88

Perspektywa Thomasa:

W życiu bałem się wiele razy, jednak strach, który towarzyszy mi w obecnej sytuacji zajmuje pierwsze miejsce. I mimo iż nieprzytomny Paul wygląda na osobę pogrążoną w mocnym śnie, to i tak stres zżera mnie od środka. Bo to co najgorsze dopiero przed nami, a obecna chwila jest bolesną ciszą przed burzą

Po wprowadzeniu nas do domu, Harry od razu kazał mojemu tacie podążyć za nim na piętro. Ułożyliśmy chłopaka na łóżku w pokoju gościnnym, a Louis w międzyczasie przyniósł parę medycznych sprzętów. Głównie były to kroplówki, jakieś strzykawki, jednak jeden sprzęt sprawił, że poczułem się nieswojo. Urządzenie do monitorowania pracy serca. Inaczej zwany jako aparat EKG

- Kiedy może się obudzić?- zapytałem wpatrując się beznamiętnie w biały sufit w salonie

- Tego nie wiemy, jednak- zaczął Harry, a ja nie odrywając potylicy od zagłówka kanapy zerknąłem na niego. Mężczyzna zabrał głębszy wdech, po czym z niepokojem spojrzał na Louis'a siedzącego po jego lewej stronie. Mina bruneta wyrażała ból i nie muszę chyba mówić, że bardzo mnie to zaniepokoiło

- Jednak?- pospieszyłem, prostując się

Harry westchnął posyłając drugiemu porozumiewawcze spojrzenie, by po chwili znów zerknąć na mnie

- Jednak to kiedy się obudzi powinno być naszym ostatnim zmartwieniem. Jeśli chłopak okaże się za słaby, a jego organizm nie poradzi sobie z toksynami może się już nigdy nie obudzić- wyjaśnił, a ja poczułem nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej

Nie, to musi być jakiś koszmar

Oderwałem przerażony wzrok od Harry'ego, po czym przeniosłem go na Dylana, który siedział po mojej prawej stronie. Szatyn również obrócił głowę , a gdy zobaczyłem niepokój w jego oczach, zrozumiałem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jeszcze do niedawna, byłem zwykłym nastolatkiem chcącym jedynie wyrwać się z domu i zacząć zarabiać na życie. A teraz? Teraz zmagam się z problemami i wyzwaniami, o których mi się nawet nie śniło.

Porwania? Eksperymenty? Przemiany? Ataki? Czytałem wiele książek gdzie główny bohater zmaga się z niecodziennymi i niebezpiecznymi zdarzeniami. Zawsze podświadomie chciałem przeżyć choć jedną z takich chwil, jednak teraz. Teraz gdy sam to wszystko przeżyłem, chce powrotu do normalności. Fajnie jest to tylko czytać wiedząc, że nic mi nie grozi

- Pójdę zrobić coś do picia- westchnął Louis wstając- Chcecie coś?- zapytał spoglądając na naszą dwójkę

Spojrzeliśmy po sobie z Dylanem, po czym zsynchronizowani jak w zegarku pokręciliśmy głową na 'nie' . Mężczyzna kiwnął głową, po czym spojrzał na Harry'ego

- To co zawsze- rzucił posyłając mu mały uśmiech

Louis skinął głową, po czym bez zbędnego przedłużania opuścił salon. Zostaliśmy sami z głuchą cisza i jak na ironię ta cisza krzyczała najgłośniej. Nie musieliśmy nic mówić, aby czuć nasz niepokój i strach przed tym co miało nadejść.

Jedynym plusem jest to, że jest tu osoba, która to przeżyła i zapewne będzie wiedziała co robić. Właśnie!

- Przepraszam jeśli moje pytanie będzie nie na miejscu- zacząłem, a Harry od razu uniósł na mnie wzrok- ale czy byłeś przy zmianie Louis'a w hybrydę?

- Tak. Czemu pytasz?

- Jestem ciekawy całego procesu zmiany. Czy Louis mógłby mi powiedzieć na ile był świadomy podczas przemiany?- zapytałem korzystając z sytuacji, że mężczyzny nie było przy nas

Harry uniósł lekko głowę spoglądając przed siebie, po czym zaczął się nad czymś zastanawiać. Może nie powinienem pytać o tak prywatną rzecz. W końcu to nie jest przyjemne wspomnienie i coś czuję, że Louis nie będzie chciał o tym rozmawiać. Samo nasze przyjście musiało wywołać u niego nieprzyjemne wspomnienia

- Przemiana jest- odezwał się nagle Harry. Jego wzrok dalej spoczywała gdzieś w przestrzeni, a kącik ust uniósł się lekko w górę. I mimo iż uśmiechał się wiedziałem, że ten uśmiech przepełniony jest bólem- jest jak walka z samym sobą. Podczas gdy toksyny krążą w twoich żyłach ty nie myślisz nad tym, aby opanować swoje instynkty. Wtedy walczysz o przetrwanie. Widzisz urywki scen jakie odgrywają się dookoła ciebie. Gdy w końcu na ułamek sekundy odzyskasz samokontrolę czujesz dezorientację. Ból który rozchodzi się po twoim całym ciele staje się niczym w porównaniu do bólu psychicznego. Boisz się o to, aby nie wyrządzić komuś krzywdy, bo wiesz, że nie opanujesz swoich instynktów- wyszeptał spuszczając wzrok na swoje dłonie- A najgorsze jest to, gdy widzisz strach w oczach najbliższej ci osoby

Z niedowierzaniem wpatrywałem się w Harry'ego. Na jego ustach formował się lekki uśmiech...tak bardzo smutny uśmiech

- Louis to wszystko ci opowiedział?- zapytał Dylan, a mężczyzna parsknął smutnym śmiechem

- Nie musiał- odparł kręcąc głową, po czym uniósł na nas wzrok- ja to też przeżyłem- wyjaśnił, a jego oczy zaświeciły się na złoto-czerwony kolor

Momentalnie zabrałem głębszy wdech i z jeszcze większym szokiem wpatrywałem się w jego tęczówki. Czyli on też jest hybrydą

- Jesteś drugą hybrydą?- zapytałem niedowierzając

- Nie, jestem pierwszą. Louis jest drugą

- Kto przemienił Louisa?- dopytywałem mimo iż wiedziałem, że to może być wrażliwy temat. Harry westchnął, po czym z lekkim bólem spojrzał na swoje dłonie

Thomas czy ty chodź raz możesz trzymać język za zębami?

- Po mojej przemianie długo do siebie dochodziłem. Bałem się, że przegram z instynktem wampira dlatego też nie pozwoliłem nikomu podejść do siebie. Bałem się że mogę rzucić się na kogoś z kłami. - powiedział, po czym zabrał większy wdech unosząc głowę- Ale Louis miał wobec mnie inne plany. To on czuwał nade mną każdego dnia i każdej nocy. Nie opuszczał mnie na krok i chodź czasem to męczyło, wiedziałem, że chce dla mnie dobrze. Po pewnym czasie mój stan polepszył się, a ja zacząłem normalnie funkcjonować. Zacząłem też chodzić na terapię, które bardzo mi pomogły. Nie byłem już tym zamkniętym chłopakiem po przemianie, który za wszelką cenę chciał ukryć się przed światem- jego kącik ust drgnął lekko, jednak twarz pozostawała smutna- Niestety tak było do momentu. Do momentu, aż Louis przypadkowo nie rozciął sobie palca o kartkę. Gdy poczułem zapach krwi moje instynkty dały o sobie znać. Czułem się ją zwierzę gotowe rozerwać swoją ofiarę. I nie chodziło tu o moją wilczą stronę...to strona wampira okazała się być tą brutalniejszą

Harry złączył usta w wąską linię, po czym pomrugał parę razy aby odgonić łzy. Chciałem już powiedzieć, że jeśli nie chce opowiadać to może przestać, jednak mężczyzna mnie uprzedził

- I wtedy wszystkie moje koszmary ziściły się Zaatakowałem go. Louis był bez szans, a moja wampirza strona przejęła nade mną kontrolę. Pamiętam jak wgryzłem się w jego szyję i zacząłem wysysać krew. Robiłem to bez najmniejszego zawachania i bez skrupułów. Nie interesowało mnie to, że zaraz go zabije, byłem głodny krwi. - wyszeptał unosząc głowę w górę, a po jego policzku spłynęła łza- Ale ten u góry miał dla nas inne plany. Podczas tego całego zajścia Louis nie odezwał się ani razu. Nie krzyknął, nie odepchnął, nie bronił się, bo nie chciał mnie zranić. Jego skóra zaczęła szarzeć, oczy stały się zamglone, a usta sine. Po pewnym czasie zemdlał i pewnie nie ruszyło by mnie to, gdyby nie pewne dwa słowa. Dwa słowa, które resztkami sił wyszeptał wprost do mojego ucha.

Uśmiechał się na to wspomnienie, po czym przeniósł swój wzrok na mnie

- I to było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Momentalnie oderwałem się od jego zimnej szyi. Nie wiedziałem co robić i przez prawie dziesięć minut siedziałem na ziemi wpatrując się w nieprzytomnego Louisa. Po pewnym czasie mnie olśniło i nie zważając na konsekwencje znów wbiłem się w jego szyję. Jednak tym razem zamiast wyssać krew wstrzyknąłem do jego ciała toksyny. Wiedziałem, że mogę go tym zabić, jednak wtedy istniał cień szansy, że zmieni się w hybrydę

Harry pociągnął nosem, przejeżdżając dłonią po policzku, a moja klatka piersiowa boleśnie zakuła.

- I później rolę się odwróciły. To Louis nie chciał do siebie nikogo dopuszczać... Zayna, Liama, Nialla...i nawet mnie. Mnie i moich przyjaciół bardzo to bolało, jednak ja w pewnym stopniu to rozumiałem. Zrozumiałem też to jak czuł się Louis podczas mojej przemiany- powiedział, po czym szybko obrócił głowę w drugą stronę, gdy po jego policzku spłynęła łza

- Rozumiem- powiedziałem chcąc przerwać jego bolesny monolog. Gdybym wiedział, że tyle bólu wywoła u niego to wspomnienie nie pytał bym

Harry znów spojrzał w moją stronę, po czym kiwnął głową dziękując mi. Może jednak chciał się wygadać. Pomiędzy nami znów zapanowała cisza, a ja poprawiłem się na kanapie. W tym momencie byłem bardzo rozdarty i nie wiedziałem na czym skupić myśli. Przez pewien czas mój umysł został kompletnie oderwany od rzeczywistości do tego stopnia, że nawet nie zwróciłem uwagi na to jak Dylan przekłada ręką przez moje ramię.

Pokręciłem zrezygnowany głową, po czym spojrzałem na szatyna. Chłopak uśmiechnął się do mnie chcąc mnie trochę pokrzepić, jednak nie udało mu się to. Przybliżyłem się do jego boku opierając policzek o tors, a mój wzrok znów spoczął na tym nieszczęsnym stoliku do kawy. Trwaliśmy tak w ciszy, a żaden z nas nie chciał się odezwać. W między czasie Louis przyniósł kawy, po czym sam zajął miejsce obok Harry'ego, który zdążył już wytrzeć łzy

Przerzuciłem dłoń przez brzuch Dylana, po czym wtuliłem się bardziej w jego tors. Przymknąłem oczy, a gdy poczułem jego przyjemny zapach uspokoiłem się lekko. Normalnie nie lubię okazywać uczuć w miejscach publicznych czy przy ludziach, jednach w obecnej sytuacji nie interesuje mnie co pomyśli Harry i Louis.

Chce przynajmniej przez chwilę poczuć te ciepło, które tak bardzo mnie uspokaja

Każdy z nas siedział w ciszy nie chcąc się odezwać i pewnie było by tak przez następne parę godzin, gdyby nie jeden mały szkopuł. Na schodach usłyszeliśmy odgłos kroków. Bardzo szybkich i głośnych kroków. Wszyscy obecni w salonie od razu spojrzeli w stronę wejścia, a po niespełna sekundzie stanął w nich mój ojciec. Jego ramiona unosiły się i opadały w zawrotnym tempie. Jego usta były lekko uchylone, a w oczach dostrzegłem strach. Nie musiał nic mówić, bo już po chwili każdy wstał z swojego miejsca. Ruszyliśmy w stronę schodów, a ja w duszy zacząłem się modlić, aby Paul'owi nic nie było. Wbiegliśmy po schodach do góry, po czym skierowaliśmy się do pokoju gościnnego i którym leżał nieprzytomny Paul. Louis wraz z moim ojcem wbiegli do pokoju jako pierwsi, po nich był Harry, Dylan, a na końcu ja. Przekroczyłem próg pokoju, a mój wzrok padł na prawo. Paul nadal leżał w tym samym miejscu co wcześniej. Jego oczy były zamknięte, a twarz blada, dłonie spoczywały na białej pościeli wzdłuż jego ciała. Wszystko wyglądało tak jak wcześniej, gdy go tu zostawiliśmy wraz z moim ojcem. Niestety dopiero tylko po chwili dostrzegłem małą różnice

Aparat EKG będący obok łóżka Paula piszczał, a na ekranie wyświetlała się ciągła linia

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

No cóż. Miłej niedzieli

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top