.15.
Dean Winchester przywykł do roli opiekuna. Zawsze był odpowiedzialnym starszym bratem, dobrym synem, który zajmuje się małym i nieco dziwnym młodszym rodzeństwem. Każdy, kto pojawiał się na nieco dłużej w jego życiu mógł się przekonać, że nie ma lepszej ochrony niż jego. Starał się zająć Benem i Lisą, Casem i Sammym, nawet mała Sevil i niecierpiąca go Claire byli dla niego ważni.
Dlatego teraz, gdy w życiu Serafinki pojawił się Gabriel, Dean poczuł rosnącą zazdrość. Dziewczyna pomogła im na wiele sposobów, poprawiła nawet jego relacje z kotami, a Gabe po prostu wpakował się między nich z butami, starając się nakłonić Sevil do utrzymania z nim kontaktu. Nawet w chwili, w której siedziała z Sammym nad sprawą smoka, archanioł był niecałe siedem stóp za nimi. Dean rzucił mu mordercze spojrzenie. Owszem, zgodził się na jego pomoc, ale nie sądził, że Gabe uzna to za zaproszenie do mieszkania z nimi.
- Sam, przerwa - mruknęła Sevil, przeciągając się z trzaskiem kości. - Chcesz jakąś kawę? - Młodszy z braci kiwnął twierdząco głową. - A ty, Dean?
Starszy Winchester spojrzał na nią, zastanowił się przez chwilę, po czym wskazał głową na kuchnię. Ruch był ledwie dostrzegalny, jednak Serafinka mrugnęła znacząco oczyma i poszła zaparzyć kawę. Mimo wzrostu mocy nadal lubiła zwykłe codziennie czynności, czasem nawet kroiła cebulę, jednakże przez kolejne pół godziny zawsze płakała jak bóbr.
Nastawiła ekspres do kawy, kiedy do kuchni wszedł łowca. Spojrzał na nią, a po chwili wahania złamał swoją świętą zasadę no touchy-feely moments i zgarnął Sevil w niedźwiedzi uścisk. Zaskoczona dziewczyna pisnęła cicho, jednak objęła Deana swymi małymi rękoma.
- Nie irytuje cię jego obecność? - spytał prosto z mostu, nadal trzymając dłoń na jej ramieniu.
Serafinka wypuściła głośno powietrze, wywracając oczyma. Fakt faktem, miała dość kręcącego się wokół niej archanioła.
- Denerwuje mnie to, że jest zawsze kilka stóp za mną, zawsze - wyznała, przecierając twarz. - Jeśli jeszcze się okaże, że patrzy na to, jak śpię, a śpię dużo, bo sen pomaga mi spędzić czas, to uroczyście przysięgam, iż osobiście wywalę go z bunkra - rzekła z poważną miną, rzucając szybkie spojrzenie na bibliotekę. - I powiedz mi, że jak najszybciej pojedziemy zabić tego smoka. Jeszcze trochę tu posiedzę i oszaleję, słowo daję.
Dean uśmiechnął się, patrząc na oburzenie i irytację, które wylewały się ze słów Sevil. Dziewczyna przygotowała trzy kubki kawy, po czym jeden z nich przekazała łowcy, który od razu skierował się na swoje miejsce w bibliotece. Po kilku minutach Serafinka podała Samowi gorący napój, nadal czując na sobie czujne spojrzenie Gabriela. Warknęła cicho kilka obraźliwych słów po enochiańsku, których nauczył ją Castiel, wracając do pracy.
- Czyli mamy już smoka, grafik porwań i brakuje nam tylko pieczary, która może być w jaskini, kanałach lub nawet w jakiejś jamie pod ziemią? - spytała, pocierając skronie kolistymi ruchami. Cholerny ból głowy.
Sammy pokiwał milcząco głową, przekręcając szyję, aby trzasnąć karkiem. Nie udało mu się, co w sumie nie było zbyt dziwne. Dwójka Winchesterów chodziła spięta, wystawieni na niekończący się stres związany z obecnością archanioła łowcy zaczęli unikać rozmów i wspólnych posiłków, z obawy przed zostaniem świadkami otwartej wojny między ojcem a córką. Z kolei Sevil rzadko kiedy wychodziła ze swojego laboratorium w piwnicy, pracując nad przetopieniem kilkunastu zdobycznych anielskich ostrzy w jeden miecz. Do biblioteki przyszła tylko na moment, aby pomóc w poszukiwaniu pieczary, a i to zrobiła z niechęcią, opatulając się miękkim kocem z grubej wełny.
- To najbardziej prawdopodobne miejsce. Kanał burzowy, nieużywany od kilku lat - rzekł nagle młodszy z braci, przerywając ciężką od napięcia ciszę. - Możemy jechać nawet jutro rano, jeśli dobrze myślę, powinno nam to zająć najwyżej dwa dni.
Serafinka mentalnie zatańczyła dziki taniec radości, od którego zamigotały żarówki w bibliotece. Szybko się opanowała, mamrocząc ciche przeprosiny, po czym wróciła do studiowania mapy. Mały uśmiech, rzadko widywany w ostatnich dniach na jej twarzy, rozluźnił również obu braci.
\~\
Sam stał w progu siłowni, patrząc z ciekawością na Sevil. Dziewczyna owinęła swoje drobne, wręcz śmiesznie małe dłonie pasami z szorstkiego płótna, z pod których wystawały metalowe blaszki, pełniące rolę usztywnień na nadgarstki. Kilka wiekowych worków treningowych kołysało się w dość nieprzewidywalny sposób, prawdopodobnie Serafinka sama je zaklęła. Uderzała w nie, jakby miała do czynienia z grupą napastników, znikając i pojawiając się w nagłych wypadkach. Widział w niej niespotykany zapał, gdy starała się pokonać ustawioną grupę, jednakże w pewnej chwili worek uderzył ją w plecy, co posłało Sevil na betonową posadzkę. Dziewczyna zaklęła szpetnie, lecz uniosła się szybko i rzuciła do walki z nową energią. Opamiętała się dopiero w chwili, w której mały worek, wirujący wokół niej z zawrotną prędkością, pękł, rozsypując wokół drobny piach. Zatrzymała resztę gestem dłoni, opadła na kolana, dysząc ciężko, ze zmęczonym uśmiechem satysfakcji na twarzy.
Dopiero wtedy młodszy Winchester odważył się wejść do środka. Ostrożnie podszedł bliżej, pomógł odwinąć zabezpieczenia z jej rąk. Miała lekkie zasinienia na knykciach, jednakże Sevil zdawała się nie robić z tego powodu dużego problemu.
- Jak długo już tu jesteś?
Nie mógł powstrzymać pytania, zwykle to on wstawał najwcześniej, ale tego dnia światło w siłowni paliło się już w chwili, w której wychodził na poranny jogging.
- Od jakiejś trzeciej w nocy. Obudziłam się, ubrałam i poszłam poćwiczyć. Muszę nauczyć się podzielności uwagi, posiadania oczu dookoła głowy, jeśli mam się na coś przydać - wyznała cicho. - No i jakoś wypocić stres, bo kark miałam tak spięty, jakby co najmniej siedziała mi na nim trollica.
Zachichotała, pocierając skronie. Szybko zwinęła się z bałaganem z podłogi, pstryknięcie palców wystarczyło, aby miała na sobie zwykłe ciuchy.
- Kawa? - spytała z ciepłym uśmiechem, kierując się w stronę kuchni.
- Pewnie. O niczym innym aktualnie nie marzę - zapewnił, zerkając na wielką tarczę zegara. - A zdążę jeszcze wziąć prysznic?
Serafinka przechyliła głowę, po czym skinęła. Szybko zniknął w bocznym korytarzu, prowadzącym do części sanitarnej.
Dziewczyna weszła do kuchni w świetnym nastroju, nucąc pod nosem Another Brick in the Wall. Nastawiła ekspres do kawy, wyjęła kilka jajek i zaczęła siekać warzywa, zanim do pomieszczenia wszedł Gabriel. Trzymał na rękach mruczącego z zadowoleniem Newta.
- Mogę liczyć na kubek kawy? - spytał ostrożnie, siadając przy stole pod ścianą.
- Mam na tyle dobry humor, że tak, możesz - odparła. Ekspres zapiszczał głośno, podstawiła więc kilka kubków nieco bliżej. - Gdybym miała zły humor, nie chodziłbyś tu. Przynajmniej nie w jednym kawałku, bo udało mi się w końcu przetopić osiem anielskich ostrzy w jeden wielki miecz, który przetnie wszystko.
Uśmiechnęła się, ukazując rząd drobnych, równych zębów. Gabriel odpowiedział nerwowym uśmieszkiem.
- Moja własna córka grozi mi śmiercią - zwrócił się szeptem do kota, który spojrzał na niego wymownie. - Chyba pójdę z reklamacją do ojczulka.
Sevil i kot prychnęli jednocześnie, zaś Newt uderzył go łapką.
- Tchórz - warknął gardłowo, co sprawiło, iż Serafinka przypadła do niego w tempie, które znacznie przekraczało ludzkie możliwości.
- Powtórz - zażądała z palącą nadzieją w zielono-niebieskich oczach.
- Tchórz. Gabriel to tchórz, śmierdzi tchórzem na dwie mile - zanucił kot, patrząc na Archanioła z radością.
Sevil porwała kota w ramiona i zatańczyła w koło z okrzykiem radości.
- Wiedziałam, że w końcu nauczysz się mówić, wiedziałam to od początku, Newti! - zaśmiała się, wirując dookoła kuchni.
Bracia, słysząc hałasy, wparowali do kuchni, trzymając w pogotowiu dwa anielskie ostrza.
- Co tu się znów dzieje?
Serafinka zachichotała głośno, wskazując na kocura, który patrzył na nich z politowaniem.
- Nawet kot mnie obraża, zaś własna córka grozi mi śmiercią - sprostował sytuację Gabriel, marszcząc ze zdegustowaniem nos.
- Nie obrażam, tylko stwierdzam fakty, które na obecną chwilę świadczą przeciwko tobie - mruknął Newt, wprawiając łowców w osłupienie. - I nie patrzcie tak na mnie, chcieliście kota, to macie. Stworzycielka na pewno nie pozwoli wam mnie skrzywdzić, to tak na marginesie - dodał, wtulając się w zagłębienie szyi Sevil, która patrzyła na niego niczym na dziecko, które właśnie dostało się na studia na Harvardzie.
- Gadający kot... - westchnął Dean, siadajac z uśmiechem za stołem. - A myślałem, że widzieliśmy już wszystko. Newt? Masz jakieś plotki na temat mieszkańców? - spytał, poruszając sugestywnie brwiami.
Sam parsknął śmiechem, biorąc kubek kawy od pękającej z dumy Sevil. Oboje wiedzieli, że Newt prawdopodobnie widział o wiele więcej, niż Dean mógłby przypuszczać.
___________________
Houk.
Właśnie skończyłam pisać interpretację porównawczą na polskim i mam chwilę wolnego.
Zapewne zauważyliście zmianę okładki. Nową zawdzięczam wspaniałej ForeverTeenWolf24
Tak więc zostawiam was z tym, a sama czekam na dalszy ciąg lekcji, które na moje szczęście dziś nie zakończą się jeszcze dwugodzinnym kursem teorii do prawa jazdy. Uff.
Całusy, uściski,
J.M.Vector ♡.♡.♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top