.14.

- Chuck cię przywrócił? Odbija mu chyba, przecież ty zrobiłeś taki Sajgon za poprzedniego życia, że o zmianie mojego brata w samochód nawet nie wspomnę! - wykrzyknął Dean, chwilę po wyjściu z kuchni Sevil i kota.

Gabriel uśmiechnął się lekko, nalewając sobie kawy. Po chwili namysłu wsypał do kubka cztery łyżeczki cukru, usiadł obok brata i z całkowitym spokojem zaczął sączyć napój.

- Nie mnie oceniać wyroki staruszka, skoro przywrócił do życia moją skromną osobę i przysłał pod wasze drzwi...

- Czekaj, co?! - przerwał mu Sam w połowie swojego posiłku.

- Tak - odparł Gabriel, wzruszając niedbale ramionami. - Obudziłem się na waszym progu, połaziłem, obejrzałem jak mieszkacie, pogadałem z kotem, zobaczyłem córkę...

Cas zatrzymał wypowiedź brata gestem uniesonej dłoni. Trójka mężczyzn spojrzała na niego w oczekiwaniu.

- To TY podałeś jej swoją krew! - warknął, uderzając pięścią w żelazny stół. - Przez ciebie Winchesterowie nie mogli nad nią zapanować! Naraziłeś ich na śmierć!

- Hej, nie moja wina, że ta wredna suka, jej matka, ukryła ją przede mną! - odparł Gabriel, wyrzucając ramiona w górę. - Gdybym zrobił to wcześniej, nie byłoby aż tak źle! A to i tak nie jest koniec, ma tylko dwie pary skrzydeł, powinna mieć trzy, jej trening jeszcze się nie skończył, więc dajcie mi działać, do cholery!

Dla młodszego anioła tego było za dużo; zwinięta w pięść dłoń Castiela opadła ze świstem na szczękę archanioła, który w szoku połączonym z siłą uderzenia spadł z krzesła. Dean od razu przystąpił do odciągnięcia przyjaciela od mniejszego mężczyzny, jednakże okazał się on zbyt silny. I zbyt wściekły.

- Sevil w czasie pierwszego treningu bała się użyć mocy nawet w łatwym zadaniu - szepnął, łapiąc Gabriela za poły kurtki. - Przy Tworzeniu Newta chowała się w wyłożonej ołowiem piwnicy, żeby przez przypadek niczego nie zniszczyć. Nigdy nie widziałem kogoś tak przerażonego własną siłą. A ty chcesz ją jeszcze zwiększyć? Czyś ty kompletnie oszalał?! - wrzasnął prosto w twarz zszokowanego archanioła, potrząsając nim jak zabawką.

Zanim Dean zdołał chwycić Casa za ramię i odciągnąć go od Trickstera, zanim Samowi udało się wyciągnąć święty olej i zapalniczkę, które to przedmioty miały być swoistą groźbą wobec aniołów, cała czwórka została rzucona na dwie przeciwległe ściany.

Sevil stała w wejściu, głowę miała spuszczoną, dłonie uniesione tylko kilka cali powyżej pasa. Woda dużymi kroplami spadała z mokrych włosów dziewczyny, która po chwili opuściła ich na podłogę, jednocześnie samej znikając między regałami w bibliotece. Czterej mężczyźni patrzyli w jej kierunku wielkimi oczyma, nie do końca wiedząc, jak poradzić sobie ze zmęczoną kłótniami Serafinką.

- Idę do niej - stwierdził Sam, patrząc po innych. Nalał kawy do drugiego kubka, dodał trochę cukru i mleka, z szafki wyjął tabliczkę mlecznej czekolady. - Jak chcesz się z nią zapoznać, Gabriel, to radzę ci być ostrożnym.

Zostawił oniemiałą trójkę samą, kierując się do źródła cichej muzyki, która płynęła zza regałów. To była "Sonata Księżycowa", puszczona z płyty gramofonowej. W kącie, w którym stał rozkładany fotel otoczony mnóstwem książek, zwinęła się Sevil. Gramofon stał tuż obok, na stosie prawie czterdziestu ksiąg w twardej oprawie, jego tuba skierowana była na małą postać opatuloną puchatym kocem. Sevil trzymała w dłoniach anielskie ostrze, które obracała powoli.

- Jeśli on jest moim ojcem, to nie przeżyje do końca dnia - wymamrotała, lekko przekręcając głowę w kierunku Sama. - Jakby coś, pomożecie mi schować zwłoki. Nie macie większego wyboru.

Winchester zaśmiał się krótko, podał jej kawę i usiadł w nogach fotelo-kanapy.

- Uwierz lub nie, sami kilkukrotnie próbowaliśmy go zabić. Sam Lucyfer dźgnął Gabriela w pierś, przez kilka lat mieliśmy ciszę, a tu proszę. Skonfundowany, zbity i sponiewierany archanioł siedzi w kuchni nad pustym kubkiem po kawie.

Kobieta ostrożnie wyjęła spod łóżka termofor w pluszowym pokrowcu. A przynajmniej tak myślał Sammy, zanim domniemany ogrzawacz nie zaczął się ruszać i mruczeć na całe gardło.

- Musisz z nim porozmawiać, młoda. To jednak twój ojciec - zaczął, nieświadomie biorąc Serafinkę za rękę. - Może pomóc ci w wielu kwestiach.

Sevil nie zabrała dłoni z jego ręki, poddając się uspokajającej mocy delikatnego ruchu kciuka, który kreślił na jej skórze małe kółeczka. Spojrzała mu w oczy, a on ujrzał smutek i strach, które wypełniały ją po brzegi.

- Czy w razie czego mnie powstrzymasz, Sam? Jak wtedy? - wyszeptała, drżąc lekko, gdy powstrzymywała otwarty szloch.

Mężczyzna kiwnął tylko głową, uśmiechnął się krótko, po czym, nie zważając na kota, który nadal leżał na jej brzuchu, pochylił się i przytulił przerażoną do granic wytrzymałości dziewczynę.

- Jeśli nie chcesz iść do nich teraz, to nie musisz - zaczął spokojnie, nie odsuwając się od niej. - Możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz. Naprawdę - zapewnił, głaszcząc delikatnie włosy Sevil.

Pokiwała głową, a chwilę później Newt wcisnął się w przestrzeń między ich szyjami, domagając się cząstki przyjaźni, którą dzielili. Serafinka roześmiała się przez łzy, oczy błysnęły Łaską na krótką sekundę.

- Chodźmy do nich - rzekła cicho, gdy Sam uniósł się wyżej. - Wujek Cas już raz go stłukł, może za drugim mu pomogę. No co? Ćwiczyłam na siłowni! - dodała, widząc zdezorientowaną minę młodszego z braci.

Więc poszli. Dwójka ludzi i kot wyszli zza regałów, Sevil nadal trzymała koc na ramionach, usiedli na przeciw Deana, który rozdzielał swoją osobą dwóch aniołów.

- No dobra - zaczął starszy Winchester, wyjmując kilka piw spod stołu. - Ja nie mam zamiaru znosić anielsko-serafińskich podchodów we własnym domu, więc proszę. Rozmawiajcie, a ja tu z Sammym i tym futrzanym gościem będziemy pilnować, żeby nikomu nic się nie stało.

Sevil patrzyła na ojca z uporem, czekając na to, aż sam zacznie mówić. Gardło miała opuchnięte ze stresu.

- No więc... Poznałem twoją matkę przypadkiem - zaczął Gabriel, wbijając wzrok w etykietę butelki. - Wiedziałem, że jest w połowie demonem, ale zwykle te mieszanki są bezpłodne. Więc miałem nadzieję, że tak jest i tym razem. O tym, że się urodziłaś, doniesiono mi dopiero sześć lat po fakcie. Przybyłem do niej, chciałem choć raz wychować swoje dziecko, ale ta wredna suka ukryła cię i powiedziała, że za twoje skrzydła płacą jej duże pieniądze w Piekle. Szukałem cię, przysięgam! Ale po kilku latach Lucyfer uciekł z Klatki, chcąc niechcąc musiałem coś zrobić. Aż w końcu on mnie zabił. Obudziłem się dopiero na progu bunkra, nagle okazało się, iż minęło tyle czasu. Jednak gdy tylko cię tu zobaczyłem, wiedziałem. Nie sądziłem, że podanie ci mojej krwi spowoduje tak gwałtowne skutki. Gdybym tylko mógł zrobić to wcześniej... Wyrosłaś na piękną kobietę, Sevil. Włosy i oczy masz po matce, ale z charakteru... Jakbym patrzył na siebie w lustrze. Chciałbym w końcu być obecny w twoim życiu. Chciałbym cię szkolić, choć przyznaję, Cassie odwalił w tej kwestii dobrą robotę.

Kobieta spojrzała mu w oczy, widział zakazaną kombinację energii, która się w nich kłębiła. Skinęła głową, jednak zanim zdołał dodać cokolwiek, przesłała mu mentalny policzek.

- To za tyle lat nieobecności, żebym nie wyszła na mięczaka - wyjaśniła, gdy Gabriel złapał się za twarz. - Możesz mi pomóc, ale pod jednym warunkiem: nie będziecie się kłócić z wujkiem Casem, bo oboje was spalę w świętym oleju, choćby to miała być ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu. Jasne?

Wyciągnęła przed siebie dłoń, po krótkim namyśle Gabe uścisnął ją z wyrazem ulgi i firmowym uśmiechem na twarzy. Po chwili dziewczyna powtórzyła gest, tym razem w kierunku Castiela. Ten potrząsnął jej ręką bez chwili zastanowienia.

Sammy uśmiechnął się do brata, ten skinął głową z uznaniem, patrząc na to, jak mały elf, który jeszcze tak niedawno bał się wyjść z piwnicy, stał się świetnym negocjatorem. Wznieśli toast, nawet Newt wyciągnął łapkę, wiedząc, że to chwila, w której wiele rzeczy stanie się znacznie prostsze.

______________
Houk.

Tak, wiem, przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie było mnie dość długo, jedne święta, drugie, potem konkurs, wesele, kurs prawa jazdy, przepraszam.

Ale wstawiam rozdział! Nawet nieco dłuższy niż zwykle!

Całusy i uściski,
Wasza J.M.Vector ♡.♡.♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top