Dwa serca
Wesoły płomień skakał po polanach, rozsiewając ciepło, które ogrzewało jej ciało. Suknia i bielizna były teraz u praczki. Siedziała w olbrzymim fotelu, tuż przy kominku, ubrana jedynie w swoją nocną koszulę i aksamitny szlafrok należący do Christophera, który uprzejmie jej pożyczył. Ściskała w dłoni filiżankę z gorącą herbatą. Znad jej krawędzi spoglądała na Christophera, który przemierzał bibliotekę długimi krokami. Tam i z powrotem.
— Ell! Na miłość boską! Co ci strzeliło do tej pięknej główki, żeby biec za tym dzieciakiem?!
Widziała, że jest zdenerwowany jej opowieścią. Miała zostawić dla siebie szczegóły ratowania psa i propozycję, jaką otrzymała od przygodnego mężczyzny, ale wybrała szczerość, której w tej chwili odrobinę żałowała.
— On ukradł moją własność! Chciałam ją tylko odzyskać!
— A gdyby cię zranił?!
O tym mu nie powiedziała. Na szczęście. Ranę na dłoni i palcach zrzuciła na karb, uwalniania psa.
— Ale tak się nie stało! Nie ma nad czym gdybać.
— Takie miejsca są niebezpieczne dla kobiet!
— Ostatnio mam wrażenie, że cały świat jest niebezpieczny dla kobiet — mruknęła znad filiżanki.
— Ell — zatrzymał się.
Spojrzał na nią z powagą i troską. Nie miał zamiaru prawić jej morałów na temat ratowania psa. Czuł, że wywołałby w niej złość. Eleonora była bardzo wrażliwa na punkcie krzywdy zwierząt.
Zawinięta w za duży szlafrok, wydała mu się taka drobna i bezbronna w tym wielkim fotelu.
— Wiem, że jesteś kobietą, która da sobie ze wszystkim radę, ale...
Lekko zacisnęła usta. Czyżby chciał wygłaszać tyrady na temat braku odpowiedzialności? Jest dorosła i potrafi sama o siebie zadbać.
Na szczęście ten zamiar, został przerwany stanowczym pukaniem do drzwi. Eleonora odstawiła filiżankę na stoliczek i mocniej owinęła się szlafrokiem.
— Proszę wejść!
W drzwiach pojawił się Artur.
— Słucham?
— Nakarmiłem tę bestię.
— Ta bestia ma na imię Albert — wtrąciła Eleonora.
— Tak, proszę pani. — Zdołał szybko zatuszować konsternację, jaką wywołał niekompletny, strój lady Eaglewood. — Co mam z nim teraz zrobić?
— Wykąp i wysusz — mruknął
Christopher, lekko rozdrażniony tym, że mu przerwano rozmowę.
— Ja?
— Nigdy nie kąpałeś psów mojego ojca?
— Tak panie pułkowniku, zaraz się tym zajmę. — Mężczyzna pokornie pochylił głowę.
Dobrze mi się wydawało, kiedy zobaczyłam go pierwszy raz, pomyślała. Artur jest synem Edmunda.
— Albert może tu zostać? — spojrzała pytająco na Christophera, kiedy zamknęły się drzwi za lokajem.
— Może, ale pod jednym warunkiem.
— Pertraktacje? — W jej oczach, pojawił się pełen ekscytacji błysk.
— Tak, jak lubisz.
Stanął obok fotela, krzyżując ręce na piersi i patrząc na nią z góry.
— Zamieniam się w słuch. — Cała uśmiechnęła się do niego ze szczęścia.
— Będziesz go wszędzie zabierać ze sobą.
— Wszędzie?
— Wszędzie — powtórzył stanowczo.
— Do muzeum też? — lekko się zdumiała.
— Do muzeów, opery, czy na wystawy, ja ci w zupełności wystarczę, ale na spacery po mieście czy po parku, bardzo byłoby to wskazane.
— Rozumiem.
Pochylił się nad nią, opierając się dłońmi o poręcze fotela po obu jej stronach. Otulił ją przyjemny męski zapach bijący od jego ciała. Czuła w nim drzewo sandałowe, skórę i odrobinę cytryny. Dyskretnie wzięła głębszy oddech.
— Na pewno? — Uniósł prawą brew i lekko zacisnął usta tak, że ich kąciki delikatnie wywinęły się do góry.
— Tak panie pułkowniku. — odparła, odważnie patrząc mu w oczy.
— To mi się podoba. — Wydał z siebie taki pomruk od którego, po plecach i karku przebiega przyjemny dreszcz. — Jest jeszcze coś.
— Słucham? — Chcąc zamaskować drżenie, jakie wywołał swoją bliskością i zapachem, poprawiła okulary.
— Proszę, obiecaj mi, że już więcej nie będziesz się tak narażać.
Spojrzała na niego ogromnymi szarymi oczyma, ale milczała.
— Panno Eleonoro, czy usłyszała pani, o co prosiłem? — Zbliżył twarz do jej twarzy. Zmarszczka, pomiędzy brwiami pogłębiła się.
— Tak panie pułkowniku. — Lewy kącik jej ust, zabawnie powędrował do góry.— Tylko jest jedno małe, ale.
— Jakie?
— Nie wiem, czy będę w stanie dotrzymać słowa. — Figlarnie poruszyła ramieniem. Jej oczy były rozbawione i przekorne.
— O! A to dlaczego?
— Bo jak pan wie, kłopoty same mnie znajdują.
— Fakt, kłopoty bardzo panią lubią. Mimo wszystko proszę o choć małą obietnicę.
Jego wzrok spoczął na kształtnych ustach. Miał ochotę poczuć je na skórze. Zapragnął wtulić twarz między szyję a obojczyk i zaciągnąć się jej zapachem. Wciąż czuł kształt jej pośladków na swoich dłoniach.
— Cóż... taką małą obietnicę mogę dać.
Te słowa przywróciły go do rzeczywistości.
— Hmm... w takim razie myślę, że powinniśmy ją przypieczętować. — Jego głos stał się niski i miękki, jak głos kochanka, który pragnie ją uwieść i oczarować.
— Przypieczętować? — zdumiała się. Obietnicę? Jak?
Nie usłyszała odpowiedzi, bo pochylił się i jego usta zamknęły się na jej ustach. Nie wahała się ani chwili, bo czekała na tę chwilę z utęsknieniem od wczorajszego wieczoru. Zarzuciła mu ramiona na szyję i się przytuliła. Krew w żyłach Christophera ruszyła jak koń, który nagle zerwał się do galopu. Miał wrażenie, że temperatura w bibliotece wzrosła o kilka stopni, bo zabiło mu się gorąco. Całował ją coraz bardziej namiętnie.
Jej wargi były miękkie i zapraszające, a ramiona obejmowały go mocno. Poczuł wzbierające w nim pożądanie. Pomyślał o sofie, od której dzieliło ich tylko kroków, ale wydała mu się zbyt niewygodna.
— Zabieram cię do sypialni — łapiąc oddech, uwolnił usta.
— Nie. Chcę zostać tutaj — cicho zaprotestowała.
— Tutaj? — zdumiał się.
— Tak. — Zaskoczyła ją jej własna odwaga.
— Dlaczego?
— Bo lubię kolekcjonować przyjemne doznania, wrażenia i emocje.
— Interesujące. Wyjaśni mi to pani? — Delikatnie przesunął kciukiem po ponętnej dolnej wadze.
— Czasem miewam złe dni, a wtedy miło jest pogrążyć się w, takich jak te, wspomnieniach.
— Muszę to przetestować. — Zanim znów ją pocałował, zobaczył, błysk zadowolenia w jej szarych oczach.
— Polecam — oddała pocałunek z uśmiechem. — Chris.
— Tak?
— A co, jeśli teraz ktoś wejdzie do biblioteki?
— Słuszne spostrzeżenie.
Podszedł do drzwi i przekręcił klucz w zamku.
Eleonora zsunęła się z fotela i usadowiła się wygodnie na puszystym dywanie przy kominku. Z uśmiechem patrzyła, jak Christopher zdjął kamizelkę, rozwiązał krawat i niedbale odrzucił je na bok. Usiadł na krześle i ściągnął wysokie buty. Przez cały czas patrzył jej w oczy. Podszedł do niej bosy w koszuli i bryczesach. Usiadł obok.
Eleonora uniosła się i oparła dłońmi o jego tors. Patrzył, jak w szkłach jej okularów odbijały się płomienie kominka. Podniósł dłonie i zdjął je z jej twarzy. Ostrożnie położył je obok. Z nieschodzącym z twarzy uśmiechem, obserwowała jego poczynania.
— Czy zawsze głośno wyrażasz swoje pragnienia? — zapytał.
— Jestem z tego znana. — Uśmiechnęła się uwodzicielsko i przylgnęła do niego całym ciałem.
Pod rozchylonym szlafrokiem poczuł jej pełne wdzięku ciało. Krągłe biodra niemal błagały o jego dotyk, kiedy wsparła się o niego. Tylko cienka batystowa koszula nocna, dzieliła go od nagiego, ciepłego, kobiecego ciała.
Gorące spojrzenie jego złotych oczu podniecało Eleonorę tak, że trudno jej było oddychać. Objęła go za szyję i pocałowała z go z takim entuzjazmem, że dostał zawrotu głowy. Zanurzył palce w jej włosach i niemal pożerał ją pocałunkami. Przytulił ją mocnej, rozbudzony i spragniony jej ciepłego dotyku. Starał się być delikatny, ale był też mężczyzną, którego ogarnęło szalone pożądanie.
Popatrzyli na siebie zdumieni, jak mocno reagują ich ciała i umysły. Tulili się do siebie, tak mocno, jakby chcieli się wtopić jedno w drugie. Tracili oddech, a kiedy go odzyskiwali znów całowali się namiętnie i zachłannie.
Za szybko, pomyślał. Musi się opanować. Nie chciał, by to się skończyło tak, jak ostatnio. Nie chciał jej popędzać. Zwolnij, nakazał sobie w myślach. Pociągnął za pasek szlafroka i z wyczuwalną nieśmiałością zsunął go z jej ramion. Siedziała dumnie wyprostowana, ale jej serce biło jak oszalałe.
Rozpiął ostrożnie kilka guzików przy dekolcie. Wsunął palce pod materiał i delikatnie zsunął go z jej ramion.
Zadrżała, zdając sobie sprawę, że Christopher nigdy nie widział jej nagiej. Wydawało się jej, że powinna być zawstydzona, ale zachwyt, jaki zobaczyła w jego oczach, spowodował, że poczuła się wspaniała i godna pożądania.
— Teraz moja kolej — Wsunęła dłonie pod jego koszulę i płasko położyła mu na torsie. — Jesteś wspaniały. — westchnęła zauroczona grą mięśni pod skórą.
Dłonie Eleonory były ciepłe i miękkie. Zdjęła z niego koszulę i patrzyła z zachwytem na jego klatkę piersiową i ramiona. Na ułamek sekundy, skupiła wzrok na tatuażu, który stał się jego nierozłącznym kompanem. Na resztę życia.
— Przypominasz mi posągi rzymskich bogów, jakie widziałam we włoskich muzeach.
— Mogę cię zapewnić, że nie jestem posągiem. — Pocałował ją w szyję. — Choć w tej chwili, pewna część mojego ciała, jest twarda jak kamień.
— Jestem w stanie to sobie wyobrazić.
— Wyobrazić?
— Mam bardzo bujną wyobraźnię, panie pułkowniku — westchnęła cicho, kiedy delikatnie przesunął palcami po czubkach jej odsłoniętych piersi. Czuł przebiegające ją delikatne dreszcze.
— To naprawdę ciekawe.
Christopher wyciągnął się na podłodze i przyciągnął ją do siebie. Poczuła na udzie, jak bardzo jest podniecony.
— To granit, czy marmur? — zapytała żartobliwym tonem, przez które przebijało się pożądanie.
— Jak chcesz, to możesz sprawdzić — zamruczał z zadowolenia.
Cieszyło go to, że Eleonora nie jest jakąś niedoświadczoną trzpiotką.
Drżącymi palcami rozpięła mu bryczesy i wsunęła dłoń pod warstwy materiału. Jęknął pod jej ustami, kiedy ujęła jego męskość. Delikatnie zacisnęła na niej dłoń, by po chwili wodzić po nim palcami, jakby chciała zapamiętać jego kształt i wielkość. To odebrało mu na chwilę oddech.
— I co wynikło z twoich badań? — Czuła na policzku jego gorący oddech.
— Ciężko to stwierdzić. — Cicho się roześmiała.
Chwyciła jego dolną wargę i delikatnie ją ssała. Ich języki splatały się ze sobą. Z trudem wytrzymywał napięcie. Uczucie było cudowne i oszałamiało.
— Dość moja pani! — Obrócił się tak, że teraz ona pod nim leżała. — Jeśli dalej będziesz tak robić, to okryję się hańbą.
— Ty? Nie. Tobie to nie grozi. Jesteś doskonały.
— Pani mnie przecenia.
— Chcesz się przekomarzać?
— Nie mam na to najmniejszej ochoty — ujął jej dłoń i pocałował jej wnętrze. — Teraz moja kolej.
Dotknęła jego twarzy opuszkami palców. Westchnął głęboko. Wsunął dłoń pod jej pośladki, tak by móc ściągnąć z niej koszulę. Nie zaprotestowała. Kiedy poczuła dotyk ręki Christophera na wewnętrznej stronie uda, z trudem złapała oddech.
Spoglądał na nią, leżącą pod nim z ciemnymi włosami rozsypanymi dookoła głowy, rozchylonymi ustami i oczami przymkniętymi z pożądania.
— Jesteś taka piękna. — Obdarzył ją takim spojrzeniem, że na szyję i piersi Eleonory wystąpił rumieniec.
— Nie, nie jestem — zaprzeczyła.
— Nie zgadzam się z tobą. Masz piękne ciało Ell. Miękkie, aksamitne, stworzone, by je dotykać. — Pochylił się nad nią i niespiesznie wytyczał pocałunkami ścieżkę wzdłuż szyi, aż na szczyt piersi. — Twoje piersi, są jakby stworzone do mojej dłoni. Ucieleśnienie marzeń żyjącego w samotności mężczyzny — szepnął zdławionym głosem. Ciepłą, szorstką dłonią otoczył jedną z nich, drażniąc kciukiem jej czubek. — Twoje usta idealnie pasują do moich. — Oszołomił ją kolejnym pocałunkiem. — Nie ma niczego, tak idealnie miękkiego, jak wnętrze twoich ud. — Delikatnie wsunął dłoń między jej nogi.
— Chris, proszę. — Gwałtownie wciągnęła powietrze. Krew zaczęła w niej gwałtownie pulsować.
Całował jej szyję, nie przestając jej dotykać. Zaczął ją całować przesuwając się w dół jej ciała.
Kiedy przeszedł ją dreszcz, wczepiła się obiema rękami w jego jasne włosy. Wsunął się między jej uda. Zanim uświadomiła jego zamiary, pochylił się i pocałował ją w to najintymniejsze miejsce w jej ciele.
— Chris! — jęknęła. — Do licha... — usiłowała wkręcić biodra, ale mocno ją trzymał. — Och! Nie wolno ci!
— Czego mi nie wolno? — Spojrzał na nią wyzywająco, czując drżenie jej ciała.
— Ja... ja nie wiem... — Nie miała siły na dalsze protesty.
Straciła oddech, bo ogarnął ją żar i nieznośne zniecierpliwienie. Bez ostrzeżenia przetoczyła się przez nią oszałamiająca rozkosz. Było, to tak wszechogarniające uczucie, że nawet nie zauważyła, iż Christopher zmienił pozycję. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą pełną napięcia twarz. Zanurzył się w niej. Jej ciało gwałtownie zaprotestowało, przypominając sobie ból ostatniego zbliżenia.
— Wybacz mi. Za bardzo się pospieszyłem. — Christopher nagle znieruchomiał. — Sprawiłem ci ból — próbował się wycofać.
— Zostań! Błagam cię! — Zacisnęła palce na jego plecach, żeby go zatrzymać. Każdy mięsień jego ciała zdawał się być wykuty z kamienia. W jego oczach zobaczyła, że zbliża się do granic wytrzymałości. — Bądź tylko delikatny.
Oparł ciężar ciała na łokciach i uwięził jej twarz w swoich dłoniach. Zaczął bardzo powoli poruszać się w jej wnętrzu.
— Czy tak jest dobrze? — zapytał, zduszonym głosem.
— Tak.
Poddała mu się całym ciałem, które wychodziło mu naprzeciw w niemal rozpaczliwym pragnieniu spełnienia. Instynktownie zacisnęła się wokół niego. Ogarnęła ją bolesna żądza. Nagle i niespodziewanie zalało ją kilka wspaniałych fal przyjemności, a dręczące uczucie napięcia powoli ustępowało.
Christopher wydał z siebie zduszony jęk. W jego głowie odezwał się ostrzegawczy dwoneczek. Nie miał na sobie zabzpieczenia. Zanurzył się mocno i następnej chwili cofnął się i zastygł w jej ramionach.
Poczuła wilgoć na udzie, słyszała jego urywany oddech i wyczuwała wstrząsające nim dreszcze. Gdy wszystko się uspokoiło, zsunął się z Eleonory i opadł na miękki dywan. Na czole i nagiej piersi połyskiwały krople potu. Sięgnął po szlafrok i okrył ich.
— Daj mi chwilkę — poprosił cicho.
— Nigdzie mi się nie spieszy. Wygodnie mi tutaj. — Położyła głowę na jego piersi.
Uśmiechnął się i pocałował ją w czubek głowy. Ogień przygasł, a otaczające cienie pogłębiły się, obejmując ich przytulnym półmrokiem.
— Przepraszam cię — odezwał się pierwszy.
— Za co? — Przesunęła palcami po tatuażu. Pióra kruka połyskiwały czernią.
— Zbytnio się pospieszyłem i sprawiłem ci ból.
Eleonora zmarszczyła brwi i lekko potrząsnęła głową, bo w pierwszej sekundzie go nie zrozumiała.
— A! O to ci chodzi! — zaskoczyła. — Nie rozumiem twoich wyrzutów sumienia. — Pogładziła go po policzku. Był delikatnie szorstki od zarostu. — Zabolało mnie, ale tylko przez krócitki moment — zapewniała uśmiechając się. — Utrata dziewictwa, jest nieodłącznym elementem w życiu każdej kobiety.
— Z taką lekkością to traktujesz.
— A ty, za bardzo się tym przejmujesz. Powiesz mi, dlaczego?
Christopher na chwilę uciekł wzrokiem gdzieś w bok. W jego pamięci pojawiła się wykrzywiona płaczem twarz i odpychające go dłonie. Starał się być delikatny i ostrożny, ale o swojej nocy poślubnej myślał nie inaczej, jak o koszmarze, który wzbudził tylko frustrację i wyrzuty sumienia. Nie miał pojęcia co zrobił źle, ale starał się to naprawić w najgorszy możliwy sposób. Prezentami i spełnianiem wszelkich zachcianek.
— Moja noc poślubna nie należała do hmm... udanych — odpowiedział szczerze.
Eleonora uniosła się na ramieniu i spojrzała mu w twarz. Poczuła ogromną chęć, by skomentować to, co usłyszała, ale w porę ugryzła się w język.
— Mówiłam ci już, że jesteś wspaniały? — Pochyliła się i pocałowała, chcąc zmienić temat i odgonić od niego smutek, jaki na ułamek sekundy pojawił się w złotych oczach.
— Owszem.
— A mówiłam, że jestem pełna podziwu dla twojego opanowania — pogładziła go po torsie.
— Opanowania? — Lekko się zdumiał.
— Nie każdego mężczyznę stać na coś takiego. Zwykle większość traci głowę, w tym wyjątkowym momencie.
— Cóż, musiałem się tego nauczyć przy mojej... przy byłej żonie.
Kolejne przykre obrazy pojawiły się w jego myślach.
— Dlaczego?
— Nie chciała mieć dzieci — powiedział cicho.
— Jest kilka sposobów na to, by nie począć dziecka.
— Tak, ale ona była im bardzo przeciwna. Nie chciała ich używać, twierdząc, że to grzech.
— Co z niej za kobieta!
W Eleonorze nagle wybuchła irytacja zasłyszanymi od Christophera słowami. Usiadła, a część szlafroka, która ją osłaniała zsunęła się z niej. Patrzył zachwycony. Była rozzłoszczona i piękna.
— Grzech?! A płodzenie bez zastanowienia dzieci, by później ich nie kochać, albo co gorsza porzucać, to już nie jest grzech?!
— Ell... — Podniósł się i objął ją ramieniem. Był zaskoczony jej wybuchem.
— Tak nie można! Jak ona mogła traktować cię tak okrutnie?!
— To było dawno.
— Ale ona znęcała się nad tobą!
— Nie warto o tym wspominać. — Uśmiechnął się łagodnie, odgarniając pasmo włosów z jej ramienia.
Był wdzięczny za jej słowa, a jednocześnie odkrył, że w tamtych chwilach tak właśnie się czuł. Jak poddany najgorszym torturom.
— To musiało być okropne!
— Było — przyznał.
— I...
— Nie mówmy już o tym — poprosił cicho. Delikatnie wodził palcami po złocistych plamkach po jej skórze, rysując tajemnicze wzory, które sprawiły, że w jednej chwili złość z jej oczu zniknęła. — Są piękne.
— Co? — Eleonora wstrzymała oddech i lekko przymknęła powieki.
— Twoje piegi.
— Naprawdę?
— Pocałunki słońca. — Ujął ją delikatnie pod brodę.
— A mówił pan, jakiś czas temu, że nie potrafi pięknie mówić.
— Sparwiłaś, że właśnie odkryłem w sobie poetę.
Przez chwilę wpatrywał się w Eleonorę z takim natężeniem, jakby pragnął wyryć w pamięci jej twarz, by zatrzeć na zawsze obraz kobiety, która go zraniła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top