.6.

Trzy tygodnie po przemianie były najgorsze dla wszystkich mieszkańców bunkra, łącznie z Castielem.

Sevil obudziła się nad ranem, przerażona, z krzykiem na ustach. Winchesterowie wraz ze swym aniołem przybyli do jej pokoju w kilka sekund, aby zobaczyć krwawą serafinkę przyciskającą dłonie do uszu, błagającą, żeby to się skończyło. Nie rozumiała, że słyszy anielskie radio i szepty Żniwiarzy, nie wiedziała, czemu widzi nie tylko postaci, ale też dusze i Istoty, bała się, że oszalała. Cas odprawił ich wtedy, zajął się nią samemu, piwnica stała się poligonem do ćwiczeń.

Sam martwił się o nią, przez pierwsze sześć dni nie opuszczała pokoju, błagając o ciszę wewnątrz głowy, po tygodniu wyszła z sypialni zmarnowana, zmęczona, ale zamiast odprężyć się razem z nimi, zniknęła w piwnicy na następne czternaście dni.

Wychodziła rzadko, zwykle przemykała chyłkiem przez korytarz, kiedy potrzebowała czegoś z biblioteki. Castiel w pewnej chwili się poddał, gdy Sevil podpaliła przez przypadek własne buty.

Na szczęście nie trwało to długo, po dwudziestu dniach krwawa serafinka materializowała się w bibliotece, robiła porządki i pomagała przy polowaniach. Odzyskała też dobry humor, co łowcy przyjęli z wyraźną ulgą, choć Cas nadal unikał kontaktu fizycznego z dziewczyną.

- Znalazłam!

Słowo te pozostawiło za sobą wielokrotne echo, więc Winchesterowie słyszeli je jeszcze w chwili, w której znaleźli się przy Sevil.

- Skinwalker. Kolejny atak w tym tygodniu. Zawsze chciałam zapolować na skinwalkera - wyrzuciła z siebie szybko, patrząc na nich z dumnym uśmiechem.

Dean wybuchł głośnym śmiechem, przez co jego młodszy brat i Sevil spojrzeli na niego jak na wariata. Opanował się dopiero po dłuższej chwili, ocierając łzy z oczu.

- Tylko kobieta może w jednym zdaniu zawrzeć informację, rozwiązanie i prośbę - wyjaśnił. - Dobra, pojedziesz z nami, choć nie jestem pewny, czy Cas ci na to pozwoli. Nie wychodziłaś z bunkra od miesiąca, w sumie od czasu, kiedy cię tu przywieźliśmy, więc...

- Och, cicho! Jakby co, to zwieję. Dam sobie radę, staruszku - parksnęła.

Sammy'ego uderzyła myśl, że miała taki sam styl mówienia, jak Gabriel. Takie same przeciąganie samogłosek, kiedy czegoś potrzebowała lub była znudzona, te same parsknięcia, takie same miny. Może to po prostu niezwykła właściwość anielskich genów? A jeśli tak, to czemu Castiel nie był do niej podobny?

- Ziemia do Samsquatcha! Gdzieś znów był?

Spojrzał nieprzytomnie na starszego brata, potarł czoło.

- Gdzieś, gdzie nie ma ciebie, Dean - odparł ze swoim klasycznym bitchfacem. - Przyszykuję srebrną broń, zajmie mi to jakieś dwadzieścia minut, więc gdyby któreś z was zrobiło mi kawę, byłbym dozgonnie wdzięczny.

Sevil zniknęła z fotela, po chwili słyszeli dźwięk nastawianego ekspresu do kawy i brzęk kubków. Często im gotowała, choć usilnie broniła się przed robieniem prania oraz zmywaniem, konserwowała broń, czasem porządkowała bibliotekę. Szykowała im też śniadania, kiedy zorientowała się, że nie będzie więcej sypiać, postanowiła zadbać o ich dietę. Sam był wniebowzięty, Dean musiał zostawić preferencje dotyczące posiłków, gdyż okazało się, iż Sevil żywiła się karmą dla królików.

Z kuchni dobiegł głośny brzęk i siarczyste przekleństwo, starszy Winchester wbiegł do pomieszczenia, aby ujrzeć balansującą na krześle krwawą serafinkę. Patrzyła przerażona w kierunku wielkiej, puchatej masy, która siedziała w szafce.

- Sev, czy to jest... a psik! ...kot? - spytał z wyraźną bladością na twarzy, kichając ponownie.

Dziewczyna spojrzała na niego jak na szaleńca, nie schodząc z krzesła.

- Nie wiem, nie orientuję się, to jest zbyt wielkie i puchate, żebym do tego podeszła.

- Sam! Cas! Do kuchni, natychmiast! - wrzasnął starszy Winchester, nie panując nad kichaniem.

Zawołani pojawili się praktycznie od razu, Sammy stanął jak wryty na progu, Castiel spojrzał na nich i na puchatą masę z mieszanką konsternacji i ulgi na twarzy.

- Cas... A psik! ...czy znów sprowadziłeś bezpańskie koty do bunkra? - spytał Dean.

- Nie - odparł spokojnie.

- To co to niby jest?!

Dwójka Winchesterów oraz Sevil spojrzeli na anioła, żądając wyjaśnień. Castiel przewrócił oczami, podszedł do szafki i wziął futrzaną kulę na ręce.

- Ale to jest El Çucuy! Był zmarznięty i głodny! - jęknął, drapiąc olbrzymiego kota za uchem.

Krwawa serafinka warknęła coś pod nosem, zebrała resztki jednego z kubków, zerknęła na Deana w tym samym momencie, w którym zrobił to Sam. Oboje posłali mu spojrzenia mówiące: "Zrób z tym coś, to twój anioł", po czym Sevil nalała kawy do dwóch kubków i wyszli z pomieszczenia, w którym właśnie zaczęły latać krzyki, włosy i inne przedmioty, a wszystko doprawione nieustannym kichaniem Deana.

- Często sprowadza koty do bunkra? - spytała dziewczyna, siadając na jednym z foteli.

- Minęło pół roku od ostatniego razu - odparł Sammy, wyciągając swe długie na milę nogi. - A że Dean ma alergię i jednocześnie awersję do tych zwierząt przez pewne wydarzenie z przeszłości... Cóż, życie.

Sevil zamyśliła się na moment, przytykając kubek z kawą do krawędzi ciemnych ust. Sam Winchester patrzył na nią, kiedy zmarszczyła lekko czoło, przymknęła oczy, jednocześnie dyrygując stopami jakąś melodię. Światło lampy padało na jej twarz, załamując się na policzkach i prześwietlając włosy, które przybrały dziwnie wiśniowy odcień.

- A gdybym wykombinowała im kota antyalergicznego? - rzuciła nagle, patrząc w przestrzeń.

- Hmmm... Kot antyalergiczny? Castiel byłby w niebowzięty, Dean trochę mniej, ale... - Utkwił w niej zaciekawione spojrzenie. - Jesteś w stanie to zrobić?

Odpowiedziała na jego wzrok, patrzyła mu w oczy z niebywałą siłą, której do tej pory nigdy u niej nie widział.

- Tak myślę. Dałabym radę, choć zajęło by mi to trochę czasu - odparła, upijając trochę kawy. - Sevil Evilyn Smash, Krwawy Serafin, który tworzy koty dla pary złożonej z anioła i łowcy. Do czego to doszło - prychnęła.

Sammy zakrztusił się swoją kawą.

- Pary? Mój brat nie jest żadnym gejem! Choć, patrząc z drugiej strony...

Uśmiechnęli się do siebie i w tej samej chwili rzucili:

- Destiel!

>>>|||<<<

Po godzinie byli gotowi do wyjścia, Castiel znikł zaraz po kłótni, zabierając El Çucuy. Sevil przedstawiła swój plan Deanowi, który przyjął go z ciężkim westchnięciem, jednak się zgodził.

Krwawa serafinka stała przed drzwiami na zewnątrz, miała na sobie czarne spodnie i skórzaną kurtkę, którą narzuciła na swoją nieśmiertelną koszulę. Nie wiedziała, co czeka ją na zewnątrz, nie wychodziła od ponad miesiąca. Czuła strach. Nie wiedziała, czy zobaczy zwykły świat, czy jakiś dziwny, irracjonalny z jej punktu widzenia wytwór.

Poczuła, że Sam położył rękę na jej ramieniu, jednak nie zareagowała; odetchęła głęboko i sięgnęła do klamki.

Zimne leśne powietrze uderzyło ją w nozdrza, zapach palonej benzyny zmieszał się z aromatem mokrych liści. Kolory były żywsze i było ich o wiele więcej, słońce przebijało się wyraźnymi promieniami przez ciężkie chmury. Zwilżyła wargi językiem, odwróciła się z uśmiechem na twarzy w kierunku młodszego z braci, który nadal trzymał dłoń na jej ramieniu. Uścisnęła ją mocno, po czym pobiegła na zewnątrz. Znikała i pojawiała się po drugiej stronie podwórka, patrzyli na nią oboje, twarze rozświetlone radością.

W końcu stanęła przed nimi, zgrzana, ale szczęśliwa jak mało kto.

- Od dzisiaj wychodzę biegać i latać - oznajmiła, przytulając ich oboje. - A potem będę tworzyć kota antyalergicznego. Jedziemy już? Bardzo chcę zapolować na skinwalkera.

Dean roześmiał się w głos, Sam poklepał ją po plecach. Cała trójka wsiadła do Impali, ruszając na łowy.
___________________
Houk!

Sevil w końcu wyszła z domu, ja w końcu wyszłam z łóżka, więc mamy święto narodowe!

Tak więc jest kolejny rozdział, jest trochę śmiechu, więc zobaczymy, czy ktoś to czyta.

Czytajcie, głosujcie i komentujcie.

Całuski,
J.M.Vector ♡.♡.♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top