3
Perspektywa Thomasa:
Przez wszystkie lekcje chodziłem z ogromnym uśmiechem na ustach, a członkowie rady uczniowskiej pytali mnie się czy czasem nie jestem na jakiś proszkach rozweselających
Każdemu odpowiadałem tak samo
"Po prostu los jest nierychliwy, ale sprawiedliwy"
Każdy od razu posyłał mi jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie, a ja jedynie kręciłem głową
Dziś wychodzę normalnie ze szkoły i mogę sobie pozwolić na pójście do dyrektora i zapytanie co z Dylanem. No ale to niegrzecznie jeśli przyjdę spytam prosto z mostu. Dylan narazie czeka na wejście, dlatego do tego czasu muszę wymyślić jakiś pretekst.
- Hej Tommy- powiedział Paul ustając obok mnie- ty jeszcze nie w domu? Przecież już wszystko w radzie zrobione
- Tak tylko, że...- zacząłem drapiąc się po głowę, a mój wzrok spoczął na zeszycie którego trzymał kurczowo przy piersi- to ten cennik?
- Tak, już skończyłem i idę zanieść go dyrektorowi. To ja już będę leciał
- Poczekaj- powiedziałem chwytając go za ramię, chłopak obrócił się w moją stronę po czym uniósł jedną brew w górę- ja to zaniosę. I tak idę do dyrektora więc mi po drodze
- Naprawdę to nie będzie problem?
- Oczywiście, że nie- machnąłem dłonią
- W takim razie dziękuję bardzo
- Nie ma sprawy
Chłopak dał mi cennik po czym jeszcze raz podziękował i udał się w stronę wyjścia. A ja? A ja z cwanym uśmiechem ruszyłem w stronę gabinetu. Usiadłem po drugiej stronie idealnie naprzeciwko Dylana, a ten od razu uniósł głowę w górę
- A ty tu czego?- zapytał wrogo
- Nie twój zasrany interes
- Idziesz się płaszczyć przed dyrektorem? Znów o dofinansowania na tą waszą breję?
- Po pierwsze to nie breja tylko nasze pożywienie
- Krwiopijcy- pyrchnął przerywając mi
- A po drugie idę zanieść cennik- wyjaśniłem unosząc zeszyt
- A no tak....przecież twoje urodziny muszą wyjść jak najlepiej- przewrócił oczami
- To, że mam urodziny w halloween nic nie znaczy- odparłem, a w tym samym momencie osoba przed nim opuściła gabinet- no dalej...biegnij piesku
- A pierdol się- rzucił wrogo, po czym zabierając swój plecak wszedł do środka
Westchnął opierając się o krzesło po czym spojrzałem na osobę która przed chwilą wyszła z pomieszczenia
- Znów za palenie?- zapytałem wysokiego bruneta
Ma na imię Brett i tak jak ja jest wampirem
- Tak, a ten głąb za co?- zapytał wskazując kciukiem na drzwi przez które przed chwilą wszedł jego przyjaciel
- Rozlał puszkę farby na spodnie dyrektora- wyjaśniłem, na co ten tylko zrobił głuche "aaaa"
- To ja będę leciał, nara
- Cześć- rzuciłem, a chłopak ruszył w stronę wyjścia
Na powrót oparłem głowę o ścianę, po czym dla relaksu przymknąłem oczy
W sumie coś mnie dziwi. Brett na ogół jest ponad przeciętnym uczniem, a z nauczycielami się nie kłóci. Jego jedyną wadą są fajki i to, że pali je w widocznych miejscach. Przecież mógłby się z nimi schować i tak często nie trafiał by do dyrektora
Ehhh....chyba następnym razem mu to powiem...mimo, że nie powinienem
*******
- Dowidzenia- usłyszałem wkurzony głos Dylana
Chłopak posłał mi ostatnie wrogie spojrzenie po czym opuścił budynek szkoły. Lekko usatysfakcjonowany podniosłem swoje cztery litery i z uśmiechem na ustach ruszyłem w stronę drzwi
Kulturalnie zapukałem wchodząc do środka, a za drzwiami przywitały mnie dwie starsze panie które swoją drogą bardzo lubię. Grzecznie jak na przewodniczącego rady uczniowskiej przystało zapytałem o zgodę, a te z uśmiechem na ustach kiwnęły głową
Na powrót zapukałem w następne drzwi otwierając je, po czym wszedłem do środka
- Dzień dobry dyrektorze Liam
- Dzień dobry- odparł mi blondyn
Nasz dyrektor to wspaniały człowiek, tak jak ja jest wampirem i dzięki swojej długowieczności zdobył wiele tytułów jak i doświadczeń. Bardzo go szanuje i podziwiam za spokój jaką ma do tych nieogarów w naszej szkole
- Co cię do mnie sprowadza?- dopytał, a ja w tym samym momencie usiadłem na krześle przed jego biurkiem
- Przyniosłem cennik- wyjaśniłem podając mu notes
- O! Dziękuję bardzo- mężczyzna przejął ode mnie zeszyt, po czym na powrót zajął się papierami
- A....co z Dylanem?- zapytałem niepewnie
- W piątek idzie do kozy, a od poniedziałku po lekcjach maluje tamtą ścianę co ubrudził- wyjaśnił nieodrywajac wzroku od papierów
- Rozumiem...no dobrze to ja się już będę zbierał do dom- rzuciłem wstając- dowidzenia
- Dowidzenia
Usatysfakcjonowany opuściłem szkołę uwcześniej żegnając się jeszcze z sekretarkami, po czym od razu udałem się do swoje domu
Droga minęła bardzo spokojnie, jednak gdy tylko stanąłem pod domem moje mięśnie spięły się, a po ciele przeszły dreszcze. Delikatnie otworzyłem drzwi wchodząc do środka, po czym bezszelestnie ściągnąłem buty
Oby tylko mnie nie usłyszała
- Co tu robisz- zapytała kobieta wychodząc zza rogu
- Mamo spokojnie...to ja twój syn- powiedziałem najłagodniej jak tylko potrafiłem. Wyciągnąłem dłonie w przód po czym zbliżyłem się delikatnie do kobiety
- Nie jesteś moim synem!- krzyknęła- jesteś potworem!
- Nie mamo to naprawdę ja- powiedziałem już pewniej jednak ta uciekła do kuchni
Ruszyłem za nią, jednak widząc co trzyma w dłoni od razu zrobiłem krok w tył
- Mamo....- wyszeptałem
- Oddaj mi syna!- krzyknęła ruszając na mnie z zakręconą szklaną flaszką, która była w trzech czwartych pełna
Od razu nawróciłem się i wykorzystując moją wampirzą szybkość wbiegłem po schodach do góry. Zamknąłem się w pokoju, a już po chwili mogłem usłyszeć kroki na korytarzu. Moje dłonie zaczęły się trząść, a z oczu poleciały pierwsze łzy
- Otwieraj ty potworze!- krzyknęła szarpiąc za klamkę w drzwiach, przez co od razu odskoczyłem w tył
- Mamo to naprawdę ja. Twój syn- odparłem łkając
- Nie jesteś moim synem!
Kobieta zaczęła uderzać w drzwi, a ja ze strachu otworzyłem okno, aby mieć drogę ucieczki. Usiadłem na parapecie, po czym jeszcze raz spojrzałem w stronę drzwi
- Kocham cię mamo- wyszeptałem, po czym zeskoczyłem z parapetu
Delikatnie wylądowałem na trawie, po czym od razu ruszyłem w stronę szopy
Wiele razy zdążają mi się takie akcję, a tam trzymam ciuchy na przebranie
Ubrałem się w moje czarne obcisłe spodnie oraz czarną bluzę. Po cichu opuściłem teren mojego domu, po czym pokierowałem się w bardzo dobrze znane mi miejsce
Stary plac zabaw
Często tu przychodzę i na moje szczęście nikomu nie chce się tam fatygować. Stało to się moją oazą spokoju
Rozsiadłem się wygodnie na jednej z huśtawek kładąc bezwładnie dłonie na kolanach, po czym głośno westchnąłem. Zacząłem delikatnie bujać się w przód i tył, a moja głowa oparła się o jeden z metalowych łańcuchów
Znów będę musiał siedzieć tu do późna. Boje się wracać, a u nikogo nie mogę nocować, rodziny nie znam, a przyjaciół nie mam
Może zostanę tu z nadzieją, że ktoś mnie porwie
Nie....to głupie
⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱
Brett (wampir)
Liam (wampir)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top