Rozdział 8
Wszystkie wysokie budynki zakrywała gęsta mglista poświata. Zahartowanie pomagało mi ignorować niskie temperatury. Gdy kończyłem dziesiąte okrążenie, coś przykuło moją uwagę tuż pod barakami dla nowicjuszy.
Dochodziły stamtąd krzyki a potem wybiegła szczupła niska postać.
Bez wahania rozpoznałem Rose Leonne.
Ostatnio za dużo przeglądałem jej dokumentów...
Nie zdążyła zrobić paru kroków a jakiś gówniarz złapał ją za rękę i pociągnął do tyłu. Dołączył drugi, uderzając ją niespodziewanie. Dziewczyna wywróciła się na trawę ale zaraz potem wstała i uniosła dłoń.
Trzymała nóż.
Dwójka chłopaków cofnęła się i zaczęli coś do niej wykrzykiwać.
Westchnąłem i zmierzyłem w ich kierunku. Jeszcze tego mi brakowało... Nie mogę mieć chwili spokoju.
Gdy znalazłem się w odpowiedniej odległości od tych szczeniaków, włosy stanęły im dęba na mój widok i dali nura za ogrodzenie.
- I tak macie przesrane! - zawołałem za nimi.
Conrad i Seth - duet aroganckich szczyli, uwielbiających popisywać się na treningach. Nigdy nie mogłem ich zdzierżyć.
Rose wyglądała na przestraszoną. Otrzepała spodnie i poprawiła włosy, którymi zaczął targać wiatr.
Kiwnąłem do niej głową.
- Coś ci zrobili?
- Nie, wszystko dobrze. Idę pobiegać - minęła mnie szybko, unikając mojego wzroku.
Zaskoczyła mnie jej reakcja.
Tja. Nagminnie zdarzały się podobne przypadki w korpusie, gdy na tyłach koszar lała się grupa rekrutów albo jakieś próby gwałtu, zawsze staraliśmy się być czujni i uważniej patrolować tereny. Zdecydowanie było widać po tej dziewczynie zakłopotanie i strach, więc tutaj też musiało być coś na rzeczy. Musiałem się dowiedzieć, czego od niej chcieli.
Dołączyłem do niej i biegliśmy chwilę obok siebie. Kosmyki jej kręconych włosów podskakiwały zasłaniając twarz. Poczułem zapach wiśni i wanilli. Będąc na kacu wszystko czuje się dużo intensywniej. Okrążyliśmy razem jeszcze kilka następnych kółek. Dawała radę.
- Wcześnie dzisiaj Kapitan trenuje – wysapała, by przerwać ciszę. - Zazwyczaj widuję pana tuż przed szóstą.
- Śledzisz mnie czy co?
- Po prostu też nie mogę spać i wcześnie się budzę.
- I to jest powód by za mną łazić?
Zaśmiała się.
Pierwszy raz się przy mnie zaśmiała. Nie wiem, czemu zwróciłem na to tak dużą uwagę, ale miała bardzo melodyjny śmiech i poczułem się....dziwnie.
Przed chwilą znalazła się w łapskach dwójki gówniarzy a teraz zachowuje się jakby o tym zapomniała?
Nigdy nie zrozumiem kobiet.
- Pan dziś chyba nie w sosie? Ma pan jeszcze odciśniętą poduszkę na policzku - wskazała na mój profil, w który wczoraj przyjebał Erwin. Poduszka, tak...
- Nie twój interes, tytanko. A teraz stój – złapałem ją za kurtkę i odwróciłem do siebie. – Skąd masz ten nóż? Zdajesz sobie sprawę w jakie bagno byś się wpakowała gdybyś ich zadźgała? Konfiskuję go – wyciągnąłem w jej kierunku dłoń.
Rose zrobiła krok w tył blokując dostęp do kieszeni.
- To jest jedyna rzecz jaką mam... Chciałam ich tylko nastraszyć – brzmiała jak małe dziecko. Normalnie bym jej go wyjął z kieszeni siłą, ale teraz.... – Proszę, niech pan nikomu nie mówi.
Patrząc na nią myślałem, że zaraz się popłacze. Wiedziałem, że zależy jej na tym głupim nożu i że popełniła błąd.
Znałem ten wyraz twarzy; i może oberwie mi się, ale zrobiło mi się jej żal...
***
Oczywiście problemy uwielbiają się mnie czepiać. Zaraz po bieganiu i prysznicu Hange zakomunikowała, że we środę przyjeżdża Dott Pixis z wnukami które...chcą zobaczyć człowieka tytana na żywo, znaczy się Jeagera. Doprawdy super rozrywka dla dzieciaków. Może w ogóle zrobić paradę tytanów? Ten świat schodzi na psy...
Idąc na zbiórkę, gdzie już czekała na mnie banda idiotów przypomniałem sobie, że ta cała Leonne nie ma przecież swojego konia.
Mieliśmy się wybrać dziś sprawdzać umiejętności trójwymiarowego manewru. Koń to podstawa.
Jebany Smith zawsze w coś mnie wpakuje. Mogłem się zbuntować i powiedzieć, że nie odwalę za Elda tego treningu...
Gromadka miała już na sobie paski i sprzęt, nie było już mowy o zmianie planu dla jednej nieogarniętej dziewczynki. Leonne stała na samym końcu z rękami założonymi do tyłu.
Na mój widok wszyscy zasalutowali.
Posłuszni.
- Spocznij. Dziś zastępuję porucznika Jinna...Macie pecha. Sprawdzcie swoje zapięcia a ty, Leonne za mną.
Ruszyłem do stajni szybkim krokiem nie patrząc, czy za mną idzie, czy nie.
Znałem niemal każdego wierzchowca , dlatego wybrałem dla niej niewielką klacz o imieniu Lucy. Miała spokojne usposobienie i jakoś mi pasowało.
Rose bez słowa zaczęła nakładać siodło, więc chciałem skorzystać z okazji, że jesteśmy sami i dopytać o wcześniejsze zdarzenie.
- Jak długo to trwa?
- Słucham? – spojrzała na mnie marszcząc brwi, ale ja byłem pewny, że udaje.
- Kto jeszcze się do ciebie dopieprza?
Znów uraczyła mnie krótkim spojrzeniem a policzki przybrały odcień różu.
- Nikt, Kapitanie.
- Daruj sobie, nie mam czasu na podchody. Jeśli ktoś ze zwiadowców ma do ciebie problem, wystarczy mi powiedzieć. No chyba, że lubisz gdy się tak dostawiają...
Dziewczyna wpakowała się na konia ukrywając twarz pod kapturem.
- Paski są tu poprzecierane - odparła cicho oglądając wodze.
Prychnąłem i stanąłem na wprost niej.
- Skoro nie zamierzasz poprawiać swojej sytuacji, proszę bardzo.
Skłoniłem się nisko przepuszczając ją w drzwiach od boksu.
Klacz ruszyła do przodu a ja demonstracyjnie pociągnąłem za pasy od siodła, które zsunęły się, a siodło zjechało na ziemię razem z Rose.
Gruchnęła prosto na wystające deski a kaptur spadł z jej głowy.
- Źle je przypięłaś. Zapinaj od nowa.
Wyszedłem ze stajni czując się jak ostatni kretyn. Co ja sobie myślałem? Że zacznie mi się zwierzać? A ja będę jej psychologiem? Sam nie cierpiałem gdy ciągnięto mnie za język więc Ackerman, co w ciebie głupku wstąpiło?!
Skręciłem w bok i wyszedłem za róg wpadając prosto na Petrę .
Ruda czupryna schyliła się, by pozbierać z ziemi pranie. No cóż, jak się nie patrzy pod nogi to taki jest efekt. Pomogłem jej pozbierać kilka ubrań, po czym Petra uniosła wzrok.
- Levi? Czy mi się wydaje, czy znowu piłeś...?
- Wydaje – burknąłem, nie racząc na nią spojrzeć.
Czy każdy w tym przeklętym korpusie musi mnie tak wnerwiać?!
***
Rose – Point of View
Test z umiejętności przestrzennych zaliczyłam nieźle (nie wiem jakim cudem).Przodowała Mikasa z Erenem na czele a zaraz po nich Marco i Thomas, chłopak nieco starszy od nas.
Po wszystkim odprowadziłam Lucy do boksu i pełna dumy - podpisałam drzwiczki swoim imieniem i nazwiskiem. No, może to nie była do końca duma, co zastrzyk nadziei i optymizmu. Może Lucy przyniesie mi szczęście? Dodatkowe godziny ćwiczeń chyba wreszcie zaczynają przynosić efekt. Szkoda tylko, że cierpi na tym moje zdrowie i psychika...
Rozglądając się po towarzyszach nigdzie nie dostrzegłam Conrada ani jego kompana, Setha. Starałam się ich unikać na ile to było możliwe. Upatrzyli sobie łatwy cel wierząc w te wszystkie plotki. Nigdy nie miałam nawet chłopaka. Bałam się, że któregoś razu mogliby zrobić mi krzywdę. Poza tym, nie wiem, na ile mój słuch mnie nie omylił - któryś z nich nazwał mnie "kurwą po matce". Chyba właśnie dlatego nie wytrzymałam i otworzyłam nóż. Czułam się z nim bezpieczniej. Po cichu liczyłam na to, że Kapitan się z nimi rozprawił i dadzą mi spokój.
Coraz bliżej do pierwszej eskapady poza granice. W dzień ogłoszenia naszych statystyk, zapowiedziano ognisko integracyjne mające nas lepiej wdrożyć w świat Zwiadowców.
Ciekawe, czy się tego doczekam...
W ostatnią noc przed ostatecznym sprawdzianem stres standardowo nie pozwalał mi zmrużyć oka. Powietrze w naszym pokoju było tak gęste i parne, że postanowiłam się przewietrzyć. Trzecia w nocy.
Podniosłam się z łóżka ociężale. Od jazdy konno bolały mnie uda i pośladki, zresztą...Bolało mnie wszystko. Wymieniłam bandaże, nałożyłam grubą zimową kurtkę po czym wyszłam w noc. Wiał lodowaty wiatr. Latarnie ustawione w rzędach paliły się na żółto.
Pustka i cisza.
Wszystkie baraki wygaszone. Postanowiłam przespacerować się pod kwaterę dowództwa. W kieszeni miałam swój nożyk, na wszelki wypadek.
Za budynkiem dowódców stały ustawione wielkie hałdy siana w kostkach. Sięgały aż do dachu. Idealne miejsce na rozmyślania i obserwowanie tego miejsca z góry.
Z moich ust wydobywała się para. Jak najciszej wdrapałam się na siano.Było ciemno, toteż usadowiłam się na samym środku hałdy, by nie zlecieć.
Nie minęła sekunda, gdy coś poruszyło się obok mnie. Natychmiast skierowałam tam wzrok ogarnięta strachem.
Widok był nie do opisania.
Na sianie leżał... Śpiący Kapitan.
Włosy miał całe w kurzu a jego twarz była zwrócona w kierunku światła.
Rzęsy rzucały długie cienie na zaróżowione od wiatru policzki.
Rozejrzałam się dookoła czy tego miejsca nie patroluje żaden strażnik, ale byliśmy całkiem sami. W dodatku Kapitan leżał bez żadnego okrycia...
Ściągnęłam więc swoją kurtkę. To samobójstwo, ale nie chciałam by ten człowiek z własnej głupoty dostał zapalenia płuc.
Gdy okrywałam go materiałem, zauważyłam przy jego ramieniu pustą butelkę po whisky.
Aha. Wszystko jasne. Ta menda się zwyczajnie spiła.
Wtedy mężczyzna odwrócił się w moją strone i chrapnął kilka razy. Kurtka się z niego obsunęła. Westchnęłam. Nie wierzę własnym oczom.
Nie dość że pedant, to jeszcze alkoholik.
Chcąc ponownie poprawić mu porządnie płaszcz, poczułam schowaną za jego plecami drugą butelkę, do połowy pełną.
Coś mnie podkusiło. Nigdy nie piłam alkoholu. Najwyraźniej teraz miał być ten pierwszy raz. Kto wie, czy to nie moja ostatnia noc? Pora na celebrację.
Chwyciłam butelkę i wzięłam łyk. Zimna gorycz wytrawnego wina. Wykręciłam twarz z obrzydzeniem. Ohyda, ale do przeżycia. Pociągnęłam drugi i trzeci łyk. Chłodna ciecz rozlała się po moim organizmie i zadygotałam kilka razy, kuląc nogi i ramiona. Dopiero po chwili zrobiło mi się nieco ciepłej, więc usiadłam obok śpiącego mężczyzny . Posiedzę tu tylko chwilę... W między czasie dokończę to wino...
Delikatna smużka jesiennej mgły błądziła po placu treningowym i dochodziła aż za lasek.
Oprócz ciemności i nieba usłanego milionem gwiazd, nie było tu nic.
Nagle ujrzałam cień.
Tuż przy ogrodzeniu, w stronę lasu biegła ciemna postać. Zmrużyłam oczy by lepiej widzieć, ale obiekt zniknął mi z pola widzenia. Dziwne.
Wpatrzona w horyzont, nie zauważyłam jak Kapitan otwiera oczy.
Witam wszystkich :)
Już niedługo zacznie się fajna akcja, mam nadzieję że się Wam spodoba!
Rozdziały będą się pojawiać 1-2 razy w tygodniu.
Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top