48
Perspektywa Thomasa:
- Lest krismas Aj gew ju maj hart!
- Thomas przestań śpiewać te świąteczne piosenki- powiedział Paul już lekko znudzonym głosem
- Ale przecież mówiłeś, że idziemy na komendę
- Nie komendę tylko kolędę tak po pierwsze, a po drugie kto śpiewa kolędy idąc na komendę?
- Ja!- krzyknąłem przez śmiech, a moje ciało zachwiało się
Po wyjściu z domu udałem się do sklepu, aby niby kupić krew....niby bo Paul zabronił mi pić alkoholu. Jak możecie się domyślać kupiłem mała szklaną butelkę z tym magicznym trunkiem...no i krew dla niepoznaki. Teraz chodzimy po całym mieście a reszta musi mnie pilnować. Trochę to dziwne, bo zazwyczaj w szkole to ja pełnię tą funkcję, jednak teraz jestem pod wpływem i mało mnie to interesuje
Też jestem nastolatkiem i też chcę się wyszaleć
- Ale mi gorąco- powiedziałem ustając w miejscu
- Dziwisz się?- zapytał jeden z chłopaków podchodząc do mnie. Obróciłem się w jego stronę, a moje ciało zachwiało się przez co musiałem podrzynać się jego ramienia - cały czas biegasz...to naturalne, że twoje ciało się rozgrzało
- Aż dziwne, że jeszcze nie wytrzeźwiałeś- dodał inny, a reszta stanęła obok nas- może usiądziemy? Nogi mnie już bolą
- Ciebie zawsze coś boli- rzucił Paul, a reszta wybuchła śmiechem- ale też jestem zdania, aby gdzieś usiąść. Cały czas muszę latać za tobą i cię ogarniać
Przewróciłem rozbawiony oczami, po czym lekko chwiejnym krokiem udałem się w stronę najbliższej ławki. Rozsiadłem się wygodnie, a już po chwili reszta przyłączyła się.
Przez ten czas co chodziliśmy, zdążyłem zapomnieć o tym zajebie, jednak teraz na powrót szatyn zaczął krążyć mi po głowie. Wystarczyła tylko chwila ciszy, a ja już czuję jak do moich oczu cisną się łzy. Czemu musiałem zakochać się akurat w nim. Jest tylu dobrodusznych mężczyzn...co ja pierdole, nigdy takiego nie spotkałem
- Ale wiecie co- zaczął pokrótce jeden z chłopaków, przez co od razu na niego spojrzeliśmy- fajnie tak poznać to drugą stronę Thomasa. Myślałem, że zawsze jesteś taki ponury
Reszta zaczęła przyznawać rację przedmówcy, a ja niekontrolowanie uśmiechnąłem się pod nosem. To miłe, że nie krytykują mojej drugiej strony. Zawsze bałem się jak ludzie zareagują, dlatego nieświadomie skrywałem się
Widocznie niepotrzebnie
- Zimno się robi- rzucił jeden z chłopaków
- Znam sposób jak się rozgrzać- odparłem. Zacząłem grzebać w kieszeni, a już po chwili na wysokość mojej głowy uniosłem małą szklaną butelkę- nie wiem jak wy ale ja się rozgrzeje
- Ani mi się waż- rzucił Paul, a już po chwili mała butelka zniknęła mi sprzed nosa. Spojrzałem na chłopaka posyłając mu zdziwione spojrzenie, a ten jedyne co zrobił to wyrzucił bułkę gdzieś przed siebie w krzaki
- Ej! Nie wolno tak śmiecić
- O to się nie martw, menele w naszym mieście wyczuwając niedopity alkohol na kilometr
- Ale to było kupione za moją kasę- rzuciłem zaplatając dłonie na piersi
- Kupię ci jutro krew w szkole- odparł, a ja złączyłem usta w wąską linię
Naburmuszony oparłem się o ławkę, a reszta wybuchła cichym śmiechem. Każdy zaczął gadać o głupotach, a ja od niechcenia odchyliłem głowę w tył. Zaciągnąłem się świeżym powietrzem, jednak to nie zrelaksowało mnie.
Jasne, że czuje się przy nich dobrze...jednak dalej chciałbym czuć przy sobie Dylana. Chciałbym na powrót wtulić się w jego pierś i zostać objęty przez jego silne ramiona. Chce usłyszeć jego niski głos i to jak bije jego serce. Nigdy mu tego nie mówiłem, ale to naprawdę mnie relaksowało
Nagle poczułem jak moje oczy stają się szkliste, przez co od razu złączyłem usta w wąską linię. Zacząłem mrugać oczami jednak nic to nie dało. Niekontrolowanie zaciągnąłem się nosem, a reszta jakby zamilkła
- Tommy wszystko okey?- zapytał Paul
- Gdybyś nie wypowiedział tego zdania to pewnie jakoś bym się powstrzymał- odparłem już lekko łkając
Chłopak od razu przytulił mnie do swojej piersi, a ja nie wytrzymując wybuchłem głośnym płaczem. Paul zaczął gładzić mnie po plecach, jednak to nie pomagało. Mój płacz stawał się donośniejszy, przez co z trudem nabierałem powietrza
- Tommy spokojnie wiem, że jest ci ciężko, ale naprawdę nie powinieneś płakać za takimi dupkiem- próbował mnie pocieszyć
- Ale ja naprawdę się w nim zakochałem- odparłem łkając- Tyle razy mi pomagał, a ja jak głupi pomyślałem, że to coś więcej
- Patrz na plusy
- A są jakieś?
- Tak, teraz zdobyłeś doświadczenie i w przyszłości nie dasz się tak łatwo zranić. Pamiętaj, że liczy się tu i teraz, a przeszłość to przeszłość z której możemy wyciągnąć wnioski. Nie możesz się poddać po jednej porażce- wyszeptał, a ja bardziej wtuliłem się w pierś chłopaka
Zacząłem wypłakiwać się w jego bluzę, a chłopak gładził mnie co chwilę po plecach. Może i Paul ma racje, że nie powinno się patrzeć w przeszłość...tylko, że ja nie widzę swojej przyszłości bez Dylana....a może wydaje mi się tak po alkoholu
- Muszę coś zrobić- powiedziałem odrywając się od chłopaka
- Gdzie idziesz?- zapytał zdezorientowany, gdy wstałem z miejsca- Tommy stój- Chłopak załapał mnie za ręką, po czym jednym zwinnym ruchem obrócił w swoją stronę.
- Muszę z nim porozmawiać. Chce mu powiedzieć wszystko co o nim myślę- wyszeptałem roniąc kolejne łzy
Pomiędzy nami nastała cisza, a reszta zdążyła wstać z miejsca. Chłopak spojrzał na nich, po czym puścił moją dłoń, gdy jeden z nich kiwnął głową
- Dobrze- powiedział wzdychając ciężko- ale idziemy z tobą. Staniemy sobie gdzieś w oddali
- Okey- odparłem kiwając głową i nie czekając ani chwili dłużej ruszyłem w stronę domu Dylana
*******
Nie wiem skąd we mnie tyle siły, ale przez całą drogę do jego domu moje nogi nie zwalniały tempa...jednak teraz gdy stoję przed jego i mam wcisnąć ten pieprzony dzwonek moje ciało odmawia posłuszeństwa
- Nie będziemy stać tu wieczność- usłyszałem głos Paula za sobą, przez co lekko się wzdrygnąłem
Dobra Thomas! Ogarnij się!
Klepnąłem się w policzki, po czym bez zawahania kliknąłem w dzwonek. A może by tak spierdolić...Nie, za daleko dotarłem
Nagle drzwi otworzyły się, a przez moje ciało przeszły dreszcze. Spojrzałem przed siebie, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Dylan. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, przez co moje mięśnie spięły się. Chyba nie był to dobry pomysł, aby tu przychodzić
Nie! Muszę mieć to za sobą. Niech wie jak bardzo zjebał
- Co tu robisz?- zapytał nie ukrywając zdziwienia
- Jestem tu aby ci powiedzieć jak bardzo spierdoliłeś sprawę
- Piłeś prawda? I nie mów, że nie bo słyszę po głosie
- To nie ma znaczenia czy piłem czy nie, bo to nie zmienia faktu, że jesteś spierdoliną- odparłem lekko wkurzonym głosem wskazując na niego palcem- Słuchaj mnie teraz bardzo uważnie, bo nie mam zamiaru powtarzać. Jesteś pieprzonym egoistą i bezuczuciowym dupkiem, który nie liczy się z innymi
- Thomas to nie tak
- Nie przerywaj mi!- krzyknąłem- a poza tym jak możesz mówić, że to nie tak. Przecież ty pomagałeś mi, wychodziłeś w środku nocy, broniłeś mnie, wspierałeś, pocieszałeś...i co teraz...myślisz, że od tak możesz zakończyć to co jest między nami?! Jasne, że to wszystko mogło być zwykłym wsparciem, ale nie zapomnij o tym, że mnie całowałeś! Przecież obiecałeś, że poczekasz!- krzyknąłem już przez łzy
Pomiędzy nami nastała cisza, a chłopak patrzył na mnie z lekkim szokiem. Kompletnie nie wiedziałem co teraz zrobić więc stałem tam po prostu i głośno płakałem. Mój wzrok zjechał na usta szatyna i cudem udało mi się powstrzymać od rzucenia się na nie.
- I co... już nic nie powiesz?- zapytałem chcąc przerwać ciszę- nawet głupiego przepraszam nie usłyszę?
- Tommy ja
- Co tu się dzieje?- słyszałem niski głos, a po chwili w drzwiach obok Dylana stanął mężczyzna. Od razu zorientowałem się kto to jest- o co chodzi
- O nic tato, możesz już iść- odparł mu Dylan wkurzonym głosem. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym dokładnie zaczął mi się przyglądać
- Kim jesteś?- zapytał lekko zdezorientowanym głosem
- W obecnej sytuacji?- rzuciłem a mój wzrok spoczął na Dylanie - Nikim... już nikim
Mężczyzna spojrzał na mnie z lekkim szokiem, a po moich policzkach spłynęły łzy. Spojrzałem ostatni raz z piwne oczy szatyna, a do mojej głowy przyszedł głupi pomysł
Ja chcę ostatni raz poczuć to ciepło
Eh....raz sie żyje
Nie myśleć długo zrobiłem krok w stronę Dylana, po czym chwyciłem jego twarzy w dłonie. Chłopak spojrzał na mnie z lekkim szokiem i nim zorientował się co chce zrobić było już za późno. Gwałtownie przywarłem do jego warg, a z jego ust wydobył się jęk zaskoczenia. Poruszyłem wargami i o dziwo szatyn oddał pocałunek. W tym momencie nie interesowało mnie, że jego tata na nas patrzy
Niestety wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Niechętnie oderwałem się od szatyna, po czym spojrzałem w jego przerażone oczy
- Od teraz każdy z nas prowadzi swoją własną historię
Uśmiechnąłem się lekko, po czym zabrałem dłonie z jego ciepłych policzków. Obróciłem się w stronę furtki i nie dając Dylanowi możliwość odpowiedzi ruszyłem przed siebie
Nie mogą się zatrzymać
Nie mogę
Z wielkim trudem opuściłem teren posesji, po czym udałem się do grupki znajomych
- Jestem- powiedziałem podchodząc do reszty. Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja głośno westchnąłem- Słyszeliście coś?
- Byłeś tak głośno, że nie dało się nie słyszeć- odparł jeden z chłopaków
Pokiwałem powoli głową, a w tym samym momencie poczułem kogoś dłoń na ramieniu
- Chodźmy, jest jeszcze młoda godzina- powiedział Paul czułym tonem, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech
- Tak... chodźmy
To już koniec
Koniec naszych pocałunków
Koniec tego ciepła, które czuje tylko przy nim
Może kiedyś ktoś obdaruje mnie tym samym uczuciem
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Także no ten...
Jutro z perspektywy Bretta
Sorry za błędy
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top