Rozdział II

     Otaczające go dźwięki były przyjemne. Świergot ptaków, szum wiatru, a w oddali odgłos płynącej rzeki. Łącznie, wszystko brzmiało niczym wspaniały koncert. Harmonia, która trwała, trwa i będzie trwać po wieki. Było tylko jedno ale. Jedno jedyne ale, które zaczynało burzyć całą tą symfonię. To wspaniałe przedstawienie trwało już zbyt długo. Przez tą całą otoczkę zaczeły się przebijać odgłosy innych kotów. Rzeka zaczęła niebezpiecznie szumieć, a wręcz grzmić. Woda rozbryzgiwana przez kamienie opadało dookoła. Doszła do nich chłodna bryza i kszątające się koty. Taki właśnie obraz ujrzał Lodek, kiedy otworzył swoje lodowatobłękitne oczy. Ciężar atmosfery wręcz go przygniótł. Obce mu koty patrzyły na niego z różnymi emocjami. Jedne z zaciekawieniem, drudzy z powątpiewaniem, a jeszcze inni z wyższością. Te ostatnie, z pewnością nie przypadły młodemu kocurowi do gustu. Udało mu się utrzymać kamienny wyraz pyska. Karmicielka zaniosła go do małej jaskini, pomiędzy dwoma kamieniami. W środku leżała srebrna kotka, białymi skarpetami, końcówką ogona oraz klatką piersiową o jasnozielonch oczach, która zjadała jakąś rybę.

   - Śnieżna Pręgo? Coś się stało? I co to za kociak? - kocica wstała i spojrzała na kotkę, któr go niosła.

   - Witaj Wartka Gwiazdo - Śnieżna Pręga położyła białego kociaka na ziemi, między swoimi łapami i schyliła głowę z szacunkiem. - Znalazłam tego kociaka tuż przy granicy, gdy jakaś włóczęga lub samotniczka się nad nim znęcała - wyjaśniła i polizała małego po głowie. - Kodeks Wojownika mówi, że należy zaopiekować się każdym kociakiem, bezwzględu na pochodzenie - dodła szybko, gdy zobaczyła w oczach swojej przywódczyni cień wątpliwości.

   - Masz rację Śnieżna Pręgo, ale skąd miałaś pewność, że ta kotka się nad nim rzeczywiście znęcała? - zapytała Wartka Gwiazda, siadając wyprostowana, a ogon zawinęła wokół łap.

   - Widziałam, jak podrapała go w pyszczek i trzymała za kark, tak, że przebiła mu zębami skórę. Sama zobacz - brązowa kotka pchnęła delikatnie Lodka w stronę srebrnej kocicy, aby mogła go zobaczyć.

Przywódczyni zmarszyła nos, kiedy na jego pyszczku zobaczyła świeżą ranę, tak samo jak na karku. Na ogonku miał również ślad po ugryzieniu, który wyglądał na dość stary, ale nie był zadany przez dorosłego kota, a kociaka. Obwąchała go jeszcze. Nawet na pierwszy rzut oka wyglądał na zaniedbanego, ale z bliska było od niego czuć wronią karmę i odór choroby. Jej spojrzenie zmiękło.

   - Jak się nazywasz, kociaku? - zapytała łagodnię, odsuwając się od niego, aby dać mu trochę przestrzeni.

   - L-Lodek. M-Mam na i-imię Lodek - wydukał, patrząc na własne łapki.

   - Powiedz, czy twoja mama się nad tobą znęcała? - zapytała, starając się nie przestraszyć kociaka.

   - Ona... - Lodek zamilkł. Bał się, że jego matka nagle tu wbiegnie i znowu go ukarze. - Ja... Boję się p-powiedzieć - przyznał, tuląc się do brzucha Śnieżnej Pręgi.

   - No dalej maluchu - zamruczała kotka w białe pręgi, od czego zawdzięczała swoje imię. - Ona cię tu nie znajdzie. Obiecuję - polizała go zachęcahąco między uszami, aby dodać mu otuchy. Lodek wziął głęboki oddech.

   - T-Tak... - mruknał, a kotki popatrzyły na siebie zaskoczone, mimo, że właśnie takiej odpowiedzi się spodziewały. - Moja m-mama zawsze u-uważała, że jestem go-gorszy od m-moich dwóch starszych sió-sióstr. K-Karała mnie z-za wszystko, c-c o według n-nich źle zrobiłem. O-One same też mi to robiły - dodał cicho i zaczął szlochać. Po minionym szoku, rany zaczęły go piec. - One tak strasznie bolą... - pisnął, a Śnieżna Pręga przytuliła go pocieszająco.

   - Zabierz go do Bursztynowej Cętki. Szybko! - nakazała przywódczyni, a Śnieżna Pręga złapała Lodka delikatnie za kark, aby nie urazić rany na jego karku i pobiegła w stronę legowiska ich medyka.

   - Bursztynowa Cętko! Potrzebuje twojej pomocy - kotka wpadła do legowiska kocura. Bursztynowa Cętka był niesamowitym kotem, ponieważ był szylkretowy. Jego futro było brązowo-rudo-czarne. Bardzo rzadka odmiana genetyczna, przez co był bezpłodny, ale jako medykowi i kocurowi lubującego się we własnej płci w ogóle mu to nie przeszkadzało.

   - Jestem, Śnieżna Pręgo! Coś się stało? - kocur wyskoczył ze swojego składziku i podbiegł do siostry.

   - Znalazłam tego kociaka na granicy. Ma na imię Lodek. Wartka Gwiazda chciała, abyś obejrzał jego rany - wytłumaczyła kotka, a medyk pokiwał głową.

   - Oczywiścię, rzucę na to okiem - miauknął kocur i rozpoczął oględziny Lodka. Obwąchał go również, nieco się przy tym krzywiąc.

   - I jak? - spytała Śnieżna Pręga.

   - W ranę na pyszczu zdążyło się wkraść zakażenie. Niestety, zostanie mu tam blizna. Kark można zabezpieczyć i na wszelki wypadek również nałożę na niego okład z nagietka. Za to rana na ogonku ładnie się goi - Bursztynowa Cętka oświadczył swój werdykt i udał soę do swojego składziku. Wrócił z małym pakunkiem w pysku.

   - A teraz Lodku, nałożę ci okład z nagietka na twój pyszczek i kark - kocur zwrócił się do kociaka z łagodnym tonem głosu. - Może cię to trochę piec, ale to pomoże się raną prawidłowo zagoić - biały kocurek kiwnął niepewnie głową i pozwolił Bursztynowej Cętce opatrzyć jego rany.

Tak jak medyk ostrzegał, piekły go niemiłosiernie, ale dzielnie wytrzymał to okropne uczucie. Miał nadzieję, że oto rozpoczyna się jego nowy, lepszy rozdział życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top