Rozdział I
Lodek spał przy boku swojej matki, napawając się niewielkim ciepłem, jakie dawało mu jej ciało. Ona zaś, w łapach trzymała dwa kociaki, szlochając. Małe ciałka były zimne, tak samo jak ziemia. Lodek prychnął i wtulił się bardziej w długie futro matki, czując coraz większy chłód. Kotka wstała i odepchnęła go od siebie. Ten zaskoczony wrzasnął, a z jego pyszczka uniósła się para. Uważnie obserwował kocicę swoimi lodowato-niebieskimi oczami, gdy ta wykopała zagłębienie w twardej ziemi i ułożyła tam jego radzeństwo, aby wyglądali, jakby spali. Kocurek nie rozumiał tego. Zawsze był na ostatnim miejscu, ale przenigdy nie został tak potraktowany. Patrzył zszokowany na matkę, a ona odwróciła się zjeżona i wysunęła pazury, a w jej oczach szalał obłęd. Zamachnęła się łapą i trafiła swojego kociaka w pyszczek.
- To za to, że nie potrafiłeś pomóc swoim siostrą! - wysyczała i brutalnie złapała go za kark.
Tym razem, Lodek nie wydał z siebie rzadego dźwięku. Nauczył się, że ma się w ogóle nie odzywać, inaczej kończyłi się uderzenie, albo brakiem jedzenia przez kolejne kilka dni. Przez to, kociak był osłabiony i wychudzony.
- Pozbędę się ciebie raz na zawsze - wywarzczała kotka przez zęby i jeszcze bardziej zacisnęła szczękę, przez co po jego białyn futerku spłynęła szkarłatna krew.
Kociak zaszlochał głośno, mając nadzieję, że ktoś przybędzie mu z pomocą. Jego modły zostały wysłuchane, ponieważ krzaki przed nimi zatrzęsły się, a do jego nosa napłynął zapach obcego kota. Jego matka upuściła go i uciekła. Lodek uderzył głucho w ziemię. Nie miał siły nawet pisnąć z bólu przy uderzeniu. Zamknał oczy.
- Na Klan Gwiazdy! Kto ci to zrobił?! - usłyszał i że stęknięciem uchylił powieki. Zobaczył brąwą kotkę z białymi pręgami i niebieskimi oczami. Nie odpowiedział.
- To na pewno ta kotka, którą przez chwilę widziałam - domyśliła się, a jej futro uniosło się.
- Proszę, nie... - wyszeptał biały kociak, zaciskając przerażony oczy.
Po kilku uderzeniach serca, które trwały w nieskończoność, poczuł ciepły język na swoim poranionym karku. Sapnał zaskoczony, ale nie ruszył się ani o milimetr. Nieznajoma wyczyścila jego z krwi jego futerko oraz pyszczek.
- Przepraszam. Nie chciałam cię przestraszyć - powiedziała że skruchą. - Jak masz na imię? - zagadnęła go i delikatnie popchnęła nosem, aby wstał.
- L-Lodek - wydukał i wstał na łapki, jednak zachwiał się i upadł by, gdyby nie kotka, która go uratowała, znowu leżałby na ziemi.
- Piękne imię - wymruczała i ruszyła powoli przed siebie. - Ja mam na imię Śnieżna Pręga i jestem karmicielką Klanu Rzeki. Czy pozwolisz, żebym cię wzięła?Wyglądasz na bardzo osłabionego - spytała, patrząc na niego z troską.
Kociak pokiwał głową i pochylił głowę, aby ułatwić kotce złapanie go. Obawiał się jednak, że jej chwyt będzie tak samo bolesny, jak jego matki. Zdziwił się jednak i to bardzo. Śnieżna Pręga złapała go delikatnie i z miłością. Uniosła go do góry i ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. Lodek obserwował i uważnie otoczenie, swoimi lodowato-niebieskimi oczami. Niegdy nie zapuszczał się tak daleko. W zasadzie matka nigdy nigdzie go nie zabierała i zawsze zostawał w ich prowizorycznym legowisku. Westchnął głęboko i znów zaczał obserwować otaczające ich tereny. Kołysał się, zwisając w pysku miłej kotki i zrobił się od tego senny. Ziewnął, ukazując rządek biały, małych i ostrych jak szpileczki zębów. Zamknął oczy, korzystając z okazji chwilowego spokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top