.7.

- Wiem już, ile mam lat. Wszystko jest zapisane w skrzydłach. Matko, jak to brzmi - wyrzuciła z siebie Sevil, moszcząc się na tylnym siedzeniu Impali.

Sam obrócił się do niej, uśmiechem ponaglając ją do wyjawienia prawdy. Wyszczerzyła zęby, głaszcząc niewidoczną dla nich materię skrzydeł.

- Jeśli napisy mnie nie mylą, to nie mam dwudziestu jeden lat, tylko dwadzieścia sześć. Jestem więc osiem lat młodsza od ciebie i dwanaście od Deana.

- Ha! Mam przynajmniej pewność, że możesz z nami pić - rzucił Dean, włączając radio. - Po robocie stawiasz nam piwo, młoda.

Krwawa Serafinka zaśmiała się pod nosem, po czym wyjrzała za okno. Z głośników Impali leciał kawałek Bon Jovi, bodajże "Wanted Dead or Alive", starszy z braci zaczął śpiewać, młodszy wkrótce do niego dołączył. Przy drugim refrenie Sevil zdzierała gardło razem z nimi, jednocześnie ciesząc się, że posiada tak ważną dla niej więź, praktycznie przyjaźń.

Przyjechali na miejsce dopiero po kilku godzinach, w tym czasie zdołali zatrzymać się na dwóch stacjach benzynowych, wypić trzy kawy i zjeść jeden solidny posiłek. Sevil i Sammy wzięli dodatkowo po jednym smoothie, czym zyskali pełne dezaprobaty spojrzenie Deana, potem odśpiewali kilkanaście piosenek.

Zameldowali się w jakimś podrzędnym motelu, wcześniej dogadali się, że Sevil będzie udawać dziewczynę jednego z nich, bo skoro nie potrzebowała snu, to trzecie łóżko również nie było konieczne. Kwestię tego, kto będzie udawać jej chłopaka, dziewczyna zostawiła dla nich, więc rozwiązali problem jak przystało na dorosłych mężczyzn - grając w kamień, papier, nożyce. Padło na Deana. Zrobili cały ten spisek na wszelki wypadek, obejmował ją i całował w czoło, jednak kiedy tylko przekroczyli próg pokoju, Sevil stwierdziła, że potrzebuje prysznica, aby zmyć to z siebie. Sammy zanosił się szaleńczym, wręcz histerycznym śmiechem, gdy jego starszy brat spojrzał za nią z konsternacją na twarzy.

- Jesteś niemożliwy, Dean. Ona nie cierpi przesłodzonych obrazków, związków i większości facetów. Mówiła mi o tym, kiedy czuła się nieco lepiej po podaniu Łaski - wyjaśnił, wyjmując swój laptop z torby.

- Bitch - rzucił starszy Winchester, szukając czegoś w torbie.

- Jerk - odparł z ciepłym uśmiechem Sam, jednak pogrążył się we wspomnieniach sprzed miesiąca.

Wszedł do pokoju, mając nadzieję na zobaczenie Sevil Evilyn Smash w dobrym stanie. Niestety, ona leżała na łóżku tak, jak zostawił ją kilka godzin wcześniej - zwinięta w pozycji embrionalnej, z przymkniętymi oczami.

Delikatnie uniósł koc, który leżał na jej stopach, nakrył młodą serafinkę, po czym opadł na fotel obok. Nawet nie tknęła jedzenia, wypiła tylko pół szklanki wody.

- Spierdalaj, Castiel - jęknęła, nie patrząc na to, kto przyszedł.

Dotknął jej czoła, było rozpalone jak diabli. Podał jej wcześniej środki przeciwgorączkowe, jednak teraz musiał ponowić działania. Ledwie go poznała, kiedy podniósł ją z materaca i delikatnie wlał do jej ust ibuprofen z mieszanką innych środków. Stwierdziła, że szybciej spodziewałaby się anioła, bo obiecał, że przyjdzie, aby ją dręczyć. Nadal miała ten swój charakterystyczny sarkazm w głosie, choć ledwie dawała radę mówić.

- Marzę o prysznicu. I świętym spokoju. Jakiś przytulny miś też mógłby się przydać. Masz może krew nieboszczyka? Jeden zastrzyk pomoże mi przespać kilka godzin.

Mówiła szybko, praktycznie bez większego ładu i składu, ale wiedział, że kwestia krwi jest prawdziwa. Ostrożnie wbił strzykawkę w jej ramię, zasnęła po kilku minutach, jednak wcześniej mamrotała w gorączce coś, co wyruszyło go do głębi.

- Lubię cię, wiesz? Nigdy nie miałam przyjaciół, a ty się o mnie troszczysz. Ty i Dean. To chyba można nazwać przyjaźnią. Jeśli tak, to bardzo się cieszę z tego powodu. Dobrze jest mieć w was przyjaciół, Winchesterowie. Nawet bardzo dobrze.

Zasnęła chwilę później, przytulając jedną z wielkich poduszek. Nie miał ochoty zostawiać jej samej, szczególnie, że widział typowe dla koszmarów sennych tiki. Pogłaskał ją po czole, uspokoiła się, ale gdy tylko przesunął dłonią po jej ramieniu, złapała jego dłoń i nie puszczała. Parsknął śmiechem, trochę wbrew sobie, ponieważ pamiętał, jak Castiel narzekał na kamienny uścisk rąk Sevil. Mówił też, że jest to nerwowy odruch, prawdopodobnie przez brak stabilności w dzieciństwie. Może i była dorosła, jednak była też bardzo urocza.

- Sam, idę do sklepu. Potrzebujesz czegoś?

Młodszy Winchester spojrzał na brata, po krótkiej chwili machnął ręką. Kilka minut później z łazienki wydostała się najpierw chmura pary, a dopiero potem Sevil w dresach i czarnej koszulce.

- Zapisz mi, czego mam dziś szukać, kiedy pójdziecie spać - rzuciła, siadając na krześle obok niego. - Ten wasz anioł mówił, że nie powinnam wychodzić sama do czasu, gdy w końcu ogarnę leczenie i enochiański, więc nie pójdę na zwiady w ciągu nocy.

- Pewnie - odparł, odsuwając od siebie laptop. - Ale wiesz, że Castiel nadal się ciebie boi? Stwierdził, że masz zbyt dużą moc jak na tak młody wiek. I jest to bardzo niestabilna energia.

Krwawa Serafinka spojrzała na niego z konsternacją w oczach. Bawiła się nerwowo miedzianym pierścionkiem, który od zawsze nosiła na serdecznym palcu prawej dłoni.

- Nie rozumiem tego. Dlaczego ja? Dlaczego ta moc, ten... gatunek, to akurat ja? Nie umiem tego okiełznać, enochiański jest dla mnie złem wcielonym, a poza tym, nie jestem żadnym łowcą, nie mam ani aparycji, ani odwagi. Spokojnie zamieszczę się w dłoni jakiemuś podrzędnemu demonowi! I nic nie będę mogła zrobić!

Mówiła szybko, po kilku pierwszych słowach zaczęła krzyczeć, jej prawe oko stało się kompletnie czarne, kilka łez spłynęło po jej policzkach. Sammy złapał ją za rękę, obrócił w swoją stronę.

- Spójrz na mnie, Sevil, spójrz na mnie - rzekł spokojnie, patrząc w jej oczy. - Poradzisz sobie, pomożemy ci we wszystkim. Hej, hej, nie płacz mi tu. Wiesz, że masz nas, prawda? Masz nas.

Rwany oddech, ciche łzy, które spływały po jej policzkach prosto na jego koszulę. Objął ją mocno, próbując uspokoić coraz bardziej rozsypaną serafinkę.

- Mają tu idealny placek wiśniowy. Po prostu perf... Może jednak wynajmę drugi pokój, żeby wam nie przeszkadzać?

Młodszy z braci obrzucił Deana wściekłym spojrzeniem. Zrozumiał, podszedł bliżej, kładąc zakupy na stoliku.

- Co jest?

Sam już otworzył usta, ale to Sevil odezwała się pierwsza.

- To tylko chwilowe załamanie. Wasz anioł mówi wam więcej o mnie, niż sama mogę wiedzieć.

Zaśmiała się nerwowo, ocierając kilka niesfornych łez, które nadal wypływały z jej oczu. Dean uśmiechnął się ciepło, ściskając jej dłoń.

- Chodźcie, kupiłem trochę dobrej whisky. Pamiętaj, młoda, ten bursztynowy płyn jest najlepszym przyjacielem każdego łowcy. Zmniejsza ból, poprawia humor, a jak trzeba, to odkaża rany.

- Ale ty masz wyczucie - rzucili jednocześnie Sam i Sevil. Po kilku sekundach przybili sobie piątkę.

- Ale wziąłeś to swoje idealne ciasto, prawda?

________________

Houk.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top