Rozdział 4

Minęło 5 dni od wyjazdu Harry'ego. Wszystko zaczęło się zmieniać, niektóre rzeczy komplikować, a inne psuć. Jednymi z nich jest przyjaźń Harry'ego i Louis'a.

Nie było dnia ani godziny, żeby Harry nie pisał do Louis'a SMS-ów lub nie próbował się do niego dodzwonić. To bolało go najbardziej - obojętność. Czuł, że Tomlinson nie przejmuje się nim, a krócej mówiąc - ma go w dupie.

Ale to przecież on uciekł! Przecież to on zostawił Louis'a! Ale dlaczego? Otóż sam Harry tego nie wie. Może działał pod wpływem emocji, może tak podpowiadało mu serce. Wiedział jednak, że cholernie brakowało mu Louis'a. Tych jego zawsze idealnych włosów, niepodważalnego uśmiechu i nietypowego poczucia humoru, jego śmiechu, jego niesamowitego głosu. Lou był dla Hazzy można powiedzieć jak narkotyk. Działał na niego niesamowicie, ale H wiedział, że to złe. Że jego uczucia wobec Lou są złe.

Ale co mógł zrobić? Walczyć z tym? Zapomnieć? Brunet wiedział, że nawet jeśli podejmie tę walkę to przegra, ponieważ jego uczucia są silniejsze, ale on czuje, że słabnie.

-Do następnego stary. - Mark - dobry kumpel Hazzy uścisnął jego dłoń po raz ostatni. Harry wsiadł do auta, zapiął pasy i ruszył w drogę do domu. Włączył swoją ulubioną playlistę i nucił sobie PpD nosem teksty piosenek, które akurat leciały.

Dwie godziny później Harry był już spowrotem w Londynie. Napisał sms'a do Niall'a, że jest już w Londynie. Niemalże od razu dostał odpowiedź:

Hazz posłusznie podjechał pod hotel, a dokładnie na jego tyły, by uniknąć dużej ilości fanów chociaż kochał ich. Kochał w nim to, że zawsze byli i poświęcali się dla nich. To było najlepsze.

Zielonooki wyszedł z samochodu i pomachał do dużej liczbie fanów krzyczących i machających mu. Uśmiechnął się i wysłał im buziaki w powietrzu.
- Harry? - brunet zesztywniał. Odwrócił się plecami do tłumu i ujrzał Louis'a. Cały się trząsł, a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.
- Choć tu do mnie. - rzucił po chwili. Harry nie czekając dłużej otarł łzy z policzków i można powiedzieć, że wręcz wbiegł z starszego mocno go ściskając.

Właśnie o tym Lou marzył całe 5 dni. Chciał w końcu mieć go w ramionach i wiedzieć, że nic mu nie jest, że jest bezpieczny.

Harry, jako iż był nieco wyższy schował twarz w zagłębieniu szyi Lou i zaczął ich lekko kołysać wywołując śmiech u ich obu.

- Nie zostawiaj mnie już. - szepnął Lou mocniej go ściskając.

- Nigdy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top