.11.

Widok, który zastali Dean i Castiel w łazience bunkra, był dość niepokojący. Umywalkę, ścianę i podłogę pokrywała ciemna krew, szczątki lustra połyskiwały pod zlewem, zaś obok siedział Sam, trzymający w ramionach szamoczącą się i krzyczącą Sevil. Ból, strach i nienawiść malowały się na jej bladej twarzy, tuż obok linii Blaschko, które znaczyły odsłoniętą skórę Serafinki. Cas przypadł do niej, przykładając dwa palce do jej czoła, ciało Sevil w jednej sekundzie stało się bezwładne. Dopiero wtedy Dean zorientował się, że jego młodszy brat pochlipuje cicho pod nosem, trzymając młodą kobietę z siłą, która zostawiała sińce na jej ramionach. Nie mógł tego zrozumieć...

- Sammy, hej - zaczął, ostrożnie odciągając jego silną rękę od ramienia Sevil. - Już dobrze, już po wszystkim, puść ją, Cas się nią zajmie. Sammy...

- Widziałem... - szepnął roztrzęsionym głosem, patrząc Deanowi w oczy. - Widziałem wszystko...

Starszy Winchester pokierował Castielem w taki sposób, że zniknął z dziewczyną najdelikatniej jak umiał, po czym wziął twarz młodszego brata w dłonie. Serce łomotało mu w piersi, kiedy patrzył na przerażenie Sama i drobne rany, które zadała mu Sevil w napadzie paniki.

- Co widziałeś? - spytał spokojnie, choć w środku cały się trząsł.

Sammy potrząsnął głową, potarł oczy. Dean pociągnął go w braterski uścisk, który wykorzystał również po to, aby pomóc młodszemu wstać z podłogi. Poprowadził go do biblioteki, podał mu szklaneczkę whisky, ale odmówił. Dopiero wielki puchaty kot, który wskoczył na jego kolana, wyrwał go z szoku.

- Wczoraj wszystko było w porządku - zaczął cicho, głaszcząc miękkie futro zwierzęcia. - Ten tutaj obecny kocur jest tego najlepszym przykładem, zrobiła kolację, obejrzeliśmy serial. Nawet zasnęła na trochę i chyba wtedy sprawy się posypały. Obudziła się z tymi liniami, była przerażona... - Newt wspiął się na jego kark, mrucząc głośno. - A kiedy tak tam siedziała, krzycząc, widziałem jej matkę, która nią poniewierała, czułem ból, kiedy ta pół-demonica wycinała skrzydła Sevil... Coś się stało tej nocy, a ja nie wiem, co.

Dean milczał, nie do końca wiedząc, co powiedzieć. Patrzył to na brata, to na kota, który czyścił szorstkim językiem czoło Sama.

- Młoda jest silna, a Cas na pewno jej pomoże, przecież nie zostanie taka do końca - rzekł, zdejmując mokre buty, które uderzyły w podłogę z nieprzyjemnym plaśnięciem. - Swoją drogą, jeszcze ani razu nie kichnąłem, czyli ten kocur naprawdę jest antyalergiczny.

Sam uśmiechnął się pod nosem, zaczepiając wąsy futrzaka, który miauknął gardłowo i zaatakował dłoń mężczyzny ledwo wystawionymi pazurkami. Obaj bracia patrzyli na kota nieobecnym wzrokiem, kiedy do biblioteki wszedł Castiel. Trzy głowy, dwie ludzkie i jedna kocia, obróciły się w jego kierunku z zawrotną prędkością, patrząc wyczekująco.

- Podano jej krew archanioła - rzekł zamiast wstępu, siadając przy stole ze zmęczonym wyrazem twarzy. - Mamy tylko jednego na stanie, ale to nie była jego krew.

- Co to znaczy? - rzucił Dean, zwijając pokrytą krwią kurtkę.

- To znaczy, że Ojciec wskrzesił jednego z martwych archaniołów, który jest związany z nią poprzez bezpośrednie więzy rodzinne. Moc Sevil w kontakcie z jego krwią wzrosła, wyrosła jej też dodatkowa para skrzydeł, ale widać teraz szlak migracji energii ludzkiej, demonicznej i anielskiej. Jeśli dobrze myślę, oznaczenia Blaschko powinny zniknąć w ciągu kilku godzin, góra jednego dnia. Do tej pory potrzebuje spokoju i czegoś z cukrem, dałem jej czekoladę z karmelem, ale jeszcze nie oprzytomniała.

Dean zmarszczył czoło, wyraźnie usiłując poskładać układankę, której elementy właśnie przedstawił mu Castiel. Dodatkowa para skrzydeł? Zwiększona moc? Linie Blaschko? Nie rozumiał tego. Ale słowa krew i archanioł, one mówiły mu dużo. Zbyt dużo.

- Chcesz mi powiedzieć, że w naszym bunkrze był jakiś wibly-wobbly, który nakarmił młodą swoimi płynami, przez co mamy w łazience bajzel jak po imprezie pijanych ghuli? - spytał ostrożnie, jednocześnie patrząc na ochronne sigile pokrywające ściany biblioteki.

Anioł kiwnął głową, po czym zarówno on, jak i starszy Winchester zwrócili wzrok na Sama, który patrzył w martwy punkt gdzieś nad regałem. Nie mógł sobie wybaczyć, że się nie zorientował, że poszedł spać, zamiast czuwać. Był wściekły na siebie za te wszystkie niedopatrzenia.

- Nie istnieją pieczęci, które chronią przed wtargnięciem archanioła. Z resztą, on już tu był, więc takie działania na nic się zdadzą - zaczął pewnie, lekko drapiąc się w głowę. - Potrzebujemy świętego oleju, żeby w razie czego usmażyć drania na cacy. Bez urazy, Cas - dodał szybko, robiąc przepraszający wyraz twarzy. - I musimy ustawić alarm na drzwiach wejściowych, jeśli on wie, że mamy w bunkrze chimerę, to trzeba uważać na innych. Może któryś spróbuje wejść jak człowiek.

Dean zgodził się z bratem, zaś Cas w końcu spojrzał na kota, który nadal zawzięcie czyścił czoło Sama z krwi.

- Czy to jest...?

Bracia wybuchli krótkim śmiechem; napięcie sprzed godziny rozpłynęło się w powietrzu niczym zapach gorącej czekolady.

- Dean, Cas, poznajcie Newta - rzekł Sammy uroczystym tonem, zdejmując futrzaka ze swojego karku. - W pełni antyalergiczny kot, który reaguje na komendy i jest towarzyski oraz nadopiekuńczy jak mało kto. Jak na razie biega wokół, sypia na półkach i gryzie - dodał z nutką rozbawienia w głosie. - Skoro już tu jesteście, to zorganizujcie mu jakiś drapak czy plac zabaw. Ja idę ogarnąć łazienkę.

Zostawił ich z kotem, który zajął się czyszczeniem twarzy Deana z resztek wampira.

》|||《

Czuła się tak, jakby całe jej ciało zanurzone było we wrzątku; miała wrażenie, że na skórze pojawiają się pęcherze, a kiedy chciała krzyczeć poczuła, iż gardło ma pokryte papierem ściernym. Jak miała zawiadomić braci o tym, że ktoś nad nią stał?

Intruz nachylił się nad bezwładnym ciałem Sevil, której oczy rozszerzyły się ze strachu. Było mu jej bardzo szkoda; nie rozumiał, dlaczego to małe, kruche ciało cierpi aż tak. Delikatnie odsunął ze spoconego czoła Serafinki kilka ciemnych kosmyków, dotknął lekko przesuszonej skóry na policzkach. Była piękna, naprawdę, jednak stres związany z jej matką, niech będzie przeklęta na wieki wieków, sprawił, iż wyglądała niczym cień swojego cienia.

Wprowadził ją w stan snu, który miał pomóc Sevil w zregenerowaniu sił. Rozejrzał się po jej pokoju, z uśmiechem zauważył na szafce nocnej tabliczkę karmelowej czekolady. Pstryknął palcami i obok stał już kubek gorącej herbaty z zabójczą ilością miodu. Ostrożnie nakrył Serafinkę puszystym kocem w czerwonym kolorze, delikatnie pogłaskał jej nową parę skrzydeł, na których lśniły czarne napisy.

Z uczuciem, które mogło być tylko palącymi łzami, zaczął śpiewać, śpiewać lekko roztrzęsionym głosem starą enochiańską kołysankę, która dla ludzkich uszu brzmiała niczym świergot miliona ptaków.

Sevil przewróciła się na brzuch, oddychając spokojnie, zaś on, nie przerywając dgrającego śpiewu, zaczął iskać jej skrzydła, delikatnie wygładzając wystające pióra i nanosząc świeże porcje ochronnego oleju na dalsze partie. Gruczoły u podstawy skrzydeł Serafinki wydzielały lekki olejek o zapachu wina i przypraw korzennych, tak różny od jego, który pachniał watą cukrową, czy Castiela - drzewo sandałowe.

Śpiewał nadal, tą samą kołysankę, którą dawno temu Gabriel nucił maleńkiemu Castielowi.

_____________________
HOUK!

Dobra, mendy. Za jakieś dwa rozdziały będziecie mieć odpowiedź na pytanie, kto jest intruzem.

Mój kot, Banshee, właśnie zagląda mi przez ramię i nadaje po swojemu:

Miau! Mrraur... Meoweow! Miau! Hsssy...!

Tłumaczenie:

Kłamca! Nie słuchajcie jej... Ona zje wasze serca! Kłamca! Głodna jestem...

Przynajmniej taką mam nadzieję. Równie dobrze może mi właśnie grozić śmiercią bolesną i krwawą.

Całusy,
J.M.Vector ♡.♡.♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top