.8.
Sevil zdążyła ubrać się w swoją oficjalną garsonkę, znaleźć kilka ważnych dla sprawy informacji oraz pójść po kawę, zanim dwójka Winchesterów wstała z łóżka. Starszy z braci poczłapał do łazienki, młodszy, z gniazdem brązowych włosów na głowie, chciwie przyssał się do kubka z kawą.
- Masz coś? Albo nie, teraz lepiej nic nie mów. Nie myślę jeszcze.
Parsknęła śmiechem, widząc jego zamglony wzrok. Po chwili do ich dwójki dołączył zaspany Dean, który wyrzucił Sama przed lustro, grożąc mu obcięciem włosów.
- Od jak dawna latasz wokół i podglądasz nas w czasie snu? - rzucił, biorąc ostatni kubek kawy z tacki.
- Odeszłam od komputera około czwartej, kiedy zrobiło się jasno poszłam trochę polatać nad motelem, potem wzięłam prysznic, przebrałam się i skoczyłam do baru po kawę. Chwilę później wy się obudziliście - zreferowała, zbierając włosy w kucyk. - I chyba natrafiłam na inną sprawę dla was. Porwania kobiet parę mil stąd. Ale najpierw skinwalker. Mam już srebrną broń, jednak nie ruszam się do okręgu obecnego śledztwa bez was.
Podrapała się po głowie, wypiła resztę napoju, który został jeszcze w jej kubku i zebrała wszystkie zapisane przez siebie kartki.
- Wskakujcie w garniaki. Za dużo roboty, za mało czasu. Według wszystkich zebranych do tej pory śladów wynika, że mamy doczynienia z trójką skinwalkerów. Prawdopodobnie to rodzina.
- Daj nam chwilę, Robocopie - przerwał jej Sam, przeglądając notatki. Mina mu się rozjaśniała z każdą chwilą. - Masz wszystko, włącznie z możliwą norą. Po co nam garnitury? Czysta robota. Dean na pozycję snajpera, ja do środka, ty osłaniasz. Potem idziemy na śniadanie.
- Zgadzam się z Łosiem. Przebieraj się i do auta. Lepiej nie bawić się w garniturach, bo dojdzie do tego, że będziemy chodzić w workach - dodał Dean, wciagając koszulkę na swoją nagą pierś.
Przewróciła oczami, zabrała ze sobą dżinsy i czarną koszulę, aby wrócić po kilku minutach w pełnym mundurku. Przęciągnęła się z trzaskiem kości, spojrzała na braci z niecierpliwością. Mogli zaprzeczać, ale i tak uważała, że straszne z nich panienki w kwestii wybrania się do pracy.
- Dean, jak dużego kota mam wam zrobić? - spytała w drodze do auta.
- A już miałem nadzieję, że zapomniałaś o tym sierściuchu... - westchnął, siadając z przodu. - W takim rozmiarze, żeby zmieścił się na rękach, ale nie tak mały, żeby wszedł gdzieś za kanapę i nie można było go znaleźć.
Sevil zamyśliła się, zamykając oczy, jej wyobraźnia mogła wreszcie zaszaleć, co bracia skrzętnie wykorzystali na cichą rozmowę.
- Obawiam się, że jej niestabilność może przyczynić się do poważnych kłopotów. Jest jak nastolatka w okresie buntu - szepnął Dean.
Jak Gabriel - przebiegło przez myśl Samowi.
- Na razie jakoś się trzyma, jest podekscytowana perspektywą rozłożenia na części pierwsze całej watahy skinwalkerów. W razie czego mamy też Castiela i Crowleya, choć nie chciałbym zapraszać tego ostatniego bez wyraźnego powodu. Damy jej rewolwer ze srebrnymi kulami, w razie czego ma też anielskie ostrze od Casa. Później zastanowimy się, co zrobić z tą niestabilnością, jak to pięknie ująłeś - wyszeptał Sam, patrząc na Serafinkę w lusterku wstecznym.
Dean prychnął pod nosem, skręcając w gruntową drogę.
- O ile wcześniej zabijemy te kreatury. Dawno nie mieliśmy tak zwyczajnej roboty, więc byłoby miło, gdyby nic nam nie przeszkodziło.
Zatrzymali się około pół mili przed starym składem opału, w którym znajdowało się legowisko skinwalkerów. Sevil zatrzymała braci, zanim zdołali wysiąść. Wdychała powietrze zza otwartego okna, brała szybkie, płytkie oddechy, jakby była psem tropiącym.
- Cała trójka - szepnęła.
Dean spojrzał na nią, jakby nie zrozumiał. Sam z kolei po krótkiej chwili westchnął z ulgą.
- Czujesz, ile ich jest, prawda? - spytał, a kiedy otrzymał twierdzącą odpowiedź, dodał: - Możesz określić ich dokładne położenie?
- Jeśli będę bliżej. Na razie wiem tylko, że jest tu trzech skinwalkerów, nie ma innych zwierząt.
Starszy Winchester gwizdnął cicho.
- Zawsze chciałem mieć takiwgo psa. Nie będę musiał brać broni snajperskiej - rzucił ze szczerym podziwem.
Puścili Sevil przodem, każde z nich uzbrojone w odbezpieczoną broń załadowaną srebrną amunicją. Tuż przy drzwiach kobieta zatrzymała ich na moment.
- Jeden jest trzy metry za wejściem, chyba nas widział. Czuję jego złość, ma taki okropny zapach - rzekła cicho, ledwie otwierając usta.
Sam dał znak, że wchodzą na trzy. Ustawili się, ona po lewej, młodszy z braci po prawej, Dean na środku.
Skrzydła drzwi uderzyły z trzaskiem o ścianę, ułamek sekundy później rozległy się strzały. Starszy Winchester właśnie zastrzelił lidera małej grupki.
Kolejny skinwalker pojawił się paręnaście sekund po tym, zmieniony w psa, pozwolili Sevil go zabić. Trzeci natomiast rzucił się na nich znienacka, powalając kobietę na plecy, kłapiąc szczękami. Usiłowała wycelować, bracia również, jednak nie chcieli ryzykować postrzelenia towarzyszki. W pewnym momencie pomieszczenie zalało ciemne światło, zaś napastnik padł martwy. Sevil, ochlapana krwią, trzymała w dłoni wyciągnięte na sztorc Anielskie Ostrze. Szybko uspokoiła oddech, wstała z ziemi, doprowadziła się do porządku. Winchesterowie patrzyli na nią z niepokojem, ale ona po prostu wzięła broń i podeszła do nich z nerwowym uśmiechem na ustach.
- Czy możecie mi powiedzieć, że idziemy teraz na śniadanie? Sądzę, że zasłużyłam na sałatkę z kurczakiem i espresso - sapnęła, pocierając lewy bok.
Dean poklepał ją po ramieniu, z wyrazem ulgi na twarzy.
- Oj, młoda, jeszcze trochę, a będą z ciebie ludzie. Dwa skinwalkery na jednej misji? Muszę przyznać, że Cas nieźle cię wyszkolił. - Zaśmiał się, czochrając jej włosy. - I tak, idziemy na śniadanie. Prawda, Sammy?
Młodszy Winchester kończył właśnie skanowanie ciała Serafinki w poszukiwaniu jakichś ran, ale przytaknął cicho, wzdychając głośno i zgarniając Sevil w łosiowy uścisk.
- Popieram, szczególnie pomysł z sałatką. Jesteś pewna, że nic ci nie jest, młoda? - dodał już nieco ciszej.
W odpowiedzi skinęła lekko głową, rzucając kolejnym nerwowym uśmiechem. Wyszła ze składu ostatnia, krzywiąc się z bólu, który promieniował na całe ciało z wielkiego rozdarcia na jej lewym skrzydle.
______________
HOUK!
Tak, J.M. wróciła, ledwie żyjąc z powodu stresu i męczącego kaszlu.
Czytajcie, głosujcie i komentujcie.
Buziaki,
J.M.Vector ♡.♡.♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top