Rozdział szesnasty
Rozdział ze specjalną dedykacją dla Pauli, która opierdala mnie w szkole za to, że rozdziały zbyt długo się nie pojawiają! Dziękuję głupku!
Powoli zbliżamy się do końca tej książki i powiem wam tak... epilog rozpierdala serce!
Miłego czytania :)
***
„Lubię spadać w dół, ale tylko z tobą"
- Jeśli będę tyle jadł, to będę gruby, będę miał problem z wybiciem, wiatr nie będzie mnie nosił, czyli nie będę mógł skakać, skończę z piwem przed telewizorem i będziesz musiała do końca życia harować jak wół, aby jakoś nas utrzymać – dramatyzował Cene, ale chętnie przyjął duży kawałek hawajskiej pizzy oraz szklankę coli, którą podał mu Domen.
- Panikujesz. Jak będziesz mniej jadł, to będziesz strasznie chudy, będzie wystawała ci każda kosteczka, a ja nie będę się miała do czego przytulić – powiedziałam, również kończąc swoją porcję i biorąc duży łyk napoju.
Cene udawał, że się zastanawia, a David i Domen, siedzący naprzeciwko nas, zdusili śmiech, wiedząc, iż już wygrałam tę walkę. Byliśmy całą czwórką w jednej z naszych ulubionych knajp, robiąc sobie wieczór wolny od życia – tak to nazwaliśmy przy okazji pierwszego takiego wyjścia i tak już zostało. Cała procedura polegała na spotkaniu się w wybrany wieczór tygodnia, aby zwyczajnie pogadać, pośmiać się, przy okazji coś jedząc, a czasami napić się czegoś mocniejszego.
- Dobrze, kochanie, twój argument wygrał. Jestem w stanie przytyć, jeśli tylko ma cię to zadowolić – mruknął dwudziestojednolatek, a ja zachichotałam, dając mu całusa w nos.
- Jesteś idealny.
- Opanujcie się, nie przy ludziach, jedzących jeszcze do tego – sapnął mój brat, a Domen udawał wymioty, jednak chwilę później oboje się roześmiali.
Wieczór mijał nam w świetnej atmosferze, jednak mimo to czułam, iż mojego chłopaka widocznie coś gryzie. Nie chciałam jednak poruszać tego tematu przy chłopcach, widząc jak dobrze się bawią. Wizyta na cmentarzu naprawdę była konieczna, aby Domen i David znaleźli prawdziwych siebie w tej sytuacji. Od tamtej pory zaczęli na nowo żyć i cieszyć się każdą chwilą, chociaż czasami widocznie było im trudno. Te chwilę jednak też minęły, kiedy odważyli się spotkać z Marjią i rodzicami Imy. Nie wiem dokładnie, jak przebiegła cała rozmowa, ale widziałam po chłopcach, a i oni sami przyznali, że było to dla nich wszystkich bardzo oczyszczające i teraz w końcu każdy może iść dalej, zamykając za sobą rozdział tej przykrej historii. David śmiał się teraz ze swoich ucieczek przed Marjią, która nie chciała zaszkodzić chłopcom, lecz przyszła wtedy do domu moich rodziców, aby powiedzieć młodemu oraz Domenowi, że nikt z rodziny zmarłej dziewczyny ich nie obwinia, a nawet podziękować za wezwanie pomocy, mimo iż dziewczyna poniosła śmierć na miejscu. W końcu zawsze mogli uciec, zostawiając ciało zmarłej dziewczyny.
Spojrzałam na zagracony stolik, widząc, iż całe jedzenie zostało już zjedzone. Rzuciłam szybkie spojrzenie na zegarek i doszłam do wniosku, że czas już uciekać do domu, gdyż robiło się naprawdę późno. Musieliśmy jeszcze rozwieść chłopców do domu, a potem chciałam spędzić kilka chwil sam na sam z moich chłopakiem, rozmawiając o tym, co go trapi.
- Będziemy się chyba zbierać, nie? – zapytał Domen, jakby czytając mi w myślach, a wszyscy jednoznacznie się z nim zgodziliśmy.
Chwilę później siedzieliśmy już w moim samochodzie, zaśmiewając się do łez z prowadzącego Cene, który miał bardzo skwaszoną minę. Wszystko za sprawą Davida, który raczył przypomnieć mojemu chłopakowi, że już w najbliższy weekend spotykamy się wszyscy na przyjęciu z okazji urodzin mojej mamy. Chłopak udawał, iż wcale nie przejmuje się poznaniem moich rodziców, jednak ja wiedziałam swoje. Widziałam po jego twarzy nerwy, chociaż starał się to ukryć. Przypomniałam sobie, jak śmiał się ze mnie, gdy ja miałam poznać jego rodziców. Nie potrafiłam być jednak tak samo brutalna w stosunku do mojego ukochanego, dlatego ja nie robiłam sobie z niego żartów. Wiedziałam, że poznanie rodziców swojej drugiej połówki to naprawdę stresujące przeżycie.
- Najpierw ciebie, Domiś, czy Davida? – zapytał Cene, patrząc przez lusterko na brata.
- Nie mów do mnie Domiś – zirytował się osiemnastolatek, udając, iż nie słyszy chichotu z ust mojego brata.
- Jedź do mnie, przenocuję dzisiaj Domisia – powiedział Lovsin, nie zwracając uwagi na dąsającego się przyjaciela.
Cene pokiwał ze zrozumieniem głową i dalsza droga minęła nam w komfortowej ciszy. Dopiero kiedy chłopcy wysiadali z samochodu odezwaliśmy się, żegnając ich i żartobliwie mówiąc, że mają być grzeczni. Popatrzyłam jak wchodzą do domu, a potem przeniosłam wzrok na ruszającego w dalszą trasę Cene.
- Kochanie? – zapytałam, a on dał znak, że mnie słucha. – Widzę, że coś jest nie tak. Proszę, powiedz mi o co chodzi.
Prevc milczał zawzięcie, patrząc na drogę. Widocznie walczył z myślami, jednak nie odezwał się. Nie chciałam na niego naciskać, ale miałam dość tej niewiedzy. Nienawidzę, kiedy ktoś na kim mi zależy ma jakiś problem lub czymś się zadręcza. Zawsze wtedy obawiam się, że chodzi o mnie. Zrobiłam coś źle, palnęłam jakąś głupotę, nie pomyślałam nad tym, co mówię. Chłopak zauważył chyba, że zaczęłam obwiniam siebie, gdyż położył dłoń na moim udzie.
- Nie chodzi o ciebie, jesteś idealna, naprawdę. Nie chcę o tym rozmawiać, nie chcę cię martwić.
- Musisz mnie martwić! Cene, jesteśmy parą, musimy sobie pomagać, wspierać się. Czuję się bardzo źle, kiedy patrzę na ciebie, dręczącego się czymś, o czym nie mam pojęcia. Chcę zabrać od ciebie chociaż trochę tego zmartwienia, właśnie na tym polega związek – żachnęłam się.
Cene podjechał akurat pod swój dom, parkując mój samochód w garażu, tuż obok swojego. Nie czekałam na chłopaka, wchodząc z garażu bezpośrednio do przedpokoju, który był jeszcze w dosyć surowym stanie. W domu ciągle panował remont, a jedynymi pomieszczeniami, które były całkowicie wykończone były sypialnia, łazienka, kuchnia i salon. Reszta pomieszczeń ciągle czekała na remont, chociaż Cene miał już dokładne plany co i jak chce w nich urządzić. Musiałam przyznać, że mieliśmy z chłopakiem takie same gusta, gdyż jego dom naprawdę mi się podobał. Mieszał ze sobą tradycyjność z nowoczesnością, co było teraz bardzo modne i popularne.
- Nie chcę cię obarczać moimi głupimi schizami, dobrze? Po prostu to nie jest aż tak ważne – powiedział Cene, pojawiając się znikąd za mną.
- Nie jest ważne? Siedzieliśmy wszyscy, dobrze się bawiliśmy, tylko ty byłeś w całkiem innym świecie. Widziałam to od początku dzisiejszego dnia, że coś cię trapi, ale myślałam, że poradzisz sobie z tym sam, a jeśli nie, to będziesz na tyle poważny, że po prostu poprosisz o pomoc, to nic wstydliwego.
- Zrozum, że nie chcę cię prosić o pomoc! – krzyknął chłopak. – Po prostu nie chcę o tym rozmawiać, z tobą, z nikim. To moja pierdolona głowa i mój problem! Nie brałem z tobą ślubu i nie muszę teraz dotrzymywać jebanej uczciwości małżeńskiej!
- Tak? To twoja pierdolona głowa nie radzi sobie z problemami, tak ci przypomnę – również krzyknęłam. – I co, ja pójdę spać, a ty wyjdziesz, wypalisz kolejną paczkę papierosów, wrócisz nad ranem, a potem będziesz miał nadzieję, że twoje wyniki w skokach się samoczynnie poprawią? Otóż nie, nie poprawią się, bo masz problem ze sobą! Startujesz i myślisz o tym, żeby już wylądować, bo zaczynasz się dusić! Lądujesz i chcesz umrzeć, bo znowu przyniosłeś rodzinie wstyd! Bo zamiast ćwiczyć i chcieć, ty użalasz się nad sobą, że jesteś biedny i nic ci nie wychodzi! Dorośnij człowieku! Szukasz pomocy, a kiedy ją dostajesz, to odwracasz się dupą!
- Za to tobie żyje się cudownie, prawda? Każdego dnia oszukujesz wszystkich, że u ciebie świetnie, a umierasz przy każdym popatrzeniu na swoje ciało! Tak, on cię dotykał, był wszędzie, przyznaj to w końcu sama przed sobą, a nie wciskaj wszystkim kitu, że już o tym zapomniałaś i chcesz żyć dalej. Pozwalasz dotykać się innym i myślisz, że to załatwi sprawę? Nie, moja kochana, tylko popatrz – zaśmiał się i skierował swoją rękę na moje krocze.
Krzyknęłam głośno, uderzając chłopaka z otwartej dłoni w twarz. Wiedziałam, że przesadziłam, ale Cene posunął się o krok za daleko. Chwyciłam kluczyki do samochodu i już po chwili jechałam w stronę swojego mieszkania. Przed wyjściem usłyszałam tylko, jak Prevc głośno przeklina i uderza pięścią w coś, co bardzo łatwo się zbiło. Łzy zasłoniły mi cały widok, jednak w jakiś sposób dojechałam do domu. Zostawiłam auto na chodniku, nie tracąc czasu na parkowanie nim w garażu. Chciałam się ukryć teraz przed całym światem, zostać sama z prawdą wykrzyczaną mi w twarz.
Po wejściu do mieszkania położyłam się na kanapie w salonie, płacząc i pusto gapiąc się w szybę, po której spływały krople deszczu. Widocznie pogoda odzwierciedlała teraz mój stan. Nie pamiętam nawet, kiedy usnęłam, zmęczona wieloma emocjami.
Obudziło mnie jednak głośne walenie w drzwi. Niechętnie wstałam, otwierając je. Zobaczyłam Cene, całego mokrego od padającego deszczu, z zaschniętymi łzami na policzkach.
- Możesz mnie wyrzucić, uderzyć jeszcze raz, cokolwiek, ale błagam wysłuchaj mnie. Kocham cię, kocham cię najbardziej w świecie i jesteś dla mnie wszystkim. Przepraszam za wszystko co powiedziałem, co robiłem, wiem, że jestem skończonym chujem, który dał unieść się męskiej dumie. Mówią, że najlepszą obroną jest atak. Pierdole to, jeśli atakując mogę stracić ciebie. Jest trzecia nad ranem i powinienem spać, a nie tęsknić tak mocno, że nie potrafiłem normalnie oddychać. To właśnie kazało mi tutaj przyjechać, przeprosić. Bo jesteś wszystkim co mam.
Spojrzałam jeszcze raz w jego załzawione oczy, widząc bijącą z nich szczerość. Nie potrafiłam dłużej wytrzymać, mocno wtuliłam się w chłopaka, zawzięcie szeptając przeprosiny wprost w jego ucho. Ten jednak nawet nie chciał tego słuchać, od razu mi przebaczając. I jeśli to nie jest miłość, to nie wiem jak inaczej to nazwać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top