Rozdział 26


Równo o 19 zapukałyśmy do gabinetu Ackermana.

 Ymir i Christa były po świeżej, srogiej kłótni, toteż stały od siebie w jak największej odleglości. Podobnie ja i Sasha. Przy wejściu do pomieszczenia niechcący się z nią zderzyłam.

Jak zawsze, gabinet Kapitana lśnił i pachniał czystością. Rozdał nam każdej po ścierce, dodatkowo uzbroił Sashę w miotłę a na koniec wręczył klucze od pokoju numer 26, który miałyśmy wysprzątać na błysk.

W nerwowej ciszy zabrałyśmy się do roboty, chcąc jak najszybciej odbębnić tę nieszczęsną pokutę.

Uwinęłyśmy się w godzinę. Kapitan zaaprobował efekt końcowy a po wszystkim, schodząc na dół, w kierunku wyjścia z budynku, natknęłyśmy się na Hange i Erwina, z uśmiechem witających jakąś kobietę. Hannę Zoe.

Trzy wypchane walizki grodziły drzwi, więc musiałyśmy chwile poczekać, aż ktoś je wyniesie i odblokuje przejście.

Hange uściskała siostrę, śmiejąc się, a ja przez ten czas dokładniej przypatrzyłam się nowo przybyłej.

Wyższa od pani pułkownik, krótkie, kasztanowe włosy, podobne okulary na odstającym nosie i zaróżowione z eufroi policzki. Długi, fioletowo-czarny płaszcz plątał jej się pod nogami.
W hallu zdążył już stopnieć naniesiony śnieg, więc zrobiła się sporych rozmiarów kałuża. Kobieta stąpała po mokrej posadzce, nie dbając o to, że rozchlapuje wodę również na swoje bagaże. Wyglądała na równie nieogarniętą co szalona pani naukowiec. Ah, gdyby teraz pan Ackerman zobaczył to błoto, dostałby zawału. I ona ma być dla niego odpowiednią kandydatką?!

Ciekawe, w jaki sposób Hanji chce ją z nim zeswatać... Życzę im szczęścia. Jak na mój gust, w ogóle do siebie nie pasują. Już od pierwszych sekund pani Hanna roztaczała wokół siebie jakąś dziwną aurę, ciszę przed burzą.

Oceniałam ją subiektywnie, gdybym mogła prowadzić dalsze  życie zwiadowcze, mierziłoby mnie poznanie tej kobiety wnikliwiej. Pani Hange uchodziła za wulkan energii, znała każdego a i chwaliła się, że każdy zna ją, wobec tego mniemałam, że nasz nowy gość jest do niej bardzo podobny. Dusza towarzystwa, wielbicielka mody, chaotyczne ruchy i nawyk ciągłego poprawiania okularów. Jednak w porównaniu z siostrą, nowo przybyła wydawała się mniej pozytywna...

Wreszcie udało nam się przecisnąć między zbieraniną ludzi i rozejść do swoich baraków.

Okazało się, że Sasha równiez zmierzała do naszego pokoju i zakłuło mnie serce, na myśl, że spędzę z nią przynajmniej godzinę sam na sam w maleńkim lokum.

Na szczęście nie musiałam się martwić, bo dziewczyna sama zaczęła rozmowę, zaraz po wejściu i ściągnięciu zaśnieżonych butów.

- Możemy porozmawiać, Rose? Przepraszam cię, ogromnie mi przykro. Nawet nie wiesz jak mi ciężko, gdy pomyśle że cię już nie będzie....

- Sasho... To mnie jest przykro. Wybacz - nie wiedziałam, jak do niej podejść i jakie słowa tutaj okażą się na miejscu.

- Nie gadaj, bo to przeze mnie płakałaś, byłam straszną idiotką... - ona także szukała odpowiednich sformułowań.

- Po prostu obiecaj, że będziesz do mnie pisać, mimo wszystko - odparłam.

- To ty obiecaj, że o mnie nie zapomnisz! - obruszyła się.

- O tobie, ziemniaczaro? Jakbym mogła- uścisnęłam ją a ona odwzajemniła przytulenie, używając tysiąc razy więcej siły i podnosząc mnie do góry tak, że aż mi chrupnęły żebra. - No dobra, już daj se siana - zaśmiałam się przez łzy a ona puściła mnie i opadła na łóżko głośno wzdychając.

- Gdyby Christa i Ymir umiały się godzić, jak my, to by połowę mniej czasu sie na siebie fochały. Zostawiasz mnie z nimi, a mnie samej jest ciężko z nimi gadać, jak jedna nagaduje na drugą. Jak w jakimś małżeństwie normalnie...

Tak... Zachowanie dziewczyn z dnia na dzień robiło się dziwniejsze a i one same bardziej cierpiały z tego powodu. Widywałam rzadziej Christę z Marco, zaś sam chłopak robił co mógł, aby tylko nie wejść w drogę Ymir. Naprawdę ich relacja była niezrozumiała, ale nie mogłyśmy zabrać głosu, bo to w końcu ich sprawa. Dziewczyny różniły się temperamentem i o ile Christa wykazywala chęć do szczerych rozmów, tak jej przyjaciółka wybuchała i rzucała przedmiotami, by na koniec wyjść i trzasnąć drzwiami...

Cóż mogłam poradzić? Przenoszą mnie, stracę kontakt ze wszystkimi ludźmi, których tu poznałam. Nie jestem panią Hange, która ciotkuje i matkuje, jednocześnie rzucając złotymi radami, sentencjami, zaprasza na herbatki i snuje tajemnicze plany. Nie pomogę dziewczynom w ich problemach. Sama mam problem ze sobą i tym, co uparcie siedzi w mojej głowie. 

A raczej kto w niej siedzi... Z perspektywy tych kilku dni, zamieszanie z panem Kapitanem miało coraz mniej logiki. Roztrząsanie, czy mnie nienawidzi, czy może jednak trochę lubi, to obłęd... Jak głupia kadetka mogłaby czegoś od niego chcieć?

Zdecydowanie pora zacząć myśleć o sobie. O tym, co dalej...



***




Ludzie wyjeżdżali na Święta do swoich rodzin. Jest to jedyny okres w roku, kiedy mogą swobodnie poruszać się między dystryktami i dłużej spędzić czas z bliskimi.

Obserwowałam, jak  żołnierze pakują walizki do wozów i w grupach opuszczają siedzibę. Wśród nich były to osoby, których osobiście nie znałam, ale zdarzały się także twarze, które mijając mnie, posyłały uśmiech i życzyły wesołych świąt.

Dzisiejszy trening z Kapitanem został odwołany na rzecz jutrzejszego testu; Kapitan Levi musi zadecydować, kogo werbuje pod swoje skrzydła. Jak na razie wiemy tylko o Mikasie, Erenie i Arminie, ale patrząc na to, co należy do ich zadań, nie byli  typowymi członkami oddziału specjalnego. Kapitan potrzebuje nowych, jak najlepszych ludzi.

Eren dopiął swego, jest w miejscu, w którym chciał się znaleźć, zaszczytne miejsce tytaniej formy broniącej ludzkości... Poza Mikasą kręcącą się nieczęsto po terenach siedziby, od czasu powrotu z 57 wyprawy, nie widziałam go na oczy. Wierzyłam, że jako tak ważny osobnik ma zapewnione należyte schronienie i Annie czy Reiner z Bertholdtem go nie dosięgną, wbrew temu, co mówili. Kara, jaką wyznaczył nam Smith sprawiła, że już więcej nie drążyłyśmy tego tematu. Przeciętne rekrutki, żółtodzioby nie znają się na taktykach i przeciwdziałaniach; musiałyśmy zaufać dowództwu, że Jeager będzie bezpieczny...

Po wybiciu przez zegar z kukułką dziewiątej, świeżo po odbytej karze w kuchni, skierowałam się do skrzydła szpitalnego, gdzie czekała na mnie już pielęgniarka w granatowym uniformie, z podpisem " stażystka". Musiałam poddać się szybkiemu badaniu swojej głupiej rany na czole, ale dziewczyna nie zachęcała do siadania na tapczanie, ani nawet nie ubrała rękawiczek ochronnych, tylko z mety przystąpiła do ściągania mojego opatrunku. Stażystka chyba nie do końca miała wiedzę techniczną, bo najpierw założyła nowy gazik tył na przód, a potem skleiła mi taśmą część włosów, które boleśnie mnie ciągnęły. Chcąc być miła, jak to miałam w zwyczaju, podziękowałam a skręcając za róg poczekalni, odkleiłam to cholerstwo, krzywiąc się z bólu. Na taśmie ujrzałam kilka powyrywanych włosów.

Schodząc po schodach, natknęłam się na  pana Kapitana, który szedł z kolei na obserwację swojego ramienia, jak mniemałam.

Mijając się, zetknęliśmy się ramionami a w nozdrza uderzył mnie jego znajomy zapach wody po goleniu.

Odruchowo skierowałam swój wzrok na jego nogawki spodni, aby sprawdzić czy atrament który na niego wczoraj rozlałam, faktycznie się sprał. Nie dostrzegłam żadnych plam, ale mężczyzna szedł tak żwawo, że nie zdążyłam się przypatrzeć dobrze.

Utrzymywał kamienny wyraz twarzy, nie patrzył na mnie, jakbym była zaledwie cieniem.

Dopiero, gdy dzieliła nas odległość dwóch metrów, rzucił:

- Hanji cię szuka - i zniknął za zakrętem.

Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, nie widziałam w tym sensu. 

Z ociąganiem poczłapałam do wyjścia, nałożyłam płaszcz i już po paru minutach pukałam do drzwi kwatery pani pułkownik.

Otworzyła drzwi z wielkim uśmiechem na połowę twarzy i przekrzywionymi okularami. Domyśliłam się, że nie jest trzeźwa, a wchodząc do pomieszczenia, odpowiedziałam sobie, dlaczego. Przy stole siedziała jej siostra z kamionkowym naczyniem, nad którym unosiła się smużka pary. Po zapachu poznałam grzane wino.

- Wszędzie cię szukałam! Chciałam cię przedstawić swojej siostrze. Hanna, to jest właśnie ta Rose, moja ulubiona kadetka - zaświergotała Hanji. - Niestety nie zostanie u nas na dłużej, po nowym roku przenosi się do innej bazy, ale i tak warto, abyście się poznały! W święta wszyscy jestesmy jedną wielką rodziną!

Byłam innego, zdania, ale nic nie odpowiedziałam.

Hanna, siostra Hanji była jej wierną kopią, choć twarz nieco bardziej odznaczała się spokojem i delikatnością a krótkie włosy były skołtunione i powykręcane. Guziki we flanelowej koszuli miała rozpięte, aby uwidocznić srebrny wisiorek z ametystem.

- Witaj, miło cię poznać. Wybacz, że nie wstanę, ale walnęłam się dziś w nogę i tak mnie kolano boli, że... - machnęła ręką.

- Napijesz się, nie? - Hanji i tak była już w połowie nalewania dla mnie wina.

Głupio mi było powiedzieć, że bardzo chętnie, bo właściwie od wczoraj ciągnęło mnie do czegoś mocniejszego.... Choć zawsze byłam przeciwna wszelkim używkom, patrząc, co alkohol robił z Kapitanem, odstraszało mnie to, ale... ostatnie wydarzenia jakoś... Hm...

Hanji, widząc moje wahanie, bez ceregieli wcisnęła mi kubek prosto w dłoń i popchnęła w kierunku krzesła.

- Opowiadaj, co słychać - rozłożyła nogi, wyciągając się na stołku.

Zaschło mi w gardle, pomimo trunku, nie wiedzialam, co odpowiedzieć.

- Dobra, masz rację, dziewczyno, przejdę do sedna - zachichotała kobieta a ja westchnęłam, łypiąc tylko raz na nią, raz na panią Hanne. - Pamiętasz o naszym tajnym planie?

- Mhm - mruknełam, upijając gorącego wina. Ciepło rozlało się po moim brzuchu, poczułam jak procenty uderzają w moją głowę powodując że otrzepałam się na krześle, z wykrzywionymi ustami. Było mocne.

- Uważam że Hanna ma predyspozycje do zostania zwiadowcą. No i bajecznie by było, gdyby u nas zamieszkała. Problemem jest Levi, który nam tego zabrania, tłumaczy, że to niebezpieczne i bla bla bla, znasz go - chciała założyć sobie kosmyk za ucho i niechcący trafiła w oprawki okularów które spadły na ziemię. - Ma duże obeznanie jak chodzi o wojsko, współpracowała kiedyś z Erwinem, planowała wyposażenie i takie tam... Więc jakieś pojęcie o tym ma, ale problem z naszym karzełkiem, bo on jutro werbuje ludzi do swojego nowego składu i razem z Hanną uważamy, że to extra świetna okazja, by Hanna pokazała swoje umiejętności, no nie? - założyła ponownie okulary, lecz odwrotnie, więc z grymasem ułożyła je wreszcie poprawnie.

Składała zdania dość chaotycznie, ale wystarczająco by wysnuć, co knuje.

Hanna chce wstąpić do armii zwiadowczej, tym samym próbując zbliżyć się do Kapitana Ackermana. Co ja o tym myślałam? Życzyłam im szczęścia i gromadki dzieci...

- No dobra, ale teraz pewnie chcesz wiedzieć, jaka w tym twoja rola - kontynuowała żywiołowo.

Nie, nie chciałam.

Hm... Mam go jakoś do tego...przekonać? - darowałam sobie oficjalne zwroty. Kobiety i tak były przynajmniej po butelce wina, więc nawet nie zwracały na to uwagi.

- A skąd, zgłupiałaś?! Ja mam lepszy plan. Odciągniesz go na chwilę, tylko po to, aby Hanna mogła dopisać się do listy. Nie pamiętam już dokładnie jak ta cała ceremonia się odbywa, ale ludzie podchodzą po kolei i kładą na stoliku podpisany dokument. Ona łatwo podrobi podpisy Erwina, tylko Levi musi na chwile stracić czujność.

- On nigdy nie traci czujności - powiedziałam, z góry zakładając, że ten cudowny plan to wielka klapa.

Kobiety zaśmiały się jednocześnie ukazując rząd równych białych zębów.

- Levi tego dnia będzie miał dokumenty przy sobie i chciałabym, abyś go zajęła czymś, przez co zostawi je na chwilkę bez opieki...

- Przepraszam, ale to nie ma prawa się udać - sprzeciwiłam się.

Nie chciałam tego robić.

Rosie, jesteś taka urocza! Dasz radę, zapewniam cię! Nie martw się, Hanna zrobi to w dwie sekundy!

- Ale pani Hanji, ja nie zamierzam potem się tłumaczyć, że brałam udział w podrabianiu dokumentów. Przepraszam, ale to jest niezgodne z prawem!

Pani pułkownik to niezłe ziółko, naprawdę.

- Ajj, no psujesz nam całą zabawę - westchnęła pani pułkownik, rozczarowana moim zdaniem. Łypała na mnie pijanymi oczkami w kolorze bursztynu. 

Nie zamierzałam w tym uczestniczyć. Nie i jeszcze raz nie. 

Dziewczyna ma rację, że to niezgodne z prawem, ale Erwin jest mi coś winien z lat młodości, nic nie piśnie - odezwała się Hanna. Miała bardziej dojrzalszy i wyższy głos, opisałabym go jako bardziej kobiecy i -  jak na wypitą ilość alkoholu - dokładnie akcentowała każdą spółgłoskę.

Zrobiło mi się trochę przykro. Manipulacja. Wykorzystanie mnie. Jak inaczej miałabym odebrać te "prośbę"?

Gorąc w pomieszczeniu bijący od kominka, świec i jeszcze alkoholu sprawił, że policzki mnie zapiekły.

Poczochrałam włosy, przerzucając je z jednej strony na drugą. Luźne kosmyki opadły mi na czoło i połaskotały w ucho. Zapragnęłam je spiąć, ale wciąż były zbyt krótkie, przytrzaśnięcie bandażem.

- Dlaczego pani tego nie może zrobić? - spytałam.

- Bo mnie akurat jutro nie ma! Posłano mnie do miasta tam, coś pozałatwiać..

Zagryzłam wargi. 

Nie daj się w to wciągnąć, Rose. To porąbany pomysł.

No, kochanie, a bo nie powiedziałam najważniejszego - Hange poprawiła spodnie w kolorze beżu naciągając materiał na kolana. - Jeżeli nam pomożesz, przyrzekam, że załatwię ci miejsce w moim składzie badawczym. Zatrudnię cię jako moja asystentka, będziesz mi pomagać przy pracach w laboratorium a po wyprawie rozcinać ze mną tytanów! Co ty na to?!

Złożyła dłonie jak do modlitwy i zagryzła wargi wyczekując mojej reakcji i spodziewając się z mojej strony entuzjazmu.

Zastygłam z kubkiem w ręku przetwarzając jeszcze raz te słowa. 

Może to jednak nie tak porąbany pomysł? 





Kochani, pisałam już na tablicy ale powtórzę: 

jeszcze raz spokojnych i rodzinnych Świąt!

Nie marnujcie czasu na głupoty <3


A jeszcze z okazji wigilii Świąteczne obrazki co by było uroczo <3 




No dobra, może trochę mniej świątecznie... :D 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top