XXVII
- Seks, najwspanialsza rzecz, którą to możemy robić z ukochaną osobą. Nawet jeśli jest się homoseksualnym, hetero czy bi. Dla każdej osoby, możliwość kochania się z drugim człowiekiem powinna być dozwolona. Ja sam nie jestem święty, jestem gejem. Już w wieku siedemnastu lat sypiałem z wieloma facetami, mając dziewiętnaście lat porzuciłem szkole i szpiegowałem chłopaka. Z którym to aktualnie jestem w szczęśliwej relacji, opartej właściwie na seksie. Nie mam z tym problemu, nikt nie ma i nie powinien mieć. Każdy człowiek ma uczucia, każdy potrzebuje miłości.
- Brawo! - uśmiechnąłem się, słysząc te słowa od nauczyciela. - Zdałeś Jeongguk. - wróciłem na swoje miejsce, widząc zadowolonego Namjoona.
Usiadłem obok niego, przytulając się.
- Mówiłem, że jeśli będziesz prawdziwy to wszystko się uda kochanie.. - pogłaskał mnie.
- Posłuchałem się, otworzyłem się.
✨✨✨
Po wszystkim poszliśmy na obiad, jak zwykle zjadłem dość dużo. Moim szczęściem był szybki metabolizm, nie tyłem dużo.. maksymalnie kilogram w ciągu trzech miesięcy.
- Kończ jeść ten kawałek. - mruknął, patrząc jak odkładam pizzę.
- Nie wcisnę już..
- Jeśli zjesz do końca to zabiorę Cię do zoo..
- Nie musisz kończyć. - zaśmiałem się wkładając do buzi ostatni mały kawałeczek.
- Zabiorę Cię do zoo za miesiąc..
- Hyung! - mruknąłem zawiedzony.
- Za miesiąc do zoo w Los Angeles..
- Hyung? - zdziwiłem się.
- Mam dwa bilety na samolot do właśnie LA, zawsze chciałem zabrać tam kogoś ważnego dla mnie. - zapłacił kelnerowi. - A że aktualnie to ty jesteś dla mnie najważniejszy, chudzielcu mały.. to i zabiorę Ciebie. - otworzył mi drzwi w samochodzie.
- Odezwał się pan wielce umięśniony.. - zaśmiałem się, dotykając jego brzucha gdy usiedliśmy.
✨✨✨
W domu jak zwykle czekał na nas mój mały synek.
- Wiatr! Tęskniłeś za tatusiem, moje małe słoneczko? - podniosłem go. - Mój mały aniołek, kto jest taki śliczny co? No ty jesteś.. tak.. - uśmiechnąłem się, czując jak mnie liże. - Moja malutka buba..
- Gorzej niż z dzieckiem.. - mruknął Joon. - Chodź Wiatr, dam Ci przysmak! - zawołał go, a ten odrazu uciekł z moich objęć.
- Kradniesz mi psa! - tuptałem nogą.
- Psa, którego kupiłem. - podkreślił. - Skarbie nikogo nie kradnę, wołam go tylko na jedzenie. Musi jeść, ty zjadłeś obiad więc teraz usiądź na kanapie i oglądnij sobie serial a ja zajmę się psem. - pocałował mnie.
- Jak chcesz, ja tam mogę oglądać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top