Rozdział 9

Wpatrzona w horyzont nie zauważyłam jak Kapitan otwiera oczy. 

Usłyszałam skrzypniecie słomy i spojrzałam na niego z niepewnością. O ile Kapitan miał dość wąskie oczy, teraz wyglądały jak szparki. Tylko skrawek tęczówki błyszczał w odbiciu lamp. Sądziłam, że z pewnością nie chciałby teraz ujrzeć tej czarnej poskręcanej szopy na swojej głowie.

Wwiercał we mnie półprzytomny wzrok a ja znieruchomiałam z butelką przy twarzy.

- Dlaczehhgo...Ja cię wszedzie widzem? - wyszeptał.

- Bo jestem w tym samym korpusie co Kapitan - najgłupsza odpowiedź ever.

- Jebani zwiadhhowcy. Jebany Smith. Jestem tu przez nieghho. Patrz co ze mną zrobił!

- Powinien Kapitan pójść do swojej sypialni. Jest bardzo zimno.

- Nieh mów do mnie, głupia dziewczyno. Nic nie wiesz o życiu.

Westchnęłam. Gdybym to komuś opowiedziała, nikt by nie uwierzył.

- Zostawcie mnie samego. I tak jestem sam. Zawsze sam. Pieprzony Levi Ackerman, hehe - dostał czkawki .

Niesłychane.

Nigdy bym się po tym człowieku tego nie spodziewała.

- Kapitanie, musi pan wrócić do siebie - powtórzyłam, choć nie wiedziałam, jak miałby stąd zejść na dół. pierwszy raz widziałam go spijaczonego. Skąd miałam wiedzieć, jak się zachowa i czy nie spadnie. Stosy siana były dość wysokie.
A niech go jeszcze ktoś zobaczy w tym stanie...

No i właśnie wykrakałam bo przechodziła Pułkownik Zoe i zobaczyła nas z oddali. Najpierw zatrzymała się i kilka razy poprawiła okulary czy wzrok jej nie myli, po czym podeszła do sterty siana i krzyknęła:

- Hop hop tam na górze! Levi to ty?

- O kurhwa to ta okularnica - jęknął Kapitan.

- W dupę tytana, złaz stamtąd natychmiast!

- Kapitan jest...nietrzeźwy - odkrzyknełam.

Jeśli Hange zapyta co ja tu robię, co odpowiem? Sama byłam nietrzeźwa!

- Weź mi tego nie rób, Levi. Wracam po trzynastu godzinach roboty. Marzę o ciepłym łóżku. Miałeś więcej nie pić! Obiecałeś!

- Weź się zamknij - mruknął Kapitan, co brzmiało bardziej jak bełkotliwy mamrot. Na potwierdzenie słów pokazał jej środkowy palec.

- Dobra, sam tego chciałeś!

Pani pułkownik zaczęła wdrapywać się po kostkach siana na górę.

- Dla tego alkoholika poświęcasz swój płaszcz, dziewczyno? Nie warto. Wracaj do baraku. Matko, ale jedzie whisky. A zostało co trochę czy wszystko wyżłopał?

Kobieta była na tyle wyczerpana i jednocześnie zafrasowana stanem mężczyzny, że nie pytała mnie o nic.

Wspólnymi siłami chwyciłysmy bezwładne ciało Kapitana, które trochę się na początku szamotało, ale Hange wiedziała, co robi. Chyba miała wprawę.  Zaczęłyśmy go zsuwać na dół. Ku naszemu nieszczęściu, mężczyzna zdążył kilka razy nas zwyzywać od wariatek i jeszcze mu się na koniec uroczo beknęło.

Podtrzymując go za ramiona doprowadziłyśmy do jego gabinetu, bo oczywiście Levi chował klucze do prywatnej sypialni w... No.

- To jego fotel w którym śpi więc połóżmy go tam.

Był ciężki jak na jego wzrost.

Kobieta zostawiła go w pozycji półleżącej i otrzepała ręce patrząc na mnie przemęczonymi oczyma zza okularów.

- Mała, to nasza tajemnica, dobra?

Dźgnęła mnie w żebra i wyparowałyśmy z gabinetu.

Już miałyśmy się rozejść, gdy nad nami pojawił się wysoki cień. Podskoczyłyśmy w tym samym momencie.

- Dzień dobry, paniom - zagrzmiał Erwin Smith.

***

Stałam jak kołek i po prostu się na niego gapiłam. Kobieta posłała mu przepraszający uśmiech po czym zaczęła o czymś nawijać, jednak generał mierzył nas surowym spojrzeniem i byłam pewna, że czeka mnie kara. Lub gorzej...

Między brwiami pojawiła się zmarszczka. Przenosił powoli wzrok raz na mnie raz na Hange która uświadomiła sobie, że chyba powinna się już zamknąć.

- Mogę wszystko wytłumaczyć... - szepnęlam.

Mężczyzna zbliżył swoją twarz do mojej i wciągnął powietrze.

- Odpowiadaj na pytania - rzekł lodowatym tonem. - Która z was wpadła na pomysł by urządzać w środku nocy libacje?

Przełknęłam głośno ślinę.

- Generale, pani pulkownik nie ma z tym nic wspólnego. Nie mogłam spać i wyszłam aby się przewietrzyć. Zauważyłam Kapitana na stercie siana i próbowałam go obudzić by się nie przeziębił.

- To dlaczego wyczuwam od was alkohol?

Układałam w głowie spójną wersję wydarzeń lecz dowódca nie zamierzał czekać na odpowiedź.

- Gdzie byłaś wcześniej? O której znalazłaś Kapitana?

- Byłam w swoim baraku - serce biło mi młotem.

- Czy ktoś to może potwierdzić? A ty? - odwrócił się do Hange. - Co ty robiłaś w nocy, Hanji?

- Jesteś taki sam jak Levi. W ogóle nie doceniacie mojej pracy! Oczywiście od południa krzątałam się w magazynach i bibliotekach, biegam od laboratorium do dzieci, od dzieci do laboratorium, skończyłam ustalać wstępne dane ich anatomii i uwierz, to jest PRZEŁOM!

Generał uniósł dłoń i ponownie zwrócił się do mnie. Nieoczekiwanie złapał mnie za przód koszuli i zbliżył. Wciągnęłam powietrze.

- Nie wiem co Levi w tobie widzi, ale nie ufam ci. Masz iść ze mną - puścił mnie.

- Erwin, co ty wyprawiasz? Co się dzieje?

- Hanji... Tytani nie żyją. Ktoś najwyraźniej włamał się do sekcji strzeżonej i...Przykro mi.

Na twarzy Hange wymalował się szok.

***


W biurze najwyższego rangą panował chaos. Pomimo, że był środek nocy, wewnątrz znajdowała się Petra Ral, Oluo i dwóch mężczyzn których pierwszy raz widziałam na oczy: Miche Zacharius oraz Pixis. Rozmawiali dość głośno i nie oszczędzali przekleństw. Zreflektowałam się, rozprawiali o zamordowanych tytanach.

Kiedy dowódca Smith mnie wprowadził, wszyscy wbili we mnie mnie badawczy wzrok.

- Nie możemy teraz liczyć na pomoc Levia – rzekł Erwin wciąż trzymając mnie za ramię, jakby się bał, że mu zwieję. – Za to natknąłem się na rekrutkę, Rose Leonne. Chyba ma nam coś do powiedzenia?

Sparaliżował mnie strach. Ci ludzie oczekiwali ode mnie wyjaśnień, a ja nie miałam bladego pojęcia co mam powiedzieć. Jak się zachować? Byłam w tak fatalnej pozycji, że nie zdołałam nic wydukać.

- Siadaj, dziewczyno – przemówił najstarszy mężczyzna z siwizną na głowie. – Co robiłaś na zewnątrz o tej porze?

-Ja...

Do biura wpadła pułkownik Hange cała we łzach z chusteczką przy twarzy. Spostrzegła nowych przybyszy, więc złożyła ukłon po czym zasiadła na kanapie pod ścianą. Trzęsły jej się ramiona i nogi. Rudowłosa kobieta podeszła do niej i objęła w pasie. Musiały być sobie bliskie.

- Ktoś kazał ci to zrobić? Potrafisz wskazać tą osobę? Dlaczego to zrobiła? – zaczął mnie przepytywać Zacharius a ja tylko kręciłam głową.

- Dość tego – przerwał Erwin. – Masz powiedzieć wszystko co wiesz – nakazał mi.

- M-możliwe że widziałam kogoś... - zaczęłam mówić. Nastała cisza. – Ktoś wybiegał od zachodniej strony baraków. Ale nie wiem kto to mógł być.

- Kobieta, mężczyzna? Wzrost?

- Byłam zbyt daleko...Nie umiem powiedzieć.

- A czy na cokolwiek potrafisz się przydać? – Erwin Smith trzymał kciuki między swoimi brwiami, tuż nad nasadą nosa i głęboko oddychał. – Chodź ze mną, wskażesz nam to miejsce. I obyś nie kłamała, bo wylecisz z hukiem –pociągnął mnie ponownie w stronę wyjścia. Wysoki wzrost sprawił, że musiałam dreptać za nim, kiedy on robił jeden krok.

Reszta zapaliła pochodnie i wyszła za nami.

Kroczyliśmy chodnikiem a potem przeszliśmy przez plac treningowy wzdłuż siatki ogrodzeniowej. Stanęłam do zebranych przodem wskazując to miejsce.

Rozejrzeliśmy się dookoła. Żadnej dziury w siatce, żadnego śladu.

Hange zaczęła nerwowo przemierzać ścieżkę aż nagle przykucnęła i chwyciła coś do ręki.

- COŚ MAM!

Obróciła znaleziony przedmiot do światła.

Czerwona apaszka.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, gdy dotarło do mnie, kto nosił taką apaszkę.

Annie Leonhart. 





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top