Sekret czwarty


Randką Alice okazał się być Jason Stone, czyli imprezowy Batman. Razem z nim do stolika, przy którym siedzieli członkowie radiowęzła, dołączyła również Dakota Clark z drużyny pływackiej. Ostatnie wolne miejsce zajęła oczywiście Alice, która uśmiechnęła się do mnie radośnie. Nie rozumiałem, czemu mnie o tym nie uprzedziła i czemu nie widziała w swoim zachowaniu nic dziwnego.

Rosalie i Robert spojrzeli na mnie, szukając wyjaśnień, ale posłałem im bezradne spojrzenie, bo sam ich oczekiwałem.

– Pomyślałam, że będzie miło – wytłumaczyła Alice, nabijając na widelec pomidorka koktajlowego.

Westchnąłem lekko, odwzajemniając jej uśmiech. Wiedziałem, że w dosyć bezradny sposób próbowała nadrobić stracony czas i odbudować naszą więź. Chciała, żebym polubił jej nowych znajomych i z Dakotą mi się udało. Jej nie dało się nie lubić. Była serdeczna, otwarta, nieco zwariowana, a przede wszystkim szczera.

Alice potrzebowała kogoś takiego. Dzięki niej była pogodniejsza.

Jason za to... cóż był Jasonem. Chciałbym powiedzieć, że to typowy mięśniak z kiepskimi ocenami i niskim IQ. Chciałbym powiedzieć, że przez te kilka miesięcy został przyłapany na licznych zdradach i zasłużył na miano naczelnego idioty.

Jason Stone był ode mnie starszy, wyższy, bardziej umięśniony, a także udzielał się społecznie. Działał w szkolnym samorządzie i miał coś, co niezaprzeczalnie łączyło go z Alice. Grał w tenisa.

Jego naprawdę, ale to wcale, nie chciałem polubić. Wydawał się być zbyt idealny, a takie osoby zawsze okazywały się zgniłe w środku. Jason został sparingpartnerem Alice, więc często wracali razem do domu, podrzucając mnie przy okazji. W ten sposób oto stałem się przyzwoitką, a z czasem, gdy nie miała treningów drużyny pływackiej, dołączała do mnie Dakota.

Obserwowaliśmy, jak poruszali się na korcie, odbijając tę idiotycznie małą piłeczkę. Oboje poświęcali temu całe swoje serce i bywały momenty, kiedy zastanawiałem się, czy w tym świecie mógł znaleźć się ktoś więcej. Patrząc na Alice po jednej stronie siatki i na Jasona po drugiej, nie podejrzewałbym ich o bycie parą. Oni rywalizowali.

On nienawidził przegrywać, dla niej gra była wszystkim.

Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale wiedziałem, że tak jest. Nie chodziło już wyłącznie o stypendium, które mogła osiągnąć za wyniki sportowe przy odpowiednio wysokiej średniej. Stając przy linii końcowej, dzierżąc rakietę w dłoni, Alice była kimś innym, będąc jednocześnie sobą. Obserwowanie jej twarzy przy każdym uderzeniu było niesamowite.

Jason zazwyczaj wygrywał. Wkładał w swoje uderzenia więcej siły i to było jego główną zaletą. Nigdy jednak nie była to wygrana prosta. Alice była szybsza i zwinniejsza, a także, jak się później okazało, odporniejsza na ból.

Do czasu pojawienia się Jasona nigdy nie interesowałem się tenisem do tego stopnia, by czytać o możliwych kontuzjach, ale w lutym zacząłem zauważać znaczące skrzywienia, gdy Alice prostowała rękę w łokciu. Lekceważyła to oczywiście. Powtarzała, że to nie jest pierwszy ani ostatni raz, kiedy ją coś boli.

Po wpisaniu objawów w internetową wyszukiwarkę miałem już nawet postawioną diagnozę.

– Masz łokieć tenisisty – przywitałem ją następnego dnia, po czym wywróciła oczami.

– Logan, daruj sobie. Jest już lepiej.

Byłem na to zbyt uparty. Namówiłem ją do tymczasowej przerwy od tenisa z Jasonem, co spotkało się ze zdziwieniem ze strony pani Blake i moją radością. Trener Alice miał tego wątpliwości, ale ostatecznie stanął po mojej stronie. Razem z fizjoterapeutą wręczyli jej temblak, na którym musiała umieścić zabandażowaną rękę.

To było moje pierwsze zwycięstwo, po którym nastąpiło kolejne.

Zacząłem interesować się zasadami tenisa. Wcześniej rozumiałem jedynie tyle, co uznałem za konieczne, czyli jak rozpoznać kto wygrywa. Im jednak więcej zaznajamiałem się z całą terminologią tym większy, to miało to dla mnie sens.

Po sześciu tygodniach unieruchomienia i ćwiczeń z fizjoterapeutą Alice wróciła na kort i grała lepiej niż kiedykolwiek, co przyznał nawet Jason. Podejrzewałem, że zwyczajnie potrzebowała odpoczynku i resetu. Niekoniecznie tylko od tenisa.

– To zabawne – stwierdziła Alice, kiedy oglądaliśmy po raz kolejny „Milczenie owiec".

– Co takiego?

– Jason jest o ciebie zazdrosny.

Spojrzałem na nią zaciekawiony, kładąc miskę z popcornem na stole.

– Przypomniało ci się o tym ze względu na Lectera? – zapytałem żartobliwie, chcąc wywołać uśmiech na jej twarzy.

– Wiesz, jak działa na mnie Hopkins.

– Hopkins działa na każdego – poprawiłem ją, choć w odpowiedzi wypięła mi jedynie język. – Zbaczasz z tematu. Jason jest zazdrosny?

– Tak, mówi, że chcesz wykluczyć go z mojego życia.

To było idiotyczne oskarżenie. Oczywiście, że chciałem. Gdybym mógł kupiłbym mu bilet na Alaskę w jedną stronę. Albo lepiej. Grenlandia. Tak to jest to. Słyszałem, że była piękna o tej porze roku.

– Co odpowiedziałaś?

– Że ma paranoję i sobie coś ubzdurał. Jesteś moim najlepszym przyjacielem, gdybyś miał z nim problem, powiedziałbyś mi o tym.

– Oczywiście – przytaknąłem z powagą.

Czułem, że po tym niewinnym kłamstewku będą mnie gryzły wyrzuty sumienia, ale nie chciałem się tym przejmować. Na zastanawianie się nad konsekwencjami miałem jeszcze mnóstwo czasu. Od jakiegoś czasu czułem desperacką potrzebę spędzania każdej wolnej chwili z Alice. Oglądaliśmy filmy, urządzaliśmy sobie karaoke, na które zgadzałem się, chociaż mój śpiew przypominał odgłosy godowe waleni.

Dakota oczywiście to zauważyła.

– Oszukujesz sam siebie takim zachowaniem – stwierdziła podczas przerwy na lunch, kiedy poszliśmy odnieść nasze tace.

Stolik radiowęzła był naszym stałym miejscem spotkań i chociaż Rosalie z Robertem mieli na początku wątpliwości, to szybko się przekonali do Alice, która, nawet niewiele mówiąc, potrafiła podbić czyjeś serce.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Logan, każdy gołym okiem może powiedzieć, że podkochujesz się w Alice. Powiedz jej to.

– To moja przyjaciółka. Tyle – wypowiedziałem kwestię powtarzaną jak mantrę mamie.

– Żyjesz w ciągłym zaprzeczeniu.

I rzeczywiście miała rację. Żyłem w zaprzeczeniu. Żyłem w przekonaniu, że jedyne co czuję do Alice to przyjaźń i z tego przekonania nie chciałem wychodzić. Nie chciałem jej stracić. Byłem do niej tak przywiązany. Wolałem cierpieć, widząc ją z kimś innym, niż zaryzykować jej utratą. Nie wiedziałem, kiedy ani jak, ale się zakochałem.

Alice przyznałem to jednak później, czego żałuję po dziś dzień. Z perspektywy czasu wiedziałem, że grałem zachowawczo. Rozumiem siebie i swoje zachowanie. Rozumiem dobre intencje mojej mamy i Dakoty. To one jako pierwsze kibicowały mi i Alice. Miały szczerą nadzieję, że to się uda, choć wszystkie znaki na ziemi i niebie były przeciw nam.

To Dakota już wtedy kazała wziąć mi się w garść. Za jej sprawą z mojej szafy zniknęły bardziej dziecinne ubrania. Dzięki jej radom zainwestowałem w pierwsze koszulki polo i zacząłem chodzić na siłownie. Coraz rzadziej wyciągałem z szafy dresy. Postanowiłem też wreszcie zrobić coś z włosami i choć przez wzgląd na nie od tej pory musiałem wstawać kwadrans wcześniej, to nigdy nie żałowałem, bo i Alice zaczęła patrzeć na mnie inaczej. Nie miałem jednak pewności, czy i to nie było zasługą Dakoty.

– Wolałam, gdy nie układałeś włosów – skomentowała pewnego razu, gdy odwiedziła mnie po randce z Jasonem.

– Czemu? Dakota uważa, że tak jest mi lepiej.

– Skoro Dakota tak uważa, to rzeczywiście musi tak być – stwierdziła w przekąsem. – Wiesz, może obejrzymy ten film, kiedy indziej? Jutro z rana mam trening i chciałabym się wyspać.

Skinąłem głową w osłupieniu. Nigdy wcześniej jej to nie przeszkadzało i czułem się nieco głupio. Nie wiedziałem, co w nią wstąpiło, dopóki sama nie zmieniła swojego zachowania przez wzgląd na Jasona, który stwierdził, że lepiej jej w makijażu.

Zazdrość. Pierwotna chęć posiadania.

Gdy po raz drugi w życiu zobaczyłem Alice umalowaną, miałem ochotę wywlec ją ze szkoły na parking i zacząć trzeć jej twarz rękawem bluzy. Nie wyglądała źle. Skądże znowu. Wyglądała inaczej z pomalowanymi rzęsami, które jeszcze bardziej podkreślały jej błękitne oczy. Jej twarz była inna. Bardziej obca.

– Czemu się go posłuchałaś? – spytałem głupio.

Czy to nie moje zdanie powinno być ważniejsze? Byłem jej bliższy!

– A czemu ty posłuchałeś Dakoty?

– Alice, jesteś zazdrosna? – Zdziwiłem się, wpatrując się w jej twarz.

Nie odpowiedziała. Zwyczajnie wywróciła oczami, wyprzedzając mnie na korytarzu.

Wielkimi krokami zbliżały się mecze kwalifikacyjne do turnieju dziewcząt do lat dziewiętnastu w tenisa ziemnego. Wszyscy wiedzieli, że Alice przejdzie dalej. Liczyła się jednak pozycja, bo to od niej zależał następny przeciwnik z poza San Diego. To znacznie utrudniało research na temat pozostałych zawodniczek, choć odnosiłem wrażenie, że trener Alice był w stanie i w tym zdziałać cuda.

Kwalifikacje trwały przez tydzień i chociaż bardzo chciałem być na każdym meczu, to nie byłem w stanie. Większość z nich odbywała się podczas moich zajęć albo spotkań z opiekunem radiowęzła. Pan Marshall nawet po rozmowie nie pozwolił nam opuścić całego tygodnia. Nasz stolik lunchowy ustalił, że każdego dnia ktoś zapewni jej wsparcie i tak w poniedziałek dopingował ją Jason, we wtorek Rosalie, w środę Robert, w czwartek Dakota, a w piątek ja.

Była jedną z najmłodszych zawodniczek w swojej kategorii. Każda wygrana kosztowała ją mnóstwo wysiłku i samozaparcia. Nie mogła stracić swojej koncentracji i pozwolić sobie na oddech, dlatego piątkowe starcie było najtrudniejszym ze wszystkich. Wyglądała na niewyspaną i zmęczoną. Jej początkowe uderzenia były słabsze i pierwszy set przegrała, co dodatkowo ją zdemotywowało. Widziałem, jak w czasie przerwy rozpuściła włosy, które przeczesywała ze zdenerwowaniem.

Pierwszy gem drugiego set też przegrała. Jej trener nie krzyczał. Wręcz przeciwnie. Wydawał się ją pocieszać. Poklepywał ją po plecach, chwaląc za całość, ale coś w jej twarzy nie wskazywało na to, że miała zamiar się poddać.

– Jedziesz, Alice! – krzyknąłem ze swojego miejsca, a gdy nie zwróciła na mnie uwagi, zacząłem klaskać, tupać i drzeć się jeszcze głośniej.

Odszukała mnie wzrokiem w tłumie i ze łzami w oczach skinęła głową z wdzięcznością. To właśnie wtedy nabrałem pewności, że się w niej zakochałem. Nie obchodzili mnie ludzie, którzy siedzieli obok mnie i gapili się na kretyna. Chciałem, żeby wygrała, bo wiedziałem, że była w stanie to zrobić. Wierzyłem w nią jak w nikogo innego.

Drugi set był przełomowy i dalej nie pozwoliła sobie na stratę nawet gema. Była skupiona na piłce i pozwoliła sobie nawet na agresywniejszą grę niż zwykle. Ludzie trwali w osłupieniu, nie wierząc chyba w nagły zwrot, który nastąpił.

Ten mecz przegrała, ale do dalszego etapu, który odbywał się w Los Angeles, awansowała z miejsca drugiego, sprawiając, że każdy zaczął interesować się jej osobą. Nawet trener wydawał się łagodniejszy, gdy gratulował jej z uśmiechem, chociaż dla niej nie było czego. Wszyscy widzieli jednak tę dziewczynę, którą skreśliła publiczność, a ta podniosła się z klasą do walki. Właśnie tego dnia Alice przestała być moim sekretem.

***

Kiedy uświadamiasz sobie, że większość piosenek do SA znalazły się kiedyś w Teen Wolfie...

Dziękuję Cecylllie, która podjęła się betowania tekstu! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top