.
-Znasz jakieś?
-Tak, Stefana i Damon Salvatore.- kiedy odpowiedziałam puścił mnie.
-Spisaliście się.- odparł, po czym odwrócił się do moich porywaczy.
-Proszę nie dajcie mnie mu.- prosiłam.
-Elijah.- odezwał się mój porywacz. Miałam już nadzieję, że mnie mu nie da.
-Przepraszał, że wtedy uwolniłem Katherine i proszę cię o wybaczenie. Wiem, że splamiłem swój honor i straciłem twoje zaufanie, ale mam nadzieję, że za dziewczynę mi wybaczysz. Jak już zauważyłeś jest sobowtórem Katheriney - powiedział. Na jego słowa Elijah do niego podszedł.
-Wybaczam ci.- powiedział, po czym odciął chłopakowi głowę. Mój porywacz padł na ziemię martwy. Na ten widok krzyknęłam. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i płakać. Zgaduję, że on był dla niej kimś ważnym.
-Była umowa.- zapłakała. Elijah nic nie odpowiedział tylko wytarł ręce od krwi…
Nagle usłyszeliśmy jakiś hałas przy drzwiach.
-Co to?- zapytał.
-Nie wiem.- odpowiedziała.
-Kto jest jeszcze w domu?- zadał kolejne pytanie.
-Nie wiem.- znowu odparła. Elijah chwycił mnie w żelaznym uścisku za rękę i zaczął mnie ciągnąć w stronę dźwięków. Kiedy weszliśmy do następnego pomieszczenia wokół nas zaczął ktoś biegać z wampirzą prędkością.
-Rose?- zapytał.
-Naprawdę nie wiem kto to.- odpowiedziała. Widocznie Elijah zaczął się denerwować.
-Tutaj.- powiedział męski głos na górze schodów. Elijah poszedł za głosem.
-Tutaj.- tym razem dało się słyszeć inny męski głos na dole. Nagle dało się usłyszeć "Strzał". Rękę Elijaha przebił kołek na wylot w tym samym czasie ja z Rose zostałyśmy zabrane przez dwa wampiry...
(3 osoba.)
Elijah poszedł po wieszak, po czym go wziął i zaczął wyrywać z niego metalowe elementy. Kiedy wszystkie powyrywał przełamał wieszak w pół dzięki czemu uzyskał ogromny kołek.
-Wiecie, że nie macie ze mną szans? Jestem pierwotnym wampirem. Poddajcie się, a daruję wam życie.- powiedział pierwotny.
-Poddaję się tylko nikogo nie krzywdź.- zza rogu schodów wyszła Sandra. Elijah rzucił kółek, po czym z wampirzą prędkością wbiegł po schodach do dziewczyny. Na jego gest dziewczyna podskoczyła.
-W co ty pogrywasz?- zapytał. Blondynka nie czekając dłużej rzuciła w niego granatem z werbeną. Granat wybuchł przy twarzy pierwotnego. Było słyszeć krzyk wampira. Po chwili chłopak spojrzał na dziewczynę. Miał wypaloną skórę na twarzy, która powoli zaczęła się regenerować. Elijah poprawił włosy, po czym zaczął podchodzić do Sandry. Nagle z drugiego piętra zaczął zbiegać Stefan jednocześnie strzelając w Pierwotnego. Pistolet na kołki dawno powinien go uśmiercić, ale tak jak chłopak powiedział był pierwotnym wampirem co oznaczało, że jest silniejszy. Nagle blondyn rzucił się na Elijahe przez co oboje zlecieli ze schodów. Pierwotny z wampirzą prędkością wstał z ziemi. Stefan dalej leżał na kafelkach. Elijah chciał już kopnąć blondyna, ale nagle zza rogu wybiegł Damon. Przebił pierwotnego wieszako-kołkiem, po czym przybił go do ściany. Elijah zbladł i wysechł co oznaczało, że nie żyje.
-Wszystko dobrze? Nic ci nie zrobił?- Stefan oblewał Sandrę pytaniami.
-Wszystko dobrze.- odparła blondynka, po czym przytuliłam się do chłopaka. Do Damona zaś powiedziała bezgłośne,, Dziękuję". Chłopak odpowiedział jej również niemym,, Nie ma za co." następnie bracia Salvatore wzięli dziewczynę ze sobą do auta. Wszyscy myśleli, że to już koniec tarapatów, ale nic bardziej mylnego. Po godzinie od przebicia pierwotnego ten jakby nigdy nic ocknął się i wyjął ze swojego serca wieszako-kołek, po czym ruszył po zemstę...
(Sandra)
Aktualnie siedziałam w salonie braci Salvatore i popijałam herbatę. Niby Damon zabił Elijaha, ale mam dziwne przeczucie, że to nie koniec. Przecież pierwotnego nie da się tak szybko zabić. Co nie? Momentami myślałam o Lokim. Zastanawiałam się co takiego może robić, że od kilku dni nie odezwał się do mnie słowem.
-Wszystko dobrze?- zapytał Stefan siadając obok mnie na kanapie. Ja tylko kiwnęłam głową, że tak i upiłam łyk herbaty.
-Gdzie Damon?- spytałam rozglądając się po pokoju.
-Poszedł do lasu na spacer.
-Od kiedy on spaceruje?- zdziwiłam się. Stefan nic nie odpowiedział tylko westchnął. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam zdziwiona na blondyna.
-Otworzę.- oznajmił, po czym ruszył w kierunku drzwi. Ja zaczęłam się patrzeć tępo w wygaszający kominek. Nagle usłyszałam huk. Obróciłam się z prędkością światła. Stefan leżał na ziemi, a w drzwiach stał Elijah. Wstałam przerażona z kanapy, po czym zaczęłam się cofać. Pierwotny podbiegł do mnie z prędkością światła.
-Znowu się spotykamy.- powiedział patrząc na mnie. Chciał mnie dotknąć, ale przeszkodziło mu wejście Damona. Czarnowłosy podbiegł do Elijaha, po czym przygwoździł go do ściany. Pierwotny bez trudu wyrwał się ciemnowłosemu, po czym chwycił Damona za szyję i przycisnął do ściany. Następnie podniósł ciemnowłosego do góry żeby całkowicie odciąć dopływ powietrza.
-Czego od niej chcecie?- zapytał duszący się czarnowłosy. Pierwotny nic nie odpowiedział tylko wziął ołówek i wbił go Damonowi w szyję, po czym rzucił nim o ścianę. Stefan zdążył wstać z ziemi i podbiegł do Elijaha który bez trudu podniósł go po czym rzucił nim w ścianę. Nagle ruszył w moim kierunku.
-Czego chcesz?- zapytałam.
-Chcę ciebie przedstawić mojemu bratu Klausowi. Niestety nie mógł tutaj przyjść, ale zaprosił cię do nas do domu.
-A jak nie przyjdę?
-To zabijemy ciebie i każdego kogo znasz.
-Dlaczego to robicie? Czego ode mnie chcecie?-zapytałam.
-Tego dowiesz się później.
-Jak ma gdzieś iść to tylko z nami.- powiedział Stefan wstając z ziemi.
-A wy kim jesteście? Jej strażnikami?- zaśmiał się pierwotny .
-Dzisiaj o 18:00 przyjdę tutaj.- oznajmił, po czym z wampirzą prędkością opuścił dom. Kątem oka zobaczyłam jak Damon podnosi się z ziemi. Przy szyi trzymał zakrwawioną chusteczkę.
-Co teraz zrobimy?- zapytał Stefan.
-Pójdziemy.- oznajmiłam...
To kilka godzin minęło nam strasznie szybko. Zanim się obejrzałam Elijah stał już w drzwiach.
-Gotowa?- zapytał pierwotny.
-Tak pod warunkiem, że Damon i Stefan mogą iść ze mną.- powiedziałam na co Elijach kiwnął głową, że ok. Do domu Klausa pojechaliśmy autem Damona. Chłopak zaparkował na ogromnym podjeździe, po czym wszyscy opuściliśmy pojazd. Klaus mieszkał w ogromnym domu z resztą tak jak Salvatore. Poszłam do drzwi wraz z chłopakami. Elijah wpuścił mnie do domu tak jak braci i wszyscy udaliśmy się do dużego pokoju.
-Poczekajcie tu.- rozkazał pierwotny, po czym wyszedł z pomieszczenia.
-Dlaczego w ogóle tu przyszliśmy?- zapytał szeptem Damon.
-Żebyś się pytał.- odparłam. Nie miałam jeszcze planu na wszelki wypadek jakby nas złapali. Nagle do pokoju wszedł Elijach wraz z jakimś mężczyzną. Nieznajomy miał krótko ścięte blond włosy i brodę. Był wysoki i uśmiechnięty. Oj już mam przeczucie, że gdyby poznał się z Zuzią byli by razem gdyż jest jej typem chłopaka. Nowy od razu podszedł do mnie, po czym zaczął lustrować mnie wzrokiem.
-Faktycznie wygląda jak Katherine.- powiedział, po czym wystawił dłoń.
-Klaus Mikaelson.
-Sandra.- na me słowa chłopak pocałował wierzch mojej dłoni.
-Miło mi.- uśmiechnął się.
-Nie przedłużając chodźmy od razu do jadalni.- na jego słowa wszyscy poszli za nim. Korytarze były przestronne i bogato zdobione. Spojrzałam w kierunku drzwi. Były uchylone. Nie czekając dłużej i korzystając z tego, że szłam ostatnia weszłam do pomieszczenia. W środku znajdowało się kilka trumien. Z zaciekawieniem podeszłam do jednej, po czym ją otworzyłam. To co tam zobaczyłam sprawiło, że krzyknęłam i z przerażeniem odsunęłam się od trumny. W środku leżał mężczyzna. Miał brązowe włosy, szarą skórę z widocznymi żyłami, a w klatce piersiowej miał wbity sztylet...
Wybiegłam przerażona z pomieszczenia. Pech chciał, że w kogoś wbiegłam. Tym ktosiem okazał się Elijah.
-Em... Hej?- zapytałam patrząc na chłopaka. On jedynie chwycił mnie mocno za rękę i pociągnął za sobą...
Weszliśmy do ogromnego pomieszczenia. Miałam przeczucie, że to jadalnia. Elijah posadził mnie brutalnie na krześle, po czym obszedł stół i usiadł obok Klausa. Dopiero teraz zauważyłam, że po moich obu stronach siedzą bracia Salvatore. Damon po prawej, a Stefan po lewej.
-Podoba ci się tu?- zapytał pierwotny z blond włosami.
-Cóż...ładnie tu, ale to nie mój styl.- odparłam.
-A jaki masz styl?- zapytał Klaus.
-Nowoczesny. Nie lubię rupieci.- oznajmiłam za co pierwotny z blond włosami zaśmiał się. Elijah powiedział coś Klausowi na ucho. Pierwotny blondyn spojrzał na mnie z ciekawską miną.
-Słyszałem, że szukałaś czegoś w moim pokoju gościnnym.- powiedział. Zauważyłam jak Damon i Stefan spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. No cóż mogę począć. Jestem ciekawska i tyle.
-Czego szukałaś?- zapytał.
-Niczego nie szukałam. To była zwykła ciekawość.- na moje wytłumaczenie Klaus się zaśmiał.
-Mam do ciebie pytanie. Kim był tamten chłopak w trumnie i dlaczego trzymasz jego martwe ciało w domu?
-Powiedzmy, że chce aby rodzina była w jednym miejscu. Wyprzedzając twoje pytanie Kol jest moim bratem.- powiedział pierwotny blondyn.
-Myślałam, że was nie da się zabić. Jesteście w końcu pierwotnymi.- odparłam.
-Nie do końca da się nas zabić. Bynajmniej nie w tych czasach.- powiedział.
-Nie do końca rozumiem.- przyznałam.
-Sztylet zatopiony w sercu Kola jest specjalny. Wystarczy, że wyjmiesz sztylet, a pierwotny powstanie.- wytłumaczył mi.
-Jeszcze jakieś pytania?- zapytał.
-Tak, po co ci jestem?- spytałam.
-Po prostu każdy szanujący się Alfa ma swojego kotołaka.- odpowiedział.
-Mam być maskotką twojej watahy?- prychnęłam.
-Nie maskotką tylko tropicielem.- powiedział.
-Sorki, ale ja się jeszcze w to nie bawię. Nie jestem w pełni kotołakiem.- oznajmiłam. Klaus tylko na mnie spojrzał i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
-Nie? To da się łatwo zmienić.- stwierdził, po czym gwałtownie wstał od stołu. Chciał do mnie podbiec lecz Stefan go zablokował.
-Uciekaj! My się nimi zajmiemy!- wykrzyczał Damon zajęty walką z Elijahem.
-Nie macie szans.- odpowiedziałam.
-Uciekaj!- warknął Stefan. Ja posłusznie wykonałam jego polecenie. Zaczęłam biegnąć do drzwi lecz w połowie drogi coś mnie tknęło. Dlaczego oni mają ginąć za mnie? Załatwię to inaczej i nawet już wiem jak...
Pobiegłam do pokoju z trumnami. Podbiegłam do "martwego" Kola, po czym wyciągnęłam sztylet z jego piersi. Przez kilka minut nic się nie działo lecz po chwili pierwotny wstał z wampirzą prędkością i przycisnął mnie za szyję do ściany. Zaczęłam się dusić. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Kim jesteś?- zapytał.
-Sandra.- odparłam krótko dusząc się.
-Czego chcesz i dlaczego mi pomogłaś?- zapytał puszczając mnie.
-Jestem kotołakiem. Pomogłam ci gdyż mam nadzieję, że pomożesz mi pokonać Klausa.
-Klaus tu jest?- zapytał na co kiwnęłam głową, że tak. Chłopak jedynie się uśmiechnął.
-A więc jestem Kol Mikaelson.- przedstawił się, po czym ucałował moją dłoń...
Zarumieniłam się na gest chłopaka.
-To jak idziemy pogadać z moim bratem?- zapytał, po czym spojrzał na pozostałe trumny. Podszedł do jednej z nich, po czym ją otworzył. W środku była dziewczyna. Blondynka o kręconych włosach. Chłopak wyjął z jej piersi sztylet, po czym podszedł do trzeciej trumny w której znajdował się mężczyzna z czarnymi włosami i z niego również wyjął ostrze.
-Znasz ich?- zapytałam patrząc na chłopaka.
-Tak to moje rodzeństwo. Rebeca i Fin.-odparł. Czekaliśmy aż pierwotni się "obudzą". Po niecałej minucie kolor ich skóry wrócił do normy, a żyły całkowicie zniknęły. Nagle pierwotni wstali. Blondyna od razu rzuciła się na mnie z chęcią zatopienia we mnie kłów.
-Rebeca!- krzyknął Kol, po czym odciągnął blondynę ode mnie.
-Kol?- zapytała patrząc na szatyna, po czym spojrzała na mnie.
-A ona kim jest?
-Jest pomocnikiem. Można nawet stwierdzić, że mamy u niej dług gdyż wyjęła ze mnie sztylet.- powiedział.
-Rebeca.- podała mi rękę.
-Sandra.- uścisnęłam jej dłoń.
-Nie jesteś wampirem więc czemu nam pomagasz?- spytała.
-Ponieważ miałam przeczucie, że tak trzeba.- odparłam.
-Idziemy? W końcu trzeba pogadać z Klausem.- oznajmił Kol. My jedynie kiwnęliśmy głową, po czym ruszyliśmy do salonu. Chłopacy się dalej bili choć gołym okiem było widać, że bracia Salvatore przegrywają. Nagle Kol z wampirzą prędkością podbiegł do Klausa i chwycił go w żelaznym uścisku tak, że hybryda nie mogła się wyswobodzić ani bronić. Kiedy Elijah zobaczył rodzeństwo zaprzestał walki z braćmi Salvatore i tylko stanął w osłupieniu. Nagle do pomieszczenia weszła Rebeca z jednym ze sztyletów. Podeszła do Klausa, po czym wbiła mu ostrze w brzuch. On jedynie syknął z bólu.
-Dziękujemy ci Sandro za pomoc i jesteśmy twoimi dłużnikami.- oznajmił Kol na co kiwnęłam głową z lekkim uśmiechem. Na mój gest chłopak się uśmiechnął.
-Poradzicie sobie?- zapytałam.
-Jasne. Możecie już iść. My zaś załatwimy sprawy rodzinne.- oznajmił z uśmiechem.
-To do zobaczenia.- powiedziałam, po czym podeszłam do braci Salvatore i pomogłam im wstać. Chłopacy byli ciężko ranni, ale mówili, że to nic i za niedługo się wyleczą…
Doszliśmy do auta Damona. Czarnowłosy usiadł za kółkiem, blondyn usiadł z przodu, a ja z tyłu.
-Wszystko okej? Rany na pewno się wyleczą?- spytałam.
-Tak. Tylko to chwilę potrwa, bo są głębokie.- wytłumaczył Damon. Resztę drogi do mojego domu spędziliśmy w ciszy.
-Może zostaniemy z tobą dla bezpieczeństwa?- zapytał Stefan.
-Poradzę sobie, ale dzięki za propozycję.- uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Do zobaczenia w szkole.- powiedziałam.
-Jutro mnie nie będzie i przez kilka następnych dni. Jadę coś załatwić do Nowego Orleanu.- oznajmił blondyn.
-Okej to do zobaczenia.- powiedziałam.
-Pa Damon.
-Pa skarbie.- uśmiechnął się. Ja nie czekając dłużej poszłam do domu. Kątem oka zauważyłam, że zaczęło się ściemniać. Weszłam do domu, a następnie udałam się do pokoju, po czym zapakowałam się do szkoły, zrobiłam lekcje i się lekko poduczyłam. Następnie poszłam do łazienki się odświeżyć i przebrać w piżamę. Gotowa poszłam spać…
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top