Nie byliśmy sobie pisani


Pójdziesz ze mną do Agaty? — zapytał cicho.

Spacerem przemierzali ogród, który powoli układał się do zimowego snu.
Baldur i Hodur, buszowali wśród powoli tracących liście rodendronów.

— Teraz?

— Tak.

— Chcesz poprosić ją o błogosławieństwo dla nas? — Eleonora zerknęła na mężczyznę, którego trzymała pod ramię.

— Tak i chciałbym z nią porozmawiać.

— Do tego raczej nie będę Ci potrzebna.

— Bardzo chciałbym, żebyś przy mnie była. — Pochylił się i pocałował ją w skroń.

Trzymając się za ręce wyszli z ogrodu i skierowali się na tył domu. Weszli do kuchni. Szczeniaki, usiłowały się dostać tam wraz z nimi, licząc na to, że trafią się jakieś smakołyki.

— Witajcie! Przyszliście po więcej rogalików? — Widząc ich, Agata oderwała się od przygotowywania kolacji.

— Wiesz, że są pyszne. Chcę podziękować za to, że dbałaś byśmy mieli zawsze świeżą porcję w Londynie.

— Lubię dbać o tych, których kocham.

Zauważyła ich splecione dłonie i rumieniec na twarzy Eleonory.

— Chcielibyśmy z tobą porozmawiać.

— Dobrze. Usiądźcie proszę. — Szybkim ruchem dłoni, uzbrojonej w nieodłączną ścierkę, przetarła ławę.

— Może byśmy wyszli na zewnątrz. Wciąż jest przyjemnie ciepło — zaproponowała Eleonora.

— Świetny pomysł! — przytaknął Christopher.

Agata przez kilka sekund przyglądała się im z uwagą, jakby domyśliła się powodu tej wizyty.

— Pogoda jest ładna, ale jesień już daje mi się we znaki. Wezmę tylko chustę.

Wytarła ręce w fartuch, który z siebie zdjęła i powiesiła na kołku przy drzwiach. Zatrzymali się przy niewielkim pokoiku, który Agata zajmowała od lat.

Wyszli na ciepłe jesienne słońce. W powietrzu unosił się słodki zapach jesiennych róż.

— O czym chcieliście mi powiedzieć?

— Może przejdziemy do altany?

Christopher był wyraźnie stremowany, dlatego Eleonora pogładziła go po ramieniu. Chyba potrzebuje czasu, by pozbierać myśli, pomyślała. Uśmiechnął się do niej z wdzięcznością, w ten sposób, dziękując, za czuły gest i wsparcie.

— Usiądźcie proszę — wskazał na ławkę, kiedy dotarli do altany.

Kiedy kobiety usiadły, Christopher wziął głęboki oddech.

— Chcielibyśmy poprosić ciebie o błogosławieństwo — zwrócił się do Agaty.

— Mnie? — Jej niebieskie oczy wypełniły się bezgranicznym zdumieniem.

— Tak.

— Nie mogę tego zrobić.

— Dlaczego?

— Powinieneś zwrócić się z tą prośbą do lady Brachester...

— Lady Brachester, nie jest moją matką, a ty doskonale o tym wiesz.

Eleonora nigdy jeszcze nie słyszała w głosie Christophera, takiego gniewu, rozpalonego niczym kuta stal; nigdy nie wyobrażała sobie, że może być do tego zdolny. Choć kontrolował się i zachowywał spokojnie, obie kobiety poczuły lekki przestrach. Eleonora spojrzała na niego błagalnie.

— Skąd...? — Agata, urwała w pół zdania. Popatrząc na niego, objęła się ramionami, jakby poczuła ogromny chłód, choć jesienne słońce, przyjemnie ogrzewało jej plecy.

— Adam mi powiedział, a o reszcie dowiedziałem się z listu od ojca. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? — W jego głosie, słychać było całe morze wyrzutu.

— Zostało mi to surowo zakazane. Lady Brachester, zagroziła, że wyrzuci mnie ze służby, a tobą... zajmie się w sposób należny bękartom. — Jej spracowane dłonie zsunęły się z ramion, nerwowo rozplatając i splatając się ze sobą.

— Ale przecież dorosłem i teraz rozumiem o wiele więcej.

— Masz prawo się na mnie złościć. Rozumiem to, ale bałam się, że zostanę wyrzucona ze służby na starość. Gdzie by mnie przyjęli? — W jej oczach pojawiły się łzy.

— Teraz nie masz się czego obawiać — Eleonora wzięła ją za rękę i uścisnęła, starając się ją pocieszyć.

Na chwilę zapadła krępująca i niezręcznie przedłużająca się cisza.

— Proszę, powiedz mi, jaka była moja matka? — W głosie Christophera, na powrót pojawiła się łagodność.

— Była dobrą i pracowitą dziewczyną, choć ja uważałam ją za naiwną, bo wplątała się w romans z twoim ojcem, ale serce nie sługa, jak to powiadają. Nic jednak nie było w stanie przemówić jej do rozumu. Mówiła, że chce się z nią ożenić. Taki pan, lord?! Z nią?! Prostą dziewczyną?!

— Agato, mój ojciec chciał się ożenić z twoją siostrą i zrobiłby to, gdyby nie umarła.

— Jesteś tego taki pewien — powiedziała zamyślona, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad Christopherem.

— Gdyby moja matka była mu obojętna, to czy zająłby się tobą i mną?

Agata pokiwała powoli głową, ale bez większego przekonania.

— Agato, oboje wiemy, że mój ojciec nie należał do wylewnych, ale opiekował się i troszczył o nas, jednocześnie starając się, to ukryć przed lady Brachester.

— Wybacz mi, proszę. — Agata spojrzała na niego błagalnie. — Powinna byłam ci powiedzieć o tym dawno temu, ale nie znalazłam w sobie na tyle odwagi, by to zrobić.

— To ty mi wybacz. — Christopher niemal przyklęknął przed Agatą. — Naskoczyłem na ciebie, ignorując twoje lęki i obawy.

— Co ty robisz!? Christopher! — Starsza kobieta zerwała się na równe nogi, ale zaraz usiadła pod wpływem delikatnego naporu mężczyzny. — Nie masz za co mnie przepraszać, to ja jestem winna tobie przeprosiny. Nie zauważyłam kiedy dorosłeś.

— Nie miałaś zbyt częstych okazji, by to zauważyć. — Ujął jej zniszczone ciężką pracą dłonie i zamknął je w swoich. — Pobłogosławisz nas? — zapytał cicho.

Kobieta przez kilka długich chwil milczała, tak jakby zbierała myśli.

-— W Walii powiadają, że kiedy dwie dusze są sobie przeznaczone, los łączy je niewidzialną nicią. Bez względu na czas i sytuację, ta nić może się plątać lub naciągać, ale nigdy się nie zerwie. Nigdy nie powinniście byli się rozstawać, ale tacy jak wy złączeni przeznaczeniem, zawsze się spotkają.


Ciche pukanie oderwało go od lektury. Niemal wyskoczył z łóżka, by otworzyć drzwi, jak najbardziej spodziewanemu gościowi. Kiedy drzwi zamknęły się za Eleonorą, natychmiast chwycił ją w ramiona i podniósł.

— Panie pułkowniku! Pana bark! — roześmiała się, obejmując go za szyję.

— Do diabła z nim — mruknął i pocałował. — Stęskniłem się za tobą. — Ostrożnie posadził ją na łóżku.

— Widzieliśmy się godzinę temu.

— To stanowczo za długo.

Zrzucił szlafrok, pod którym, jak się okazało, był całkiem nagi.

Christopher Brachester nie był przystojny w klasycznym rozumieniu tego słowa, miał jednak w sobie fascynującą siłę i męskość, która przyciągała uwagę. Rozkoszowała się tym widokiem. Uśmiechnęła się czując, jak budzi się w niej pożądanie.

— Nie dziwię się pani generałowej — westchnęła z rozmarzeniem.

— Słucham? — uklęknął na łóżku.

Roześmiała się, patrząc na niego niewiarygodnie pięknymi oczami.

Objął jej twarz dłońmi i dotknął ustami jej warg. Chciał pocałunkami wzniecić w niej ogień. Obiecał sobie, że nie będzie się spieszył. Eleonora odpowiedziała z podobnym żarem, zaciskając palce na muskularnych ramionach. Ogarnął jej włosy i pocałował zgłębienie szyi. Jej oczy błyszczały zmysłową radością i gorącym podnieceniem.

— Nie — powstrzymał ją delikatnie przed wygodnym wyciągnięciu się na posłaniu.

Spojrzała na niego zaskoczona i zaintrygowana.

— Zostań tak.

Klęczała przed nim w cienkiej koszuli, pod którą rysowały się krągłe kształty jej ciała.

— Jesteś taka doskonała — wyszeptał. Przesunął rękami od jej uda do bioder i wyżej, aż dotarł do piersi. — Stworzona dla mnie.

— Przy tobie czuję się piękna — powiedziała, a rumieniec rozlał się po policzkach i dekolcie.

Pochylił się nad nią, całując długo i namiętnie, aż rozpływała się z pożądania. Uczucie było cudowne i oszałamiające.

— Intrygująca i delikatna — mruczał z ustami przy jej szyi. Pociągnął za tasiemkę przy dekolcie.

— A ty, wspaniały — wyszeptała.

Roześmiał się cicho i podniecająco. Zsunął z jej ramion koszulę. Przesunął wzrokiem po jej nagim ciele.

— Jesteś cudowna i ładnie pachniesz. To bardzo odurzający zapach.

— Jest pan pułkowniku, bardzo romantycznym mężczyzną.

— Nie jestem romantyczny. — Delikatnie wodził palcami po jej szyi, dekolcie. — Ale umieram z pożądania. Rzuciłaś na mnie urok?

Zaśmiała się cicho, zanurzając palce w jego jasnych włosach.

— Jeśli tak, to ja dostałam rykoszetem tego uroku — odparła, mrużąc szare oczy w uśmiechu.

Słyszała swoje ciche westchnienie rozkoszy, kiedy palce Christophera przesuwały się po jej skórze. Jego szorstkie, duże dłonie, były cudownie silne i wprawne. Jej mężczyzna przesunął się i uklęknął za jej plecami. Obejrzała się lekko zdezorientowana, ale palące gorąco jego ust dosięgło jej karku u nasady włosów. Zadrżała, a to wydobyło głęboki pomruk zadowolenia z gardła Christophera. Ogarnął włosy, a ją porwał huragan niezwykłych doznań, nie pozostawiając miejsca na wahanie ani względy przyzwoitości.

— Ell, spójrz na mnie.

Gdy to zrobiła, ujął delikatnie ją z podbródek i pocałował.

— Oprzyj się o mnie — szepnął. — Będzie ci wygodniej.

— Co ty ze mną wyprawiasz? -— zapytała, robiąc, to o co poprosił, zapadając się w obejmujących ją ramionach.

Czuła się bezpiecznie, dobrze i błogo. Przywarła plecami do jego torsu, kiedy poczuła jego dłoń wędrującą delikatnie w dół po skórze brzucha. Ponownie ogarnęła ją fala gorączkowego, odurzającego pragnienia, gdy wsunął dłoń pomiędzy jej nogi.

Wbiła mu paznokcie w twarde i napięte mięśnie ud. Jęknął i delikatnie ugryzł ją w szyję, pokrytą lśniącymi kropelkami wilgoci. Położył rozgrzane dłonie na jej biodrach. Uniósł je i powoli wszedł w jej gorące wnętrze, nadając jej ciału łagodny powolny ruch.

— Tak — jęknęła. — Tak, właśnie tak.

Jej kochanek poruszał się wolno, namiętnie i w wyjątkowo dopasowanym do niej rytmie, z którego Eleonora, czerpała ogromną przyjemność. Kołyszący ruch bioder kojarzył się jej z tańcem. Chłonęła żar dotykających rąk, a każdy ruch ciała darował jej niemal wyrafinowaną satysfakcję.

Gdy namiętność wygasła, leżeli przytuleni, ciesząc się swoją bliskością. Christopher przyglądał się twarzy Eleonory. Mimo, że panował półmrok rozświetlany przygasającym płomieniem lampy, to widział ją bardzo wyraźnie. Miała zamknięte oczy i rozchylone usta. Czułym gestem ogarnął z czoła wilgotny kosmyk włosów.

— Czy tę pozycję, też widziałeś na ścianie owej świątyni w Indiach? — zamruczała sennie.

— Owszem.

— Musisz mnie tam koniecznie zabrać.

— Przecież ci obiecałem — pocałował ją w skroń.

Leniwy i pełny zadowolenia uśmiech wygiął jej usta. Poruszyła się, szukając w jego ramionach wygodnej pozycji i niemal natychmiast zasnęła.

Po raz pierwszy w swoim trzydziestopięcioletnim życiu poczuł, że Eleonora, to ta jedyna.


Poranek obudził się ciężki od ołowianych chmur. Otworzyła powoli oczy. Sypialnię otulała ciepła niczym pled, szarość.

Przymrużyła oczy, szukając wzrokiem Christophera. Siedział w fotelu i ze zmarszczonymi brwiami, wpatrywał się w krajobraz za oknem.

Przpatrywała się kochanemu mężczyźnie z czułością. Każda zmarszczka na jego twarzy była zmysłowa, a zarazem niezmiernie jej droga.

Nagle doznała dziwnego niepokojącego uczucia, że go straci. Próbowała wytłumaczyć sobie, że to naturalna obawa po jednym nieudanym, a drugim, tragicznie zakończonym związku.

Cudownym zrządzeniem losu spotyka przyjaciela z dzieciństwa, który okazał się wspaniałym mężczyzną.
Nie zasługuję na takie szczęście, myślała. Czuła się tak, jakby życie wręczyło jej piękny bukiet kwiatów, a ona patrzy na niego podejrzliwie, czy spomiędzy płatków nie wyleci nagle okropna osa.

Jakieś pół roku temu straciła wiarę w swoje szczęście, toteż nie było w tym nic dziwnego, że Eleonora bała się znów stracić ukochanego. Jej nagie ciało ogarnął chłód, a po plecach przeszły ciarki. Poruszyła się niespokojnie, co zwróciło uwagę Christophera.

— Obudziłem cię?

— Nie — zaprzeczyła, siadając na posłaniu. Sięgnęła po koszulę i założyła ją na siebie. — Jesteś bardzo cichy. A ty? Jak długo nie śpisz?

— Wstałem nad ranem i nie mogłem już zasnąć. Nie chciałem cię obudzić, wiercąc się w łóżku.

— Znów przyśnił ci się koszmar?

— Tak.

— Wiesz, że mogę temu zaradzić — uśmiechnęła się zmysłowo, lekko przechylając głowę.

Wygląda tak uroczo i delikatnie, pomyślał.

— Wiem, ale nie chciałabym tego nadużywać.

— Dlaczego? To nic złego.

— Dziękuję. Jesteś wspaniała — uśmiechnął się do niej z czułością. — Ale to nie takie proste i nie zawsze będziesz w stanie coś na to zaradzić.

— Co masz na myśli?

— Widziałem skutki ludzkiej podłości i czyny o najczarniejszych odcieniach okrucieństwa. To na zawsze pozostanie tu — wskazał na serce. — I tu, w głowie.

— Rozumiem. Teraz jednak już nie śpię, więc... — z uśmiechem, poklepała miejsce obok siebie.

Nim wrócił do Eleonory, sięgnął po małe zawiniątko leżące na niewielkim stoliku do pisania listów.

— Mam nadzieję, że nie rozłościsz się na mnie za to, co ci chcę dać — usiadł obok niej.

Spojrzała na niego zdumiona, nie bardzo rozumiejąc, co ma na myśli.

— Co to? — zapytała, kiedy położył na jej dłoni mały jedwabny woreczek.

Nie czekając na odpowiedź, otworzyła ją i wyciągnęła obrączkę matki.

— Skąd to masz? — zmarszczyła brwi. — Śledziłeś mnie?

— Nie — potrząsną głową. — To był przypadek. Wyszedłem od adwokata i zobaczyłem cię idącą po drugiej stronie ulicy.

— I dlatego poszedłeś za mną?

— Poszedłem, bo podążałaś w stronę dzielnicy o niezbyt dobrej sławie. Nigdy nie naruszałbym twojej prywatności, gdyby nie troska o twoje bezpieczeństwo.

Przeniosła wzrok z obrączki, na twarz mężczyzny siedzącego obok. Przez chwilę przyglądała mu się z uwagą. Była w nim szczerość i prostolinijność.

— Dziękuję.

W odpowiedzi skinął lekko głową.

— Wiesz, że z ogromnego majątku Eaglewoodów, została tylko ta obrączka. — W szarości poranka, blado połyskiwały drobne diamenty otoczone złotem. — To co uratowałam z mamą przed wierzycielami, straciłyśmy w powodzi. Ja nie mam nic.

— To nieprawda. Masz mnie i moją miłość — objął ją ramionami i przytulił do siebie.

Tuląc się do Christophera, spojrzała jeszcze raz na obrączkę. W myślach pojawiła się wizyta u lichwiarza, kradzież torebki, znalezienie Alberta, straszna wizyta na cmentarzu i przerażające spotkanie z mężczyzną w czerni.

Listy! — krzyknęło w jej głowie.

Ta myśl sprawiła, że zesztywniała w ramionach mężczyzny. Ten spojrzał na nią zaniepokojony.

— Listy — powiedziała, tym razem na głos.

— Jakie listy?

— Nie pamiętasz? Ten człowiek z cmentarza, zażądał ode mnie listów, w zamian za informację o tym, kto zabił Adama. Może to zabrzmi niedorzecznie, ale co jeśli ja mam te listy?

— Ty? — zdumiał się. — Nie rozumiem.

— Poczekaj.

— Nie mam zamiaru się stąd ruszać — mruknął, patrząc, jak zwinnie wyskakuje z pościeli.

— Zaraz wrócę. — Nałożyła szlafrok i zniknęła za drzwiami.

Był zaintrygowany. Chciał założyć ręce za głowę, ale bark bezlitośnie przypomniał o sobie.

— Do diabła — mruknął, czując piekący ból.

Po chwili wróciła wraz ze szczeniakami, radośnie kręcącymi się wokół jej nóg.

— Wybacz, piszczały jak szalone, kiedy mnie zobaczyły. Musiałam je wziąć.

Uśmiechnął się łagodnie. Usiadła na łóżku, a one niezdarnie usiłowały wskoczyć na łóżko, by być, jak najbliżej swojej pani.

— Leżeć — mruknął stanowczo.

Baldur i Hodur z cichym pełnym wyrzutu skomleniem, ale posłusznie położyły się koło kominka.

— Muszę zmienić ci sypialnię, na tę obok mojej, żebyś nie musiała biegać w szlafroku po korytarzu.

— Pomyślimy o tym tuż przed ślubem.

— Dlaczego?

— Wiesz, jaka jest moja mama. Przyzwoitość i konwenanse.

— No tak.

Eleonora miała rację, a on nie miał zamiaru zadzierać z przyszłą teściową.

Uniósł brwi w zdumieniu, kiedy zobaczył w jej dłoni, pęk listów przewiązanych czerwoną wstążką. Tych samych, które przyniósł jej podczas pierwszych odwiedzin w jej domu. Eleonora usiadła obok, podwijając nogi.

— Jest mi bardzo wstyd — powiedziała, patrząc na nie w zamyśleniu.

— Dlaczego?

— Bo jeszcze ich nie przeczytałam, a jedynym moim wytłumaczeniem jest to, że tyle wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni.

— Nie miej tego sobie za złe. Tylko czy... nie byłoby lepiej, gdybyś je przeczytała, ale beze mnie?

— Nie chcę.

Pociągnęła za końcówkę wstążki. Listy rozsypały się na jej kolanach.

Christopher zacisnął szczęki, widząc brunatne plamy na jednej z kopert.

— Co to? — Eleonora, wzięła poplamioną kopertę w palce. Przez chwilę przyglądała się jej z uwagą. Zmarszczyła brwi. — Czy to...? — urwała i spojrzała na Christophera, jakby szukała u niego odpowiedzi.

— Zamieniłem kolejność listów. Nie chciałem byś pierwsze co zobaczysz, to... — zawahał się.

— To krew Adama?

Skinął tylko głową.

— Edmund, znalazł go w salonie, wkrótce po tym jak usłyszał strzał. Te listy były przy Adamie, dlatego mi je  oddał.

— Dziękuję, że o tym pomyślałeś — spojrzała na niego z czułością.

Ten poplamiony list musiał być ostatnim, jaki Adam do niej napisał, więc logicznym będzie, że powinna go pierwszego otworzyć, pomyślała.

Ukochana.

Piszę ten list, bo nie potrafię wyznać swoich tajemnic, patrząc Ci prosto w oczy. Możesz myśleć o mnie jak o tchórzu, ale stojąc przed Tobą nie znalazłbym odpowiednich słów, by opisać świat, którym się otaczam, gdy nie patrzysz.

Wiem, że to, co zrobię bardzo Cię zaboli i zrozumiem, jeśli mnie przeklniesz, ale tajemnice, które mnie otaczają, zniszczyłyby Nas.

Zrobiłem w życiu wiele złych rzeczy, za które, gdybyśmy byli razem musiałabyś się wstydzić. Chcę Ci tego oszczędzić, bo czuję, że kończy mi się czas.

— O czym on pisze?

— Myślę, że było coś czego bardzo się bał.

— Czego?

— Nie wiem?

Nie popędzana przez Christophera, czytała dalej.

Jesteś prawdziwym dałem losu, którego jednak nie mogę przyjąć, bo nie byliśmy sobie pisani.

Pozwoliłem sobie pokochać Ciebie.
Przez tę kilka miesięcy, zmieniłaś moje życie w coś pięknego i niezwykłego. Sprawiłaś, że uwierzyłem w to, iż mogę być lepszym człowiekiem. Dzięki Tobie odnalazłem siebie i zacząłem odkrywać w sobie inne strony. Nie było dnia, żebym nie dziękował Opatrzności, za to, że spotkałem Cię, na swojej drodze. Tyle razy chciałem otworzyć się przed Tobą, ale zawsze brakowało mi odwagi, dlatego postanowiłem odejść. Lepiej, żebyś cierpiała z powodu złamanego serca, niż przez zszarganą reputację. Nie zasługujesz na to, byś w taki sposób Cię ranić.

I choć muszę Cię opuścić, będziesz dla mnie najważniejszą z osób, jakie znałem. Najszczerszą i najprawdziwszą. Kochającą z prostotą i czystością. Tylko przy Tobie czułem się kochany, potrzebny i szczęśliwy. Dzieliłem z Tobą, plany i marzenia na przyszłość.

Będę Cię kochać i nie przestanę, tak jak ziemią nigdy nie przestanie krążyć wokół słońca. Jednak ta miłość wymaga odwagi, której w sobie nie znalazłem.

Głos Eleonory zadrżał delikatnie. Christopher delikatnie objął ją ramieniem. Zrobił to ostrożnie, jakby obawiał się, odrzucenia. Słysząc to wyznanie pełne miłości, poczuł ukłucie zazdrości. Ten gwałtowny przypływ zaborczości zaskoczył go, zaniepokoił; było to uczucie całkowicie obce jego naturze.

Zawsze będziesz przy mnie, bo gdy ktoś taki, jak Ty pojawia się życiu, niezależnie od wszystkiego, nie da się go z niego wymazać.

Mówią, że w życiu spotyka się dwie miłości. Pierwsza to ta, z którą spędzasz całe życie. Druga to ta, którą tracisz na zawsze.

Nasza wspólna podróż, była pełna miłości i śmiechu. Byłaś mi wsparciem, radością i największym skarbem. Ale teraz, życie nas rozdziela, żądając byśmy dalej szli przez życie osobno.

Zwróć się o pomoc do Christophera. To dobry mężczyzna, który pomoże Ci bez wahania w każdej materii, a jeśli będzie taka Twoja wola, wpuść Go do swojego życia. On zasługuje na szczęście, o wiele bardziej niż ja. Obydwoje na nie zasługujecie.

— Czy to jest list pożegnalny? Adam chciał mnie opuścić? — Jej ramiona opadły. Skuliła się tak, jakby przygniatał ją wielki ciężar. — Nic z tego nie rozumiem. O jakich tajemnicach on pisze? — Podniosła głowę i spojrzała na Christophera, szukając u niego pomocy w rozwiązaniu zagadki.

Czuł bezsilność, nie wiedząc, jak jej na to odpowiedzieć. Adam, był jego bratem, ale jak nie wiele o nim wiedział.

— Otwórz kolejny list. Może tam są jakieś odpowiedzi — zaproponował.

Eleonora zrobiła to. Z koperty wyciągnęła trzy papiery, złożone na pół. Przebiegła po nich wzrokiem.

— Co to jest? — zmarszczył brwi.

— Pełnomocnictwa. Mój ojciec podpisał te papiery, pozwalając zarządzać Trevorowi naszym całym majątkiem.

Usłyszał zaskoczenie w jej głosie.

— Nie bądź zdumiona. Twój ojciec miał zaufanie do człowieka, który był twoim wieloletnim narzeczonym, a w przyszłości miał zostać twoim mężem.

Eleonorą wstrząsnął dreszcz na myśl, o tym co bybyło, gdyby jej życie podążyło torem wyznaczonym przez rodziców.

— Ale skąd Adam miał te papiery? — zdumiała się.

— Wydaje mi się, że mógł je dostać od przyjaciółki — powiedział cicho.

— Myślisz, że to Carla mu je przekazała?

— Skinął głową.

— Świadomie naraziła go na niebezpieczeństwo?

— Może nie tylko była jego przyjaciółką.

— Nie mów tak — mocno sprzeciwiła się temu stwierdzeniu.

— Długo ją znałaś?

— Kilka miesięcy.

Christopher nie skomentował tego, dając jej do zrozumienia, że mogła się mylić co do jej osoby.

Eleonorę, zabolało, gdy uzmysłowiła sobie, że Christopher może mieć rację, a przyjaciółka mogła się okazać osobą o ogromnym wyrachowaniu.

— Nie wierzę w to, by Carla była dwulicowa i perfidna. — zaprotestowała, choć tym razem słabiej.

— Ludzie zakładają maski, gdy bardzo im na czymś bardzo zależy. Nie oskarżam Carli o tak ogromne wyrachowanie. Jeśli byli kochankami, mogła szukać u niego pomocy. Adam chciał się z tobą ożenić, a te dokumenty mogły być dwodem na to, jak bardzo twój ojciec został oszukany przez partnera w biznesie i twojego narzeczonego. Mając w rękach coś takiego, uznał bym to za doskonały argument, do tego, by odsunąć Trevora, od ciebie i od zarządzania waszym majątkiem.

— Tu jest coś jeszcze. — Wzięła w palce biały kartonik.

To nie wszystkie dokumenty. Resztę znajdziesz w mojej sypialni. Zwróć się do Christophera, on Ci pomoże.

— W sypialni? — zdumiał się. — Ta w tym domu, jest pusta. Lady Brachester ogołociła ją niemal ze wszystkiego.

Przez kilka długich sekund milczeli. Nagle spojrzeli na siebie.

Dom na wrzosowisku! — powiedzieli, to jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top