Rozdział 13
Levi - Pow
Nie wiem, co mi się przyśniło, ale gdy obudziła mnie Hanji, o mało co nie kopnąłem jej z całej pyty w brzuch.
- To tylko ja – uśmiechnęła się szatańsko i położyła dłoń na ramieniu. - Eren już jest gotowy. Wstawaj – sapała mi do ucha, a ja głośno wciągnąłem ustami powietrze i westchnąłem, dając do zrozumienia, co o tym wszystkim myślę.
Okropnie mi się nie chciało odgrzebywać spod śpiwora, zważywszy na okoliczności ; straszny wygwizdów i totalna ciemność. W dodatku wczoraj spałem niecałe trzy godziny i ledwo widziałem na oczy.
Wprost nie mogłem się doczekać pełnienia roli ochroniarza tego szczeniaka Jeagera... Erwin kuźwa zawsze wymyśli dla mnie chujową robotę.
Nałożyliśmy na siebie cieplejszą odzież, chwyciliśmy sprzęty, i oddaliliśmy się od obozowiska o dobry kilometr.
Las nie był mi obcy, lecz w ciemności zawsze miałem oczy dookoła głowy. Prowizoryczne, przenośnie latarnie nie dawały tyle światła, ile byśmy potrzebowali. Okularnica starała się nie ukazywać swoich popędów i i podchodzić do Jeagera na chłodno, ale ja ją dobrze znałem. Nie będzie miał szczeniak lekko. Siedziałem na szerokim, płaskim głazie, z założonymi rękoma i przypatrywałem się temu cyrkowi: zzterooka zadawała Erenowi miliony głupich pytań. Współczułem mu tych eksperymentów, ale skoro się zgodził...
Nim Jeager dokonał przemiany, minęło ze 20 minut. Wynudziłem się jak mop. Eren jako tytan nie sprawiał żadnych trudności, za co byłem mu wdzięczny. Kobieta skakała dookoła chłopaka i wydawała różne polecenia, nawet urządziliśmy mały bieg i test na jego sprawność a Eren powydawał te swoje tytanie odgłosy...
W pewnym momencie nawet byłem zadowolony z pracy Hanji. Badania tak ją zaabsorbowały, że zapomniała o mojej obecności i mogłem na chwilę przycupnąć na jednej z gałęzi.
Hm. Jak to się mówi?
Nie chwal dnia przed zachodem słońca...
Spiczastych, krzywych uszu Erena dobiegły dziwne hałasy. Hanji stanęła kilka kroków za nim, podpierając się o wystającą gałąź i oboje skierowaliśmy głowę w stronę źródła dźwięku.
Po sekundzie ujrzałem Erena pędzącego w stronę obozu, a ziemia zadrżała od jego kroków.
- EREN! WRACAJ DO MNIE! - wrzasnęła okularnica.
Przekląłem i polecieliśmy za nim.
Kilka metrów za drzewami stał... drugi tytan.
Co, do licha?!
Kobiece kształty, długie blond włosy, szczuplejsza sylwetka. Ten sam wzrost co Eren. Była to ewidentnie kobieca forma. Jak to możliwe?
Spojrzałem w górę, by zobaczyć, jaka jest sytuacja w obozie. Świtało, więc to znaczyło, że mogą nadejść tytani. Miałem ochotę powyzywać Hange i jej porąbany pomysł z eksperymentami na Erenie.
Cala wyprawa była o dupę rozbić.
A najgorsze miało dopiero nadejść...
Eren stał w linii prostej i mierzył wzrokiem obcego tytana. Hanji prawie przestała mrugać, z otwartą gębą gapiła się w tę scenę, kiedy to Jeager ruszył prosto przed siebie.
- ONI WALCZĄ! PATRZ LEVI PATRZ! - darła się okularnica prosto do mojego ucha.
- NIE JESTEM ŚLEPY IDIOTKO!
Kim do diabła jest ten drugi tytan? A raczej tytanka? Jak bardzo jest silna i czy jest dla nas zagrożeniem?
Wystartowałem w górę i podbiłem do swojego oddziału. Petra, Eld, Oluo i reszta byli już przygotowani do ewentualnej walki.
- Za mną. Oddział wspierający - po przeciwnej stronie – poleciłem.
- Nowicjusze, cofnąć się! Zgasić ogniska! - ktoś inny wydał rozkaz a resztę słów zagłuszyły mi odgłosy walk.
Tytani pojedynkowali się walcząc dokładnie tak, jak ludzie. Kilka razy wycelowali w drzewo i odłupali jego kawał. Tytanka była zadziwiająco silna i szybka. Zaczynałem się poważnie bać o Erena. Opadał z sił. Również był zdezorientowany, ponieważ sam nie wiedział, co ma robić, jak długo odpierać ataki, na ile starczy mu energii i jaki mamy plan, by uchronić ludzi a jednocześnie go wesprzeć?
Zdecydowałem się skorzystać z planu awaryjnego. Podleciałem do Gunthera i zleciłem rozstawienie siatki.
-Migiem, do diabła! Robi się coraz gorzej, zaraz nadejdą te kanalie – wydałem rozkaz nadzorując ich robotę a sam odszukałem wzrokiem resztę zwiadowców. Każdy zajął odpowiednią pozycję, zielone peleryny zlewały się z szarością i brązem pni i kory. Tutaj był potrzebny sokoli wzrok.
Na szczęście uwinęliśmy się w niecałe dwie minuty – podstępem udało nam się zarzucić ogromną sieć na tytankę, która wiła się dziko, próbując się z niej wyplątać, jednak haki trzymały idealnie; dokładnie tak, jak zaplanowałem.
Pierwotnie sieć została stworzona dla Erena, gdyby wystąpiły komplikacje z jego samokontrolą.
Plan się powiódł i tytanka była uwięziona, choć wiedzieliśmy, że nie na długo.
Spojrzałem na wysokie partie drzew z naszym schronieniem. Nowicjusze ustawili się na skraju olbrzymiej części drzewa i gapili się na Erena, którego tytanie cielsko powoli zaczynało parować. Gdzieś w tłumie wypatrzyłem Rose, lecz zaraz widok zasłoniła mi Petra.
- Levi, Eren jest nieprzytomny, musimy mu pomóc – odleciała w jego stronę, a ja poszybowałem za nią.
Przysłoniła nas kupa białych oparów. Ciało zaczynało się rozkładać, prześwitywały tytanie żebra i oślizgłe mięśnie, spod których wystawał Eren.
Chłopak leżał bezwładnie z wykrzywionymi dłońmi . Bitwa z nieznajomą wiele go kosztowała. Dla mnie najważniejszym było, aby tylko żył...
Petra zajęła się odgrzebywaniem jego ugrzęzłych nóg a ja chwyciłem chłopaka za głowę i sprawdziłem jego stan, przykładając oba palce do jego szyi. Ulżyło mi, gdy wyczułem miarowe skurcze tętnicy.
- Levi, tytani nadciągają od głównej strony lasu, pomóż mi go wyciągnąć, bo sama nie dam rady – powiedziała Ral z przejęciem.
Od wczoraj wywoływała we mnie trudne emocje i gdyby nie to, że należała do mojego oddziału, nie zabrałbym jej na tę wyprawę. Dekoncentrowała mnie i wzbudzała niekomfortowe poczucie winy, wyrzuty sumienia, mętlik. Przyjaźniliśmy się kilka dobrych lat, znałem jej mocne i słabe strony, jako dziewczyna wrażliwość przekładała na opiekuńczość i życzliwość. Lubiłem w niej to, że zawsze miałem oparcie, zawsze mnie wysłuchała, choć rozmowy z nią, gdy nawijała bez ładu i składu natężały moją frustrację i kończyło się tym, że częściej ją omijałem. Uświadamiając sobie, że tym spontanicznym pocałunkiem odwróciła naszą relację o 180 stopni, chciałem sobie przyjebać w twarz. Skończyłem z kobietami. Nie potrzebuję już nikogo do szczęścia. Niestety, Petra będzie musiała to zaakceptować.
Musieliśmy pomóc Jeagerowi się ewakuować ze swojej mięsnej skorupy, toteż stanąłem obok Petry i wspólnymi siłami uwolniliśmy jego jedną nogę, bo druga wciąż była zaklinowana. Bez względu na wszystko, byłem zdania, że gdyby Petra tylko chciała, była na tyle silna, że by sobie sama poradziła. Nie skomentowałem tego w żaden sposób. Eren był najważniejszy.
Na szczęście nadleciał Armin, zaraz za nim Rose, którzy przejęli pałeczkę i zajęli się nieprzytomnym chłopakiem. Moją uwagę natychmiast zaprzątnęli nowicjusze a ja zapomniałem o rudowłosej, przyglądając się, jak próbują go wybudzić.
- Eren, ocknij się! – krzyknął Arlert, trzęsąc jego barkami i ciągnąc za ubranie.
Spojrzałem na Rose, która w tej samej chwili popatrzyła na mnie.
- Kapitanie, zbliżają się ty...
- Wiem – wstałem szybko i rozejrzałem dookoła. Chmura dymu opadła. – Zajmę się nimi a wy zabierzcie Erena w bezpieczne miejsce. Petra – niechętnie oblałem ją spojrzeniem – ustalcie, kto kryje się wewnątrz tej suki.
Wszyscy kiwnęli do mnie głowami zgodnie wykrzykując "Tak jest!", więc wzbiłem się w powietrze, zahaczając linki o pnie drzew i zlokalizowałem z odpowiedniej wysokości dwa nadchodzące olbrzymy. Jak zawsze poruszały się z ponętną gracją...
Stało się to, co było nieuniknione. Tytanka rozerwała sieć.
Usłyszałem tylko ryk i domyśliłem się wszystkiego. Pokładałem wielką nadzieję w swój zespół. Ja miałem Inne zadanie.
Ruszyłem prosto na tytanów z uniesionymi lśniącymi klingami z zamiarem wymierzenia ciosu. Nagle przede mną śmignęła Hanji.
- Levi, nie zabijaj ich! – wrzasnęła z wysuniętymi dłońmi. – Chcę je zabrać ze sobą!
- Jebnij się, kobieto – straciłem przez nią świetną okazję do wskoczenia jednemu na plecy.
- Muszę wrócić z nowymi okazami, nie zrozumiesz! – piszczała, blokując mi ruch.
- Wracaj i pilnuj nowicjuszy, wariatko- rozkazałem jej, próbując wyminąć.
Cofnęła się z wbitym wzrokiem zdradzającym rozczarowanie. Dotknęła mojego ramienia i posłusznie zawróciła.
Nie mogłem się nią przejmować. Ta cholerna kobieta powinna zdawać sobie sprawę z zagrożenia, a nie się bawić w wyłapywanie tytanów! Wystarczyłaby sekunda by któryś z nich pochwycił za nasze linki.
Wbiłem haczyki kilka drzew dalej i odbiłem się mocno od gałęzi, by utorować sobie odpowiednią przestrzeń i rozplanować w głowie kolejność ciosów, jednocześnie przewidując zachowania tych mięśniaków. Pojawiało się ich coraz więcej.
Zapowiadała się krwawa jatka.
Rose – Point of View
Gdyby dało się ich wyminąć, gdyby dało się przelecieć nad tytanami i opuścić w ten sposób las... Niestety, blokowały nas konie i ekwipunki. Potrzebowaliśmy bezpiecznej ścieżki, drogi wolnej od tytanów.
Mówiąc krótko, dopóki ich nie zabijemy, tkwimy uwięzieni na wysokości.
Byliśmy rozbitą grupą, składającą się z niedoświadczonych i niepewnych osób, dopiero uczących się walki i przetrwania.
Nie da się tego nauczyć. Nie da się przewidzieć, do czego doprowadzą nasze ruchy, decyzje... Musiałam uspokoić oddech i walące serce, które zdawać się mogło, że wyskoczy z piersi. Panika przejęła mnie na wskroś, niemal sprawiając, że to wszystko jest snem. Mój głos brzmiał jakby zza szyby, a sterowanie dłońmi odbywało się automatycznie, bez krzty własnej woli.
Ymir i Jean już dawno znajdowali się w ferworze walki próbując zaatakować tytana, który przedostał się z głównej drogi. Marco wykonywał zaawansowane skręty i manewry których uczył nas Keith i krążył wokół obcego tytana.
Oddział specjalny poruszał się w niesamowicie szybkim, energicznym tempie, ledwo nadążyłam z wyłapywaniem ich małych sylwetek. Od lewej do prawy śmigał Gunther bez skutku starając się odegrać rolę przynęty. Rudowłosa z pozostałymi poruszali się od tylnej strony, lecz ich ataki były równie nieskuteczne, gdyż jasnowłosa tytanka była inteligentna. Chroniła wrażliwy kark ręką, świetnie zdając sobie sprawę ze swojego prowadzenia. Słyszałam krzyki mężczyzn wrzeszczących do niej, by się poddała. Wewnątrz krył się człowiek, to było pewne... Ktoś pokroju Erena.
Zespół Kapitana składał się w końcu z najlepszych żołnierzy, kwestia czasu, by znaleźli sposób by ją pokonać!
Zajęłam się poszkodowanym Erenem, który odzyskawszy przytomność zwymiotował i opadł bez sił na koc.
Ubrałam go w ciepłą kurtkę i opatuliłam szalem, by nie zmarzł. Armin był wdzięczny za moje zainteresowanie i pomoc. Posłałam mu nieśmiały uśmiech, by dodać mu otuchy i w tym samym momencie rozległy się krzyki.
Odwróciliśmy się natychmiast a widok zmroził mi krew w żyłach.
Kobiecy tytan ściskał w pięści żołnierza. Między jej bladymi palcami płynęła gęsta krew.
Zaległa grobowa cisza. Nikt nie mógł złapać powietrza.
- Ty suko!! – wrzasnęła na całe gardło Petra Ral.
Rzuciła się z ostrzami niczym lwica i wymierzyła ostry, niszczycielski atak w ramię olbrzymki.
Wychwyciłam tylko świst powietrza i mocne uderzenie.
Rudowłosa zwiadowczyni zginęła na miejscu.
Proszę o wyrozumiałość, obiecuję poprawę!
Dziś wyjątkowo rozdział krótszy, ALE
przygotowałam dla Was 5 Shingekowych faktów o mnie!
Pomyślałam, że skoro jesteśmy tu razem i świętujemy 13 rozdziałów,
należy Wam się choć gram wiedzy o Waszej autorce :)
1. Pierwszy sezon Shingeki obejrzałam w 2015 roku. Ponownie wzięłam się za tę serię w 2017, zaś gdy dowiedziałam się, że ma wyjść 4 sezon obejrzałam całość podczas tegorocznej kwarantanny i od niej zaczęła się zajawka na całego!
2. Nigdy nie czytałam mangi, nad czym ubolewam.
3. Tak bardzo nie mogę się doczekać tego 4 sezonu, że zaczęłam czytać spoilery mangowe i takim sposobem jestem na bieżąco z wychodzącą mangą i z gigantycznymi spoilerami -,-
4. Przedwczoraj byłam u fryzjera na zrobieniu cieniowanej grzywki. Nie dość, że wyglądam teraz jak sweet szesnastolatka to jeszcze gdy zwiążę włosy w kucyk przypominam Sashę :D
5. Moimi ulubionymi postaciami są Hanji, Levi i Erwin, chyba to żadne zaskoczenie :)
Jeśli macie jeszcze jakieś pytania to zapraszam, w kolejnym rozdziale zamieszczę na nie odpowiedzi ^.^
Trzymajcie się ciepło, nie dajcie się wirusowi. Pa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top